Kochani rok zbliża się ku końcowi i nie ulega wątpliwości, że przez ostatnie miesiące mówiło się więcej o kobietach, i ich miejscu w kinie czy szerzej w kulturze popularnej, niż w ciągu ostatnich paru lat. Ponieważ tematów jest sporo a emocji jeszcze więcej Zwierz postanowił napisać taki wpis – przewodnik. W którym przedstawi największe problemy, czy może zagadnienia, związane z obecnością kobiet w kinematografii.
Lista którą wam tu przedstawiam dotyczy kwestii najważniejszych i często się ze sobą zazębiających – w kilku punktach nie sposób nie dostrzec, że mówimy raczej o skomplikowanym węźle różnych problemów a nie o rzeczach które da się wyabstrahować i przedstawić jako osobne problemy. Część kwestii dotyczy też kobiet poza światem kinematografii czy szerzej rozrywki ale ponieważ Zwierz jest popkulturalny to zajmie się tylko tymi problemami które dotyczą tego fragmentu rzeczywistości. Nie mam wątpliwości, że nie są to wszystkie kwestie, nie mam też wątpliwości, że w niektórych przypadkach zaszły w ostatnich latach zmiany na lepsze – co nie wyklucza rozpoznania problemu i wskazania tych przestrzeni w których mamy do czynienia z kwestiami nad którymi należałoby popracować.
Uwaga ponieważ lista rozrosła się do niesamowitych rozmiarów to pojawi się na blogu w trzech częściach
Za mało kobiet w kinematografii (reżyserek, producentek, scenarzystek) – kobiety wciąż stanowią niewielki procent twórców pracujących w przemyśle filmowym. Jak niewielki? Posługując się dostępnymi danymi możemy stwierdzić, że w przypadku kinematografii amerykańskiej dane przedstawiają się (mniej więcej) następująco: 9% reżyserów, 15% scenarzystów, 25% producentów, 20% montażystów, 2% operatorów. Należy zaznaczyć, że przedstawione tu dane pochodzą z badań robionych w roku 2012, ale pokazujących zmiany w czasie. Na ich podstawie widać, że zmiany te wcale nie oznaczają postępu. Dla przykładu w 1998 roku procent reżyserek był taki sam jak w 2012. Z kolei badania porównujące ile było scenarzystek w roku 2004 i 2014 wykazały, że ich liczba nie wzrosła tylko spadła. Nie można więc mówić tu o prostym trendzie, poprawy pozycji kobiet w przemyśle filmowym. Nie inaczej jest w telewizji – porównując procent scenarzystek pracujących przy amerykańskich serialach między rokiem 2007 a 2010 okazuje się, że procent ten spadł z 25% do 15%. Innymi słowy – wcale nie jest coraz więcej kobiet w telewizji.
Dla niektórych taka obecność kobiet może być dowodem na inne ambicje czy inne zainteresowanie kobiet. Co ciekawe – jeśli porównamy dane dotyczące ilości kobiet kończących związane z kinematografią kierunki studiów (w Stanach 33% wszystkich studentów) z tym ile kobiet wstępuje do stowarzyszenia reżyserów (25% wszystkich członków stowarzyszenia), z tym ile kobiet dostaje wysokobudżetowe filmy do reżyserowania (6% wszystkich reżyserów), z tym ile kobiet dostaje nagrody za filmy (2% nominacji do Oscara za najlepszą reżyserię w ciągu ostatnich 27 lat stanowiły kobiety) to widać, że kobiety z każdym stopniem wwtajemniczenia mają coraz trudniej. Oczywiście można byłoby przyjąć za jakiś przedziwny fakt, że kobiety są po prostu mniej zainteresowane opowiadaniem historii za pomocą wizualnego medium jakim jest kino. Ale… czy naprawdę w to wierzycie? Zwłaszcza, że np. Polska jest ciekawym przykładem, że tam gdzie jest całkiem niezła tradycja kobiet reżyserek, reżyserujące kobiety są rosnącą i silną grupą – o Polsce sporo się mówi w kontekście kraju z którego na festiwale filmy przywożą młode, ciekawe i zaskakujące swoimi pomysłami reżyserki. To jest zgodne z zasadą, że im więcej kobiet jest w jakimś biznesie, czy środowisku tym większa szansa że przyjdą następne. Poza tym badania wskazują, że kobieta scenarzystka czy kobieta reżyserka gwarantuje o jakieś 10% więcej kobiet na ekranie.
Na marginesie warto też zauważyć, że kobiety które reżyserują często mają trudniej – o kwestiach finansowych będę jeszcze pisać ale warto przywołać tu przykład Grety Gerwig – reżyserki filmu Lady Bird – jednego z najlepiej ocenianych filmów sezonu (i chyba najlepiej ocenianego filmu w historii Rotten Tomatoes). W tegorocznym rozdaniu nominacji do Złotych Globów Gerwig na nominację się nie załapała. Wszyscy nominowani – co nikogo nie dziwi to biali mężczyźni pod pięćdziesiątkę. Fakt, że Gerwig nie została nawet nominowana doskonale pokazuje mechanizm, w którym mamy trochę samospełniającą się przepowiednię – kobiety, nawet jeśli nakręcą dobry film, są nie dostrzegane, ich nazwiska niekoniecznie docierają do młodych ludzi (ale też do producentów), mamy mniejszą świadomość, że np. kobieta też może wykonywać zawód reżysera. Żeby było jasne – kobiety stanowią trochę ponad 50% populacji i (w Stanach) 50% osób kupujących bilety do kina.
Molestowanie na każdym kroku – nie sposób omawiać kwestii kobiet w kinematografii bez wskazania na problem molestowania seksualnego. Dokładniej o akcji #metoo pisałam w osobnym wpisie (rozkładając na części pierwsze argumenty padające w dyskusji nad tym zjawiskiem). Dziś chciałabym tylko wskazać, że molestowanie możemy w świecie filmu rozpatrywać przede wszystkim na trzech płaszczyznach.
Pierwszą będzie kwestia siły i władzy – doskonale widać to po ostatnich doniesieniach związanych z wypowiedzią Petera Jacksona który wskazał, że Harvey Weinstein powiedział mu, że z dwiema aktorkami absolutnie nie da się współpracować ( min. jedną z nich była Mira Sorvino dla której postępowanie Weinsteina oznaczało wstrzymanie kariery) czy z wyznaniem Slemy Hayek która opowiadała o tym jak jej brak zgody na molestowanie sprawił, że praca nad filmem Firda była piekłem. Oba te przykłady pokazują jak bardzo kwestia molestowania związana jest z kwestią władzy i swoistą kruchością kariery aktorskiej. Brak zgody na napastowanie seksualne, w przypadku obu aktorek zakończyła się poważnymi konsekwencjami dla ich karier – co w przypadku np. Miry Sorvino sprawiło, że dziś jest znana głównie z jednego filmu ( o ironio Woody Allena). Nic więc dziwnego, że wiele młodych aktorek nie tylko boi się mówić o molestowaniu ale też – przeciwstawić się takim zakusom części pracowników fabryki snów. Bo mówiąc o molestowaniu mogą ponieść wyższe koszty niż się na nie godząc. Przede wszystkim jednak chodzi tu nie tylko o seks ale przede wszystkim o to by pokazać swoją przewagę albo bezkarność.
Druga sprawa – dyskusja nad molestowaniem koncentruje się w przypadku Hollywood w dużym stopniu na „Kogo fajnego nam teraz oskarżą” zamiast na „Skala zjawiska jest olbrzymia”. Ostatecznie zdecydowanie więcej pisze się o osobach które dopuściły się molestowania niż o osobach molestowanych. Wiele się też mówi o nieprawdziwych oskarżeniach. Co o tyle jest ciekawe, że mamy dane które mówią po pierwsze – jak nikły procent oskarżających kobiet kłamie, ale ważniejsze – wiemy, że oskarżenie kogoś o molestowanie seksualne wcale nie wpływa pozytywnie na karierę. Wizja kobiety która oskarża o molestowanie bo chce się wybić i stać sławna rozbija się o prosty fakt, że właściwie nie sposób wskazać przykładu aktorki która na takim oskarżeniu zbudowałaby karierę. Można natomiast podać przykłady aktorek których kariera została zatrzymana po tym jak odmówiły zgody na molestowanie albo zaczęły o nim mówić.
Trzecia płaszczyzna związana jest w ogóle z dostrzeżeniem tego jak powszechne, zwłaszcza w świecie rozrywki, jest molestowanie i jak mocno jest zakorzenione w samym systemie – o czym w sumie wie każdy kto studiował historię Hollywood. Problem polega na tym, że jest to zachowanie tak bardzo wrośnięte w system, że w sumie nawet część odbiorców uważa, że kobiety bardziej przeszkadzają skarżąc się na takie traktowanie (powinny się tego spodziewać) niż domagają się zmiany. W wielu komentarzach widać że dawne nikłe rozróżnienie pomiędzy prostytutką a aktorką nadal istnieje w głowach wielu widzów. Uznaje się, że skoro aktorki „sprzedają ciało” na ekranie to powinny się godzić na molestowanie. Gdyby były porządnymi dziewczynami to pewnie i tak nie zostałby aktorkami. Poza tym – bycie aktorką przynosi takie profity, że opłaca się zrobić karierę przez łóżko.
Dla mnie osobiście jest jeszcze przerażające, że w systemie naczyń połączonych jakim jest Hollywood i obecności kontraktów, klauzul, umów itp. Aktorki często mówią o molestowaniu (już od lat) ale nie podają imion i nazwisk – nie dlatego, że chcą chronić osoby molestujące, ale dlatego, że naprawdę może się okazać że taki krok ma większe konsekwencje dla nich niż dla osoby molestującej.
Wygląd/ Wiek – jednym wielkich problemów związanych z kobietami w kinematografii jest fakt, że ich dobór jest w olbrzymim stopniu dyktowany (przede wszystkim w Hollywood) dwoma czynnikami – wiekiem i warunkami fizycznymi. Kiedy patrzymy na najlepiej zarabiające czy najbardziej nagradzane aktorki uderzy nas przede wszystkim fakt, że są o dobre kilkanaście lat młodsze od najbardziej nagradzanych i najlepiej zarabiających mężczyzn. Dlaczego? Ponieważ ogólnie role daje się dużo młodszym kobietom. Spójrzcie na Piratów z Karaibów gdzie kilkunastoletnia dziewczyna grała rówieśnicę około 30 letniego faceta. Rozbieżność pomiędzy wiekiem „sparowanych” w filmach aktorek i aktorów to często kilkanaście lat. Oznacza to ni mniej ni więcej że kobieta zbliżająca się do czterdziestki ma za sobą najlepsze lata kariery filmowej. Co innego mężczyźni, którzy głównych bohaterów mogą grać spokojnie do 50. Zresztą dobrze to widać kiedy przyjrzymy się jak różne role dostają aktorzy i aktorki w podobnym wieku. Albo inaczej – kiedy Clooney gra głównego bohatera i ma dziewczynę to nawet jak ma ok. 50 to jest to film o facecie – takim zwyczajnym facecie. Kiedy taką rolę dostaje kobieta to jest to rola dla kobiety w średnim wieku która, o mój Boże, to niesamowite ma jeszcze jakieś życie. Zresztą to akurat wiadomo, że w pewnym wieku w Hollywood są role tylko dla Meryl Streep. Druga sprawa to wygląd. Hollywood kocha młodość, ale też urodę.
Problem w tym, że w przypadku kobiet często stawia urodę na absolutnie pierwszym miejscu. Oznacza to, że w kinematografii amerykańskiej (niekoniecznie brytyjskiej) aktorka musi być przede wszystkim ładna. Oczywiście zdarzają się czasem kobiety odbiegające od wzorca urody ale dużo rzadziej niż mężczyźni. Co prowadzi do idiotycznych sytuacji gdy piękne kobiety, grają brzydule (potem zdejmuje się im okulary i prostuje włosy i okazuje się, ze to były przecież cały czas piękności), postacie historyczne które wyglądały zupełnie jak nie one, czy wręcz są chwalone za to, że dały się postarzyć albo zbrzydzić. To zresztą paradoks -żeby kobieta została potraktowana poważnie najczęściej musi zagrać wbrew swojej urodzie – Charlize Theron czy Nicole Kidman dostały swoje Oscary dopiero kiedy „udowodniły”, że nie są tylko ładne. To jakiś straszliwy paradoks – dobieramy ładne kobiety, a potem muszą nam udowodnić, że nie są tylko ładne. To nie można po prostu przyjąć klucza – dobieramy tylko utalentowane. Być może ta presja na wygląd ma coś wspólnego z faktem, że ponad 25% kobiet w filmach pokazuje się w strojach które odsłaniają dużo ciała i są „seksualne”. Kobieta musi być więc ładna i zgrabna. Jeśli z jakiegoś powodu nie jest ładna czy zgrabna to będzie obsadzana tylko w rolach postaci których wyraźną cechą jest bycie nieładną albo zgrabną. Tak jakby to była jedyna rzecz jaka może definiować charakter.
Przy czym nie jest problemem, że część, jeśli nie znakomita większość aktorek jest piękna. Kino ogólnie dobiera ładniejszych ludzi. Ale problemem jest a.) uznawanie, że uroda nie może zgrywać się z talentem b.) zbyt mała różnorodność wśród aktorek c.) odchudzanie aktorek do roli, nawet jeśli są szczupłe (ale nie bardzo szczupłe) d.) obsesja na punkcie wieku (młodego). Nie jest winą kobiet że są piękne, ale jest problemem przemysłu filmowego, że uroda staje się tak ważnym czynnikiem w karierze. I jasne – mężczyzn też dobiera się raczej po warunkach ale wciąż są to zdecydowanie luźniejsze kryteria – jest w kinematografii osobne miejsce dla „interesująco brzydkich mężczyzn”, miejsce którego nie ma dla kobiet. Jednocześnie – atrakcyjność kobiet – zarówno na ekranie jak i poza nim, uznaje się za swoisty obowiązek – kobieta na ekranie powinna być atrakcyjna. Nawet jeśli gra rolę która nic z seksualnością, czy z fizyczną atrakcyjnością nie ma wspólnego.
Reakcja na produkcje z kobietami w rolach tradycyjnie przypisanych mężczyznom – wydawać by się mogło, że pod koniec roku 2017 fakt, że kobieta może być w centrum filmu nie powinien budzić emocji. Ale budzi. Nie tak dawno Polygon opublikował tekst z którego wynika, że bardzo niska ocena Last Jedi na Rotten Tomatoes jest wynikiem zmasowanej akcji tych ludzi z Internetu, którym nie podoba się za duża obecność kobiet i przedstawicieli mniejszości w nowych Gwiezdnych Wojnach (serio ktoś tam myśli „Ej, ale dlaczego kosmiczna futurystyczna saga dziejąca się wśród setek ras z odległej galaktyki nie jest tylko o białych mężczyznach?!”). Z kolei reakcja na trailery (to ważne – nie na filmy !) produkcji takich jak nowi „Pogromcy Duchów” czy „Ocean’s Eight” jest dojmująco negatywna – bo zamieniono mężczyzn (w filmach z niemal całkowicie męską obsadą) na kobiety. Pojawienie się kobiet w rolach przeznaczonych dla mężczyzn (znaczy głównych rolach) przez wielu jest traktowane jako nadmierna poprawność polityczna, czy przejaw daleko posuniętego feminizmu. Nawet jeśli film nie ma feministycznego przesłania. Te internetowe reakcje pokazują jak mocno zakorzenione jest przekonanie, że pojawienie się kobiet w kinematografii jest odbieraniem słusznego miejsca mężczyzn. Przy czym żeby było jasne – w rolach głównych mamy stosunek mniej więcej 70% mężczyźni, 30% kobiety. A jak przypomnę na tym szalonym globie jakim jest Ziemia kobiety stanowią nieco ponad 50% populacji.
Co ciekawe, warto zwrócić uwagę, że wielu takich internetowych komentatorów (w przytłaczającej większości są to mężczyźni) postrzega powierzanie kobietom głównych ról, albo niemal wszystkich ról, jako zachowanie opresyjne. Uważają, że oznacza to koniec pomysłów w fabryce snów, marginalizowanie mężczyzn, coś z natury niedobrego i nie wygodnego. Innymi słowy – artykułują pretensje pod adresem zjawisk które przez wiele dekad były absolutną codziennością w przypadku kobiet zainteresowanych kulturą. Kiedy mężczyźnie proponuje się film z całkowicie kobiecą obsadą czuć powiew feministycznej opresji, kiedy kobiecie proponuje się film z samymi mężczyznami, to jest to po prostu kolejna produkcja – która nie wzbudzi jakiegoś większego poruszania. To ciekawe, że w sumie – często największymi wrogami kobiet w popkulturze, okazują się mężczyźni, którzy nie chcą się czuć tak jak kobiety czują się od zawsze. Warto to zapamiętać.
Brak wiary w opłacalność filmów z kobietami w roli głównej – Nie mamy dokładnych danych ile pieniędzy wytwórnie filmowe wydają na marketingową promocję filmów. Wiemy jednak, że na filmy z kobietami w rolach głównych, oraz na filmy tworzone przez kobiety wydaje się z natury mniej (mniejsze pensje aktorek i reżyserek, mniejsze koszty marketingu, mniejsze budżety). Prowadzi to do dość kuriozalnej sytuacji w której wciąż niesłychanie słabą reprezentację kobiet po jednej i drugiej stronie kamery filmowej tłumaczy się nikłym zainteresowaniem takimi produkcjami i ich nierentownością. Problem w tym, że jeśli w film nie włoży się odpowiednich pieniędzy to się ich z niego nie wyjmie. Mamy więc samospełniającą się Hollywoodzką przepowiednię. Co ciekawe, jeśli studio włoży w film reżyserowany przez kobietę podobne pieniądze co w film reżyserowany przez mężczyznę (Kung Fu Panda 3, Wonder Woman) to… niesamowite, ale filmy te potrafią przynieść naprawdę spore zyski. Zupełnie jakby płeć reżysera była mniej ważna od wysokości inwestycji. Podobnie z filmami z kobietami w rolach głównych. Przekonanie, że są one z natury mniej opłacalne prowadzi do tego, że nawet kiedy np. fani domagają się filmu o Czarnej Wdowie to dla producentów byłaby to zbyt ryzykowna inwestycja. Inna zależność mówi, że kiedy film z kobietami w roli głównej na siebie nie zarobi to jest to… wina kobiecej obsady. Doskonałym przykładem są nowi „Pogromcy Duchów”. To słaby film. Straszliwie poszatkowany, nierówny, widać że zmontowany ze skrawków większego materiału. Ale wadą filmu nie jest fakt, że jest z kobietami, ale to, że miał słaby scenariusz i reżyserię. Ale jeśli coś mamy winić to raczej mechanizm – kobiety nie są w stanie zarobić na film, niż mechanizm – słaby film zarabia miało.
To tylko pierwsza część całego spisu. Kolejne części będą pojawiać się w kolejnych dniach czyli 21 i 22.12. Mam do was prośbę by w komentarzach odnosić się do tych zjawisk opisanych w danym wpisie a nie wybiegać za bardzo do przodu. Oczywiście po trzeciej części będzie miejsce na rozmowę o tym czego w tym zestawieniu zabrakło. Ten feministyczny tryptyk to moja próba wyjaśnienia i uporządkowania treści, a także przypomnienia jak bardzo skomplikowane jest życie kobiet w świecie rozrywki. Nie oznacza to jednak, że gdziekolwiek indziej jest łatwiej.
Ps: Jak chcesz napisać że „Hur dur kiedyś nie było feminizmu i wszystkim się lepiej żyło” to nie pisz.