Dzisiejszy wpis jest wyjątkowy. Oto zaczynam na blogu nowy projekt. Projekt tak duży, że już teraz jest rozpisany na lata. Jest związany z kulturą choć niekoniecznie z samą popkulturą. Otóż Zwierz postanowił wam pokazać, że co pewien czas w blogerze coś się kryje. Na przykład głębia. Tylko nie da się do niej dotrzeć jeśli się nie zada odpowiednich pytań.
Projekt Głębia Blogera to moja odpowiedź na niedawną dyskusję w środowisku blogerskim dotyczącą tego – dlaczego tak wiele osób ma o blogujących złe zdanie. Opinii padało wiele, ale Zwierzowi zaświeciło w głowie, że wiele osób czyta o blogerach… tylko kiedy ktoś spoza blogerskiego świata zacznie zadawać im pytania. No I oczywiście większość pytań dotyczy życia blogera, zakładania bloga, radzenia sobie z hejterami, pomysłów na wpisy. Zanim człowiek się zorientuje wychodzi na zadufanego w sobie narcyza który chce mówić tylko o sobie. Czasem ktoś zapyta jak organizujemy sobie pracę albo jaki mamy stosunek do reklam. Wtedy z kolei wychodzą blogerzy na jakichś straszliwych przedsiębiorców którzy myślą tylko o kasie I jak temu czytelnikowi coś sprzedać.
Postanowiłam, że moją odpowiedzią na ten problem będzie seria wywiadów z blogerami, która nie będzie dotyczyła blogerów. A czego? Różnych problemów I kwestii na które blogerzy mogą mi odpowiedzieć korzystając z własnych kompetencji, wiedzy, przemyśleń, wykształcenia. Nie chcę rozmawiać o blogowaniu, organizacji czasu czy pomysłach na wpisy. Chcę zajrzeć do blogerskich głów I wyciągnąć z nich przemyślenia o świecie, opinie na ważne tematy czy punkt widzenia, który będzie ciekawy. Jednocześnie – ponieważ sama piszę – I wiem jak ważne jest dokładne sprawdzenie z kim się rozmawia – nie chciałabym żeby to były wywiad robione przypadkowo gdzie osobę zupełnie nie znającą się na rzeczy pytamy o jakieś istotne kwestie. Stąd przeprowadzenie takiego wywiadu wymaga przygotowania przede wszystkim ode mnie. Ale właśnie o to chodzi – jeśli blogerzy mają pokazać się z innej strony, to także ich rozmówcy (którzy na rozmowy zbyt często przychodzą z banalnymi pytaniami) muszą być zainteresowani tym co „ludzie z Internetu” mają do powiedzenia.
Na sam koniec – postanowiłam, że będą to wywiady dłuższe niż zazwyczaj – korzystające z tego co daje Internet – możliwości rozmowy bez martwienia się tym jak wiele miejsca tekst zajmie na szpalcie gazety taka rozmowa. Nie trzeba jej czytać na raz, w dniu publikacji. Spokojnie może być – jak artykuł w czasopiśmie czytana na raty. Osobiście zależy mi na tym by wywiady te były po prostu ciekawe, dobre i zmusiły wszystkich – mnie, moich rozmówców i was czytelników do myślenia i próby własnej odpowiedzi na zadane pytania.
Moim pierwszym „gościem” jest Marta Dziok- Kaczyńska znana także jako Riennahera. Wybrałam ją z dwóch powodów. Po pierwsze znamy się i przyjaźnimy od dawna, więc mogłam jej podesłać pytania o pierwszej w nocy (w Londynie gdzie mieszka Marta była zaledwie północ) a po drugie – po wielu rozmowach i lekturze jej bloga, dodatkowy research był kwestią kilku godzin czytania bloga który i tak znam i lubię. Jednak tak na serio – tematy na które często rozmawiam z Martą – historia i kinematografia są bardzo bliskie mojemu sercu. Sama Marta ma coś na ten temat do powiedzenia ,jest dumną posiadaczką licencjatu ze studiów filmowo-telewizyjnych i historii i magisterium studiów nad średniowieczem i renesansem na University of Glasgow. W Londynie, kiedy nie przekonuje ludzi, że jest elfem, pracuje w dziale reklamy w tygodniku.
Wszyscy powtarzają, że niczego się z historii nie uczymy – ale patrząc na twoje posty np. te radzące jak poradzić sobie w pracy korzystając z etykiety dworskiej – wskazują, że sporo jest do wyciągnięcia z historii. Gdzie twoim zdaniem szukać nauk?
W tekstach źródłowych oraz, niestety, opracowaniach akademickich. Być może nie na poziomie podstawówki, ale już w liceum młodzi ludzie spokojnie są w stanie zrozumieć całkiem sporo przystępnie napisanych tekstów. Piszemy przecież olimpiady z języka polskiego w oparciu o taką bibliografię i jakoś licealiści sobie z tym radzą. Mam wrażenie, że w kwestiach historii jesteśmy bardzo chronieni przed jakąkolwiek sensowną metodologią i uczymy się z infantylnych podręczników napisanych niemalże na kolanie.
Podręczniki zawsze budzą wiele emocji, co ty byś w nich zmieniła gdybyś mogła?
Traktowanie historii jak przepisu na ciasto i wyliczanek do wykucia. Przyczyny odkryć geograficznych: 1, 2, 3,4. Przyczyny Rewolucji Francuskiej : a,b,c,d. Oczywiście, uproszczenia są potrzebne, ale historia jest procesem, jednym wielkim kontekstem, a nie dodawaniem. Moim ulubionym przykładem jest upadek Cesarstwa Zachodniorzymskiego. Upadło i co, leży? Majta nóżkami jak żuczek? Tam się działo mnóstwo, mnóstwo rzeczy, a szkoła nawet nie zachęca do refleksji.
Nie myślisz że pomogłoby dodanie więcej zagadnień z historii społecznej w miejsce tej politycznej?
Pomogłoby to przede wszystkim zainteresować uczniów. Nagle rozmawialibyśmy o ludziach, nie o pomnikach.
Wspomniałaś o tekstach źródłowych. Jak do nich dotrzeć jeśli nie ma się akademickich podstaw?
Wikipedia i Internet to dobry start. Księgarnie naukowe też powinny pomóc. Wczoraj w antykwariacie kupiłam za funta wspomnienia średniowiecznego francuskiego dworzanina. Głęboko wierzę, że i w polskich antykwariatach można znaleźć ciekawe teksty.
Wiele osób kończy edukację historyczną na liceum – często nie zdając sobie sprawy że historia której uczy się w szkole to tylko pewien wstęp do wstępu. Czy masz jakieś książki ze swojej działki historii, a może książki które po prostu lubisz które chciałabyś polecić tym którzy chcieliby wyjść poza ramy edukacji szkolnej?
Szczerze mówiąc jakakolwiek specjalistyczna książka jest lepsza niż wszystkie szkolne podręczniki razem wzięte. Przede wszystkim dlatego, że pokaże szeroki kontekst. Historia na poziomie szkolnym to dziedzina nie tylko zupełnie nieodkryta, ale też po prostu zakłamana przez omijanie istotnych zagadnień. Na sam początek mogę polecić “Jesień Średniowiecza” Huizingi, bo chociaż nie zgadzam się niemal w ogóle z zawartymi w niej tezami, pokazuje jak wspaniale można opowiadać o przeszłości. O każdym zagadnieniu i o każdej epoce powstały dziesiątki świetnych podręczników i opracowań. Z własnej półki mogę wymienić pierwsze z brzegu. “Court and Civic Society in the Burgundian Low Countries C.1420-1520” (tytuł może brzmi nudno, ale to zredagowany przez mojego promotora zbiór tekstów źródłowych o późnośredniowiecznym Księstwie Burgundzkim, w którym poczytamy na przykład o ceremoniale dawania łapówek), “The Goths” Petera Heathera, książka będzie objawieniem dla tych, którzy nie do końca wiedzą co działo się w samym Rzymie i okolicach po upadku Imperium. Obecnie czytam bardzo dobrą “Armed Struggle: The History of IRA”, która w delikatny i rzetelny sposób omawia kwestie irlandzkiego terroryzmu. Pamiętam, że na studiach podobała mi się “The Lady in Medieval England 1000-1500” Petera Cossa, bardzo trzeźwo analizująca społeczną rolę kobiet z wyższych sfer w średniowiecznej Anglii. Moim absolutnie ukochanym dziełem jest natomiast książka socjologa Norberta Eliasa “The Court Society”, rozkładająca na czynniki pierwsze etykietę i relacje międzyludzkie na dworze Ludwika XIV.
Właśnie czy masz jakąś radę do czytających książki historyczne – mam czasem wrażenie, że podręczniki uczą nas że skoro jakiś badacz coś pisze o przeszłości to tak było – a to przecież niekoniecznie musi być prawda.
Nie można przeczytać jednej książki historycznej. Historyk nie jest większym ekspertem w dziedzinie niż na przykład lekarz. Jeden lekarz zdiagnozuje dolegliwość lepiej, drugi gorzej. Każdy lekarz może się czasem mylić. Trzeba czytać dużo i konfrontować ze sobą różne punkty widzenia.
Wiele osób nie rozumie znaczenia nauk humanistycznych – wskazując, że najważniejsze jest zastosowanie biznesowe i społeczne kolejnych przedmiotów ludzkich studiów i badań. Czy twoim zdaniem historycy powinni wskazywać na biznesowe zastosowania wiedzy historycznej czy obstawać przy tym, że nie każdą naukę uprawiamy dla bezpośredniej korzyści.
W internecie krąży taki zabawny obrazek wyjaśniający po co światu potrzebni humaniści. Pokrótce – nauki ścisłe powiedzą nam jak sklonować dinozaury, a nauki humanistyczne wyjaśnią dlaczego to zły pomysł. W Wielkiej Brytanii, gdzie studiowałam, wydziały humanistyczne często objęte są wspólną nazwą Humanities and Social Science. Ma to wiele sensu, ponieważ historia to jak najbardziej nauka, wynikające z niej korzyści są czysto praktyczne. Wszystko już było, w takiej czy innej formie. Ludzka mentalność zmienia się w pewnym stopniu, ale nie aż tak bardzo jak byśmy chcieli. Na podstawie trendów i zjawisk z przeszłości jesteśmy w stanie całkiem dobrze przewidzieć przyszłość. Oczywiście to co z tą wiedzą jako społeczeństwo robimy, to już zupełnie inna sprawa…”Those who cannot remember the past are condemned to repeat it.”
Poza tym chyba każdy kto przeczytał “Księcia” Machiavelliego może chyba dostrzec, że to książką zawierająca instrukcję zarządzania. Bardzo pragmatyczną, którą z powodzeniem mógłby stosować włoski książę sprzed pięciuset lat jak i współczesny polityk.
Wielokrotnie wspominasz o Księciu jako o ważnej dla ciebie książce – sporo osób ma złą opinię o tej książce, może dlatego, że wiele osób się na nią powołuje ale mało kto czytał?
Zła opinia wynika z czegoś, co opisał sam Machiavelli. Ludzie uwielbiają rozmyślać o górnolotnych ideałach i tym jak chcieliby, żeby wyglądało życie. Ale ono tak nie wygląda i nigdy wyglądać nie będzie. Lepiej skupić się na rozumieniu i doskonaleniu mechanizmów, które są naszą rzeczywistością. Z jakiegoś powodu ludzie mają wielki problem z takim pragmatyzmem.
Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że bycie historykiem czy absolwentem historii to trochę co innego niż znajomość historii. Czy mogłabyś opowiedzieć na czym polega ta różnica.
Historyk nie zna wszystkich dat i faktów z każdej epoki historycznej. Naburmuszony nauczyciel historii może udawać, że zna, ale też nie zna. Zna natomiast metodologię analizowania tekstów źródłowych, łączenia ze sobą faktów, tworzenia z tych faktów sensownej narracji i wyciągania wniosków. Wie czyjej opowieści o przeszłości ufać i do jakiego stopnia. Historycy specjalizują się też w konkretnych okresach, bo naprawdę nie da się wiedzieć wszystkiego o Napoleonie, Ludwiku XIV, Mieszku I, Katarzynie Wielkiej i Hitlerze NARAZ. Sama o Hitlerze wiem niewiele. Natomiast kiedy czytam sobie coś przypadkiem o niektórych postaciach ze średniowiecza, to potrafię powiedzieć jakiego koloru ubrania lubiły kupować ich żony albo jakie przyjęcia lubił urządzać ojciec ich teścia.
Jak myślisz dlaczego jest tyle niezrozumienia w przypadku zawodu historyka. Rzadko spotyka się kogoś kto naprawdę wie na czym polega ta praca, za to sporo osób jest bardzo uprzedzonych co do samego pomysłu studiowania historii. Czy to rzeczywiście szkoła zniechęca nas do poznawania własnej przeszłości?
Wkuwanie dat jest wyjątkowo nieatrakcyjną czynnością. Potem ciężko zrozumieć, że jacyś nudziarze w zbrojach to mogły być bardzo seksowne chłopaki. Że historia jest jak serial. Jeśli czyta się i ogląda odpowiednie rzeczy, można nawet dojść do stanu, kiedy fangirluje się postaci historyczne. Tylko trzeba dać im szansę pokazania człowieczeństwa.
Masz jakąś postać historyczną która fangirlujesz?
Fangirluję Księcia Burgundii Karola Śmiałego, odkąd przeczytałam jego ironiczne odpowiedzi na listy od Orderu Złotego Runa, które były typowym „intervention”, martwili się, bo Książę za dużo polował i mógł zrobić sobie krzywdę. Poza tym wydaje mi się ciekawym mężczyzną, miał dramatyczne konflikty z ojcem, aż musiał czasowo zabierać się z jego dworu, co mnie fascynuje. Na dodatek niespecjalnie miał kochanki, a jego małżeństwa były stosunkowo udane, co w tych czasach jest pewnym ewenementem. Poza tym fangirluję większość oficerów w pończoszkach i XIX wiecznych mundurach. Ogólnie ładnych mężczyzn na starych portretach.
Historia jest dziedziną w której sporo osób ma tak zwane „mylne” przekonanie o danej epoce np. wizja że średniowiecze było ciemne i brudne. Myślisz że da się z tym walczyć czy to nieodłączny element narracji o przeszłości.
Myślę, że to jest jakaś szkodliwa paranoiczna wizja i bardzo bym chciała, żebyśmy jako ludzkość zrozumieli jedno. Owszem, nasi przodkowie nie mieli smartfonów, nie latali w kosmos i umierali na infekcje, które dzisiaj leczymy ibupromem. Ale to nie były żadne półinteligentne małpy ani dzieci we mgle, tylko kobiety i mężczyźni z krwi i kości. Tak jak my mieli rodziny, państwa, wojny, marzenia, pasje, miłości. Oni nas wychowali i dzięki nim jesteśmy jacy jesteśmy. Okażmy im trochę szacunku.
Ludzie z przeszłości byli do nas podobni w wielu aspektach ale czasem byli zupełnie inni – myślisz że możemy tak naprawdę zrozumieć ludzi z przeszłych wieków, czy powinniśmy ich trochę traktować jak kosmitów z innej cywilizacji – gdzie nie możemy założyć że mechanizmy zachowań będą podobne do naszych.
Japończycy są do nas podobni, ale inni. Kiedy jako Polka wyjeżdżałam do Wielkiej Brytanii to Brytyjczycy też byli zarazem podobni i inni, a żyjemy w tym samym czasie, raptem tysiąc kilometrów od siebie. Możemy starać się zrozumieć różne mentalności, to nie jest niewykonalne. Wymaga natomiast chęci, otwartości i zmysłu obserwacji. Mnie osobiście to właśnie w historii najbardziej fascynuje. To jak składanie w całość elementów układanki, żeby zrozumieć, dlaczego coś dla ówczesnych ludzi miało sens, dlaczego w coś wierzyli, skąd brały się obyczaje, idee i zachowania. To jak odkrywanie nowych światów.
Żyjemy w czasach w których historia jest bardzo polityczna (a może każde czasy takie są), czy zgadzasz się, że nie sposób być historykiem czy nawet studentem historii bez wikłania się w polityczne zależności. I czy dotyczy to tylko historii najnowszej czy nawet historii średniowiecza?
Nie tylko można nie wikłać się w politykę, uważam, że historyk ma obowiązek zachowania dystansu. Wielkim błędem, wręcz niemoralnością, jest projektowanie na minione wieki interesów współczesnych. Wyciąganie z nich nauki – tak. Podkładanie ich pod własną wizję świata – to jest obrzydliwe.
A co z wyborem tematu zainteresowań – czasem historia dotyka współczesności, nawet jeszcze żyjących – wycofać się z takich badań jest niemoralne, zostać przy nich polityczne. Kiedy indziej badamy tematy trudne jak np. brytyjski kolonializm. Jak się w tym twoim zdaniem odnaleźć
Nie zakładajmy, że jeśli kogoś oceniamy pozytywnie, to nigdy nie skalał się złym czynem. Nie zakładajmy, że żeby zasłużyć na miejsce w historii, trzeba być bez skazy. Ludzie to ludzie, popełniają błędy, zachowują się podle, co nie znaczy, że są skończonymi łotrami. Stąd ważny jest kontekst epoki. Kolonializm uciskał wiele ludów, co nie znaczy, że każdy brytyjski oficer był sukinsynem.
Ja wiem, że to co napiszę wiele osób zaboli, ale tak samo żal mi młodego polskiego żołnierza, który bronił kraju przed okupantem, jak i niemieckiego chłopca, którego wysłano na front.
To są tematy trudne, ale tym bardziej pasjonujące. Dla mnie historia powinna skupiać się na rozumieniu procesów i zachowań, akcji i reakcji, na sekcji przeszłości, nie na szukaniu moralnej wyższości i podziałów my vs oni. Możemy określić zachowania jako złe, żeby więcej ich nie powtarzać, ale nie po to, żeby przerzucać się winą.
Czasem polityczne stają się rzeczy takie jak np. badanie aspektów historii kobiet – i rzeczywiście trudno to realizować w zupełnym oderwaniu od polityki. A może właśnie można tylko badacze takich zjawisk są sztucznie przypisywani do jakichś frakcji.
Polityka troszkę się pogmatwała. Ja rozumiem (chociaż totalnie nie zgadzam się z tym światopoglądem) czemu to co obecnie przedstawia się za prawicę na przykład w Polsce ma problemy z jakimkolwiek odejściem od tradycji reprezentacji, natomiast obiektywnie historia kobiet to historia kobiet. Ona już istnieje, mamy udawać, że nie? Żadna polityka tego nie zmieni.
Oprócz wykształcenia historycznego kończyłaś też filmoznastwo, stąd chciałabym cię zapytać – na co zwracasz uwagę oglądając produkcje historyczne, które przekłamania cię najbardziej denerwują, jakie trendy uważasz za korzystne.
Irytuje mnie bardzo projektowanie obecnych kanonów urody na minione wieki. Tak jak kocham oglądać na ekranie Keirę Knightley, tak niekoniecznie lubię ją w roli Georgiany Cavendish, która była atrakcyjna i zgrabna, ale też, jeśli wierzyć zachowanym wizerunkom, widocznie dobrze odżywiona. Na to jeszcze mogę przymknąć oko, bo załóżmy, że taka interpretacja pokazuje ją jako gwiazdeczkę swoich czasów. Ale już manikiur hybrydowy w serialu o średniowiecznej królowej to po prostu tandeta.
Z kwestii dużo ważniejszych niż wygląd – nie cierpię, kiedy projektujemy na przeszłość współczesne ideały. Na przykład przyjaciele ludu William Wallace w “Braveheart” czy Balian w “Królestwie Niebieskim”, po prostu idealni kochankowie i rewolucyjni bohaterowie w samym sercu średniowiecza.
Nie znoszę też fabularyzowania wydarzeń, żeby pasowały w sztywne ramy romantyczno-wojennych opowieści hollywoodzkich. One same w sobie są już tak ciekawe, że zmiany inne niż niezbędne skróty zabijają sens wydarzeń. Pasjonująca jest właśnie inność ludzi z przeszłości, a nie to, że to takie jakby “Gwiezdne Wojny” w innych kostiumach.
Sporo osób uważa dziś, że nie powinno się np. przedstawiać przemocy wobec kobiet – jako elementu „prawdy historycznej” w filmach i serialach bo nie pokazujemy innych elementów przeszłości np. popsutych zębów więc tylko promujemy wizerunki przemocy. Czy powinniśmy poprawiać przeszłość skoro opowiadamy o niej współczesnemu widzowi?
Odpowiedź jest krótka – NIE. Jeśli chcemy romansów w dziwnych kostiumach, to bawmy się w fantasy, nie w historię. Chociaż takie fantasy jak “Gra o Tron” i tak jest bardziej wiarygodne historycznie niż wiele produkcji kostiumowych. Poprawianie przeszłości w końcu prowadzi do takich koszmarków, jak anegdotyczny już motyw z Bravehearta, w którym bitwa znana jako Battle of Stirling Bridge (od, niespodzianka, mostu w Stirling) nie pokazuje żadnego mostu. Pełno mamy też filmów o wyzwolonych średniowiecznych kobietach. Szczerze mówiąc, po prostu ich nie oglądam, nie umiem się zmusić.
Biorąc to pod uwagę – jaki film twoim zdaniem najlepiej oddawał mentalność epoki o której opowiadał?
Paradoksalnie – “Maria Antonina” Sofii Coppolli. Bo totalnie wierzę w mało rozgarniętą i słabo wykształconą dziewczynę, która nie ma nic lepszego do roboty niż wydawanie pieniędzy, a rewolucja wyskakuje na nią niespodziewanie. Chociaż przekazy sugerują, że prawdziwa Maria Antonina nie była ani aż tak próżna, ani aż tak głupiutka. Kilka dobrych scen jest też w “Monty Pythonie i Świętym Graalu”. Bez żartów.
Wiele osób wskazuje, że historia to nie tyle zapis przeszłości ale to co chcemy sobie o tej przeszłości opowiedzieć, przyjmując to założenie – czy brakuje ci jakichś wątków, postaci, zdarzeń brakuje ci w popularnym sposobie opowiadania o historii. Co twoim zdaniem pomijamy a warto byłoby do tego wrócić.
Trzymamy się bardzo konkretnych okresów historycznych. Mamy sporo filmów o starożytnym Rzymie, o XVIII i XIX-wiecznej Europie i Ameryce, o wybranych momentach średniowiecza, ale są też okresy prawie nietknięte. Jakie znasz na przykład filmy o Bizancjum albo o królestwach Gotów? Mamy aż do przesytu Wikingów, a niespecjalnie kojarzę filmy o Celtach, wczesnych Słowianach, czy Królestwie Gruzji. Niektóre z tych tematów mogłyby sprzedać się gorzej, bo nie są związane z dominującą anglosaską kulturą, trzeba to niestety zrozumieć. Chociaż Goci i Celtowie powinni przemawiać do mainstreamu.
Przyznam szczerze, że zaintrygowałaś mnie tym Bizancjum bo rzeczywiście nie ma o tym filmu. Jak myślisz dlaczego tak jest – czy to świadczy o małej sile nacisku? Tym że żadne państwo nie czuje się spadkobiercą? Może to wszystko wina XIX wiecznych historyków którzy trochę nam ustawili co jest ważne a co nie?
XIX wiek skrzywdził nas bardzo, długo się jeszcze z tego nie podniesiemy, czy to w kulturze czy w polityce. Poza tym rozrywka to jednak przemysł. Wszystko co ryzykowne jest potencjalnie mniej opłacalne od tego co sprawdzone. Po co ryzykować film o Cú Chulainnie, pogańskim herosie z Irlandii, skoro wiemy, że Achilles sprzeda się łatwiej?
Skoro przy tematach omijanych jesteśmy mam do ciebie jeszcze pytanie o komedię „Śmierć Stalina”. W Wielkiej Brytanii przyjęto ją entuzjastycznie, w Polsce film nie ma dystrybutora, w Rosji go zakazano. Czy uważasz że trzeba się otworzyć na to że Stalin dla Brytyjczyków i Polaków to ktoś inny czy uznać że nigdy nie będzie wspólnej wersji historii?
Nie wiem czy to kwestia wpływu brytyjskiego uniwersytetu, ale ja śmieję się ze Stalina, chociaż moja rodzina potraciła przez Sowietów majątek, a rodzinna legenda głosi, że pradziadek spóźnił się na pociąg do Katynia ( nie chcę tutaj analizować prawdopodobieństwa tej sytuacji, rodzinna legenda to rodzinna legenda i niech taką pozostanie, po prostu opowieścią). Śmieję się i z Hitlera, chociaż hitlerowcy pozabijali inną część rodziny. Nie mam w historii ani świętości, ani wrogów, których imienia nie można wypowiedzieć głośno. To wszystko są tylko ludzie. Śmiech jest natomiast potężną bronią w walce z przeciwnikiem potencjalnie silniejszym, ta rola komizmu znana jest w literaturze i sztuce od wieków. Nie umiem powiedzieć czy to Polacy nie umieją się śmiać z Stalina, czy po prostu polski przemysł filmowy nie umie w dobrą komedię. Wracając do filmu. O tej komedii sporo się mówi ale mało kto ją w Polsce widział. A tam nikt się tak naprawdę nie śmieje ze Stalina (ten miał wylew I leży martwy), produkcja koncentruje się na walce o schedę po nim i na działaniach aparatu partyjnego.
Często rozmawiamy o przemianach mody męskiej, wskazując na to, że kolejne epoki odbierały mężczyznom kolejne elementy stroju – od peleryn i peruk, przez biżuterię i nasze ukochane pończochy. Poza pytaniem – kto najpiękniej w historii nosił pończochy, zastanawiam się czy obecne działania nad równością płci także w kwestii ubioru trochę nie próbują nas wrócić do czasów kiedy mężczyźni mogli się stroić tak samo, albo nawet bardziej niż kobiety.
Nie chcę odbierać chwały żadnej łydce, bo średniowieczne rajtuzy pokazują kształty równie pociągające, co i pończoszki z XVIII i XIX wieku. Prawda o łydce jest jedna – żeby się prezentowała właściwie, musi być umięśniona.
Nie zastanawiałam się nad aspektem czy próbujemy do czegoś wracać. Może, w końcu, po raz pierwszy, próbujemy na dobre zatrzeć granice i wszyscy być po prostu ludźmi?
Czy jest jakiś modowy trend – damski albo męski którego powrotu pragniesz?
Bryczesy i oficerki. Mój mąż próbuje bezskutecznie kupić sobie wysokie męskie buty i jest to praktycznie niewykonalne poza specjalistycznymi sklepami.