Kiedy w tym roku postanowiłam zrobić prezentownik długo myślałam nad tym jak go przygotować tak by nie działał tylko w same święta, ale też – był po prostu dobrym punktem odniesienia, kiedy kupujecie prezenty z różnych okazji. I wtedy wpadłam na genialny pomysł. Mój dzisiejszy prezentownik zawiera spis prezentów oczywistych. Takich, które są popularne, często wymieniane między ludźmi. Nie zachwycę was tu żadnym prezentem zupełnie z kosmosu, którego nikt wcześniej nigdy nie wymyślił.
Jak więc jest pomysł na to zestawienie? Otóż pomyślałam, że kiedy kupujemy prezenty oczywiste to kluczowe stają się szczegóły. Bo nawet najbardziej oczywisty prezent w doskonałym wydaniu podskakuje o kilka poziomów wyżej. Jednocześnie, gdy spróbujemy kupić coś „o oczko” lepszego to unikamy tego czego wiele osób boi się najbardziej – przekonania, że nie włożyliśmy w namysł nad prezentem dla obdarowanego ani chwili refleksji. Mam też myśl, że nie jest przypadkiem, że niektóre prezenty dajemy sobie częściej niż inne. Bo kiedy odłożymy na bok element zaskoczenia, często właśnie to co proste i dość łatwe do wymyślenia, jest też tym co cieszy najbardziej i najwięcej osób.
Jeśli nadal nie jesteście przekonani, zapraszam dalej – a moje propozycje powinny same wam ujawnić jak zwykłe potrafi być niezwykłe.
Część produktów uwzględnionych w poradniku, otrzymałam w ramach współpracy barterowej i treści sponsorowanych wszystkie są oznaczone.
ZNAJDZIECIE TEŻ DWA KODY PROMOCYJNE
Pierwszy Kopyto: Z kodem: ZPOPK-12 dostaniecie 12% zniżki poza ofertą outlet.
Drugi CoffeDesk: ZWIERZ50 – na 50 zł zniżki przy zakupie za 250 zł. Do tego 18.12 trwa dzień darmowej dostawy co znaczy, że niezależnie od wysokości zamówienia – nie płacicie za wysyłkę. Zakupy zrobione 18.12 i 19.12 trafią do was jeszcze przed Świętami.
Czapka – teoretycznie najprostszy prezent. Żeby kupić komuś czapkę wystarczy wiedzieć, że ta osoba ma głowę. W istocie dobrze dobrana czapka, to wcale nie łatwy prezent do dostania. Nie chodzi bowiem by założyć cokolwiek na głowę, ale by znaleźć odpowiedni krój, materiał, by było to coś co grzeje, ale nie przegrzewa, nie niszczy się łatwo, dobrze leży. Znalezienie takiej czapki – to dopiero nie łatwe poszukiwania. Jaką czapkę polecam? Tą z firmy Kopyto. Dostałam od nich dwie czapki parę miesięcy temu. Jedną oddałam od razu Mateuszowi, drugą zachowałam dla siebie. WILK, bo tak nazywa się czapka, którą ma mój mąż od razu awansowała w rankingu na najlepszą czapkę świata. Dlaczego? Bo jest noszona. Dlaczego jest noszona? Bo nie gryzie, nie zsuwa się, nie przeszkadza. Znalezienie czapki dla kogokolwiek, kto kręci nosem na 90% materiałów i faktur to mały cud.
Z kolei moją czapkę, piękną różową SOWĘ, przetestowałam w najbardziej ekstremalnych warunkach. Oto wzięłam ją ze sobą jadąc do Laponii. Zabrałam ją, bo pamiętałam, że ma w składzie wełnę merino, a ta jak wiadomo jest najlepsza, gdy człowiek marznąć nie chce. Nawet nie przypuszczałam, że będę ją nosić przy odczuwalnej temperaturze -30. Ale czapka przeszła ten test na medal. Ani przez moment nie było mi zimno i co ważne – nie było mi też za gorąco czego szczerze nienawidzę. Bałam się trochę, że po intensywnym noszeniu będzie po tej puchatej czapce widać, ile razy lądowała w rękawie kurtki, ale wygląda jak w dniu, w którym wyjęłam ją z pudełka.
Jestem wielką fanką prezentowania czapek i szalików. Choć niektórzy twierdzą, że to prezent prosty ja mam w głowie zawsze refleksja, że ilekroć się taką czapkę wyjmuje i zakłada, z radością czując ciepło w okolicy uszu, to myśli same biegną ku osobie, która nam ten prezent dała.
Warto rozważając zakup wełnianej czapki, sięgnąć po taką ze sprawdzonego źródła. Marka .KOPYTO. ma w swojej ofercie jako jedyna w Polsce produkty z międzynarodowym certyfikatem RWS – Responsible Wool Standard, czyli wełna użyta do ich produkcji pochodzi ze ściśle kontrolowanych hodowli bez mulesingu, okrucieństwa, gdzie środowisko naturalne i bioróżnorodność są chronione
Mam dla was też kod promocyjny. Z kodem: ZPOPK-12 dostaniecie 12% zniżki poza ofertą outlet.
W ramach współpracy z Kopyto.
Kubek termiczny – Ja wiem. Wszyscy przeszliśmy fazę obdarowywania się wzajemnie kubkami termicznymi. Tylko, że kubek terminy, kubkowi termicznemu nie równy. Wiem, co mówię, bo miałam ich w życiu kilkanaście (w tym 99% to prezenty) a trzymam się tylko jednego. Chodzi mi o Fellow Carter Move Mug. Były takie święta, gdy kupiłam takie trzy i rozdałam połowie rodziny. Serio, chciałam, żeby wszyscy się przekonali jakie to fajne. Dlaczego? Po pierwsze, to są chyba najpiękniejsze kubki termiczne jakie istnieją. Po drugie – można kupić je z trzema zakrętkami. To jest tak genialny pomysł, że jak to zobaczyłam ledwo uwierzyłam, że coś takiego istnieje. W najprostszych słowach – możemy mieć tradycyjną zakrętkę, która po odkręceniu zostawia nas z normalnym kubkiem (doskonałe, gdy w takim kubku/termosie sobie wieziemy np. barszczyk), pokrywkę z przesuwanym kawałkiem – co pozwala mieć taki ustnik jakbyśmy kupili kawę w kubku na wynos no i ostatnia zakrętka – gdy mamy w kubeczku coś zimnego, i chcemy się napić przez słomkę. Na koniec ważna uwaga – w przypadku wielu kubków, miałam przy kawie wrażenie, że jednak czuję taki metaliczny posmak. Przy tym modelu – nigdy. To może być jeden z czynników, dla których przy nim zostałam.
W ramach barteru z CoffeDesk
Kalendarz – no to Czajka wymyśliłaś. Kalendarz brzmi jak prezent kupowany w pośpiechu, kiedy biegniemy na Wigilię i natrafiamy na ostatnią otwartą pocztę w mieście. Ale jak sami wiecie są kalendarze i kalendarze. A gdy się trafi na ten idealny – pragnie się by wszyscy się o nim dowiedzieli. O niewielkim kalendarzu od Pan Kalendarz dowiedziałam się z … Internetu. Prezentowała go sympatyczna dziewczyna. Pomyślałam, spróbuję, kalendarz mi się przyda. I moi drodzy – stał się cud. Znalazłam GO! Mój kalendarz. Parę lat temu korzystałam z kalendarza Pani Swojego Czasu i bardzo go lubiłam, ale nie wrzucałam go do torebki, ilekroć wychodziłam z domu. Z Panem Kalendarzem się nie rozstajemy. Mam wrażenie, że mój wymemłany kalendarz za 2023 mógłby opowiedzieć niejedną historię.
Skąd ta miłość? Pan Kalendarz okazał się działać idealnie na mój dyslektyczny mózg. Dlaczego? Bo każdy miesiąc wygląda w nim inaczej. Ma inne rysunki inaczej zapisane cyfry – graficznie miesiące się od siebie różnią. Dzięki temu nie zawsze pamiętałam co zapisałam, ale pamiętałam, jak wyglądały strony, na których pisałam. Serio, jeśli macie w rodzinie jakiegoś dyslektyka – to zmienia życie. Ale nie trzeba mieć takich problemów by się w tym niewielkim kalendarzu zakochać. Zmieści się do torebki, ma miejsce na wszystko, jest ładny, twórczy i po prostu wygody w korzystaniu. Jedyna podpowiedź – gdy będziecie go dla kogoś kupować warto dorzucić taką łatwą do kupienia, przyklejaną pętelkę na długopis, bo kalendarz jej wyjściowo nie ma a to udogodnienie bardzo się przydaje.
Herbata – no dobra, to brzmi jak najnudniejszy prezent świata. Zwłaszcza, że wszędzie przed świętami można dostać puszkę herbaty! Tak, nie przeczę. Wszędzie można dostać herbatę. Ale taką herbatę, która wywala z butów dostać już dużo trudniej. Taką, którą człowiek chce pić codziennie a puszkę postawić na honorowym miejscu w domu, jeszcze trudniej. Jakiś czas temu za poleceniem koleżanki (jak może zauważyliście – jestem człowiekiem, który sam szuka rekomendacji). Spróbowałam herbaty od szwedzkiej firmy Teministeriet. Nie trzeba było mnie długo namawiać, bo to firma OD TEJ herbaty w muminki. Mój wyrok był jednoznaczny – herbata jest pyszna, być może najlepsza jaką piłam a próbowałam kilku różnych smaków. Moją zwyciężczynią jest Grenn Island Rose, która jest mieszanką naturalnej zielonej herbaty, papai, mango i pączków róż. Ożywcza, słodka, różana. Ideał.
Wróćmy jednak do muminków, bo to ważne! Widzicie niedawno z racji mojego pobytu w Finlandii mogłam kupić kilka pamiątek z Muminkami i rozdać je bliskim. Ten prosty test udowodnił mi, że miłość do Muminków jest powszechna. WSZYSCY obdarowani byli zachwyceni, każdy z uśmiechem przyjął muminkowy prezent. Dlatego też będę powtarzać – są prezenty i są prezenty z MUMINKAMI. Dobra muminkowa herbata to wspaniały prezent, któremu mało kto się oprze.
Tu przystańmy na moment. Otóż jest prawdą powszechnie znaną, że nie wszyscy lubią herbatę sypaną (rym ułatwia zapamiętanie). W takim przypadku dobrze podarować herbatę, bliższą czyjemuś przyzwyczajeniu. Ja osobiście polecam te od TeaPigs a już najbardziej Earl Grey w piramidkach. Kocham Earl Grey (ponieważ mój tata pił tylko tą herbatę, to gdy byłam dzieckiem nie wiedziałam, że są inne) i ta jest moim zdaniem naprawdę doskonała, zwłaszcza gdy szukamy opcji w torebce. Bo jeśli ktoś lubi herbatę w torebce, to niech się przede wszystkim cieszy herbacianym smakiem (to jak długo będzie się cieszył zależy, czy weźmie herbatę do pracy. Bo trafi do szafeczki w pracy to za dwa dni już nie będzie).
W ramach barteru z CoffeDesk
Skarpetki – w mojej rodzinie krąży anegdota, że któregoś roku mój brat dostał skarpetki i się rozpłakał. Z radości, bo naprawdę bardzo, bardzo potrzebował skarpetek a nich mu ich nie dawał, bo to taki schematyczny prezent. I tak, podarowanie komuś skarpetek może się wydawać mało oryginalne. Ale też nie ukrywajmy – dawno minęły czasy, kiedy znalezienie skarpetek pod choinką oznaczało, że czka nas pięć czarnych i pięć białych par i pięć takich dziwnie szarych jakby już były raz noszone. Współcześnie w Polsce mamy prawdziwy skarpetkowy raj. Many Mornings, KABAK i mój faworyt w tym roku – Love Poland Design.
Dlaczego akurat wyróżniam Love Poland Design? Po pierwsze – bo łechtają mój lokalny patriotyzm produkując chyba najpiękniejsze skarpetki z pałacem kultury. Gdyby nie fakt, że mam tylko dwie stopy kupiłabym wszystkie wzory. Ale spokojnie, nie trzeba być z Warszawy by się w tych skarpetach zakochać. Pomijam już, że są wzory z innych miast (Kraków, Poznań, Wrocław i Gdańsk nie poczują się pozostawione na lodzie) – po prostu nie na miastach się kończy. Są skarpetki z traktorami, wiejskimi pejzażami, dzikami – wymieniać można długo.
Tym jednak co naprawdę kocham, to ich seria skarpetek ze sławnymi Polakami. Nie mówcie nikomu, ale tata dostanie ode mnie skarpety z Piłsudzkim. Chcecie obdarować zakochaną parę? Dawajcie skarpety z Sobieskim i Marysieńką. Ktoś wspomina wielkość Polski? Na pewno się ucieszy ze skarpetek z Kazimierzem Wielkim. Naukowe ambicje? Skłodowska i Kopernik. A to nie wszystkie twarze z galerii Wielkich Polek i Polaków na skarpetkach (po nikim nie depczemy jakby co podobizny będą zdobić nasze kostki i łydki). Jedyne czego żałuję to, że jeszcze nie ma Kościuszki. Ale lobbuje. Lobbuje, jak mogę. Kiedy będą skarpetki z Kościuszką lepszego prezentu nie będzie nie tylko na święta ale po prostu pod słońcem.
Butelka do Cold Brew – Dobra to nie jest najbardziej oczywisty prezent dla wszystkich. Po prostu mam wrażenie, że do paru lat wszyscy to sobie polecają i pewnie wiele osób zadaje sobie pytanie… ale warto. Plus serio damy komuś butelkę do robienia orzeźwiającej ZIMNEJ herbaty w grudniu? Ja sama nigdy bym na to nie wpadła, ale parę lat temu Szafa Sztywniary (autorka kultowego prezentownika) zaczęła butelkę lansować. Lansowała, lansowała i uległam. Jakże dobrze było ulec. Cold Brew to jest odpowiedź na pytanie „Czy mamy w domu coś zimnego do picia” zadawane w chwili, gdy wydaje się, że jedyną odpowiedzią na upały będzie wyprawa na Grenlandię. Ja sama mam butelkę Hairo – bo jestem prawie pewna, że taką polecała Sztywniara. Jeśli już wprowadzamy kogoś na drogę cold brew dobrze dorzucić do tego herbatę, specjalnie do takiego parzenia. Ponownie polecam Teapigs – ja upieram się że grejpfrut albo nic, Mateusz skłania się oczywiście do Liczi z różą, ale czy można poważnie traktować osobę, która lubi Liczi? (mój owocowy wróg).
Pamiętajcie, że dając taki podarunek nie tylko uszczęśliwicie drugą osobę w gorący dzień ale też w zimny grudniowy wieczór przypominacie o tym co najważniejsze. Kiedyś jeszcze będzie ciepło. To ważne, żeby o tym nie zapomnieć!
W ramach barteru z CoffeDesk
Kapcie do domu – kiedy miałam kilka lat dostałam kapcie i zrobiłam dziką awanturę pod choinką. Musicie zrozumieć kapcie były w kolorze tygrysa. Widziałam je wcześniej. Wyobraziłam sobie, że dostanę pluszaka tygrysa a to były kapcie. Miałam jakieś sześć lat i przeżyłam dramat.
Jeśli jednak nie macie sześciu lat i nie podglądacie co leży pod choinką to dobre kapciuszki do chodzenia po domu – skarb. Wiem, że trwają dyskusje czy pod domu w kapciach czy bosą stopą ale nie ukrywajmy – to są rozmowy, które nie uwzględniają zimnej podłogi w zimie. O ile latem można sobie bosą stópką przebiec po mieszkanku o tyle im chłodniej tym kapciuszki wyżej na liście potrzeb.
Od kilku tygodni lansuję tezę, że nie ma wygodniejszych kapci domowych niż klapki Kubota. Ponownie – testuję to na żywym organizmie – dostaliśmy z Matuszem klapki Kubota w ramach promocji polskiego „The Office” i jak raz na stopy włożyliśmy tak pozostajemy im wierni. Klapki są lekkie, łatwo się czyszczą, mają dużo kolorów (moje do tego mają cudny napis „prawdziwy Polak), nie ślizgają się i nie spadają ze stóp. Nie są też nadmiernie miękkie co słodko wygląda, ale często utrudnia korzystanie i niekoniecznie jest najlepsze dla stóp.
Niestety klapek z wzorami z polskiego „The Office” już nie dostaniecie, ale na stronie oprócz bardzo szerokiego zestawu najróżniejszych opcji kolorystycznych jest też nowa kolekcja imprezowa – która podarowana na święta pomoże uzupełnić stylizację na każdą domówkę, gdzie surowy gospodarz każe wszystkim zdjąć buty przy wejściu. Wyobraźcie sobie wyjąć z torebki swoje imprezowe Kuboty i tanecznie wejść w nich w nowy rok.
Kawa i Kawiarka – Skoro polecam herbatę muszę polecić kawę. Z kawą jest trudniej, bo zwykle trzeba przeprowadzić długi wywiad czy obdarowany przez nasz kawosz zalewa jakąś plujkę, robi rozpuszczalną, ma ekspres itp. Innymi słowy – zawracanie głowy. Ale jest sposób by to obejść. Otóż nie tylko podarujmy kawę, ale i kawiarkę. Zdarzało mi się w życiu kilka razy nieść kawiarkę w darze i nigdy nie została ona odrzucona. Bo kawiarkę w arsenale kuchennych narzędzi zawsze mieć dobrze. A jeśli kawiarka to Bialetti. Tu mój wybór kawiarki był podyktowany krótkim researchem w sieci, który podpowiedział mi, że tu raczej nie trafię źle. Natomiast nie ukrywam – jak zobaczyłam, że taką kawiarkę ma też Robert Makłowicz to poczułam się upewniona w swoim wyborze. Przy czym nazwijcie mnie osobą zdecydowaną, ale uważam, że jeśli można komuś kupić czerwoną kawiarkę to należy kupić czerwoną kawiarkę. Czerwone kawiarki są najpiękniejsze.
A jaka kawa do tego? Nie będę tu przed wami roztaczać wizji, że wypiłam wszystkie i się doskonale znam. Wiem, że o ile miłośnicy herbaty są łagodni i świadomi, że większość ludzi na świecie się nie zna, tak napędzani kofeiną miłośnicy kawy potrafią rozpętać wojny kawowe. Natomiast kiedy dowiedziałam się, że Dolce & Gabbana przyłożyło rękę do projektu puszki kawy od Bialetti to od razu pomyślałam, że to jest taki doskonały – zwykły niezwykły prezent. Idealny dla ludzi kochających kawę i modę. Rzecz, która pozostanie na dłużej, bo nawet gdy kawa się skończy zostanie piękna puszka, gotowa przyjąć następne zmielone ziarna.
W ramach barteru z CoffeDesk
Mydło – nigdy nie zapomnę jak zdesperowana zapytałam mamę co by chciała na prezent i w odpowiedzi dostałam „mydło”. Początkowo byłam zdziwiona, ale potem pomyślałam, że nie powinno mnie to dziwić. Kiedy byłam mała znajdowałam czasem w szufladach mamy takie jeszcze zapakowane mydełka, które sprawiały, że wszystko pięknie pachniało. Do dziś uwielbiam jak po kupieniu dobrego mydła torebka przez chwile pachnie bzem albo werbeną (bo kocham te zapachy). W ostatnich latach kupienie pięknie pachnącego mydła stało się prostsze, problem. Jakie wybrać. Osobiście kocham mydła od Label des sens – wybór tych mydeł z Marsylii jest porażający i można skomponować taki zestaw jakiego nikt wam nie zaproponuje. Jeśli jednak przemawia przez was mydlany patriotyzm to z całego serca polecam Mydła od Czterech Szpaków. Zwłaszcza ich zimowa kolekcja jest super. Mydło o zapachu korzennej Koli to jest taka mieszanka, którą mogłabym się oblać od stóp do głów pierwszego grudnia i nie wychodzić z tej zapachowej bańki aż do marca. Tu też oprócz zapachów zimowych znajdziecie te, które przywodzą na myśl wiosnę i kwiaty, ciepełko i radość życia. Dla mnie takim mydłem jest to o zapachu dziewanny i rokitnika. Jak tylko je powącham mam wrażenie, że jest czerwiec a biegam po łąkach. Co jest o tyle ciekawe, że nieczęsto się to zdarza w moim życiu (znaczy bieganie po łąkach, bo czerwiec tak regularnie)
Kubek – oto on najbanalniejszy prezent pod słońcem. W ostatnich latach wszyscy darowali sobie kubki. Tak wiele się ich przewinęło pod choinkami czy w czasie urodzin, że zaczęliśmy je traktować z lekką pogardą. Tymczasem wiecie, czemu się tak wymieniamy kubkami? Bo kubki są fajne. A już takie, które pasują do naszych potrzeb, są ładne czy oryginale są najfajniejsze. Nie zliczę ile razy obdarowywałam mojego męża litrowym kubkiem na herbatę. Tak robiłam to kilka razu ponieważ Mateusz kubki kocha ale też mamy koty co znaczy, że kubki się tłuką. Sama zdecydowanie wolę kubek mniejszy, ale za to jestem zakochana w kubkach, które nie mają uszu. Mam swoją pokaźną kolekcję kubków, od Mamsam, gdzie każdy wygląda tak samo, ale mają różne napisy i wzory. Natomiast niedawno odkryłam piękno Fellow Joey Mug. To bardzo niewielki kubeczek (mniej niż 300 ml) ale za to przepiękny. Ma podwójne ścianki więc ciepło ucieka z niego wolniej, jest idealny na jedną poranną kawkę. Kawkę, która musi być mała, bo jak jest duża, to jej nie dopijam, odstawiam a potem … cóż potem mam kawę z dodatkiem kociej sierści. Pamiętam jak parę lat temu nie mogłam na święta wyjść z domu i dostałam piękny kubek i pamiętam jaka byłam wtedy szczęśliwa. Bo czasem jedyne co może nam dać świat to kawa w pięknym kubku.
W ramach barteru z CoffeDesk
Przymknij oczy i pomyśl. Oto droga osobo czytająca siedzisz na rodzinnej Wigilii. Prezenty rozdane. Taty nie ma w pokoju, wyszedł sprawdzić w lustrze jak wygląda w nowej czapce. Stryjek demonstruje wszystkim jak się wymienia nakrętki w kubku podróżnym. Kuzynka informuje resztę rodziny, że mydło o zapachu rokitnika będzie trzymać u siebie w pokoju, żeby jej nie zużyli. Brat z bratową już założyli skarpetki z królem Sobieskim i Marysieńką. Babcia pyta czy ktoś ma długopis to od razu wpisze wszystkie urodziny do nowego kalendarza. Mama śmieje się, że pierwszy raz w życiu ma coś od Dolce & Gabbana. Herbata dla ciotki krąży wokół stołu, bo każdy otwiera puszkę i wącha jak smakuje. Ty zaś szczęśliwy czytelniku siedzisz u szczytu stołu i myślisz, że nawet nie zdają sobie sprawy, że najlepszy prezent dostałeś właśnie ty. Tobie bowiem przypada korona prezentowego mistrza.
PS: Jak pewnie część osób zauważyła brakuje na liście najoczywistszego ze wszystkich prezentów, czyli – świeczki. Nie ma go tu ponieważ nie mogę wam polecić żadnej świeczki. Nie korzystam z nich. Wszystko za sprawą kota Panko, który uważa, że ogień jest jego przyjacielem. To w porównaniu z całkowitym brakiem mózgu i pomyślunku tworzy pewne niebezpieczeństwo – głównie dla kota Panko.