Istnieje możliwość że mój mąż się zakochał. Powiecie, zdarza się Zwierzu, wszak to już ponad rok po ślubie, serce może podążać w różne strony. Problem w tym, że on się zakochał w grze planszowej. Plus jest taki, że nie on sam bo i ja mam wobec niej ciepłe uczucia. Gra nazywa się Sagrada i jest pięknem i dobrem. I piszę to nie dlatego, że FoxGames które mi ją przysłało zapytało czy nie napiszę recenzji.
Właściwie nie wiem od czego zacząć bo mam tyle pozytywnych uczuć względem tej gry, że najchętniej wpychałabym wam ją do ręki bez dodawania czegokolwiek więcej niż konspiracyjny szept „zagraj”. No ale to ma być porządna recenzja. W samej grze wcielamy się w twórców witraży, którzy korzystając z kolorowych kostek (w grze jest 90 kolorowych kostek do gry w pięciu kolorach) wypełniamy wzory witraży. Do wyboru jest kilkanaście wzorów – łatwiejsze i trudniejsze. Zabawa polega na tym, że rzucamy kostkami (ilość kostek którymi rzucamy zależy od ilości graczy) i z tego co nam wypadnie staramy się dobrać takie które pasują do wzoru naszego witraża. Wzory różnią się trudnością – najłatwiejsze mają mało obostrzeń (poza podstawowymi np. dwie kostki o tym samym kolorze czy liczbie oczek nie mogą stykać się bokami), najtrudniejsze wymagają od nas zastosowania pełnej gamy kolorów, czy konkretnej sekwencji oczek na kostkach.
Jeśli macie wrażenie, że gra może przypominać trochę zagadkę logiczną w typie sudoku, to macie rację bo wybierają kostki i planując każdy ruch musicie pamiętać, że później w grze może się okazać że zablokowaliście sobie możliwość skorzystania z jakiejś kombinacji kostek która mogłaby wam pomóc wypełnić do końca witraż. Jednak nie tylko o samo układanie witrażu chodzi. Każdy gracz ma swój osobisty cel (oznaczający na który kolor kostek musi zwracać uwagę by dostać więcej punktów) a wszyscy gracze starają się spełnić cele grupowe – które zwykle polegają na tym, że np. dostaje się punkty za obecność w witrażu jakiejś kombinacji kolorów, cyferek czy układu kostek.
Żeby gracze nie umarli ze smutku kiedy znów wypadły złe kostki albo kiedy nie mają odpowiedniego koloru do dołożenia – można korzystać z narzędzi. Za korzystanie z narzędzi płaci się specjalnymi tokenami. Im trudniejszy witraż wybraliście do wykonania tym więcej tokenów dostajecie do użycia. Jeśli z nich nie skorzystacie pod koniec gry będą się liczyły jako punkty zwycięstwa (dodatkowe). Co ciekawe – na początku gry kiedy narzędzia są zwykle mało potrzebne są tanie, ale im dalej tym więcej trzeba za nie zapłacić. Ale im później tym częściej się przydają. Dlatego grając trzeba korzystać z narzędzi rozsądnie i rozważnie. Z drugiej strony narzędzia pozwalające przesuwać kostki czy je przerzucać też wymagają zastanowienia – tak by jak najlepiej skorzystać z tej szansy.
Dlaczego zakochaliśmy się w tej grze? przede wszystkim jest piękna. Nie ładna, tylko piękna. Każdy element sprawia taką autentyczną estetyczną przyjemność. Do tego jest doskonale wykonana – wspomniane przeze mnie tokeny które dostajemy by wykorzystać przy narzędziach to śliczne szklane łezki, które przyjemnie trzyma się w dłoniach. Kostki mają fantastyczne kolory tak że samo wyciąganie ich z woreczka sprawia przyjemność. Doskonałym pomysłem jest system wymiany wzorów witraży – każdy gracz dostaje swój witraż a wzory wsuwa się do takiego kartonowego okna. Proste ale sprawia przyjemność. Całość jest cudownie dopracowana, wypraska – zrobiona tak, że jest miejsce na wszystko. Nasze kostki trzymamy w ślicznym kolorowym woreczku. Wiecie co – nawet okładka tej gry jest po prostu ładna i jeśli postawicie ją na półce to ludzie będą się was pytali – co to takie ładne. Ja nie jestem niesamowicie wyczulona estetycznie ale ta gra mnie uwiodła.
Do tego gra ma jeszcze jeden element który sprawił, że przynajmniej mój małżonek dostał na jej punkcie lekkiej obsesji. Otóż gra ma tryb jednoosobowy, który jest trudny. To znaczy ma trochę inne zasady niż tryb wieloosobowy i pokonanie gry jest zdecydowanie bardziej skomplikowane. Po tym jak Mateusz spędził kilka wieczorów przegrywając z grą specjalnie weszłam do Internetu poczytać opinie i okazuje się, że sporo osób ma problem żeby wygrać. Ale wiecie co… to jest fajne. Bo zamiast łatwego zwycięstwa jest poczucie prawdziwego osiągnięcia kiedy się w końcu wygra. Oczywiście byłoby lepiej gdyby Mateusz nie liczył po nocach jak dokładnie musiałaby się ułożyć rozgrywka żeby na pewno wygrał. To znaczy to miłe że nad tym rozmyśla ale dlaczego mnie budzi by przedstawić mi wyniki swoich obliczeń to już inna kwestia. W każdym razie – tryb jednoosobowy wciąga, trochę jak układanie pasjansa. Jestem pewna że dzień w którym Mateusz wygra z grą będzie w naszym domostwie dniem świętowania i szampana.
Nie będę ukrywać – moim zdaniem to jest genialna gra żeby ją kupić na Mikołajki albo na Święta. Po pierwsze – wyjaśnienie zasad zajmuje kilka minut a po jednej rozgrywce nawet osoba nie znająca za bardzo świata gier planszowych poczuje się pewnie. Po drugie – czy wspomniałam już że jest absolutnie prześliczna? Serio dawno nie widziałam takiej pięknej gry planszowej, to jest gra na która autentycznie przyjemnie patrzeć – nawet jak się nic nie dzieje. Po trzecie – to gra dla maksymalnie czterech osób ale minimalnie dla jednej – co wcale nie zdarza się tak często, tymczasem są ludzie tacy jak np. Mateusz którzy lubią grać w gry planszowe nawet w pojedynkę (co prawda mało kto grał w życiu tak jak on – sam w grę kooperacyjną, z motywem zdrajcy, ale mój mąż to bardzo wspaniały i specyficzny człowiek). Po czwarte – moim zdaniem gra ma bardzo dobry stosunek jakości do ceny – kosztuje sto złotych z małym kawałkiem, ale to nie jest gra która łatwo się znudzi – wręcz przeciwnie jeśli kupicie ją na święta to do Sylwestra wasza matka zostanie jej mistrzynią i będzie się wam śmiała w twarz. Śmieję się ale mam wrażenie że to doskonała gra rodzinna właśnie dlatego, że jest tu element miłej i nie bardzo agresywnej rywalizacji ale przede wszystkim kombinowania. I to takiego logicznego kombinowania a nie tylko związanego z jakimś światem gry.
Sagrada to dokładnie ta gra którą wyciągasz na stół kiedy idziesz do rodziców, albo kiedy masz wśród gości znajomych którzy nie są zaangażowani w świat planszówek. Ale jest to też doskonała druga gra wieczoru. Nie wiem jak wy ale my wieczory spędzamy grając zwykle w dwie gry. Jedna wymagająca wielkiego zaangażowania i kombinowania – i druga lekka która przynosi sporo radości i ma łatwe zasady – dotychczas taką drugą grą wieczoru często było „Wsiąść do Pociągu” czy „Splendor” – gry w które gra się prosto a zasady tłumaczy przez pięć minut. Teraz jestem pewna że do tej listy dołączy Sagrada która być może wysforuje się na pierwsze miejsce bo ja uwielbiam gry gdzie się rzuca kośćmi. Nie wiem skąd to mam ale bawi mnie niesamowicie. Być może jest we mnie jakaś żyłka hazardzisty.
Na koniec muszę wam powiedzieć, że o ile nie jestem wielką fanką Kickstartera jako takiego to w przypadku gier planszowych to jest jedna z najpiękniejszych rzeczy jaka się nam przydarzyła. Tyle wspaniałych gier powstało właśnie dzięki wsparciu ludzi na Kickstarterze. Miałam okazję grać w kilka z nich i muszę powiedzieć – pod względem pomysłów nie odbiegają od pomysłów tradycyjnych studio (bo często są to ci sami twórcy) natomiast pod względem wykonania – czy pomysłu na wykonanie – wiele z nich przewyższa to co zwykle serwują gry planszowe. Serio najładniejsze i najlepiej wykonane gry jakie widziałam narodziły się na Kickstarterze (nawet jeśli potem były dystrybuowane przez tradycyjne wydawnictwa growe).
W Polsce Sagradę wydało wydawnictwo FoxGames i naprawdę zrobili dobrą robotę. To znaczy – gra jest dobrze przetłumaczona i porządnie wydana. A tłumaczenie niekoniecznie musiało być proste, bo np. narzędzia których możemy używać w czasie układania naszego witrażu mają bardzo specyficzne nazwy. Dobra już kończę się zachwycać ale jeszcze raz stwierdzę – jeśli chcecie komuś kupić prezent na gwiazdkę który będzie ładny, da sporo radości i jeszcze do tego nie znudzi się szybko to Sagrada byłaby jedną z pierwszy rzeczy o której pomyślałam. Zwłaszcza że jej zasady naprawdę może pojąć już młodszy nastolatek (zwłaszcza taki który lubi łamigłówki) a i starsi dorośli którzy niekoniecznie mają doświadczenie z grami ale np. układali pasjansa znajdą tu coś dla siebie. Albo wiecie co- kupicie ją sobie sami i obserwujcie nagły przyrost znajomych którzy muszą wpaść na planszówki.
PS: Wpis powstał przy współpracy z FoxGames, którzy co prawda mi płacą ale z drugiej strony, ja o drugiej w nocy wysłuchuję wizji kombinacji kostek zapewniających zwycięstwo więc czuję że jesteśmy naprawdę kwita.