Dziś moi drodzy przychodzę do was (ponownie) z próbą skuszenia was na zakup gry – jak rozumiecie czuję się w obowiązku być tą siłą która zawsze waszych oszczędności pragnąc zawsze do wydatków namawia. Ale sami musicie mnie zrozumieć – kiedy człowiek znajdzie fajną planszówkę to musi się podzielić z czytelnikami. Zwłaszcza gdy jest to coś czego się nie spodziewał. A tak właśnie było w przypadku polskiej edycji gry „World of Warcraft. Wrath of the Lich King”
Sama gra korzysta z mechaniki systemu gier „Pandemic”. Co ciekawa – sama nigdy nie grałam w oryginalny „Pandemic” (za to Mateusz ma za sobą wiele rozgrywek a nawet rozegranie ze znajomymi „Pandemic. Legacy”). Nie znaczy to, że nie miałam styczności z tym systemem. sama przez ostatnie kilka lat grałam z lubością w „Pandemic: Czas Cthulhu”, które muszę przyznać – bardzo polubiłam i wyciągałam, ilekroć była ku temu okazja. Muszę jednak powiedzieć, że po pewnym czasie gra zrobiła się nieco przewidywalna a zwycięstwa – mimo, że liczne, robiły się coraz mniej satysfakcjonujące. Pod tym względem Warcraftowy Pandemic jest z jednej strony nieco prostszy od tego klasycznego (łatwiej można się przemieszczać, plansza jest mniejsza) z drugiej ma więcej elementów, które mogą wpływać na rozgrywkę.
Oprócz bohaterów po planszy przemieszcza się też Król Lisz, który zwiększa obrażenia w rejonie, w którym się pojawi. Oprócz zabijania ghuli i plugastw (które bardzo nas lubią i zawsze przemieszczają się do pola, na którym jest bohater) mamy tu też do wykonania cztery misje. Gra nie byłaby sobą, gdyby nie odliczała nam na torze rozpaczy i plagi nie odliczała nam czasu do niechybnej zguby. Zwłaszcza, że kiedy dojdziemy do ostatnich pól toru plagi (karty plagi oczywiście możemy wylosować z talii bohaterów) to rozkładamy ghule w pięciu miejscach na planszy co chyba każdemu kto gra w Pandemic wydaje się absolutnym koszmarem.
Warto zaznaczyć, że przez większość rozgrywki byłam przekonana, że idzie nam wspaniale i w ogóle nie ma mowy o klęsce a potem nagle gra zrobiła się zdecydowanie trudniejsza i zaczęliśmy umierać i zbierać kolejne punkty rozpaczy. Co moim zdaniem pokazuje, że gra jest dość dobrze wyważona. Nie zdarzy się tak, że gra zacznie wygrywać z tobą w dwóch pierwszych turach ale jeśli poczujemy się zbyt pewnie to może się okazać, że te kilka punktów życia, które mają nasi bohaterowie to naprawdę mało w spotkaniu z królem Liczem i jego armią.
Po dwóch rozgrywkach muszę powiedzieć, że wprowadzenie misji, do których wykonania potrzebne są karty, oraz kostek (z obrażeniami i obroną) które decydują o tym jak szybko misję wykonujemy sprawia, że gra staje się i nieco bardziej nieprzewidywalna i wymaga dodatkowego elementu kooperacji – przed każdą turą warto się bowiem zastanowić, kto będzie uciekł przed Plugastwem, kto będzie mordował ghule a komu opłaca się przenieść na pole misji i być może przy wsparciu innych graczy starać się je wykonać. Co ważne – po tym jak wykonamy misję dostajemy nagrodę – która rzeczywiście pozwala trochę zwiększyć nasze szanse na przetrwanie.
Dodatkowo gra pozwala bardzo różnicować poziom trudności – do pierwszej gry poleca się wybrać konkretne misje, warownie (czyli karty które zapewniają nam możliwość dodatkowego odpoczynku i podreperowania naszego stanu zdrowia) i nagrody, potem możemy dowolnie modyfikować trudność, więc zanim gra zacznie nas nudzić – trochę w nią pogramy. Co prawda już podczas pierwszej rozgrywki pomyślałam, że to taka gra która aż prosi się o dodatek, ale myślę, że to może być tylko kwestia czasu – bo podejrzewam, że niedługo może się pojawiać kilka dodatkowych misji.
Gra jest bardzo piękna. Zarówno plansza, jak i figurki (które aż proszę się o pomalowanie, do czego będą namawiać Mateusza) i wszystkie dodatkowe elementy robią naprawdę dobre wrażenie. Mam poczucie, że nawet jeśli nic się nie wie o świecie Warcrafta to sama estetyka gry jest na tyle przyjemna, że może się po prostu spodobać. Świetnym pomysłem jest składana kartonowa cytadela, w której odbywa się ostateczna rozgrywka – niby nic a człowiek cieszy się jak dziecko, kiedy ostatecznie pokona króla Lisza w jego własnej cytadeli, plus to po prostu atrakcyjny wizualnie element. Karty też są ładnie wykonane choć już na pudełku znajdziecie radę by koniecznie włożyć je w koszulki (nawet jest napisane w jakie dokładnie i której firmy). Mam drobną pretensję do wypraski, bo jest bardzo minimalistyczna a przy grze gdzie mamy kilka figurek zdecydowanie wolę kiedy wypraska jest bardziej rozbudowana i mam pewność, że nie zgubi się żaden element. Z drugiej strony – może wydawca (w Polsce grę wydał Rebel) nie chciał już zwiększać ceny – co też nie dziwi, bo gra już nie jest najtańsza.
Gra pozwala na rozgrywkę maksymalnie pięciu osób na raz – choć teoretycznie można grać nawet jednoosobowo, to jak przy każdej grze kooperacyjnej – mam wrażenie, że zabawnie zaczyna być dopiero od trzech graczach – to jest ten problem, bo jest sporo gier, w które da się grać w dwie osoby, ale niekoniecznie jest to najwyższy poziom rozrywki. Jeśli chodzi o tłumaczenie – to na razie nie wyłapaliśmy jakichś drastycznych błędów, ale też prawda jest taka, że po pierwszych konsultacjach z instrukcją by sprawdzić, jak się gra bardzo się w nią nie wczytywaliśmy. Natomiast ponieważ gra jest po polsku to wszystkie nazwy ze świata Warcrafta są zapisane po naszemu co niektórych może dziwić czy denerwować (np. ja nadal jestem w szoku, że pisze się Król Lisz).
Na koniec, jeśli chodzi o cenę gry to bardzo polecam się rozglądać po różnych sklepach, bo ceny są bardzo różne. Myśmy nasz egzemplarz kupili na stronie Taniej Książki, gdzie był przeceniony o 20 procent, ale widzę, że to nie jest najtańsze miejsce w sieci – gra kosztuje od 220 do 160 złotych więc rozumiem, że każda złotówka w kieszeni ma tu znaczenie. Przy czym moim zdaniem wykonanie jest na tak wysokim poziomie, że jest swojej ceny warta, a jeśli dodatkowo macie w domu fana Warcrafta (tak jak ja) to daje to dodatkową radość. No i wciąż edycja polska jest tańsza od anglojęzycznej. Tylko teraz siedzę i myślę sobie, że skoro mam wersję Warcrafta to jeszcze przez kilka miesięcy nie powinnam kupować „Pandemic. Upadek Rzymu” choć ta wersja też mnie bardzo kusi. No ale zanim ruszę na kolejne zakupy będę musiała jeszcze kilka razy pokonać Króla Licza.