Kiedy zaczynałam grać w gry planszowe, zupełnie nie wiedziałam, że mają one swoje podkategorie. Wydawało mi się, że gra to gra i to czy mi się spodoba jest zupełnie niezależne od tego z jakiej mechaniki korzysta i do jakiego gatunku należy. Im więcej grałam tym bardziej uświadamiałam sobie, że w istocie czasem ważniejsze od przedmiotu gry jest właśnie to – czy korzysta z takiej mechaniki, którą lubię. Metodą prób i błędów doszłam do wniosku, że jedną z moich ukochanych kategorii gier są tzw. „deck buildery” czyli gry w których buduje się własną talię i korzysta z możliwości jakie dają dokupywane czy dobierane karty. Jest w tej mechanice coś niezwykle przyjemnego co sprawia, że często te planszówki trafiają na szczyt listy gier, w które mam ochotę zagrać. Dlatego kiedy wydawnictwo Egmont zapytało czy nie chciałabym zagrać w ich deck buildera „Batman Metal” nie wahałam się ani chwili.
„Batman: Metal” to najnowsza gra z serii DC Deck Building Game ( w tej serii wyszedł min. Pojedynek Super bohaterów i „Wieczne Zło”). Tym razem gra nawiązuje do serii komiksowej „Batman: Metal” (komiksy wychodzą w Polsce więc spokojnie można je kupić jeśli ich nie znacie) ale nie trzeba znać historii z komiksu by dobrze się bawić w czasie rozgrywki. Jak pisałam – jest to deck buider co znaczy, że grę zaczynamy z kilkoma podstawowymi kartami na ręce (w zależności od tego na ile osób gramy będzie to więcej lub mniej) i dzięki mocy którą nam dają – możemy dokupywać kolejne karty – które sprawią, że w każdym kolejnym ruchu będziemy mieli coraz większe możliwości.
Kupujemy więc Ekwipunek, rekrutujemy bohaterów, korzystamy z super mocy, możemy też wystawić kartę miejsca która będzie nam dawała dodatkowe umiejętności do końca gry. Są też karty Łotrów – ilekroć ich pokonamy (z wyjątkiem Superłotrów) trafiają do naszej talii. Nie tylko mogą nam dodać mocy ale też mogą zaatakować innych graczy – dając nam chwilową przewagę. Jednocześnie na kartach są punkty zwycięstwa, które podliczamy dopiero pod koniec gry. Oznacza to, że z każdą zakupioną kartą nasza talia jest też warta coraz więcej – a to w połączniu z zabijaniem superłotrów prowadzi nas do zwycięstwa.
Jednocześnie oprócz kart które coś nam przynoszą (np. podstawowa karta „Cios” daje nam 1 mocy) są też karty które będą obciążać naszą talię. Są to podstawowe karty „Bezsilności” (mamy je od początku) które nic nam nie dają nieco zaśmiecając nam talię i karty „Słabości” które już poważnie nam szkodzą – nie tylko osłabiają naszą talię (bo mają ujemne punkty zwycięstwa) ale też gdy mamy ich za dużo w talii ryzykujemy, że nasz bohater zostanie uwięziony. Skąd Słabości biorąc się w naszej talii? Cóż pojawiają się tam albo gdy walczymy z super łotrem (bo to jest nasz główny cel – pokonać wszystkich Superłotrów i uratować uwięzionych super bohaterów) albo też możemy sami zaryzykować (w przypadku niektórych kart) i obciążyć talię słabością by coś zyskać.
Na całe szczęście nie jest tak źle – swoją talię możemy czyścić korzystając ze specjalnych kart które pozwalają nam odrzucić zarówno „Bezsilność” jak i „Słabość”. Dodatkowe zdolności mają też same postaci super bohaterów którymi gramy. Bywają one niezwykle przydatne np. Superman jest mniej podatny na Słabości (wcale nas to nie dziwi) a Batman ilekroć musimy wyłożyć „Słabość” pozwala nam podejrzeć górne karty naszej talii i zdecydować co z nimi zrobimy. Bohaterów jest wielu więc to kogo wybierzemy i jak wykorzystamy ich możliwości wpływa na rozgrywkę. Do tego cały czas w trakcie trwania gry możemy rekrutować nowych bohaterów co sprawia, że pod koniec rozgrywki czujemy się jakbyśmy zarządzali własną Ligą Sprawiedliwości.
„Batman: Metal” to gra w którą można grać od dwóch do pięciu osób. Z różnych względów nie miałam okazji jej przetestować na większej grupie ale mogę z ręką na sercu powiedzieć – na dwie osoby działa doskonale. Powiedziałabym wręcz, że można nie zauważyć, że została przygotowana tak by mogło w nią grać więcej graczy. Choć trzeba przyznać, że np. działanie łotrów jest nieco inne kiedy ich atak może być skierowany przeciwko wybranej osobie, niż wtedy kiedy jest oczywiste że oberwie nim zawsze druga osoba, z którą gramy. Nie mniej – jeśli zastanawiacie się czy warto kupować grę jeśli macie tylko jedną osobę do wspólnej gry – to tak zdecydowanie warto – gra jest niezwykle przyjemna na dwie osoby.
Tym co urzekło mnie w „Batman: Metal” (a także w ogóle w całej serii tych gier deckbuildingowych) jest to, że są one bardzo kompatybilne z dodatkami które pojawiają się na rynku – innymi słowy – bardzo łatwo sprawić, że nasza gra będzie się zmieniać i rozwijać. Np. niedawno na rynku pojawił się dodatek „Batman Ninja” i już wiem, że następną rozgrywkę „Batman: Metal” zagram korzystając z tego dodatku – nie tylko dlatego, że jestem ciekawa jak to zagra ale też – po prostu dlatego, że wydaje mi się to bardzo zabawne (kocham niedorzeczność „Batmana Ninja”). Lubię kiedy gry są kompatybilne i łatwe do poszerzania. Nie tylko dlatego, że dodatek do gry to doskonały prezent (kupowanie sobie wzajemnie dodatków do gier tradycją w moim domu) ale też dlatego, że to wydłuża żywotność gry i sprawia, że ciągle nas zaskakuje.
Zresztą trzeba powiedzieć na marginesie, że tym co czyni grę jeszcze bardziej atrakcyjną to fakt, że jest po prostu bardzo ładna. Twórcy sięgają po grafiki znanych rysowników DC, a do tego pojawiają się nawiązania do konkretnych serii i kadrów komiksowych. Co znaczy, że jeśli dobrze znamy materiał wyjściowy to mamy jeszcze więcej frajdy. Ale nawet jeśli nie znamy komiksu – w „Batman: Metal” część kart ma piękny metaliczny połysk co sprawia, że gra jest jeszcze fajniejsza i ładniejsza. Choć od razu przypominam – każdą karciankę dobrze włożyć w koszulki bo inaczej szybko może się okazać że niektóre karty jesteśmy w stanie rozpoznać na pierwszy rzut oka (choć akurat ta gra wydana jest bardzo dobrze i nawet ma przemyślaną wypraskę pozwalającą utrzymywać porządek wśród kart).
Wiem, że na rynku jest wiele deckbuilderów, w tym takie, które nawiązują do postaci z DC. Przyznam szczerze, w przypadku gier wszystko zależy od osobistych preferencji i doświadczeń. Ja np. nigdy nie przystąpiłam do fandomu gier z cyklu „Legendary” ale może dlatego, że wcześniej grałam w moje ukochane „Sentinels of the Multiverse” i nie potrzebowałam podobnej gry. W przypadku „Batman: Metal” i innych gier z tej serii najbliższym skojarzeniem był dla mnie kultowy i bardzo przeze mnie kochany „Dominion” (gra w którą Mateusz może grać bez końca). W każdym razie przyznam – nawet jeśli lubię deckbuidlery to nie spodziewałam się, że ten tak mnie wciągnie. Właściwie za każdym razem, kiedy gram w grę mam ochotę zagrać jeszcze raz. Tylko Mateusz narzeka, że nie mogę zawsze wybierać Batmana jako postać startowej i powinnam zacząć próbować z innymi postaciami. Ale on się nie zna. Nie wiem, że jeśli możesz grać Batmanem zawsze powinieneś grać Batmanem.
Wpis we współpracy z wydawnictwem Egmont