Robienie podsumowania roku, jest w pewnym stopniu działaniem magicznym. Spisujemy wszystko co wydarzyło się nam przez dość arbitralnie zakreślony okres czasu a potem staramy się wydać ocenę, odnośnie wyrwanego z kontekstu fragmentu naszego życia. Nic co wydarzyło się w 2018 roku nie zaczęło się w 2018 roku – wszystko jest wynikiem jakich decyzji które podjęliśmy wcześniej, jakichś rozłożonych na wiele lat zjawisk, konsekwencją zwykłego upływu czasu. A jednak magicznie chce się to wszystko zamknąć w jednym pudełku podpisać „dobre” albo „złe” i wsadzić na pawlacz pamięci. Och gdyby to wszystko było takie proste.
Rok 2018 na zawsze pozostanie rokiem w którym umarł mój dziadek, a ja tydzień później wylądowałam w szpitalu na operacji. Oba te fakty, które zdarzyły się jeden po drugim pewnie na zawsze pozostaną w mojej pamięci jako dwa wydarzenia z 2018 roku. Co by mi się w życiu nie przydarzyło przez kolejną dekadę to za dziesięć lat ten rok będzie wyłącznie wspomnieniem tych dwóch zdarzeń. Nie mam co do tego wątpliwości. Nie chowam się przed tą świadomością. Zwłaszcza, że przecież oba te zdarzenia poprzedzały tygodnie i miesiące trosk i zdenerwowania, niedobrych przeczuć i coraz mocniej kształtującej się w głowie wizji, że nie da się zawsze oszukać losu, czy oczekiwać dobrego zakończenia. Tak zapamiętam rok 2018 – jako rok w którym przed snem dopadała mnie świadomość, że rzeczy których się najbardziej boję mogą stać się faktem. Nie miłe to uczucie i bardzo utrudniające sen. Wiem, też że wśród moich znajomych ten rok przejdzie do wspomnień jako rok co najmniej ciężki, pełen trosk, zmartwień, bezsennych nocy i mniejszych oraz większych tragedii. Tak właśnie jest.
Ale. Oczywiście, że musi być „ale” nie zostawiłabym was pod koniec roku z przygnębiającym wnioskiem, że niektóre momenty naszego życia są tak przykre i nie miłe, że chcielibyśmy nie tylko żeby minęły, ale żeby już w końcu stały się tylko wspomnieniem. Otóż – prawda jest taka, że w tym roku było całkiem sporo dni, kiedy ten ciężar wydawał się nieco lżejszy. Całkiem sporo momentów w których nad przygnębiającą świadomością okrucieństwa losu, zwyciężała nadzieja na przyszłość. Był to też jak zwykle rok kiedy najlepszym sposobem na wszelkie smutki okazywało się uciekanie w pracę. Nawet jeśli potem człowiek się zastanawiał czy zabijanie zmartwienia zmęczeniem to nie jest najgłupszy pomysł roku. Wciąż jednak był to rok który jak większość rzeczy w naszym życiu jest dość szarawy – przez który przechodzi się z radością w jednym, smutkiem w drugim oku. Dlatego też postanowiłam – trochę dla was, ale trochę dla siebie, wypisać rzeczy, które mi się w tym roku przydarzyły, a o których jak mniemam zapomnę, i znikną mi rozpływając się w poczuciu, że nic z tego roku nie chciałabym przenieść dalej. I jest to spis rzeczy dobrych i miłych, który jednocześnie w żaden sposób nie neguje rzeczy przykrych i nie fajnych. Bo tak już jest że to co jest w naszym życiu dobre nie zakrywa nieprzyjemnego. Jest raczej obok.
W 2018 roku:
– Napisałam dwie książki, z czego jedna powinna się ukazać już na początku 2019. Jeśli miałabym wam dać jedna radę – nie piszcie dwóch książek w ciągu roku bo to cholernie męczące plus człowiek bardzo krzyczy na męża żeby do niego nie mówił tylko robił kolejną kawę.
– Przypłaciłam pisanie książek na tempo najgorszym bólem pleców w historii, co skłania mnie do refleksji że powinnam wam powiedzieć, żebyście kupowali naprawdę wygodne krzesła jak chcecie być pisarzami.
– Zostałam zaproszona przez Canal Plus do komentowania Oscarów w telewizji. Potem z tego komentowania pobiegłam na nagranie programu do Onetu a potem do Radia. Mogę powiedzieć, że nigdy wcześniej nie byłam tak niesamowicie zmęczona.
– Odkryłam, że komentowanie Oscarów w telewizji jest naprawdę bardzo fajne ale NAJFAJNIEJSZE jest siedzenie w domu w piżamie i zapewnianie was że przecież ja na sto procent wiem lepiej od Akademii kto powinien wygrać.
– Kino Praha zaproponowało mi prowadzenie własnego cyklu debat o kulturze. Na razie odbyły się dwie i były jednym z najbardziej wariackich i sympatycznych wydarzeń w moim życiu jako blogerki kulturalnej. To że ktokolwiek przychodzi na spotkanie posłuchać jak rozmawiam z innymi ludźmi o kulturze brzmi jak surrealistyczne marzenie.
– Spędziłam pierwszy cały rok będąc żoną Mateusza i nie będę ukrywać – jeśli kiedykolwiek spotkacie kogokolwiek tak fajnego jak mój Mateusz to bierzcie z nim ślub w te pędy. Jakość życia podnosi się znacznie i do tego po poczuciem, że jest się osobą kochaną i zaopiekowaną, ma się doskonałe jedzenie w bonusie
– Pomogłam ujawnić jeden plagiat w ogólnokrajowym dzienniku co powinno być powodem do dumy a ostatecznie okazało się jednym z najbardziej stresujących doświadczeń roku. Cieszę się jednak że zrobiłam to co zrobiłam i że ostatecznie – okazało się, że trochę więcej osób stoi po mojej stronie, niż chce mi sprawić przykrość. Najgorsze jest jednak to, że bardzo wiele osób uznało, że robię takie rzeczy dla sławy czy poklasku, kiedy tak naprawdę chodzi raczej o zwykłą uczciwość. Pamiętajcie – bibliografia i przypisy nie gryzą!
– Z wypraw międzynarodowych uskuteczniłam tylko dwie, obie do Berlina, gdzie poczułam się zupełnie jak w domu, być może dlatego, że oba razy gościłam o naszych przyjaciół, ludzi którzy są mili, rozsądni, inteligentni i serwują swoim gościom domowy chleb z żurawiną co jest najlepsze na świecie.
– Pojechałam z mamą w góry i tak strasznie poczułam, że każdy rok w którym nie jadę z mamą w góry jest gorszy od każdego roku w którym jadę z mamą w góry. Plus byłam z mamą jeszcze na dwóch wyjazdach i na każdym kazała mi wstawać obrzydliwie wcześnie.
– W tym roku było mnie trochę mniej na konwentach i festiwalach ale pojechałam do Torunia na Polcon i spędziłam czas na chyba najsympatyczniejszym konwencie od lat. Było cudownie, a do tego pierwszy raz zobaczyłam kampus uniwersytetu w Toruniu i chyba się w nim trochę zakochałam.
– Wzięłam udział w bardzo wielu dodatkowych projektach które sprawiają mi olbrzymią radość – prowadziłam wykład przed spotkaniem dotyczącym kina Jidysz (co ciekawe już 3.01 będę to robić ponownie), jednego dnia odwiedziłam dwie biblioteki (jedną w Sopocie drugą w Gdyni) gdzie brałam udział w dyskusjach i warsztatach o książkach i blogowaniu, prowadziłam moje ukochane wykłady dla seniorów – mówiłam im o kinie dwudziestolecia, co osobiście uwielbiam. Zgodziłam się pisać teksty dla dużego portalu (tylko latem) co osobiście wspominam średnio – bo miałam wrażenie, że ja się do tego średnio nadaje. Za to pisałam też sporo tekstów na stronę Polityka.pl co sprawiło mi olbrzymią frajdę (nigdy nie przypuszczałam, że będę zadowolona z napisania tekstu o seksualności Muppetów).
– Pod koniec roku zebrałam się sama w sobie i razem z pomocą Mateusza udało nam się wyremontować kawalerkę w której mieszkałam i do której teraz przeprowadził się nasz współlokator. Za posiadaniem współlokatora trochę będę tęsknić (bo jest to człowiek przemiły) ale jednak – dwa pokoje a przede wszystkim – mnóstwo regałów na książki to spełnienie moich wielkich życiowych marzeń o tym by może nieco ogarnąć życie.
– Na Serialconie w Krakowie usłyszałam na jednym panelu, że warto robić Instastory bo dobrze się klikają. Postanowiłam spróbować i odkryłam zupełnie na nowo jaką frajdę daje mi Instagram. Zwłaszcza pokochałam Instastory gdzie można się wypowiedzieć na jakiś temat a jednocześnie – wszystkie odpowiedzi słuchaczy są prywatne do ciebie, więc nie masz tej wielkiej kłótni wszystkich ze wszystkimi w komentarzach. Plus może to złudzenie ale społeczność Instagrama wydaje się taka sympatyczna.
– Podsłuchane przeżyło kolejny rok, i to rok ważny bo po pierwsze – Zombie vs Zwierz, zostało ZVZ – z nową nazwa i nowym logo, a po drugie Czytu Czytu pięknie się rozwijało udowadniając mi, że to przed czym wiele lat się wzbraniałam – mówienie o książkach – sprawia mi olbrzymią przyjemność. Poza tym nagrywanie z Pawłem, Ocią i Megu to jedna z moich ulubionych aktywności w sieci – być może dlatego, że mam wrażenie, że to jest coś co ma przed sobą przyszłość a ja lubię czuć że coś się rozwija a nie zwija.
– Patronite.pl zaprosiło mnie do podzielenia się moimi doświadczeniami z blogowania w ramach ich współpracy z ING. Powiem szczerze – spotkanie na którym byłam zupełnie mnie zaskoczyło. Głównie tym ile osób naprawdę jest ciekawych co mogę im powiedzieć o moich działaniach w blogosferze i jak zostać popularnym albo przynajmniej rozpoznawanym. Ogólnie uwielbiam uczyć ludzi a uczenie o blogowaniu daje jakąś niesamowitą satysfakcję. Plus wiecie – ja kocham Patronite.pl bo prowadzą go tak przyzwoici i mili ludzie, że to się aż nie zdarza.
– To był rok kiedy odkryłam kurtkę w kolorze skóry jednorożca i świecące się buty i torbę która jest przezroczysta ale jednocześnie holo. Piszę o tym bo nie pamiętam kiedy ostatnio jakikolwiek trend tak bardzo mnie ruszył. Po prostu poczułam się w tym wszystkim fajnie i inaczej. A co do czucia się fajnie – ponownie – muszę powiedzieć, że to był rok w którym (między innym dzięki wsparciu dziewczyn z tej grupy) poczułam, że dość robienia sobie zdjęć tylko do połowy, że co z tego, że figura nie idealna – to był rok w którym po prostu zaczęłam sobie robić takie zdjęcia jak chciałam i czułam się z tym doskonale.
– Jak co roku trzymałam kciuki za znajomych – tych którzy szukali pracy, zmieniali pracę, szukali nowego mieszkania, kupowali mieszkanie, przeprowadzali się z miasta do miasta, zaręczali się, brali śluby, zachodzili w ciążę i rodzili dzieci. Jak zwykle sprawdziła się zasada, że w chwilach kiedy myślisz że nic dobrego się nie zdarzy spójrz na szczęście innych i czerp z niego siłę. Jeśli nic dobrego nie zdarza się nam osobiście zawsze możemy się cieszyć cudzym szczęściem.
Taki to był rok. Pracowity. Smutny. Wesoły. Pełen chwil o których chciałabym zapomnieć i takich które być może chciałabym zatrzymać w głowie na dłużej. I tak to już w życiu jest i będzie, co nie jest żadnym odkryciem – jednego dnia siedzisz sobie w ciepełku na plaży, patrzysz na męża i już chcesz powiedzieć „Chwilo trwaj” kiedy potem nagle jesteś w miejscu w którym wszystko wydaje się smutne i beznadziejne i wiesz że jeszcze długo minie zanim ktoś przyjdzie po twoją duszę i cię od tego wszystkiego uwolni. Wydaje mi się, że dorastanie polega tylko i wyłącznie na tym by zdać sobie sprawę, że nie ma jednego bez drugiego, że nie ma jednego zamiast drugiego, że jest tylko jedno i drugie, obok siebie, do końca życia, wplecione w ten kobierzec zdarzeń. I nie pozostaje już nic innego jak z nadzieją – która ponoć charakteryzuje każdego kto rano podejmie wysiłek wstania z łóżka (brak nadziei kazałby w tym łóżku pozostać) iść w rok 2019. Cokolwiek się nam zdarzy, już się pewnie dziać gdzieś zaczęło w naszych mniejszych i większych decyzjach. I jest to zarówno straszne jak i ekscytujące.
Trzymajcie się. Nadziei. Życia i siebie nawzajem. Zobaczymy się pod takim wpisem za rok znów zastanawiając się jak to wszystko mogło się zmieścić zaledwie w dwunastu miesiącach. Ale póki co zbierajcie siły. Czas otworzyć nowe pudełko.
Ps: Jutro jak zwykle tradycyjny wpis podsumowujący rok w popkulturze.