Home Aktorzy Młodzieniec czyli kim dla współczesnego kina jest Timothee Chalamet

Młodzieniec czyli kim dla współczesnego kina jest Timothee Chalamet

autor Zwierz
Młodzieniec czyli kim dla współczesnego kina jest Timothee Chalamet

W filmie „The King” jest scena gdy reżyser pokazuje nam śpiącego księcia Hala. Czarne loki następcy tronu niemal zasłaniają mu twarz, zaś kamera prześlizguje się po jego nagich ramionach, i torsie. Chudych, bladych, ale w jasnym słońcu poranka pięknych jak antyczna rzeźba. Nie jest to scena poruszająca ani też poruszająca akcję do przodu. Ale trudno o lepszą wizualną odpowiedź na pytanie kim jest dla współczesnej kinematografii Timothée Chalamet . A jest uosobieniem ideału młodzieńca.

 

 

Korzystam z tego słowa nieprzypadkowo. Moim zdaniem każde aktorskie pokolenie potrzebuje aktora który odegra im właśnie młodzieńca. Nie nastolatka, nie młodego mężczyzny tylko pewną wizję męskości, która zawiera się w tym pojęciu. Osobiście uważam, że tą funkcję dla mojego pokolenia najlepiej wypełniał Leonardo DiCaprio, myślę, że dałoby się też wskazać kilka nazwisk z wcześniejszych pokoleń (w mojej opinii można by nawet podpisać pod to Jamesa Deana).

 

Podstawą istnienia młodzieńca w kinematografii (a może i szerzej w kulturze) są trzy istotne elementy – odpowiedni dobór ról, wygląd i może ten najbardziej ulotny – percepcja społeczna. Dobór ról musi uwzględnić granie jednostek wrażliwych, błądzących ale jednocześnie – takich, którym jesteśmy w stanie wiele wybaczyć, bo podejrzewamy, że mają zadatki na wielkość. Albo przynajmniej są bardziej interesujące od całej reszty. Młodzi poeci, buntownicy i narkomani, których uzależnienie jest jednocześnie bolesne, ale jakoś tak estetycznie ładniejsze od rzeczywistego uzależnienia – to doskonały zestaw ról. Do tego potrzebny jest odpowiedni wygląd – niezaprzeczalna uroda, gładkie lico, którego wprost nie sposób wyobrazić sobie z zarostem, obowiązkowa grzywka która opada na czoło, i szczupłość, która podpowiada że należałoby młodzieńca czym prędzej nakarmić. W percepcji społecznej taki młody człowiek musi też wyróżniać się od aktorów grających po prostu role nastolatków. Choć młodzieniec sam może grywać nastolatków, to jednak nie może być związany z kinem wyłącznie dla młodych ludzi. To nie może być dzieciak grający w produkcjach Disney Channel.

 

 

Być może intuicyjnie wyczuwamy tą różnice, ponieważ jest też jeszcze jeden element – jak się wydaje pozostawiony w naszej kulturze przez starożytnych – młodzieniec musi być obiektem seksualnym. Coś co nie przeszłoby gdybyśmy mówili o nastolatkach, w przypadku młodzieńców nie irytuje, wręcz przeciwnie – wydaje się kluczowe dla stworzenia takiej postaci, takiej filmowej persony. Nie wydaje mi się zupełnie przypadkowe, że szeroka popularność Chalameta zaczęła się po „Tamte dni, Tamte noce”. Ów pięknie zakorzeniony w tradycji letnich romansów film, kulturowo idealnie wpisał się w model kształtowania obrazu młodzieńca. Lato, okres przejściowy między dzieciństwem a dorosłością, do tego romans, ze starszym od niego mężczyzną. Stąd, przynajmniej moim zdaniem, produkcja nie wywołała takich kontrowersji (przynajmniej u większości widowni) niż gdyby historia rozgrywała się między młodą kobietą, a doktorantem jej ojca. Mam wrażenie, że film dotknął bardzo starego kulturowego tropu, stąd poczucie, że wszystko jest na swoim miejscu. Tacy powinni być młodzieńcy i to przeżywać.

 

Zresztą jeśli spojrzymy na późniejsze filmy Chalameta, to dostrzeżemy, że wyróżniają się w nich dwa rodzaje ról. Jeden – to ten gdzie najważniejsza jest relacja ze starszym mężczyzną, ojcem lub figurą ojcowską – gdzie bohater albo pobiera od niego nauki, albo się przeciw niemu buntuje. Ta relacja jest ważna, bo każdy młodzieniec musi mieć kogoś kto wprowadzi go w świat. W „Królu” wydłużona rola Falstaffa, sprowadza księcia Hala, a potem Henryka V bardziej do roli ucznia, niż  samodzielnego przywódcy. Z kolei w „Moim pięknym synu” zaburzona relacja z ojcem, poczucie odtrącenia, połączone z uzależnieniem stanowi największy dramat. Koncentracja na ojcu i synu przywraca model w którym młody mężczyzna pozostawiony bez odpowiedniego wskaźnika co ze sobą zrobić pozostaje zagubiony. Jednocześnie, jego cierpienie jest cierpieniem ojca. Bo to on powinien wskazać drogę.

 

 

Drugi rodzaj ról, ustawia bohatera w roli swoistego ideału dla młodych kobiet. W „Lady Bird” jego bohater jest typowym buntownikiem pozerem, który jednak z oczywistych przyczyn jest bardziej fascynujący niż wszyscy inni chłopcy ze szkoły. Ostatecznie po coś ma się tą burzę loków i umiejętność gry na gitarze. Dorzućmy do tego papierosa i miękną niemal każde dziewczęce kolana. W „Małych Kobietkach” Chalamet ma ponownie zagrać uosobienie marzeń, niejednej czytelniczki książki, chłopaka inteligentnego, rozumiejącego i innego niż wszyscy. Takiego, który zachęca do niezależności a nie ją tłamsi. Jednocześnie fascynującego, ale z racji wieku, niegroźnego – bo nie przewyższającego dziewcząt życiowym doświadczeniem. Jest w tym trochę pozy (zresztą taką intelektualną pozę bohaterów wyśmiewa nieco „Deszczowy tydzień w Nowym Jorku) ale nie było jeszcze takiego pokolenia dziewcząt które by się na taką pozę nie łapało. Warto tu dodać, że jeśli chodzi o to postrzeganie filmowego młodzieńca jako przedmiot pożądania, to wychodzi ono poza krąg jego rówieśniczek, można wręcz powiedzieć, że nic bardziej nie utwierdza tej specyficznej roli, niż stanie się obiektem westchnień kobiet w średnim wieku.

 

Chalamet został wręcz stworzony do grania młodych następców tronu, nieukształtowanych wybrańców, od których wrażliwości zależy przyszłość sprawowanej funkcji. Nie ma się co dziwić że zagra Paula Atrydę w Diunie – w jego spojrzeniu, postawie i sposobie gry, jest tyle młodego mesjanizmu, że nawet nie trzeba będzie mu dawać żadnej kosmicznej charakteryzacji, by zagrał jednego z kluczowych młodzieńców literatury fantastycznej. Zresztą mam wrażenie, że jego występ w „The King” stanowił swoiste potwierdzenie, że do ról okazjonalnych, targanych wątpliwościami (wszak młodzieniec składa się głównie z wątpliwości)  władców nadaje się idealnie. Jednocześnie mam wrażenie, że przyjęcie ról u Allena a teraz u Wesa Andersona, dowodzi, że Chalamet pamięta o jeszcze jednym kluczowym elemencie budowania takiej kariery. Można grać role dramatyczne, ale na każdym kroku powinno się przypominać, że nie traktuje się siebie AŻ TAK poważnie. Odpowiednia doza dystansu, do własnej persony paradoksalnie pozwala ją umocnić.

 

 

Oczywiście mowa tu o filmowych krajach. W życiu publicznym tym o czym najwięcej się mówi w przypadku aktora jest jego trudny do przeoczenia styl ubierania się na czerwonych dywanach. Chalamet, jak przynajmniej twierdzą media, nie korzysta z porad stylistów ubierając się w to co mu się podoba. I niemal za każdym razem przekracza granice tradycyjnego myślenia o modzie męskiej. Niezależnie czy pojawi się w niesamowitym srebrnym garniturze (jak na premierze Króla), czy marynarkę w kwiaty, albo wysadzaną kamieniami uprząż – wszystko to idealnie pasuje do pewnej kreacji młodzieńca. Mu wolno nosić rzeczy, w których pewnie nie wyglądałby dobrze niejeden, nawet bardzo przystojny mężczyzna. To nie jest moda androgeniczna, ani kobieca, jest to moda pięknych młodych mężczyzn. Takich o których właśnie mówi się jeszcze piękny a nie przystojny, takich którzy mogą nosić wzory i kolory, które potem stają się zbyt odważne albo z braku lepszego słowa „kobiece”. O ile później takie a nie inne ubranie się na czerwony dywan wymaga odwagi tu wydaje się naturalnym przedłużeniem pewnej medialnej prezencji, wyjściem z rolą poza ekran, stworzeniem swoistego spektaklu na czerwonym dywanie. O czym, przynajmniej moim zdaniem świadczy fakt, że kiedy rzuci się okiem na zdjęcia robione aktorowi w bardziej codziennych sytuacjach, to jest on ubrany jak każdy młody człowiek – co zupełnie nie dziwi.

 

Tu pewnie niejedna osoba mogłaby rzec – czy nie za dużo w mojej analizie koncentracji na wyglądzie aktora, czy nie należałoby się skupić na technice gry, czy aktorskim talencie. Już tłumaczę. Nie mam wątpliwości że Chalamet potrafi grać. Zwłaszcza, gdy musi pokazać zblazowanie czy napięcie swojego bohatera wychodzi mu to wręcz pokazowo. Niemal całe „Tamte dni, tamte noce” zbudowane są na napięciu i trzeba odpowiedniego aktorskiego talentu by umieć je utrzymać. Także, w „The King” gdzie Chalamet głównie patrzy i słucha widać, że ma w sobie potencjał  do tego by robić najtrudniejszą rzecz w każdym filmie, grać wtedy kiedy akurat nie ma się żadnej poruszającej kwestii do wygłoszenia. Ale jednocześnie, nie ukrywam, moim zdaniem to nie talent aktorski postawił Chalameta tam gdzie teraz jest w amerykańskiej czy światowej kinematografii. To talent połączony z urodą i właśnie tym idealnym, wstrzelaniem się w sposób pokazania młodej męskości, czy męskiej młodości. Zresztą jest to dokładnie ten sam przypadek co DiCaprio (który moim zdaniem był fenomenalnym aktorem jako młody człowiek, wcale nie gorszym niż teraz, jeśli nie lepszym pod pewnymi względami) – nie ma tej kariery bez fizyczności, urody i wpasowania się w pewne marzenia, wyobrażenia i tropy. Trzeba być młodzieńcem z greckiej rzeźby, żeby być młodzieńcem z taśmy filmowej.

 

 

Kilka tygodni temu przeczytałam, że Chalamet pranie nieco przystopować z karierą aktorską. Dosłownie kilka godzin przed napisaniem tego postu, znalazłam w sieci informację, że aktor zdecydował się zagrać w sztuce teatralnej w Londynie. Obie decyzje wydają się bardzo charakterystyczne dla pewnego sposobu kształtowania się karier takich aktorów. Młodzieńcem można być tylko do pewnego momentu – potem to utożsamienie się z jednym rodzajem ról, staje się absolutnym więzieniem, z którego wychodzenie może trwać latami. Latami podczas których przychodzi czas i ową młodzieńczość z rysów zabiera (lub w przypadku niektórych pozostawia ją do końca życia, co wcale nie jest tak atrakcyjne jak mogłoby się wydawać). Jednocześnie każdy aktor, który niewątpliwie sporo swojej popularności zawdzięcza urodzie i wizualnej atrakcyjności, musi podjąć decyzję – kiedy ostatecznie udowodnić, że nie tylko o to chodziło. Chalamet ma co prawda na koncie nominację do Oscara, którą może pomachać niedowiarkom, ale wciąż – nic tak nie usprawiedliwia kariery aktorskiej, zwłaszcza tej która rozkwita w młodości, niż występy teatralne. Doskonale pokazał to jakiś czas temu Daniel Radcliffe, który w odpowiednim momencie przeskoczył z Pottera do teatru i dziś można go lubić bądź nie lubić ale nie ma wątpliwości, że jest „prawdziwy” aktorem.

 

Jeśli przyjrzeć się karierze aktora, od razu widać, że mamy do czynienia z czymś bardzo charakterystycznym – pojawia się nagle, niemal znikąd (jeśli ktoś nie oglądał Homeland, i nie pamiętał Interstellar) – a potem ma się wrażenie że jest dosłownie we wszystkim. Potem zaś towarzyszy nam już tylko przekonanie, że znamy go od dawna, i był w świecie kinematografii od zawsze. Takie intensywne kariery mają jednak to do siebie, że równie szybko co potrafią rozbłysnąć, zaczynają się zwijać. Czasem wysiada psychika, młodych przecież, aktorów, czasem następuje swoisty przesyt. Czasem młodzieniec przestaje już być młodzieńcem i widownia nie umie się z tym pogodzić. Stąd mam wrażenie, że jeśli naprawdę kibicuje się aktorowi, to najciekawsze będzie obserwowanie tych następnych kroków, kiedy już nie będzie można zastąpić połowy roli, czarnym lokiem opadającym na oko. Jak pokazują różne przypadki, aktorów takich czeka albo zapomnienie albo niesamowite sukcesy. Wszystko zależy od tego jaki z tego młodzieńca wyrośnie mężczyzna.

 

Ps: Czuję się w obowiązku wspomnieć, że ten tekst nie jest zapisem żadnej mojej fascynacji aktorem jako człowiekiem, czy jako jednostką, czy nawet jakieś wybitnej fascynacji jego urodą – interesuje mnie tu wyłącznie to jak w pewien sposób wpisuje się w kulturowy trop. Piszę ten dopisek bo mam niekiedy wrażenie, że sporo osób czyta moje tropy interpretacyjne karier, jako zapis moich własnych emocji. Tymczasem niekoniecznie tak jest. Tak więc w skrócie – uważam, że Chalamet jest pięknym młodzieńcem, i utalentowanym aktorem, ale nie darzę go żadnym szerszym spektrum uczuć. Czuję się trochę głupio pisząc ten dopisek, ale mam wrażenie, że warto to podkreślić.

 

PS2: Cały czas się zastanawiam czy Timothee połowy swojej kariery nie zawdzięcza swojemu imieniu. Nie można się nazywać Timothee Chalamet i grać młodego surfera. Człowiek jest skazany na buntowników, poetów i wrażliwców.

0 komentarz
10

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online