Przyznam wam szczerze, że mało co intryguje mnie tak jak wybuch nagłej popularności jakiegoś autora czy autorki. W przypadku Eleny Ferrante jest to jeden z najciekawszych fenomenów czytelniczych ostatnich lat. Autorka posługująca się pseudonimem, tajemnica, stroniąca od wywiadów pisze obyczajowe powieści rozgrywające się w Neapolu. Czy taką literaturą da się podbić świat? Okazuje się, że tak – dziś Ferrante to jedno z tych autorskich nazwisk które się po prostu zna, a czytelnicy szybko stają się nie tylko wielbicielami ale niemal wyznawcami włoskiej autorki. Jej nowa powieść – „Zakłamane życie dorosłych” to kolejna pozycja, która na pewno stanie się dla wielu – ważną książką.
Nie będę ukrywać – jeśli istnieje literacki kościół Eleny Ferrante to nie jestem jego wyznawczynią. Nie z niechęci, czy z poczucia, że to zła literatura – ale cykl „Genialna Przyjaciółka” mnie nie porwał. Jednocześnie stał się jedną z tych powieści, którą mój tata pochłoną niemal za jednym posiedzeniem i zażądał by obdarowywać go kolejnymi tomami. Z kolei serialowa ekranizacja wzbudziła zachwyt nie jednej mojej znajomej. Innymi słowy – nawet jeśli ja sama nie popłynęłam na tej literackiej łodzi to znam wiele osób, które Ferrante natychmiast kupiła. Stąd – zwracam uwagę, że nawet jeśli moje osobiste czytelnicze emocje bywają chłodne, to nie ma we mnie najmniejszej wątpliwości, że w prozie Ferrante jest to „coś” co sprawia, że ludzie nie tylko czytają jej książki ale rozmyślają o ich bohaterach długo po zakończeniu lektury.
„Zakłamane życie dorosłych” to jedna z tych książek w których pozornie nic wielkiego się nie dzieje. Giovanna, dziewczynka wychowana w rodzinie wykształconych nauczycieli wchodzi w okres dojrzewania. Pozornie wydaje się, że nic nie może stanąć jej na przeszkodzie – dobrze się uczy, rodzice ją kochają, uwielbiany ojciec zasypuje komplementami. Wszystko zmienia się kiedy oceny zaczynają nagle spadać, ciało zaczyna się buntować a z ust ojca słyszy uwagę, że zaczyna przypominać swoją ciotkę Vittorię – kobietę której dziewczyna nigdy nie poznała i która w rodzinie symbolizuje wszystko co najgorsze. Giovanna najpierw zadręcza się tym, że zawiodła rodziców a potem postanawia ciotkę poznać. Spotkanie z ciotką i odkrycie swojej nie znanej i mniej wykształconej rodziny otwiera przed dziewczyną nowe perspektywy – na samą siebie, na swoich rodziców, na skomplikowane i często ułożone na niedomówieniach i półprawdach życie dorosłych. A wszystko to w czasie kiedy przez organizm przetacza się burza hormonów i człowiek sam nie wie kim jest i potrafi w jednej chwili przeskakiwać od zachowań racjonalnych do zupełnie nieracjonalnych, od inteligencji, do zatrważającej głupoty, od nadmiernej emocjonalności do bezsensowne okrucieństwo.
Opowieść Ferrante jest mocno osadzona w znanych jej przestrzeniach – pozostajemy w Neapolu gdzie znaczenie ma każda ulica, każda dzielnica, każdy dom. Ustalają pozycję społeczną, przypominają o tym z jakiej klasy się kto wywodzi. Znaczenie ma też język – czy mówi się bez naleciałości, czy wtrąca się w dialekcie pojedyncze słowa, czy też mówi się już całkowicie dialektem. Neapol pozostaje swoistym mikrokosmosem, gdzie rozgrywają się większe i mniejsze rodzinne dramaty, ale też gdzie bohaterka odkrywając nowe dzielnice miasta odkrywa samą siebie. Nie bez powodu wizja wyjazdu z miasta – wyrwania się gdzie indziej staje się pewnym istotnym elementem rytuału przejścia. Nie mniej jeśli zakochaliście się w przestrzeniach o których pisze Ferrante i jej przywiązaniu do Neapolu to ta książka was nie zawiedzie, wręcz przeciwnie w czasie lektury ma się ochotę wyciągnąć mapę miasta i śledzić ulice których nazwy padają w książce.
Ferrante chwalona jest za psychologiczną wiarygodności i rzeczywiście – w oddawaniu tego co dzieje się w głowach nastolatek jest zaskakująco dobra. Już sam punkt wyjścia – przypadkowo rzucona uwaga ojca, która staje się obsesją bohaterki dobrze oddaje ten stan, w którym psychika młodej osoby jest niesamowicie wyczulona na to co mówią o niej inni. Autorka też słusznie dostrzega, że te trzynaście lat – zwłaszcza u dziewcząt – to taki dziwny wiek, kiedy można balansować między dzieciństwem a dorosłością. Przy czym widać, że poza szukaniem psychologicznej prawdy autorce zależy też na naturalizmie – zwłaszcza w odniesieniu do kwestii seksualności. Widziałam kilka opinii że jest to zniechęcający element ale osobiście miałam wrażenie, że to podejście połączone z niedolami dojrzewania dość dobrze pokazują ten fizyczny czy biologiczny moment przepotwarzania się w osobę dorosłą. Obdarcie tych wątków z romantyzmu daje nam taki surowy obraz, który przynajmniej w wielu przypadkach jest po prostu prawdziwszy.
„Zakłamane życie dorosłych” to też dobry wgląd w to jak powoli odkrywa się, że rodzice czy opiekunowie niekoniecznie są tak idealni jak może się wydawać. Z ojca bohaterki co chwilę wychodzi lęk przed swoim pochodzeniem, próba udowodnienia samemu sobie, że zostawił to gdzieś w przeszłości. Jej ciotka jest intrygującą osobą, zanurzoną w przeszłości i wspomnieniach o niej. Ale jednocześnie – najciekawsze jest to, że te rodzinne dramaty i tajemnice nie są aż tak intrygujące. Wynikają zwykle z ludzkich przywar, niespełnionych marzeń, źle ulokowanych uczuć, niepowstrzymanych emocji. Poznawanie prawdziwego życia i charakterów dorosłych sprawia, że nastoletnia bohaterka może dostrzec, że niekoniecznie podążają tam, gdzie wskazują. Odkrycie zakłamania dorosłych to też odkrycie, że wcale nie są dużo lepsi od swoich zagubionych pociech i wcale nie postępują racjonalnie. I jak zwykle pojawia się pragnienie by tych samych błędów być może nie popełnić i żyć otwarcie- ale czy to może się udać? Czy być może bycie częściowo zakłamanym – wobec siebie i wobec innych to jest nieodłączna część dorosłości. Przy czym muszę powiedzieć, że wśród wątków obyczajowych niesłychanie podobał mi się ten w którym była żona i kochanka nieżyjącego już mężczyzny żyją w dobrej komitywie, nawet dzieląc się opieką nad dziećmi. To wątek, który zwykle odrzuca się jako zbyt wydumany ale życie bywa pod tym względem właśnie takie – nieprzewidywalne i często ludzie podejmują decyzje, które nie pasują do pewnego schematu zdrady, zadry i zazdrości.
„Zakłamane życie dorosłych” to książka, która moim zdaniem przypadnie do gustu wielbicielom Ferrante bo choć nieco zmienia tematykę to trzyma się bardzo blisko tych wątków i przestrzeni które podbiły serca czytelników już wcześniej. Jednocześnie jeśli nie czytało się nic autorki – powieść daje wgląd – w siłę jej powieści, w których nic wielkiego się nie zdarza a jednocześnie – jak podkreśla niejeden recenzent – aż trudno odłożyć powieść na bok. Osobiście mam poczcie, że być może zakończenie historii jest zbyt symbolicznie oczywiste, i do jakiegoś stopnia niesatysfakcjonujące, ale jednocześnie – cała ta książka to taki wyimek z życia – fragment gdzie dużo trzeba sobie samemu dopowiedzieć i dopisać. Ja takie pozycje lubię bo mam poczucie, że są bliżej tej życiowej narracji gdzie nic nie ma po prostu końca i początku. Jedyne przed czym muszę ostrzec to nawet jeśli książka od razu nie podbije serca to trzeba przyznać, że czyta się to niemal maszynowo. Więc może lepiej zarezerwujcie sobie dzień czy dwa na lekturę.
Post powstał we współpracy z wydawnictwem Sonia Draga.