W świecie kultury popularnej zawsze będzie popyt na młode przebojowe blond dziewczyny. To element tak niezbędny, jak chłopak któremu grzywka opada na oko i zespół muzyczny, w którym najlepiej śpiewa manager. W amerykańskiej kulturze popularnej lat 90 i początku dwutysięcznych były dwie młode dziewczyny które rozpalały wyobraźnię. Jedna miała być dziewicą, druga miała epatować seksem. Jedna miała talent, druga była znana właśnie z tego, że talentu nie miała i nawet się z tym nie kryła. Obie były idealną pożywką do historii o skandalach, wpadkach i celebrytach. Pożywką, którą przyjmowało się chętnie bo ostatecznie – były młodymi, ładnymi blondynkami w świecie popkultury. Dopiero teraz po latach możemy na nie spojrzeć i zobaczyć kim naprawdę były. Z dwóch dokumentów „Kto wrobił Britney Spears” i „This is Paris” (poświęcony Paris Hilton) wyłania się obraz nie tylko tych dwóch kobiet w świecie rozrywki, ale przede wszystkim nas samych. Wielbicieli pociągów zbliżających się do ściany.
W „Kto wrobił Britney Spears” historia rozpada się na dwoje. Z początku obserwujemy karierę Britney i otaczającą ją uwagę mediów. Widzimy te same wydarzenia, o których donosiły media na początku lat dwutysięcznych, ale dziś jesteśmy już inni. Te same zdjęcia, które kiedyś w czasopismach wywoływały rozbawienie, czy chorobliwe zainteresowanie dziś jawią się jako daleko idące naruszenie prywatności i wręcz drapieżne wchodzenie w mediów w każdy aspekt życia młodej gwiazdy. Słynny zapis załamania nerwowego Britney (wydaje mi się symptomatyczne, że zgoliła wtedy włosy) – który stał się dla wielu puentą dowcipu jest dziś tak odrzucający, że zastanawiamy się sami – jak to się stało, że zaszczucie dziewczyny, było kiedyś zabawne. Podobnie jak dziś patrząc na zachowanie tej młodej piosenkarki, która tuż po urodzeniu drugiego syna, była pokazywana jako nieodpowiedzialna matka – wydaje się oczywistym zapisem depresji poporodowej. Jak to możliwe, że tak niedawno nikt nie zadawał sobie tych pytań, wręcz przeciwnie – załamanie gwiazdy było dobrym biznesem czymś na co wszyscy czekali, bo zdjęcie dziewczyny, golącej sobie głowę (by nikt jej nie dotykał) jest lepsze niż ta sama uśmiechnięta gwiazda.
Jednocześnie nie sposób poczuć ciarek żenady patrząc na kolejne wywiady i publiczne dyskusje omawiające to czy młoda piosenkarka ma prawo być pokazywana jako obiekt seksualny, w którym pytano dziewczynę czy jest dziewicą, i pytano czy co takiego zrobiła, że złamała swojemu chłopakowi serce. Zresztą w ogóle ten temat – do jakiego stopnia dziewczyna ma prawo do seksualności jest ciekawym motywem łączącym te dwa dokumenty. Zarówno Britney Spears jak i Paris Hilton są przez liczne głosy zewnętrzne oskarżane o niewłaściwy wizerunek. Jednocześnie – ten wizerunek jest tym co się sprzedaje, co jest pożądane, co wynika z tego jak dziewczyny ustawiali kolejni (męscy) fotografowie. W przypadku Britney ten wizerunek ścierał się z tym promowaniem dziewictwa, coś co dziś wydaje się zupełnie z kosmosu. Chyba dlatego, że powoli sama myśl o tym, że mogłoby nas obchodzić z kim sypia czy nie sypia kilkunastoletnia dziewczyna wydaje się być odrzucająca.
W tym wszystkim historia Britney dochodzi do punktu, gdzie majątek i prywatne decyzje piosenkarki zostają przekazane pod kuratelę jej ojcu i prawnikowi. Tu historia, która i tak była bardzo smutna, nabiera elementów teorii spiskowej. Piosenkarka nie może podejmować decyzji odnośnie swojego życia i kariery ale jednocześnie jej powrót na scenę jest coraz bardziej udany. Okazuje się, że dziewczyna, która wcześniej nie mogła podjąć decyzji o swoich finansach czy zdrowiu, może pracować i zarabiać miliony. Obserwatorzy kariery Britney i jej działalności online dochodzą do wniosku, że coś jest nie tak w tej sytuacji. Nagle prywatny problem piosenkarki, staje się czymś dużo bardziej publicznym. Wydaje się, że to kolejne szaleństwo fanów do chwili kiedy nie pojawiają się zupełnie realne podejrzenia, że Britney jest zadowolona z tej uwagi i z podniesienia tej sprawy.
Trzeba bowiem zauważyć, że w tym wszystkim Britney jest milczącą stroną. Jeśli w jakikolwiek sposób komunikuje się ze światem to tylko za pomocą iluzji na Instagramie, czy dziwnego publicznego zachowania. Ponownie – brzmi to jak teoria spiskowa, ale potem nagle sprawy sądowe ruszają i w dokumentach widać potwierdzenie intencji piosenkarki. Ona sama jednak jest tu milczącą postacią, która każe stawiać sobie pytanie – czy jedno załamanie nerwowe młodej kobiety może zaowocować utratą przez nią możliwości decydowania o sobie czy wystarczy tylko tyle? Oczywiście – są rzeczy, których się nigdy nie dowiemy (albo nie dowiemy się tak długo aż ktoś nam nie powie) ale rzeczywiście na pierwszy rzut oka wydaje się, że tam, gdzie pojawiają problemy psychologiczne, młoda kobieta i olbrzymie pieniądze tam bardzo łatwo by pojawili się ludzie, którzy chętnie wyciągną po ten majątek ręce. I częściej w historii są to mężczyźni niż kobiety.
Milczenie Britney w dokumencie o jej statusie i akcji #freebritney jest poruszające. Jednocześnie – w jakiś sposób doskonale uzupełnia je dokument „This is Paris” . Paris Hilton podobnie jak Birtney Spears była postacią bardzo określonego momentu w kulturze popularnej. Co prawda nie śpiewała, nie tańczyła, ale dobrze się bawiła i miała znane nazwisko. Co więcej, była to jedna z pierwszych osób, której seks taśma wyciekła do mediów. Ponownie – dziś, kiedy patrzymy na pierwsze lata popularności Hilton nie jesteśmy w stanie zrozumieć co się stało. A właściwie – jak niedawno pozwalaliśmy na tak wiele względem kobiet, w tym bardzo młodych kobiet. Patrząc na tych facetów w średnim wieku wyśmiewających seks taśmę nastolatki w wieczornych talk show, uświadamiamy sobie, że #metoo nie działo się za zamkniętymi drzwiami. Działo się na środku sceny i w biały dzień.
Paris inaczej niż Britney od bycia gwiazdą nigdy nie uciekała. Z tą różnicą, że podczas gdy Britney wydawała się żyć pragnieniem by wyrwać się z narzuconego wizerunku, Paris swój bardzo precyzyjnie budowała. Tak precyzyjnie, że nawet teraz po latach, kiedy mówi do kamery, że wszystko co robiła i robi jest decyzją biznesową trudno jej uwierzyć. Bo trudno uwierzyć, że dziewczyna, znana z tego, że jest znana, buduje swoje małe imperium wykorzystując to, że na dziewczynę która nie wie co to jest Wallmart i jak korzystać z mopa jest większe zapotrzebowanie niż na sprawną bizneswoman. Choć trudno ją uznać za ofiarę systemu paparazzich czy kultury plotki to nie da się ukryć, że jej kariera doskonale pokazuje, jak ci sami ludzie, którzy mogli zarobić setki tysięcy dolarów za jej zdjęcie, podrzucali je do artykułów które służyły tylko temu by opisać jaka jest głupia, nieodpowiedzialna czy oderwana od życia. Toksyczność tej relacji jest w tym momencie oczywista – zresztą Paris jest jej doskonale świadoma.
Jednak tym co, ponownie, niespodziewanie łączy Paris z Britney jest fakt, że obie – niezależnie od sukcesów zmagają się z problemami psychicznymi. Britney przeżyła bardzo publiczne załamanie, Paris, uświadamia nam, że od lat cierpi na PTSD wywołane tym, że rodzice oddali ją do szkoły, w której – od lat dręczono niesforne nastolatki, które dziś – jako dorosłe osoby zaczynają mówić o tym co im tam zrobiono. Opis przeżyć Paris i jej koleżanek z klasy (które jak widać pochodzą z różnych warstw ale wszystkie żyją z traumą przejścia przez piekło te szkoły) sprawia, że zastanawiamy się czy może nie jest prawdą to co mówią, że do blasku sławy i światła fleszy najbardziej ciągnie tych, których już wcześniej ktoś złamał. Pragnienie Paris by zarobić miliard dolarów – pragnienie, które jest w jakiś sposób realne, ale też jak sama bohaterka przyznaje – irracjonalne, staje się nie tyle popisem chciwości, ale jakiejś rozpaczliwej próby kontroli swojego życia. Zrywane zaręczyny to nie tylko sposób na przyciągnięcie uwagi prasy i wzbudzenie nowych plotek, ale lęk przed tym, że każdy kolejny mężczyzna który przyklęka na jedno kolano nie chce miłości a kontroli. I choć podejrzewam, że wielu widzów się tej narracji nie podda, człowiek musi zadawać sobie pytanie. Dlaczego ma mniej wierzyć kobiecie, która mówi, że jej życiem rządzi trauma niż kolejnemu dziennikarzowi i specjaliście od plotek, który bardzo chce by Paris była głupiutka i nigdy nie znalazła męża, bo narzeczeństwa sprzedają się lepiej niż stabilne związki.
Tym co wydało mi się w obu dokumentach najbardziej porażające to ta wizja kultury końca lat 90 początku dwutysięcznych. Moment w którym gwiazd już nie chroniły żadne mechanizmy dawnego Hollywood i przemysłu rozrywkowego, gdy wszystko było wolno, gdy każdy miał w dłoni aparat i kiedy paparazzi zamienili się z tych którzy robią kilka zdjęć zza krzaka w rozszalałą tłuszczę która prędzej stratuje gwiazdę dla zdjęcia, niż da jej przejść kilka metrów. Niesłychanie intrygująca w obu tych biografiach jest rola social mediów. To one – niezależnie od tego jak krytycznie się o nich wypowiadają nawet same gwiazdy (a właściwie Paris bo Britney milczy) dała szansę wyrwania się z matni kształtowania wizerunku tylko przez plotkarskie media. Tysiące zdjęć wrzucanych przez celebrytki skończyły intratny biznes paparazzich, bo cóż po zdjęciu zza krzaka skoro w jego miejsce możemy dostać ładne selfie. Dla Britney, Instagram, okazał się – o ile wierzymy Internautom – jedynym sposobem nie tylko na zbudowanie swojego zupełnie nowego wizerunku, ale też na publiczne przekazanie swojej postawy względem kurateli którą została objęta. Jeśli za kilka lat okaże się, że fani odpowiednio odczytali wysyłane przez nią sygnały to kto wie, może Britney okaże się jedyną osobą która naprawdę wiedziała jak wykorzystać social media.
Podczas obu seansów poczułam przemożny smutek – nie mam bowiem wątpliwości, że te dwie historie – choć przetykające się tylko w niektórych miejscach, to w istocie historie wielu, wielu kobiet i dziewcząt w świecie popkultury. Jakiś czas temu napisałam o tym jak bardzo obecna jest w popkulturze tendencja do budzenia twojej niechęci do innych kobiet. Birtney była zbyt seksowna, za mało seksowna, była złą matką, wariatką, nieodpowiedzialną, głupiutką dziewczyną, produktem swoich managerów. Paris, była pusta, głupia, puszczalska i winna temu, że setki facetów z aparatami fotograficznymi biło się o jej zdjęcie. Doskonale pamiętam ten okres, kiedy Britney miała skończyć sensowny pop, a Paris miała doprowadzić do upadku kultury, bo wszak była celebrytką czystej wody. To, że za tymi obiema dziewczynami stały olbrzymie biznesy, grupy interesów, i ludzie, którzy po prostu chcieli na tej niechęci dobrze zarobić – zawsze gdzieś umykało. Nie bez przyczyny dokument o Britney ma w tytule to dwuznacznie brzmiące „framing” które może oznaczać zarówno wrobienie kogoś jak i szukanie ramy. Bo właśnie tym są oba dokumenty – zmuszają nas do zobaczenia bohaterek w szerokiej ramie współczesnej kultury.
Oglądając oba filmy poświęciłam sporo czasu zastanawiając się jeszcze nad kwestią klasową czy pochodzenia. Britney wywodzi się z małego miasteczka w tzw. Pasie Biblijnym, konserwatywnej niekoniecznie zamożnej części Stanów. Paris Hilton, choć nie jest córką najzamożniejszego dziedzica imperium Hiltonów, to wciąż – należała do grupy niewyobrażalnie uprzywilejowanej. A jednak jak się okazuje – nic nie jest w stanie uchronić młodej dziewczyny, przed wykorzystaniem, nadużyciem i postawieniem jej w sytuacji gdy traci kontrolę nad samą sobą. Być może to jest najbardziej poruszające, że w tych dwóch historiach ta utrata kontroli, zawsze jawi się gdzieś za rogiem i staje się czymś co się kobietom po prostu przydarza. Chyba częściej niż rzadziej. I jasne, kwestie klasowe odgrywają olbrzymie znaczenie co z tym dalej można zrobić. Ale wciąż – nie chodzi o to ile masz kasy żeby poradzić sobie z traumą, tylko o to by nie doznawać traum z którymi potem trzeba sobie radzić.
W jednym z klipów pojawiających się w dokumencie o Britney pojawia się przebitka końcówki wywiadu jaki Larry King prowadził z Michaelem Moorem. Znów była jakaś afera wokół piosenkarki. King właśnie miał przejść do tego tematu kiedy Moore powiedział „Dajcie dziewczynie spokój”. To proste zdanie, mnie uderzyło, bo przecież nikt nigdy nie chciał dać tym dziewczynom spokoju. Co więcej nauczono nas wierzyć, że to ich wina, że paparazzi tak ich śledzą. One same się proszą o to zdjęcie karetki, o tą seks taśmę wypuszczoną do sieci, o ten rechot prowadzącego. Więcej, mimo, że dziś jestem dużo mądrzejsza to przecież pamiętam tamten moment kiedy wydawało mi się, że tak ma być. Paris i Britney były głupiutkimi blondynkami i mogłam patrzeć na ich kompromitacje myśląc – przynajmniej to nie ja. Teraz po latach gdy patrzę na to jak same opowiadają o sobie, jak walczą o to by dostrzec ich prawo do kształtowania własnego wizerunku – na własnych zasadach zastanawiam się – kto tu był „blondynką”.
Ps: Ponieważ znam internet to dodaje, że nie używam tu określenia blondynka dlatego, że uważam że ktokolwiek o jakimkolwiek kolorze włosów ma określone cechy tylko jest to gra z tym jak kształtuje się naszą percepcję młodych pięknych kobiet które najpierw wynosi się do sławy a potem tworzy się obraz że są głupie i na sławę nie zasługują.