Home Film Miłość od Hallmarku smakuje inaczej czyli o tym czym jest komedia romantyczna

Miłość od Hallmarku smakuje inaczej czyli o tym czym jest komedia romantyczna

autor Zwierz
Miłość od Hallmarku smakuje inaczej czyli o tym czym jest komedia romantyczna

Musimy porozmawiać o komediach romantycznych. To znaczy, nie musimy, ja muszę, bo się uduszę. Jak wiecie, komedie romantyczne są moim ulubionym gatunkiem filmowym. Są też najbardziej niezrozumianym gatunkiem filmowym. Im dłużej się nad tym zastanawiam tym bardziej widzę, że największy problem sprawia sama definicja gatunku. Te rozważania chodzą za mną od bardzo dawna – chyba nic ich tak nie rozpalało jak nieszczęsna kategoria „komedie romantyczne” na dawnym HBO Go, która była przykładem na to, że czasem w świecie nie ma prostych kategorii (z resztą dziś w kategorii komedia -romantyczne – znajdziemy na HBO Max… „Bodyguarda” – film który jak wiemy jest tak komediowy, że boki zrywać). W każdym razie zapraszam was na poszukiwanie odpowiedzi – czy wystarczy że pod koniec para całuje się w deszczu byśmy mieli komedię romantyczną czy to jest coś bardziej skomplikowanego.

 

Czym jest komedia romantyczna?  

 

Chciałoby się tu zacytować słynne zdanie w sprawie twardej pornografii, kiedy sędzia stwierdził, że nie umie jej zdefiniować, ale kiedy ją widzi to wie, że to jest to. Trochę podobnie bywa z komediami romantycznymi – teoretycznie można tworzyć definicje, ale większość z nas idzie po linii – nie umiem dokładnie sprecyzować, ale kiedy oglądam komedię romantyczną to wiem, że ją oglądam.  Tylko, że akurat w przeciwieństwie do twardej pornografii takie sposób definiowania często prowadzi nas w ślepy zaułek, bo zbyt wiele rzeczy łapie się do tego w sumie dość wąskiego gatunku.

 

Pierwszy sposób zdefiniowania komedii romantycznej wychodziłby od tego czym nie jest. Nie jest melodramatem – opowieścią z wątkiem romantycznym, ale opowiedzianą na serio i – co ważne, zwykle źle się kończącą. Jeśli zwrócicie uwagę, wszystkie najważniejsze opowieści melodramatyczne mają złe zakończenie. Pod tym względem słowo „komedia” należałoby rozumieć w jego pierwotnym znaczeniu – nie jako film zabawny czy dowcipny, ale jako historię z dobrym zakończeniem (w przeciwieństwie do „tragedii romantycznej” którą byłby np. „Titanic” czy „Anna Karenina”). Takie rozumienie pozwala nam wrzucić do worka „komedia romantyczna” każdy film z wątkiem romansowym, który dobrze się kończy. Pod pewnymi względami łapałaby się tu np. „Duma i Uprzedzenie” – mamy wątek romantyczny, bohaterowie schodzą się na koniec. Bam! Austen napisała komedię romantyczną wszech czasów, można się rozejść do domu.

 

 

Jak sami widzicie – z jednej strony to podział sprawiedliwy z drugiej – często nieostry. Po pierwsze – nie każda romantyczna historia, która nie kończy się pod kołami pociągu jest komedią, po drugie – są komedie w mniej tradycyjnym znaczeniu tego słowa (czytaj: zabawne filmy), które kończą się co najmniej ambiwalentnie (np. „Sztuka zrywania” z Jennifer Aniston). Poza tym ten prosty podział może nas zaprowadzić do przekonania, że skoro kolejne sezony „Bridgertonów” kończą się dobrze to jest to komedia romantyczna. No a przecież wiemy, że nie jest.  Nie jest też do końca melodramatem – choć korzysta z jego narzędzi (ale też nie wszystkich).

 

Zróbmy więc próbę drugą. Załóżmy, że komedia romantyczna musi być przede wszystkim zabawna. To jest problematyczne, bo coraz mniej jest komedii romantycznych, które mają wymiar czysto komediowy. Prawdę powiedziawszy – częściej bywają dowcipne niż rzeczywiście zabawne. Komedia oznaczałaby jednak ogólnie lekki ton opowieści, taki który wywołuje uśmiech na twarzy. Tu oczywiście – duże znaczenie ma nasza osobista preferencja i poczucie humoru. Gdybym miała wymienić komedie romantyczne produkcji polskiej które wydały mi się zabawne – pewnie okazałoby się, że wedle moich kryteriów w Polsce taki film jeszcze nie powstał. Z resztą z czasem ten nacisk na komediowość naprawdę spadł. Więcej – od czasu kiedy Richard Curtis stworzył formułę – „Coś zabawnego, coś smutnego” – jako perfekcyjną mieszankę dla komedii romantycznej – sama zabawność nie może być jedynym wyznacznikiem („To właśnie miłość” jest w równym stopniu dowcipna, co smutna i wzruszająca). , więcej – wydaje się, że obecność elementów komediowych nie czyni dobrej komedii romantycznej, natomiast element dramatyczny często podwyższa jej wartość.

 

 

A co, jeśli komedia romantyczna nie istnieje?

 

Załóżmy na chwilę, że określenie komedia nam ciąży i tak naprawdę najważniejszy jest romans. To on decyduje o przynależności gatunkowej, o naszym poczuciu, że oto wiemy co oglądamy. Patrząc w ten sposób kluczowe byłoby występowanie na pierwszym planie wątku romantycznego, który jest dominujący w fabule i prowadzi do dobrego zakończenia. Z jednej strony – to doskonały wybieg – dzięki temu w końcu możemy gdzieś zakwalifikować te wszystkie świąteczne filmy z Netflixa, i wiemy co zrobić z całym katalogiem Hallmarku w tym z produkcją, gdzie rywalizują ze sobą producenci oliwy (serio nadal jestem pod wrażeniem, że skończyły się wszystkie inne produkty spożywcze). Co prawda wtedy do kategorii, którą stworzyliśmy łapie się zarówno „Cztery Wesela i Pogrzeb” jak i „Zmierzch” ale powiedzmy sobie szczerze, którzy nie śmiał się szczerym śmiechem w scenie, gdzie Edward mówi Belli, że jest wampirem a Pattinson ma minę jakby miał zatwardzenie. Szczyt komizmu. Ale nie sięgając po tak proste kwestie – czy film „Zaginione Miasto” jest komedią romantyczną? Jest zabawny, jest wątek romansowy, ale w sumie bliżej temu komedii przygodowej. Jednocześnie – wielu widzów od razu zakwalifikowałoby bez wachania  do kategorii komedii romantycznych „Zanim się pojawiłeś”. Tymczasem film kończy się dobrze jedynie wtedy kiedy uznamy, że czyjaś śmierć jest dobrym zakończeniem.  Z punktu widzenia wątku romantycznego – trudno śmierć ukochanej osoby uznać, za koniec komediowy – nawet jeśli rozumiemy go w ten staromodny sposób jako po prostu dobre zakończenie. Jest to koniec co najwyżej ambiwalentny, żeby nie powiedzieć – pod wieloma względami tragiczny.

 

Śmieszny (albo nie) film romantyczny który się dobrze kończy (albo nie)

 

Im dłużej człowiek drąży w definicji komedii romantycznej tym bardziej wydaje się, że trudno cokolwiek powiedzieć jednoznacznego. Można dojść do wniosku, że komedią romantyczną może być wszystko albo nic. Bez sensu – jak to możliwe, że gatunek filmów który tak dobrze znamy jest jednocześnie tak niedookreślony. Jak to jest, że wiemy, że komedie romantyczne jak najbardziej istnieją, ale ilekroć próbujemy zawęzić definicję to lądujemy w świecie miliona wyjątków. Moim zdaniem kwestia polega na tym, że po pierwsze – rzadko granice gatunków filmowych czy nawet literackich są tak ostre, a po drugie – niekiedy zawodzi nas słownik gatunków. Zamiast go rozwijać – tak by stawiać na różnice, próbujemy go zawężać tak, że mamy pojęcia szerokie – ale w sumie nic nie znaczące. Doskonale to widać na przykładzie komedii romantycznych. Wiele filmów które trafiają do tej kategorii powinny być albo określone jako „romans” (historia o miłości), albo jako „film obyczajowy” (historia zakorzeniona w interakcjach społecznych, rodzinnych, odnosząca się do sfery obyczajów i emocji), „komedia z wątkiem romantycznym” (komedia, w której ważne jest co innego niż wątek romantyczny, ale on też w niej występuję).

 

 

Rozszerzając nasz słownik jesteśmy w stanie odróżnić – „Notting Hill” od „Świątecznego księcia”, „Bridgertonów” od „Wiele Hałasu o Nic”, „Zaginione Miasto” od „Planety Singli”. Nie znaczy to, że każdy podział będzie perfekcyjny, ale dzięki niemu rozróżnienie jest zdecydowanie prostsze – i przede wszystkim nie dochodzi do sytuacji w których zastanawiamy się – dlaczego produkcje, które są tak bardzo inne są stawiane obok siebie, mimo, że trudno znaleźć pomiędzy nimi jakikolwiek punkt styczny. To jest niestety problem, bo zdecydowanie szybciej pisze się posty „10 najlepszych komedii romantycznych” niż rozważania – „10 filmów, których przynależność gatunkową ustalił arbitralnie autor artykułu”. Z resztą to jest problem wychodzący poza mówienie o filmach – pojawia się też w mówieniu o książkach, płytach – każdym przejawie kultury – gdzie zamiast poszerzać pewne kategorie i zastanawiać się nad gatunkowymi różnicami – swobodnie kreślimy coraz szersze koła, bo tak jest łatwiej albo po prostu – uznaje się że podziały konfundują widzów, podczas kiedy w istocie bardzo ułatwiają sprawę.

 

Hallmark, Netflix, Kino

 

Wiem, że nie wszyscy są zwolennikami podziałów ze względu na proste rozdzielanie treści. Rozumiem to, zwłaszcza, że nie wszyscy mają taką manię jaką jest kategoryzowanie wszystkiego i wkładanie do osobnych przegródek. Ja to uwielbiam, ale zdaję sobie sprawę, że to bardzo osobnicze. Proponowałabym więc na chwilę odejść od samej treści filmów i skupić się na tym gdzie je oglądamy i kto je wyprodukował. Parę lat temu w świecie dyskusji filmowej pojawiło się pytanie – czy film Netflixa jest czymś innym niż film wdziany w kinie. Dyskusja, w której wypowiedzieli się min Steven Spielberg czy pośrednio – festiwal w Cannes wydawała się nieco absurdalna. Czy naprawdę ma sens rozmawiać o tym, czy „Roma” Alfonso Cuarona jest czym innym, bo pojawiła się głównie na Netflixie a nie w kinach. O ile w przypadku wielkich dzieł kinematografii rzeczywiście rozważania wydają się poboczne o tyle w przypadku filmów z gatunku (znów rozumianego szeroko) „komedii romantycznej” już widzimy różnicę.

 

 

Nawet jeśli nie mamy jakiegoś szerokiego wykształcenia filmoznawczego czy specyficznej wiedzy to czujemy, że pod względem wyglądu, jakości produkcji, komplikacji scenariusza – „Willa miłości” różni się od „Listów do Julii” mimo, że obie produkcje opowiadają o amerykance, która przybywa do Werony i znajduje miłość. Podobnie jak jesteśmy bez pudła wskazać dokładny schemat, kolorystykę, „vibe” produkcji Hallmarku – nawet jeśli oglądamy ją poza samą stacją, ale np. na HBO czy Netflix. To wszystko wynika z tego, że te filmy mają jednak dużo więcej z tym co kiedyś nazywano „filmem telewizyjnym”, są krótsze (rzadko przekraczają półtorej godziny) pod względem produkcyjnym uboższe, rzadko pojawiają się w nich znani z kina aktorzy (a jeśli tak to dawno po szczycie swojej sławy), często produkcja wydaje się unikać jakichkolwiek nowatorskich czy nietypowych zabiegów narracyjnych – zostawiając nas z czymś co zawsze wydaje się już znane, nie raz obejrzane i przerobione.

Być może w świecie skomplikowanych definicji ten trop – co zostało stworzone z myślą o dystrybucji kinowej, festiwalowej, poddanej szerokiemu osądowi krytycznemu a co zostało stworzone bardziej jako produkcja telewizyjna – która ma nam towarzyszyć podczas jedzenia obiadu, czy jako towarzysz wieczornej herbaty – jest dużo bardziej precyzyjny niż próba rozdzielenia historii jedynie poprzez to o czym opowiada. Ważniejszy od samej treści opowieści byłby tu więc cel, potencjalny odbiorca i skala tego odbioru.

 

 

Czy to jest w ogóle ważne?

 

Pytania czy umiejętność właściwej klasyfikacji oglądanej produkcji w zakresie jej gatunkowej przynależności jest ważna, pojawia się nie raz. Wiele osób uważa, że to wszystko trochę nie ma sensu i niewiele daje odbiorcy. Jak mówiłam – wiele zależy od charakteru. Nie mniej powiedziałabym, że to szukanie definicji i wyróżnień ma znaczenie. Przede wszystkim pozwala nam porównywać rzeczy w sposób uczciwy – zarówno wobec twórców jak i samego gatunku. Jasne, że „Perfekcyjne połączenie” jedna z bardziej strawnych romantycznych produkcji Netflixa, wypada blado na tle „Pretty Woman”. Pytanie tylko – czy te dwa filmy rzeczywiście kiedykolwiek ze sobą konkurowały? Czy w ogóle powinny być stawiane obok siebie? Moim zdaniem porównywanie wszystkiego ze wszystkim ostatecznie sprawia, że porównanie nie ma sensu i nie jesteśmy w stanie ocenić czegoś realnie. „Pretty Women” spokojnie możemy porównać z „Pracującą Dziewczyną” zaś „Perfekcyjne połączenie” z „Willą miłości” – zachowujący przy tym odpowiednie proporcje i realnie odnosząc się do tego jak bardzo się ten produkcje różnią.

 

Jednocześnie – nie chodzi jedynie o samą uczciwość względem filmów, ale też o naszą własną wygodę i zrozumienie na co się piszemy. Ja uwielbiam komedie romantyczne, ale dzięki temu, że dość dobrze je rozróżniam właśnie w ramach gatunku – wiem dokładnie na co się piszę włączając film wyprodukowany przez Hallmark a na co się piszę, kiedy oglądam coś co miało swoją światową premierę w kinach. Mogę też wtedy dostosować do tego swoje oczekiwania i ocenę. Moja ocena filmu „Last Christmas” – produkcji z Emilią Clarkę i Emmą Thompson będzie surowsza niż ocena „Świątecznego Zamku”. Obie produkcje są romantyczne i obie rozgrywają się w czasie świąt, ale jedna nawiązuje jednak do tradycji brytyjskich komedii romantycznych, które mają wysoko postawioną poprzeczkę, druga eksploatuje schemat świątecznego filmu telewizyjnego, którego poprzeczka jest zawieszona nisko. Nawet jeśli obiektywnie „Last Christmas” może być lepszym filmem niż „Świąteczny Zamek” to zawodzi mnie tym, że nie spełnia moich wymagań, a drugi – cieszy, bo wpisuje się idealnie w to czego szukam.

 

 

Gatunek a łatka

 

Na koniec można dojść do wniosku, że z pojęciem „komedii romantycznej” jest jeszcze jeden problem. Z nieznanych powodów – nie jest to najwyżej ceniony gatunek filmowy. Nie wiem czy dlatego, że jest kierowany głownie do kobiet, czy z ogólnej nieufności wobec dobrych zakończeń, ale tak już jest. Często filmy, które gatunkowo jak najbardziej łapią się pod komedię romantyczną nie są tak określane – głównie dlatego, że są „za dobre” na taką kwalifikację. Chyba najbardziej odczuwałam to przez lata, kiedy w dyskusji o „Wpływach księżyca” rzadko korzystano z określenia „komedia romantyczna”, tak jakby ten znakomity film był zbyt dobry na to by tak go nazwać. Jednocześnie – paradoks polega na tym, że naprawdę dobrych komedii romantycznych jest niewiele. Rzekłabym, że to jest jeden z najbardziej wymagających gatunków jaki istnieje – głównie dlatego, że po pierwsze jest silnie sformalizowany (widz od razu zna zakończenie) po drugie – ilekroć wychodzi za dobrze, to film właściwie wypada z gatunku (ponownie przychodzi mi na myśl „Poradnik pozytywnego myślenia” który był omawiany bardziej jako dramat niż komedia romantyczna). Produkuje się mnóstwo filmów romantycznych – serio dziesiątkami, ale dobrych komedii romantycznych było i jest jak na lekarstwo. Co świadczy moim zdaniem o tym jak niesamowicie wymagający jest to gatunek.

 

Wieczny kryzys

 

Mniej więcej od lat 90 – czyli od narodzin współczesnej komedii romantycznej (przypominam, że komedia romantyczna ma niesłychanie długą historię – filmowo kwitnie od lat 30, a w kulturze – cóż nie ma lepszego schematu „rom-com” niż niektóre komedie Szekspira a on też nie był pierwszy) ciągle mówi się o kryzysie tego gatunku. Rzeczywiście można dojść do wniosku, że częściej dostajemy kolejną pseudo-komediową produkcję telewizyjną, niż komedię romantyczną z prawdziwego zdarzenia, która stara się zrobić coś ciekawego w ramach tego gatunku. Choć ponownie – jak zaznaczam w poprzednim akapicie – problem polega na tym, że naprawdę dobre komedie romantyczne zaczyna się rozważać poza ramami tego gatunku. Nie zmienia to faktu, że moim zdaniem przyczynia się do tego właśnie ten pojęciowy misz-masz, nie możność doprecyzowania o czym właściwie mówimy i często – pomstowanie na słane komedie, które w istocie np. są filmami młodzieżowymi. Najwyraźniej świat porywów serca jest pełne pułapek.

 

 

Yyy… ale co z tego wynika?

 

No właśnie zbliżając się do końca naszego długiego wywodu można byłoby zadać sobie pytanie – czy przybliżył on nas jakkolwiek bardziej do poznania precyzyjnej definicji komedii romantycznej, która to pozwoliłaby rozstrzygnąć wszystkie wątpliwości? Niestety nie – to kultura, nie da się jej ciąć idealnie ostrym nożem. Kto wie, może jest tak, że jeśli para całuje się w deszczu to jest to komedia romantyczna, jeśli producentów nie było stać na deszcz to film Netflixa, a jeśli zaraz potem przejeżdża ją pociąg to melodramat. A jeśli tam nie ma dziewczyny, tylko facet śpi to film Christophera Nolana.

 

Ps: Jest jeszcze jeden aspekt o którym pewnie wypadałoby porozmawiać – to jak płeć i tożsamość postaci wpływa na postrzeganie filmu. Ale wyznam wam – że mam zamiar napisać o tym osobny wpis, tylko czekam na premierę filmu „Bros”, który ponoć ma nam dać klasyczną komedię romantyczną w queerowym wydaniu. Ale ogólnie obiecuję napisać osobny post o romantycznym kinie queer. Także ta heteronorma w poście jest jak najbardziej wyborem a nie koniecznością

0 komentarz
3

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online