?
Hej,
Zwierz nadal poszukuje listy a tymczasem zbliża się koniec kolejnej setki (czyżby zwierz przeczuwał, że tak naprawdę to dopiero początek jakiejś wielkiej serii). Zwierz postanowił nieco rozluźnić atmosferę po emocjonującym odcinku musicalowym i przejść do tego rodzaju filmów, do którego oglądania nie przyznajemy się w czasie poważnej rozmowy o kinematografii. Chodzi o filmy katastroficzne. W przypadku filmów katastroficznych liczą się dwie rzeczy. Pierwsza to uroda katastrofy – jeśli jesteśmy nawet po najbardziej kretyńskim filmie w stanie powiedzieć, za Grekiem Zorbą „Jaka Piękna katastrofa”, wtedy film odniósł sukces. Druga sprawa, to kwestia fabuły jako takiej – zwierz nie wymaga od filmów katastroficznych za wiele w tej materii, ale musi choć trochę polubić bohaterów, nie jakoś specjalnie, ale tak by nie życzyć im szybkiej i bolesnej śmierci. Co do samego charakteru katastrofy to zwierz potraktował ją dość szeroko wliczając inwazje obcych ale nie wliczając zombie apokalipsy. Przede wszystkim jednak zwierz skoncentrował się na tych produkcjach, gdzie niemal pewne jest, że do końca filmu (w skutek katastrofy) nie przetrwają wszyscy. Co to oznacza? Po krótce tyle, że film wcale nie musi być dobry by zdobyć serce zwierza jako film katastroficzny. Więcej – czasem sama koncepcja przebiegu katastrofy, czy świata po katastrofie wystarczy zwierzowi by wpisał film na tą listę. do tego zwierz nie może się powstrzymać by nie potraktować listy jako wymówki do rozważenia co takiego zdaniem scenarzystów może nas wykończyć. Może zresztą dość już zastrzeżeń. Zacznijmy wyliczać zanim świat się skończy.
Armageddon – absolutna klasyka kina katastroficznego. Wielkie meteoryty spadające na ziemię zawsze rozbudzają wyobraźnię, fakt że jedyna osoba, która może je powstrzymać jest Bruce Willis rozbudza wyobraźnię jeszcze bardziej (człowiek spodziewa się niemalże że złapie asteroidę własnymi rękoma). Jednak tym co przesądza o cudowności Armageddonu jest po pierwsze – znakomita obsada ról drugoplanowych – cały zespół kompetentnych a niepokornych specjalistów od odwiertów da się polubić (i ze smutkiem pożegnać kiedy z przyczyn fabularnych zejdą z tego świata), po drugie doczepiony do filmu katastroficznego melodramat. Nie da się bowiem ukryć, że w obliczu zakochanych, na których związek nie zgadza się ojciec i nad którymi ciąży wizja rozstania (dość drastycznego bo on leci na samobójczą misje na asteroidę) to coś poruszającego bardziej od takiego asteroida. A jeszcze jak w tle leci piosenka Areosmith to ma się prawie wrażenie, że to po prostu melodramat, w który meteoryt wpadł trochę przypadkowo.
Dzień Niepodległości – tu z kolei próbują wykończyć nas kosmici. To znaczy właściwie nie nas bo film opowiada o tym jak kosmici nie mając żadnego wyczucia próbują wykończyć amerykanów w dniu ich święta narodowego. Serio czy intergalaktyczne prawo najazdu na inna planetę nie powinno uwzględniać pokoju w dni świąteczne. W każdym razie Dzień Niepodległości to ten cudowny rodzaj filmu katastroficznego w którym wszystko wybucha, ludzkość nie ma żadnej nadziei ale w odpowiednim momencie znajduje się dzielny prezydent stanów zjednoczonych (wielce zaskoczony faktem, ze jakikolwiek koniec świata się zbliża bo przecież wiadomo, że koniec świata jest ściśle skorelowany z czarnoskórym prezydentem), zazdrosny o swoją byłą żonę żydowski uczony i czarnoskóry żołnierz i właściwie w tym układzie udaje im się pokonać inwazję obcych. Czyli w sumie nie było się czego bać. Zwierz zna film niemal na pamięć ale nadal go bawi, głównie dlatego, że jest tak cudownie wręcz niedorzecznie amerykański. Jak widać kiedy zabraknie Niemców, Japończyków i komunistów na biednych kosmitów spada obowiązek nękania pragnących wolności amerykanów. Oczywiście jak zwykle nieskutecznie.
Wulkan – zwierz absolutnie uwielbia pomysł by w samym środku Los Angeles pojawił się wulkan. To tak uroczo katastroficznie niedorzeczne, że nie sposób nie przyklasnąć takiemu pomysłowi. Równie szalonym pomysłem jest ten by miasta przed zagładą bronił Tommy Lee Jones który nadaje się do wielu ról ale nie koniecznie do bohaterskiego obrońcy Los Angeles (z resztą czy naprawdę jest co bronić). Zwierz uwielbia tą filmową niedorzeczność, a poza tym musi przyznać, że o ile wody, śniegi i lody zupełnie nie budzą jego poczucia zagrożenia, to nic nie działa na jego wyobraźnię tak jak strugi płonące lawy. No a poza tym mimo, że jak wszyscy wiemy Los Angeles przetrwało (przecież to miasto absolutnie musi przetrwać, jak centrum wszechświata) to jednak pod koniec zostają z Wulkanem w centrum. Zwierza to niezmiernie bawi. A przynajmniej bardziej niż Góra Dantego, gdzie bohaterowie lądują z wulkanem obok jakiegoś niewielkiego miasteczka.
Tragedia Posejdona – a tu zabawy już nie ma. Zwierz chyba obejrzał ten film nieco za wcześnie w swoim życiu bo zostawił on na jego młode wówczas psychice znaczne ślady. To typowy film katastroficzny z gatunku – dziesięcioro przetrwało katastrofę ale do końca filmu może przetrwać tylko jeden (góra dwóch). Film o statku przewróconym do góry nogami zrobił na zwierzu wrażenie kilkoma scenami – pierwsza to ta w której starsza pani okazuje się być świetnym nurkiem i pływakiem tylko po to by zejść potem na zawał, druga to oczywiście ta w której wielebny (grany przez Gene Hackmana) poświęca się dla reszty grupy. Ale nic tak nie zaburzyło dziecięcej psychiki zwierza jak scena, w której nasza skromna grupa spotyka całe mnóstwo innych ocalałych, którzy z całą pewnością siebie zmierzają w złą stronę wraku. Zwierza uderzyła wizja, że ludzie którzy na ekranie są żywi z punktu widzenia fabuły są już martwi bo nie chcą zmienić kierunku marszu. Ta wizja prześladowała zwierza potem jeszcze długo. Widzicie nie wolno dzieciom pokazywać filmów jak są za małe. Zwłaszcza takim wrażliwym jak zwierz.
Twister – dobra ten film jest niesamowicie głupi. No bo jak inaczej można wytłumaczyć sytuację, że bohaterowie zamiast po bożemu zwiewać przed zagrożeniem sami się pchają w jego kierunku. Nie zmienia to faktu, że zwierz uwielbia tą pogoń za trąbami powietrznymi, zaufanie, że dobrze osadzone w ziemi rury są w stanie wszystko przetrwać no i oczywisty wątek osobistych porachunków z trąbą powietrzną. Poza tym zwierz nawet lubi kiedy bohaterowie zachowują się głupio. Nie wszyscy zdają sobie jednak sprawę, że Twister to także pewien przełom w kinematografii. Otóż poruszająca scena z latającą krową (która miga naszym bohaterom przed maską samochodu) wymagała niezwykle zaawansowanych jak na tamte czasy efektów specjalnych, była to bowiem krowa cyfrowa. I chyba wysiłek nie poszedł na marne bo jest to jedna z najlepiej zapamiętanych przez zwierza scen z tego niejednokrotnie oglądanego filmu. Choć z drugiej strony, może nie powinien się naśmiewać, w końcu spośród licznych dostępnych w naturze klęsk to właśnie trąby powietrzne, nawiedzają Polskę najczęściej.
Pojutrze – Zwierz co prawda klnie na pojutrze ile może (serio ludzie siedzą w bibliotece zaledwie jeden dzień i już chcą palic w kominkach Gutenbergiem), ale na tle innych filmów katastroficznych z nowej fali Pojutrze wyróżnia się odrobinę mniejszym idiotyzmem fabuły. Z reszta prawda jest taka, ze ogląda się je przede wszystkim dla wspaniałej sekwencji zalewania i zamarzania Nowego Jorku (tu scenarzyści postanowili jednak odnotować istnienie innych kontynentów min, pokazując jak dzielnie i stoicko zamarzają Brytyjczycy). Poza tym w filmie jest młody Jake Gyllenhaal a poza ogólnym zlodowaceniem po Nowym Jorku biegają wilki co może się wydawać wizją dość szybkiego odradzania się natury w miejscach pierwotnie zamieszkiwanych przez ludzi. No i film kończy się masową emigracją amerykanów do Meksyku co zawsze można uznać za prawdziwą katastrofę. Za katastrofę można też uznać tytuł tego filmu, ale to inna sprawa.
Płonący wieżowiec – legenda mówi, że to film, który uświadomił konstruktorom nowoczesnych wieżowców zagrożenia związane z budowanie budynków tak wysokich, że nie na wiele zdadzą się wozy strażackie. Niemniej dla zwierza, który ognia boi się bardziej niż czegokolwiek innego (albo to bardzo rozsądne albo bardzo pierwotne) film zawsze był absolutnie przerażający. Nawet jeśli zwierz oglądał go po raz pierwszy mieszkając na zaledwie drugim piętrze z którego spokojnie mógł się ewakuować bez niczyjej pomocy. Przede wszystkim jednak zwierz lubi Płonący wieżowiec za to, że to chyba najlepiej obsadzony film katastroficzny jaki można było w latach siedemdziesiątych nakręcić. Wystarczy stwierdzić, że gra w nim niezawodny Paul Newman i Steve McQueen. Trzeba przyznać, że jest to jeden z bardzo niewielu filmów katastroficznych, który… ma sens. To znaczy rzeczywiście taki przypadek mógłby się zdarzyć. Zwierz pisze to oczywiście w czasie przeszłym drugą ręką odstukując w niemalowane.
Marsjanie atakują – skoro można było nakręcić inwazję obcych na śmiertelnie poważnie można ją też nakręcić nie do końca na poważnie. Tim Burton zdecydował się na atak zielonych ludzików z marsa ale resztę komponentów zebrał z poważnych filmów katastroficznych. Mamy więc pewnego siebie prezydenta, generała pragnącego użyć atomówki, genialnego uczonego, perspektywę chłopaka znikąd który musi sobie poradzić w obliczu końca świata a nawet wątek dzielnego żołnierza. Wszystko zaś zagrane w ten sam sposób – tam gdzie inne filmy decydowały się na powagę tam Burton wsadził groteskę. Wyszedł film o dziwo dobry, zaskakujący nieobecnością Jonnego Deppa i obecnością Toma Jonesa. Komediowo zaś wygrywa przede wszystkim wątek uczonego i dziennikarki, który choć kończy się tragicznie jest po prostu przecudownie schematyczny. Zdaniem zwierza jeden z najoryginalniejszych filmów Burtona. I paradoksalnie jedna z najlepszych ról Jacka Nicholsona w ostatnich latach.
Ludzkie dzieci – no tu już żartów nie ma bo film dotyka tak nie przyjemnego powodu zagłady ludzkości jak ekstremalny niż demograficzny. Co prawda zwierz ma wrażenie, że to film nakręcony trochę po to by grać na lękach zachodniego świata (w Indiach niżu demograficznego zdecydowani nie ma), ale trzeba powiedzieć, że produkcja pod wieloma względami zaskakująca – przede wszystkim niezwykle dobrze przedstawiono świat który właściwie żyje w oczekiwaniu na śmierć, po drugie jest to film dość okrutny gdzie każdy może zginąć co sprawia, że ogląda się go bez tej kojącej pewności, ze wszystko będzie dobrze. No właśnie – trudno po zakończeniu jednoznacznie stwierdzić jak będzie. Zwierz nie jest fanem filmu ale docenia pomysł (co prawda zaczerpnięty z książki) oraz sprawną realizację. No i za Clive’a Owena. Zwierz zawsze daje plus za Clive’a Owena .
Dzień zagłady – zaczęliśmy meteorem i kończymy meteorem. Tu nie ma wątku specjalistów od odwiertów są za to dzielni astronauci. jednak zdecydowanie ciekawszy jest wątek młodego astronoma (astrologa zwierz nigdy nie pamięta którzy są którzy) który odkrywa, jedną z lecących ku ziemi asteroid i choć zostaje za to nagrodzony miejscem w schronie to jego życie zmienia się drastycznie. Zwierz lubi ten wątek bo podchodzi on do kwestii końca świata od zupełnie innej strony. Poza tym wszyscy powinni się tam spodziewać zagłady bo prezydenta gra Morgan Freeman, który rzeczywiście byłby idealnym prezydentem na koniec świata bo ma taki glos że wszystkich byłby w stanie uspokoić swoją przemową. Zwierz wie, że to nie jest dobry film ale i tak go lubi. Co więcej on wcale a wcale nie miał przypominać Armagedonu. Po prostu samo tak jakoś wyszło.
Jak widzicie zwierz nie podchodzi do tej kategorii szczególnie poważnie, ale z drugiej strony to jedyny sposób by cieszyć się kinem katastroficznym. Choć z drugiej strony nawet zwierz ma swoje granice. Jego zdaniem taki 2012 powinno się publicznie spalić bo już wiemy, że na pewno się nie zdarzy, a film był przekoszmarny. I nawet katastrofa nie była piekna. Zwierz wie, że jest jeszcze sporo nawet lepszych filmów katastroficznych, ale tu nie ma co się snobować – trzeba oglądać te piękne katastrofy które sprawiają frajdę. Tak przynajmniej uważa zwierz, no i nie te, które za bardzo nas smucą jak np” przyjaciel do końca świata”, który jest paskudnym przykładem filmów których nie powinno się kręcić bo psują zwierzowi nastrój.
Co będzie jutro… zwierz nie ma pojęcia. Potrzyma was trochę w niepewności. Ponoć to dobrze robi na czytelnictwo.
Ps: Ogłoszenie parafialne, na stronie zwierza na facebooku pojawiła się informacja o ewentualnym spotkaniu ze zwierzem 19.01 w Krakowie. Wejdźcie przeczytajcie i stawcie się jeśli macie na to ochotę. Jak nie macie ochoty to możecie wszystkie te kroki pominąć :)