Henry Cavill nie będzie już Wiedźminem. Jego miejsce zajmie Liam Hemsworth. Dlaczego Cavill zrezygnował z wiedźmińskiego miecza? Wydaje się, że odpowiedź może być nieco prostsza niż spekulują widzowie i niekoniecznie ma cokolwiek wspólnego z sercem aktora, a dużo więcej z decyzjami biznesowymi.
Kiedy ogłoszono, że Henry Cavill zagra Geralta internet był dość podzielony. Jedni nie widzieli, w aktorze, który był znany z roli Supermana bohatera z kart prozy Sapkowskiego, inni byli pełni nadziei. Jednym z elementów, który czynił fanów powieści (a jeszcze bardziej gier) optymistycznie nastawionymi do aktora, była jego miłość do książek i gier. Miłość powszechnie deklarowana. To ona miała nam zapewnić idealne przeniesienie Geralta z książek do serialu. Więcej – dla wielu osób, które chciały wcześniej widzieć w tej roli innego aktora (np. Madsa Mikkelsena) to właśnie fakt, że Cavill zabiegał o rolę było dowodem, że można dać mu pewien kredyt zaufania.
Po pierwszym sezonie stało się jasne, że produkcja, która wtedy była najpopularniejszym programem Netflixa w historii – niekoniecznie aż tak bardzo trzyma się tego co napisał Sapkowski. Z kolejnym sezonem zmiany jakie przeprowadzono były jeszcze bardziej widoczne. Wielu wielbicieli Cavilla odnosi się do informacji jaka pojawiła się w listopadzie 2021 roku. Cavill zapowiedział wtedy, że jest gotów zostać na całe siedem sezonów serialu tak długo jak długo produkcja jest wierna światu i historii Sapkowskiego. Dla wielu widzów, jego obecne odejście z serialu należy wiec czytać jako brak zaufania dla scenarzystów, którzy w ostatnich dwóch sezonach zdecydowanie poszli własną drogą i niekoniecznie trzymali się tego co napisał Sapkowski. Co więcej niedawno pojawił się artykuł cytujący jednego ze scenarzystów pracujących nad serialem, który twierdził, że nie każdy zaangażowany w pracę nad serialem był fanem materiału wyjściowego. Dla części odbiorców był to szok i potwarz, ale przyznam szczerze – podejrzewam, że tak jest przy większości produkcji i adaptacji. Bycie fanem materiału źródłowego nie jest obowiązkowe, a część osób która jest do niego zdystansowana może mieć całkiem niezłe pomysły co zostawić a co wyrzucić.
Wróćmy jednak do przerwanego kontraktu Cavilla. Warto zdać sobie sprawę, że po tym co Cavill powiedział w listopadzie w wiadomościach pojawił się jeszcze jeden szczegół. Otóż w grudniu 2021 roku doniesiono, że Henry Cavill wynegocjował wyższy kontrakt za drugi sezon Wiedźmina. O ile za pierwszy sezon dostawał 400 tys. dolarów za odcinek, to drugim wypłata skoczyła do miliona. Nie wiemy jeszcze, ile wynegocjował za sezon trzeci. Już` milion dolarów za odcinek czyni Cavilla jednym z najlepiej zarabiających aktorów pracujących w streamingu – przed nim (z obecnie nadawanych seriali) jest chyba tylko Chris Pratt i jego 1,4 miliona za „Terminal List” od Amazona. Jednocześnie – pieniądze zarobione na „Wiedźminie” to dla pracującego przy wielkich super produkcjach Cavilla jedynie drobny zarobek – biorąc pod uwagę, że za występ w „Mission Impossible” zakasował 20 milionów dolarów. A za rolę Supermana może dostać dużo, dużo więcej – bo nie liczy się przecież obecnie tylko gaży za granie ale też dodatkowe źródła dochodów z filmu (które przy filmach superbohaterskich są bardzo, bardzo miłe).
Informacja o porzuceniu przez Cavilla „Wiedźmina” przyszła zaledwie kilka dni po tym jak aktor potwierdził, że wróci do roli Supermana. Dla wielu osób mogło to być zaskoczenie, bo Superman grany przez Cavilla kojarzył się z rozwojem uniwersum DC Zaca Snydera, które jak wiemy – skończyło się jakiś czas temu. Jak podejrzewam, zmiany w kierownictwie DC doprowadziły do tego, że aktorowi zaproponowano naprawdę korzystne warunki. Tak korzystne, że Netflix albo nie mógł albo nie chciał ich przebić. Zwłaszcza, że nie da się ukryć – w tym momencie Cavill właściwie nie mógł stracić. Jeśli Netflix miałby pieniądze, żeby go zatrzymać mógłby naprawdę co roku dyktować im nowe warunki albo w ogóle wynegocjować supergwiazdorski kontrakt. Zwolniony z zobowiązań – może się natomiast zwrócić po bardzo lukratywny kontrakt z Warner Bros. Bycie Supermanem jest dla kariery niewątpliwie bardziej prestiżowe niż bycie Wiedźminem.
O tym, że zatrudnienie aktora rozchwytywanego może sprawiać produkcji wielki problem świadczy też nowa decyzja Netflixa. Liam Hemsworth jest aktorem wielokrotnie tańszym od Cavilla – na którego nie ma aż takiego zapotrzebowania. Jest też mniejsza szansa, że będzie chciał co roku negocjować coraz lepszy kontrakt. Z punktu widzenia platformy – Cavill stał się do pewnego stopnia problemem. Nawet jeśli był najlepszym elementem średniego serialu, to utrzymanie go wiązało się z bardzo dużymi wydatkami i niepewnością – czy rzeczywiście uda się zatrzymać w serialu kogoś przez siedem lat w sytuacji, w której jego kariera tak bardzo nabrała wiatru w żagle. Można podejrzewać, że nawet gdyby Wiedźmin okazał się ukochanym serialem fanów i krytyków – zatrzymanie przy sobie Cavilla nie byłoby takie proste. Podkupywanie sobie aktorów, to nie jest coś czego wielkie studia nie praktykowały w poprzednich dekadach. Hemsworth nie jest dziś tak gorącym „towarem” na aktorskim rynku jak Cavill. Co oznacza, że aktor bardziej potrzebuje serialu niż serial jego. A to zawsze jest idealny punkt wyjścia dla jakiejkolwiek produkcji.
Warto też zwrócić uwagę, że samo kręcenie „Wiedźmina” szło dość średnio – praca nad drugim i trzecim sezonem była znacznie utrudniona przez covid, co wydłużyło oczekiwanie na kolejne sezony. Mam wrażenie, że zupełnie zapominamy jak bardzo pandemia wpłynęła na płynność produkcji, jak wiele rzeczy zaplanowanych do przodu przesunęło się w czasie. Nie jest to bez znaczenia dla twórców i aktorów – kariery często wymagają dość precyzyjnego ustalania, kiedy będzie się miało czas, a okresy zdjęciowe – niekiedy niemal na siebie nachodzą. Cavill miał już raz w swojej karierze sytuację, gdy pracując nad jednym filmem („Mission Impossible”) musiał wrócić na dokrętki do drugiego („Liga Sprawiedliwości”). Problemem były nie tylko wąsy (serio możecie przeczytać w sieci o tym jak dwa wielkie studia filmowe rozmawiały o wąsach aktora) ale też – konieczność pogodzenia dwóch zupełnie różnych projektów. Jak podejrzewam – żaden aktor nie chce, żeby takie sprawy się powtarzały. Więcej – nie chce tego żadne studio. Równie dobrze Warner Bros. mogło chcieć mieć pewność, że Cavill im nagle nie powie, że przez kilka dni będzie niedostępny, bo musi pobiegać z mieczem. Fakt, że aktorowi przydarzyła się w przeszłości taka sytuacja mogło dodatkowo skłonić obie strony do zadania sobie pytania „Ile jest w stanie zrobić na raz?”
Z resztą nie ukrywajmy – łączenie gry w serialach i filmach jest możliwe, jeśli łączymy małe role w dużych filmach, z dużymi rolami w serialach, albo na odwrót. Połączenie kariery, gdzie aktor gra dużą rolę w serialu i dużą rolę w dużym filmie – to już jest coś dość trudnego i fizycznie niezwykle wymagającego. Nie jest przypadkiem, że aktorzy telewizyjni nawet jeśli pomiędzy sezonami występują w filmach, to albo są to mniejsze, często niezależne produkcje, albo pojawiają się w rolach drugoplanowych. Na dłuższą metę łączenie wysiłku związanego z pracą przy serialu, promocją serialu, pracą przy filmie i promocją filmu (trzeba pamiętać, że działania promocyjne są niezwykle czasochłonne, ale też – często zapisane w kontraktach) jest po prostu wycieńczające a często nie możliwe. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że zarówno rola Supermana jak i Geralta wymaga od aktora wielomiesięcznych treningów siłowych i kaskaderskich by odpowiednio prezentować się czy to jako super człowiek, czy jako nieludzko zdolny szermierz. To jest dodatkowe czasochłonne zobowiązanie, które niekoniecznie może na siebie nachodzić. Stąd też nie dziwię się, że Cavill – człowiek stworzony do wysokobudżetowego kina akcji, uznał, że jego czas w Netflixie dobiegł końca.
Czy to oznacza, że względy osobiste nie mają nigdy żadnego znaczenia? Oczywiście, że mają. Ale mam wrażenie, że wielu odbiorców chciałoby, żeby odejście Cavilla wiązało się wyłącznie z jakością serialu. Tymczasem aktor o swojej decyzji poinformował w takim kontekście (dosłownie chwilę wcześniej dostaliśmy informacje, że zagra jednak Supermana), że raczej jest jasne, że chodzi o biznes i szanse w karierze. Nawet jeśli Cavill bardzo chciał zagrać Geralta (co z resztą zrobił przez trzy sezony) to nie znaczy, że dla tej roli zamrozi sobie resztę kariery. Nawet jeśli jest fanem Sapkowskiego, to nie znaczy, że od uczuć do książek polskiego pisarza będzie uzależniał swój rozwój kariery. Z resztą – większość z nas podejmując decyzje zawodowe, niekoniecznie idzie zawsze za głosem tego co lubi. Dobre warunki płacowe te są dla nas dość istotne.
Hollywoodzcy aktorzy, zwłaszcza kina akcji, są jak małe przedsiębiorstwa. Mają osoby, które zatrudniają, mają swoich agentów i doradców. Ich decyzje w pewnym stopniu oczywiście są podyktowane miłości do materiału wyjściowego, ale to jest też biznes. I biznes Henry Cavill musi się kręcić. A Netflixa niekoniecznie musi być na niego dalej stać. Nie da się też ukryć, że miłość aktora do materiału wyjściowego została bardzo wykorzystana marketingowo. Nie znaczy to, że Cavill powieści Sapkowskiego nie lubi – tylko udaje, żeby się sprzedać. Raczej po prostu – czasem zapominamy, że mamy do czynienia jedynie z pewną kreacją aktora czy osoby publicznej. Jeśli produkcji jest potrzebny nacisk na jego przywiązanie do materiału – wtedy będziemy słyszeć głównie o tym. To jednak nie znaczy, że tylko to przywiązanie go motywuje.
Trzeba tu jeszcze zaznaczyć, że sam Netflix jest daleki od uznania Wiedźmina za porażkę. Nawet jeśli widzom nie podobał się drugi sezon – wciąż to jeden z najpopularniejszych programów Netflixa. Niedługo będzie miał premierę serial, który jest prequelem historii z powieści (kto wie, może zostanie lepiej przyjęty bo nie będzie ciągłych porównań do książki), mamy animacje, a to jeszcze nie koniec. Cavill jest w tej układance tylko jednym fragmentem. A obecnie – kiedy wyniki oglądalności HBO Max i Amazon Prime Video szybują w górę za sprawą dużych produkcji fantasy – Wiedźmin jest jeszcze cenniejszy niż był. Posiadanie w swojej „stajni” popularnej produkcji fantasy, nadal jest ważne dla atrakcyjności platformy. Nawet jeśli fani kręcą nosem to wciąż – do stycznia 2022 roku obejrzeli 460 milionów godzin serialu. W pierwsze cztery dni „Pierścienie Władzy” Amazona miały oglądalność na poziomie 1,3 miliardów minut. Drugi sezon Wiedźmina miał w pierwszym tygodniu 2,2 miliardy obejrzanych minut. We wrześniu 2022 „Wiedźmin” był 10 najchętniej oglądanym serialem Netflixa w historii. To może być zły serial, ale z punktu widzenia platformy ma doskonałe wyniki. Na pewno nie takie, które sugerowałyby jakiekolwiek skasowanie serialu, ze względu na rozczarowanie widzów.
O tym co rzeczywiście zadecydowało o odejścia Cavilla pewnie dowiemy się za jakiś czas. A może nigdy. Ponownie, Hollywood nie lubi otwarcie mówić o wszystkich szczegółach rozliczeń i kontraktów. W sumie to wciąż wiemy zaskakująco mało o całym procesie ich zrywania i zawierania. Jednak w całej tej dyskusji o zmianie aktora warto pamiętać, że Hollywood to jest biznes. I miejsce, gdzie serce i duszę bardzo łatwo przelicza się na dolary. Nie ma się co wściekać – tak było zawsze. Po prostu tam, gdzie trzeba dużo zainwestować nie jest sporo miejsca na negocjacje, ale niekoniecznie jest miejsce na sentymenty.
Ps: Dawno temu wymyśliliśmy z Mateuszem określenie, że aktor przyjął rolę „żeby pomalować zamek” – to było nawiązanie do sytuacji w której Jeremy Irons przez kilka lat grał w słabych filmach, bo remontował swój zamek i musiał go pomalować na historycznie właściwy różowy kolor (serio nie zmyślam). Ale w przypadku Cavilla wszyscy wiemy, że nie przyjmuje ról by pomalować zamek. Przyjmuje role, by mieć kasę na malowanie figurek.