?
Hej
Zwierz musiał dziś bardzo wcześnie (jak na zwierza) więc dzisiejszy wpis jest przykładem na to jak wyglądałby blog zwierza gdyby zwierz potrzebował nieco więcej snu (zwierz potrzebuje zawsze więcej snu). A ponieważ na wpisy pisane szybko najlepsze są wpisy w których zwierz rozważa drobne problemy popkulturalnego życia zwierza. Widzicie zwierz jako dysortografik i ogólnie osoba z drobnymi trudnościami literkowymi (brzmi to śmiesznie w ustach wieloletniego blogera ale to szczera prawda) nienawidzi pisania nazwisk aktorów. Jeśli przyjrzycie się wpisom zwierza zauważycie, że zwierz robi prawie wszystko by nie odmieniać nazwisk aktorów oraz stara się zazwyczaj wymieniać nazwisko raz czy dwa a potem pisać tylko „aktor” czy „aktorka”. Co więcej ilekroć zwierz zapisze nazwisko (nawet takie które zwierz teoretycznie zna) to musi sprawdzić w Google jak się je pisze. Co więcej nawet jeśli ma je napisane w Google to nie jest w stanie zapamiętać nawet na chwilę jak to nazwisko brzmiało (mimo że jeszcze kilka sekund temu na nie spoglądał). Każdy kto czyta zwierza wie, że to samo nazwisko potrafi we wpisie występować w kilku czy kilkunastu odmianach. Ta słabość zwierza jak zwykle skłoniła go do całego ciągu rozważań na zupełnie inny temat.
Jednak te cierpienia młodych zwierzów będą tematem dzisiejszego wpisu? Otóż zwierz chce podjąć temat, który dopiero niedawno zwrócił jego uwagę. Chodzi mu o popkulturalny snobizm. Ostatnią emanacją tego zachowania, która przykuła uwagę zwierza jest dbanie o to nie jak zapisujemy nazwiska aktorów ale jak je wymawiamy. Zwierz zwrócił uwagę, że niemal połowa amerykańskich wywiadów z gwiazdami które mają nie typowe nazwiska zaczyna się od pytania jak wymawiać ich nazwisko. Sam zwierz znalazł (dzięki Neilowi Gaimanowi) stronę z instrukcjami jak wymawiać nazwiska pisarzy (sami pisarze mówią jak się nazywają). Dawno temu film wydrukował też spory artykuł przekonujący nas, że wszyscy robimy błąd w tym jak wymawiamy imiona i nazwiska amerykańskich aktorów. Wszystko zaś w takim tonie jak gdyby niepoprawne wymówienie czyjegoś imienia czy nazwiska (zazwyczaj zgodnie z regułami rodzimej ortografii i wymowy) było jakimś dyshonorem dla samego opisywanego aktora (zwierz mówi bowiem jedynie o przypadkach gdy mówimy o kimś jako o osobie nie obecnej)
Widzicie zwierz nigdy nie był tego w stanie zrozumieć walki o takie super poprawne wymawianie imion i nazwisk angielski czy w ogóle zagranicznych aktorów. Dlaczego? przede wszystkim zwierz nie chce nikogo obrazić ale chwila kiedy ktoś w środku rozmowy przechodzi na angielski akcent zazwyczaj brzmi strasznie pretensjonalnie (od tej zasady jest kilka wyjątków – najczęściej są to osoby które obcym językiem władają tak dobrze że przejście na inny akcent nie sprawia im żadnego problemu). Po drugie zdaniem zwierza trudno uznać to za brak szacunku (jak postrzegają to niektórzy puryści) – przecież nikt ze złej woli nie zniekształa nazwiska – po prostu wypowiadamy je zgodnie ze znanymi nam zasadami czytania liter. jednak dla zwierza zawsze najważniejsza była możliwość porozumienia – zdarzało mu się nie raz nie mieć zielonego pojęcia o kim mowa do póki nie zmusił rozmówcy by powtórzył nazwisko jeszcze raz tak by przypominało to które zna. Zwłaszcza, że nie ukrywajmy 0 w większości przypadków nawet ci którym się wydaje że wiedzą jak przeczytać nazwisko nie mają pojęcia której litery w danym przypadku nie będzie się czytać.
Co ciekawe ten niesamowity puryzm który towarzyszy niektórym widzom w przypadku nazwisk angielskich opuszcza ich w przypadku nazwisk aktorów z innych krajów. Jakoś wszyscy przechodzimy do porządku dziennego że być może poza Jeanem Reno czy Gerardem Depardieu albo Jeanem Dujardin nie mamy zielonego pojęcia jak właściwie wymawia się nazwiska aktorów francuskich (zwierz ma łatwiej ponieważ wymawia francuskie r i wszyscy są przekonani że wie co mówi nawet jeśli totalnie zmyśla którą literę należy wyrzucić). Nikt nawet nie próbuje przekonać nas że lepiej wie jak się wymawia nazwiska chińskie (zwierz wymawia jest tak jak są zapisane) a i skandynawskie stanowią ciekawe wyzwanie.
Możecie stwierdzić że zwierz ma kretyńskie problemy, no ale po pierwsze – zwierz ma prawo mieć kretyńskie problemy, a po drugie dla niego to pewien klucz do naszego podejścia do popkultury. Jak już zwierz pisał – nawet zajmując się popkulturą można być snobem. Zwierz nie ukrywa jest do pewnego stopnia popkulturalnym snobem tarzając się radośnie w produkcjach BBC czy publikując raz na jakiś czas długie teksty o tym jakie ekranizacje Szekspira widział. Zwierz się tego nie wypiera. Ale jak już zwierz wspomniał – najważniejsza jest komunikacja. Nie ma nic złego z korzystania z prawidłowo wypowiadanych nazwisk aktorów, tak długo jak wszyscy w towarzystwie skojarzą o kogo chodzi, a my sami jesteśmy pewni, że robimy to prawidłowo. Podobnie jest z nazwami filmów. Zwierz bardzo często mówi o filmach ich oryginalnymi angielskimi tytułami. Zwierz robi to np. w przypadku King’s Speech (Jak zostać królem) bo denerwuje go polski tytuł a poza tym myśli o tym filmie anglojęzycznym tytułem (tak bywa kiedy słyszy się o filmie na długo przed tym jak trafi do krajowej dystrybucji). Nie mniej sam ma wrażenie, że zachowuje się przy tym jak straszny snob – stąd nawet jeśli tytuł polski wywołuje w nim ból zębów (chyba największy wywołuje tytuł całkiem przyzwoitego filmu obyczajowego Dan in Real Life który przełożono na 'Ja cię kocham a ty z nim”) stara się go zapamiętać. Takich snobistycznych popkulturalnie zagrywek zwierz ma zresztą w kieszeni więcej. Chyba najbardziej denerwującą snobistyczną cechą popkulturalną zwierza jest zakładanie bardzo szerokiego katalogu filmów o których ludzie słyszeli. Właśnie słyszeli – zwierz zakłada, że nawet jeśli ktoś jakiegoś filmu nie widział, to na pewno o nim słyszał. Z resztą nie tylko filmu – zwierz ogólnie zakłada powszechną znajomość popkulturalnych fenomenów. Serio, zwierz np. zakłada że wszyscy wiedzą co to jest fan fiction. Jakież było jego zdumienie gdy okazało się, że to jednak nie jest powszechnie znane pojęcie. Przy czym ponownie – problem z takim zachowaniem często jest taki, że robimy to nieświadomie. W przypadku zwierza jego snobizm jest wynikiem dawno utraconej łączności z rzeczywistością. Nie mniej trzeba przyznać, że to zachowanie które trzeba zwalczać nawet w samym sobie.
To wady bliskie zwierzowi – jedną z dalszych to na przykład uwielbienie dla filmów mało znanych i zapomnianych, czy też grzebanie wyłącznie u źródeł (coś w stylu spoglądania z pogardą na wszystkich którzy lubią inne serie Star Treka poza TOS czy tych, którzy odkryli Doktora Who dopiero po wznowieniu serialu w 2005). Oczywiście ze zwierza wychodzi czasem popkulturalny hipsteryzm tego typu (ot na przykład zwierz lubi się chwalić, że miał konto na FB zanim spolszczono stronę – co prawda założył je tylko po to by oglądać filmy w Internecie ale zawsze to kilka miesięcy wcześniej niż znaczna część jego znajomych), ale zasadniczo uważa, że trzeba to w sobie zwalczać. To znaczy nie zainteresowanie źródłami pewnych popkulturalnych zjawisk, czy hipsterskie poszukiwania nie odkrytych jeszcze zjawisk. Taki snobizm jest absolutnie nie groźny. Staje się groźny kiedy zamieniamy się w popkulturalnych tyranów, spoglądających z góry na swoich rozmówców i wyrażających głośno swoje zdumienie jak o czymś można było nie słyszeć, czegoś nie widzieć czy coś źle powiedzieć. Bo właśnie to jest największy problem z takim snobizmem – tematy filmów, seriali i aktorów rzadko wypływają w akademickiej dyskusji – najczęściej to część mało zobowiązującej rozmowy na imprezie czy podczas popijania kawy ze znajomymi – kiedy więc uruchamia się w nas popkulturalny snob łatwo zamienić w miłą rozmowę w coś niezręcznego. Zwłaszcza, że przecież jak już zwierz kiedyś pisał – wciąż nie ma popkulturalnego kanonu co kto tak naprawę powinien wiedzieć i widzieć – co oznacza, że wszystko co wiemy i co oglądamy czynimy na własną rękę. Stąd też nawet jeśli coś wydaje się nam zupełną ignorancją to trzeba pamiętać, ze w przeciwieństwie do pewnej ignorancji w zakresie bardzo szeroko pojętej kultury wysokiej może (choć nie musi) wynikać z negatywnego podejścia do zdobywania wiedzy , o tyle paradoksalnie w przypadku popkultury świadczy najczęściej o braku sprzyjającemu takim poszukiwaniom środowiska. Brzmi trochę paranoicznie ale zdecydowanie łatwiej nadrobić klasyków literatury niż klasyków kina, i trudniej dowiedzieć się czegoś o fan fiction niż o poemacie dygresyjnym.
O snobizmie popkulturalnym zwierz mógłby pisać długo – jak na przykład o niechęci do tych którzy najpierw zobaczyli film a potem przeczytali książkę (zwierz czasem mam wrażenie że w oczach niektórych tak przeczytana książka się po prostu nie liczy), o niechęci do tych którzy zobaczyli najpierw Nowe a potem Stare Gwiezdne wojny (nawet jeśli urodzili się w takim momencie, ze to ta kolejność jest naturalna), o dość irytującej niechęci do wszelkich remaków zanim się je jeszcze zobaczy (a przecież czasem trafiają się w tej kategorii filmy dobre i bardzo dobre) i w ogóle niechęci do pewnej kategorii filmów których się nie widziało. Zwierz ma zasadę że uważa że wszystkie filmy, których nie widział są równie dobre albo jak wolicie równie złe. Jednak o tym jak dobre czy jak złe są może zdecydować dopiero po seansie. Problem z popkulturalnym snobizmem polega na tym, że istnieje cienka granica pomiędzy byciem szlachetnym geekiem czy nerdem a byciem zwykłym snobem. Zwierz na własne potrzeby korzysta z prostego rozróżnienia. Nerd i Geek są pasjonatami, którzy pragną by cały świat był złożony z pasjonatów. Stąd jeśli ktoś czegoś nie widział, nie zna, nie rozumie przedstawiciele tej grupy są gotowi przywieźć mu w nocy DVD z odpowiednim dziełem kultury a potem siedzieć przy nim aż do rana, by przekonać się czy na pewno wszystko obejrzał i zrozumiał. Tymczasem w wizji zwierza snob to osoba, która co prawda wymaga od innych by posiadali podobną wiedzę, ale wcale nie ma ochoty się nią dzielić – po prostu wszyscy powinni ją zdobyć na własną rękę. Jeśli tego nie potrafią zrobić – najwyraźniej nie nadają się do konwersacji.
Jednak prawda jest taka, że pomimo wszystkich tych wyróżników tak naprawdę zasadą jaka powinna nam wszystkim przyświecać w popkulturalnych dyskusjach jest życzliwość. Życzliwość która pozwoli nam zamaskować zdziwienie tym, że ktoś nigdy nie słyszał o Star Treku, tak poprawić wymowę nazwiska by nie sprawić nikomu przykrości (albo najlepiej nie poprawiać to wtedy nikomu nie będzie głupio), czy przejść do porządku dziennego, że osoba z którą rozmawiamy nie ma zielonego pojęcia że film z którego właśnie wyszła powinien mieć zupełnie inny tytuł. Istnieje bowiem, zdaniem zwierza złota zasada kontaktów międzyludzkich mówiąca, że życzliwość jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła.
Ps: Odnośnie konkursu Lego – po pierwsze odpowiedzi wysyłajcie na mail – tak będzie prościej – zwierz oczywiście weźmie pod uwagę odpowiedzi w komentarzach. Po drugie – jest już tyle fajnych odpowiedzi że drugie i trzecie miejsce dostaną nagrody niespodzianki ufundowane przez zwierza i bestię :)
ps2: Tak ten wpis jest nieco nie spójny :) Zwierz mówił, że tak by wyglądał jego blog gdyby miał wcześniej chodzić spać i nie miał czasu na wewnętrzną korektę swoich przemyśleń. Bo choć może was to zdziwić zwierz jednak coś takiego robi :P