Tyle się dzieje w świecie serialowym, że niezwykle łatwo przegapić coś ciekawego. Nawet jeśli staramy się trzymać rękę na pulsie, to niezwykle często jakieś produkcje nam umykają. I dziś będzie właśnie o takiej produkcji, która może łatwo nam umknąć a jest naprawdę fantastyczna. Chodzi o dostępne na Amazon Prime Video „Based on a true story”, bardzo sympatyczną satyrę na świat podcastów true crime.
Historia jest nieco szalona. Oto poznajemy Nathana i Avę, małżeństwo, które pozornie żyje sobie bardzo komfortowo. Ona pracuje jako pośredniczka sprzedaży nieruchomości, on jest instruktorem tenisa. Do jego największych osiągnięć należy wygrany z mecz z Federerem, gdy był jeszcze młody i zanim kontuzja zmarnowała jego szansę na profesjonalną karierę. Małżeństwo mieszka w sporym domu, mają w nim miejsce nawet dla młodszej siostry Avy, która właśnie kończy studia. Para spodziewa się dziecka i naprawdę – nic nie zapowiada jakiejś wielkiej życiowej zmiany.
Wszystko staje na głowie, gdy okazuje się, że potrzebują pomocy hydraulika. Drobna naprawa zamienia się w większą robotę, drobne pogaduszki przy pracy – w całkiem zażyłą znajomość pomiędzy Mattem a Nathanem. I właśnie wtedy okazuje się, że po pierwsze – zarówno Ava jak i Nathan mają problemy w pracy, a po drugie, że Matt jest seryjnym zabójcą. I tu właśnie serial skręca w niespodziewanym kierunku. Oto bowiem zamiast zadzwonić prosto na policję małżeństwo dochodzi do wniosku, że osobista znajomość z seryjnym zabójcą może być odpowiedzią na ich finansowe problemy. Zwłaszcza w świecie ogarniętym obsesją podcastów true crime.
Jeśli punkt wyjścia dla serialu wydaje się wam trochę groteskowy, to nie powinno was to dziwić. Sam serial jest satyrą zarówno na świat seriali true crime, jak i na życie wyższej klasy średniej, która swoją nudną egzystencję wypełnia zakupami, romansami i zbrodniami. Nathan i Ava funkcjonują na granicy swojej klasy społecznej – rozpaczliwie walcząc o to by nie wypaść z zamożnego kręgu znajomych. Sami znajomi wydają się zaś złapani w sidła takiego pustego poszukiwania prestiżu i sensu. Finansowa stabilizacja oznacza, że większość wysiłku jest tu włożona w utrzymanie konkretnego stylu życia. Duży dom, obowiązkowe ćwiczenia fizyczne, eleganckie spotkania ze znajomymi i konieczne romanse. Zwłaszcza ten ostatni element zdaje się być obowiązkiem, co nieco dziwi Nathana i Avę, którzy pomimo problemów – trzymają się razem. Obraz tego opartego o ciągłe ambicje i licytację ze znajomymi stylu życia wydaje mi się jednym z najciekawszych wątków serialu, zwłaszcza, że całkiem nieźle oddaje pewną pułapkę jaką jest życie na przedmieściach Los Angeles.
Serial jest bezlitosny, gdy chodzi o refleksje nad amerykańską (choć już nie tylko) obsesję true cirme. Zwłaszcza gdy pojawia się perspektywa Matta, który nie tylko – jest zachwycony możliwą popularnością, ale też zaczyna rozważać, czego chcą jego odbiorcy – a odbiorcy jak można podejrzewać, chcą coraz więcej zbrodni. Jednocześnie – mamy obraz całej tej kultury, która narosła wokół podcastów. Odcinek, który rozgrywa się na targach dla wielbicieli true cirme jest być może najlepszym i najbardziej przerażającym z całego sezonu. Gadżety, prelekcje, budowanie opłacalnych biznesów – a wszystko wokół coraz bardziej brutalnych morderstw i sprawców. Serial ogrywa to komediowo a często absurdalnie, ale jeśli zastanowimy się bardziej nad tym na co właśnie patrzymy to jest to dość przygnębiający obraz.
Olbrzymią zaletą serialu jest obsada. W głównych rolach występują Chris Messina (ja najbardziej kojarzę go z roli z Mindy Project) i Kaley Cuoco (która fantastycznie prowadzi swoją karierę po zakończeniu The Big Bang Theory). Oboje mają świetną chemię na ekranie – nie trudno uwierzyć, że jest to małżeństwo, które jako jedyne w towarzystwie nie zorientowało się, że romans jest modny. Jednocześnie grają postaci nieidealne, ale na tyle sympatyczne, że chcemy im kibicować i z przyjemnością śledzimy ich nawet najdziwniejsze pomysły. W ostatnich latach często zdarzało mi się oglądać seriale w których nie lubiłam żadnej z postaci, tu zaś – miałam wrażenie, że nasze pierwszoplanowe małżeństwo jest całkiem sympatyczne. Świetny jest Tom Bateman jako Matt – hydraulik, który okazuje się być mordercą. Bateman to bardzo przystojny mężczyzna, ale kiedy na niego patrzymy to od razu mamy podejrzenie, że z jego bohaterem jest coś nie tak. Oczywiście, to jest postać napisana tak by nieco nas bawiła, ale w każdej scenie jest ten niepokój wynikający z nieobliczalności bohatera.
W czasach gdy seriale właściwie mnie nie zaskakują „Based on a true story” kilka razy mnie wkręciło (bo też sporo w tym serialu niespodzianek) a przede wszystkim – absolutnie nawet na moment nie znudziło. Co coraz rzadziej się zdarza. Mam wrażenie, że to idealny serial oglądany w duecie z „Zbrodniami po sąsiedzku” bo choć stylistycznie oba seriale bardzo się różnią, to oba nieźle wykorzystują amerykańskie uwielbienie dla podcastów o morderstwach i zbrodniach. Jedyną wadą produkcji, jest to, że pierwszy sezon kończy się niedopowiedzeniami, ale już uprzedzam – pojawiła się informacja, że zamówiono sezon drugi, więc nie zostaniemy z cliffhangerem. Choć wiecie, ostatnio trochę przestałam wierzyć, że spodoba mi się serial, który wyjdzie poza dwa sezony – ten trzeci wydaje się wysoko zawieszoną poprzeczką. W każdym razie, jeśli szukacie złośliwego, dowcipnego i całkiem ciekawego serialu, który ogląda się niezwykle szybko (sezon ma zaledwie osiem odcinków) to bardzo „Based on a True Story” polecam.
PS: Dorzucam tu ostrzeżenie i mikro spoiler, że w serialu jest wątek związany z psem i nie kończy się dla psa dobrze. My jako widzowie nie dostajemy żadnych drastycznych scena, ale mam wrażenie, że nawet domyślna przemoc wobec zwierząt to dla wielu osób zbyt wiele. Ja nie miałam z tym problemu, ale zdaje sobie sprawę, że wiele osób produkcji z takim wątkiem nie chce oglądać i dobrze wiedzieć wcześniej.