Przyznam, że byłam uprzedzona. Nie jakoś bardzo dumna, ale z całą pewnością uprzedzona. Oto, kiedy zobaczyłam zwiastun nowego filmu Netflixa „Dama” poczułam, że znów pewnie dostaniemy film, który choć ma przesłanie, z którym się zgadzam, jest niesamowicie nudny i dydaktyczny. Jeśli czegoś nie znoszę za bardzo w kinematografii to kiedy za bardzo próbuje mnie przekonać do jakiś tez (nawet tych, z którymi się zgadzam). Tymczasem, jestem miło zaskoczona, bo okazało się, że dostaliśmy filmik prościutki, ale bardzo przyjemny do oglądania.
Punkt wyjścia do tej opowieści, jest typowy dla większości baśni. Elodie, jest córką szlachcica i władcy podupadającego północnego księstwa. Nie wiemy dokładnie co się stało, ale widać, że życie jest ciężkie, brakuje jedzenia i nawet dobrze urodzone panny muszą rąbać drzewa na opał. Ocaleniem dla ubożejącej krainy okazuje się propozycja małżeństwa, Elodie wraz ze swoją rodziną wyrusza więc do prosperującego królestwa, gdzie czeka na nią książę. Co ciekawe, nasza bohaterka nie buntuje się przeciwko aranżowanemu małżeństwu, postrzega je jako obowiązek wobec swojej rodziny, ale przede wszystkim swojego księstwa. Na miejscu, okazuje się, że książę jest całkiem miły i przystojny i choć macocha bohaterki ma pewne zastrzeżenia, to ostatecznie – Elodie, uważa, że rysuje się przed nią całkiem dobra przyszłość.
Nie będzie wielkim spoilerem, gdy okaże się, że wcale nie czeka ją wspaniałe życie u boku księcia, bo zostaje wrzucona do jaskini ze smokiem. Smokiem, którego trzeba regularnie opłacać młodymi dziewczynami królewskiej krwi. Tu zaczyna się, walka Elodie o przeżycie, a jednocześnie – powoli poznajemy prawdę – zarówno o tym, dlaczego królestwo „płaci” smokowi dziewczynami, ale też – o tym co czekało poprzednie dziewczęta, które zostały zrzucone do głębokiej jaskini. Okazuje się bowiem, że nasza bohaterka, choć bardzo zdeterminowana nie jest jedyną zdeterminowaną dziewczyną, która znalazła się w plątaninie przedziwnych jaskiń pod wysoką górą wznoszącą się nad miastem.
Cała historia jest bardzo prosta i zamknięta, co w sumie – nie zdarza się tak często w przypadku filmów fantasy. A szkoda, bo ja bardzo takie krótkie i zamknięte opowieści, ze smokiem w tle bardzo lubię. Jednocześnie – wbrew pozorom, to nie jest historia taka czysto emancypacyjna w stylu „dziewczyny są super i mogą wszystko”. Jasne – nasza bohaterka jest młodą dziewczyną, która jest inteligentna i ogarnięta, ale też bardzo mi się podoba, że film nie czyni z niej od początku absolutnie niezależnej jednostki. Jej podejście do zamążpójścia jako obowiązku, jest bardzo wiarygodne. Jednocześnie jej późniejsza determinacja, wychodzi po prostu z braku możliwości innej reakcji. Albo będzie walczyć o przeżycie albo zginie. Nie wydaje się mieć też jakichś super umiejętności, poza zdrowym rozsądkiem i wytrzymałością. Z resztą co ciekawe – film nieźle rozgrywa całą historię głównie pomiędzy bohaterkami. Bo też – jest to opowieść o kilku bohaterkach – o dobrych i złych. Film z resztą, nie stawia tezy, że dziewczyna nie powinna marzyć o ślubie z księciem, raczej, że pochodzenie nie gwarantuje wyjściowo, że mamy do czynienia z dobrymi ludźmi – co jest nieco inaczej sformułowaną tezą.
Film zawiera kilka plot twistów, w tym mój ulubiony na zakończenie – bo moim zdaniem, jest to coś co budzi entuzjazm i jest dowodem na to, że mamy dziś nieco inne spojrzenie na walkę ze smokiem. Jestem też pod wrażeniem, jak brutalny miejscami potrafi być film, co moim zdaniem całkiem dobrze działa – bo gdyby to było bliższe takiej typowo bajkowej estetyce – wtedy miałabym za bardzo poczucie, że oglądam jakiś film, który stara się być trochę aktorskim Disneyem tylko bez takiego budżetu. Choć skoro przy budżecie jesteśmy, to choć nie był jakoś bardzo wysoki, to moim zdaniem dobrze wykorzystany – zwłaszcza, w pierwszej połowie filmu, gdzie nie widzimy za bardzo smoka, co jak mniemam wynika z ograniczeń budżetowych, ale fantastycznie gra w budowaniu atmosfery. W ogóle cała ta sekwencja uciekania przed smokiem po jaskini ma trochę vibe Obcego, gdzie samotna bohaterka wie, że gdzieś w okolicy jest zagrożenie i nie ma pewności czy uda jej się znaleźć miejsce, gdzie smok jej nie dopadnie.
Nie twierdzę, że „Dama” to kino wybitne, ale poczułam miłą satysfakcję w kilku scenach. Wszystko jest nieźle zagrane – pomimo, że nie przepadam za Millie Bobby Brown (a właściwie za jej aktorstwem) to tu dobrze łączy niewinność z determinacją, fajna jest drugoplanowa rola Robin Wright jako niezbyt dobre królowej, no i świetna jest Angela Bassett jako macocha Elodie, która ma złe przeczucia. Przez pół filmu zastanawiałam się skąd kojarzę Nicka Robinsona, który gra księcia, ale dopiero po pewnym czasie, właściwie to przy napisach końcowych uświadomiłam sobie, że to ten sam aktor, który grał główną rolę w „Love, Simon”. Ale próba przypomnienia sobie skąd ja znam tą twarz była małą torturą. Nie mniej, sama obsada robiła na mnie bardzo dobre wrażenie, może poza aktorem grającym ojca. Ray Winstone, to nie jest zły aktor ale miałam wrażenie, że gra na pół gwizdka.
Film kręcono w Portugalii i to bardzo dobry wybór, bo plenery wyglądają bajkowo i co ważne – nie przypominają krajobrazów z innych produkcji fantasty, co mniej składnia do porównań. Bardzo podobał mi się też pomysł na wystrój i kostiumy – bo są tak przesadzone i tak łączące różne tradycje i style, że nie ma wątpliwości, że jesteśmy w świecie baśniowym, magicznym i nie podlegającym zasadom współczesnej historii. To ważne, bo mam wrażenie, że pozorny realizm często fantasy szkodzi, bo zaczynamy od niego wymagać by opowieść była zgodna nie z logiką fantastyczną czy baśniową, ale np. z logiką opowieści historycznej (choć nasuwa się pytanie jakim cudem nie rozeszło się po rozlicznych królestwach, że małżonki pięknego księcia szybko tracą życie).
Ostatecznie muszę przyznać – byłam uprzedzona, bo po trailerze miałam wrażenie, że dostanę kolejny nudny retelling baśni, który niekoniecznie będzie umiał stworzyć postaci, czy nawet spróbować gdzieś po drodze, wciągnąć mnie w opowieść. Niektórzy twórcy zakładają, że jeśli odwrócą prostą dynamikę i księżniczka będzie samodzielna, to już zrobili tyle roboty, że nic więcej nie jest potrzebne. Uważam, że to bardzo leniwe i niewiele w tym przekształcenia baśni, bardziej klepanie się po plecach o ile jesteśmy bardziej postępowi od ludzi, którzy te baśnie po raz pierwszy opowiedzieli. Stąd było miłym zaskoczeniem, gdy okazało się, że jednak – film starta się nam opowiedzieć jakąś historię. Prostą, ale nie opartą jedynie o zmianę dynamiki między księciem i naszą bohaterką. Znaczy, tak jest to film o niezależnej księżniczce, która sama załatwi sprawy ze smokiem, ale nie ma tu w dialogach wielkiej dydaktyki. Jest za to czysta satysfakcja z akcji, płomieni i zemsty.
Dostałam za to bardzo przyjemny film, który sprawił, że znów zatęskniłam za filmami o smokach, których moim zdaniem zawsze jest zdecydowanie za mało. Co więcej, produkcja spodobała się nie tylko mnie, ale też mojemu bratu i ojcu, co znaczy, że trafia do różnych demografii, choć wszystkich nas łączy jedno – bardzo lubimy smocze opowieści. Co prawda, historia pozostawia malutką furtkę na kontynuację, ale przyznam – bardzo bym się ucieszyła gdybyśmy więcej nie dostali, bo naprawdę jest za mało zamkniętych fantastycznych opowieści. A na sam koniec, musze pochwalić ten film za to, że ma prawdziwego smoka, a nie wiwernę. W ostatnich latach niemal wszystkie filmowe smoki (ze Smaugiem !) były wiwernami. Sprawiedliwość dla smoków!