Hej
Zwierz przyzna szczerze, że trochę się głupio czuje wykorzystując październikowe wpisy niemal wyłącznie na recenzowanie pierwszych odcinków nowych seriali. Gdyby zwierz był bardziej zwarty w sobie a mniej leniwy powinien to wszystko ładnie wrzucić do jednego wpisu. A tak musicie znosić chwilowe przestawienie się zwierza na tryb telewizyjny. Zwłaszcza, że w tym roku jak rzadko sporo nowych seriali zasługuje na uwagę. Zwierz zwrócił uwagę na The Affair już na poziomie castingu bo mimo, iż film rozgrywa się w Stanach zjednoczonych to w rolach głównych obsadzono aktorów angielskich. I to nie byle jakich bo Dominica Westa i Ruth Wilson – dwójkę którą zwierz uwielbia. I byłoby The Affair ciekawe tylko ze względu na potwierdzenie brytyjskiej dominacji w amerykańskiej popkulturze gdyby nie jeden z najciekawszych od dawna sposobów narracji. Który pokazuje że nawet dość banalny zestaw scen można uczynić fascynującym.
W pierwszych odcinkach The Affair nie porusza akcją ale sposobem prowadzenia narracji
Najpierw poznajemy historię z punktu widzenia Noah. Ojciec czwórki dzieci, nauczyciel akademicki, pisarz, mąż. Facet przystojny podobający się kobietom (bardzo dobra scena na początku odcinka), kochający żonę i starający się jakoś ogarnąć gromadkę dzieci. Dzieci powiedzmy sobie szczerze – już na pierwszy rzut oka dość koszmarnych – albo przynajmniej tak przedstawianych. Wszystko zaczyna się pierwszego dnia letniego urlopu gdzie cala banda jedzie nad morze (mieszkają w Nowym Jorku) do teścia Noah. Niewielkie nadmorskie miasteczko, znany pisarz teść (wobec którego Noah ma kompleksy i długi), śliczna kelnerka z baru obok. On zmęczony życiem, sfrustrowany, opowiada kwiecistym językiem o wolności na poświęcenie której człowiek godzi się w ramach bezpieczeństwa. Ona uwodzicielska, z sukienką podjeżdżającą trochę za wysoko, opalona, proponująca papierosy i ewidentnie szukająca przygody. Jest napięcie i pożądanie ale jest też sporo samokontroli. Przyglądamy się temu fragmentowi odcinka z myślą, że przecież tą historię znamy. Te wszystkie kobiety które mówią dokładnie to co powinny powiedzieć we wszystkich samczych fantazjach. Znamy też te frustracje pozornie szczęśliwych mężów wykopywanych z łoża małżeńskiego przez cierpiące na koszmary dzieci. Nie jest nudno, ale przewidywalnie.
KIedy wydaje się że znamy historię pojawia się ona jeszcze raz. Tym razem nieco inna
A potem odcinek odwraca perspektywę. Widzimy wszystko jeszcze raz z punktu widzenia Alison. Kelnerki, z przydrożnego baru. W jej historii pojawiają się wszystkie te same wydarzenia o których opowiedział nam Noah. Problem w tym, że układają się w zupełnie inną historię. Znika gdzieś uwodzicielska istota pojawia się zagubiona dziewczyna, która powoli orientuje się, że jej życie stoi w miejscu. Co więcej jest to życie naznaczone tragedią po której trudno się otrząsnąć. Zamiast uwodzicielskich gestów pojawiają się zwykłe zdziwienie troska zainteresowanie. Napięcie pozostaje ale historia opowiadana z innej perspektywy zupełnie inaczej rozkłada akcenty. Co ciekawe twórcy tak nakręcili odcinek, że czasem jesteśmy w stanie bardziej uwierzyć w wersję Noah czasem w Allison. Bo obie historie wydaje się być opowiedziane tak by widz cały czas zastanawiał się, kto w danym momencie stara się nam przedstawić siebie w jak najlepszym świetle. Nie ulega bowiem wątpliwości, że obie strony coś ukrywają – o czym świadczy sam fakt, że są przepytywane (nie wiemy z jakiego powodu).
zwierz ma zastrzeżenie do rodziny Noah – zwłaszcza dzieci są trochę za bardzo patologiczne
Taki podział odcinka zamienia dość banalną przecież historię pierwszego spotkania przyszłych kochanków w niesłychanie ciekawą narrację. Oglądając obie wersje jedna po drugiej czekamy w napięciu na to jak te same wydarzenia przedstawią obie osoby. Za każdym razem zadajemy sobie pytanie – która wersja jest bliższa prawy albo ewentualnie czy obie nie są prawdziwe i nie mamy do czynienia ze zwykłym podrasowaniem historii – jak to często bywa gdy opowiada się o przeszłości. Zresztą słyszymy jak bohaterowie kłamią – w jednej ze scen bohater mówi, że oczywiście że zapamiętał twarz kelnerki ale w scenie wyraźnie nie spogląda na twarz dziewczyny. Takich scen jest więcej, więcej jest fragmentów które w jednej albo w drugiej narracji nie pasują. Sama historia – choć w tym odcinku trochę banalna staje się przez to układanką którą sami musimy sobie ułożyć. Co ciekawe – to spotkanie z innym sposobem narracji serialowego odcinka jest fascynujące jeszcze z jednego powodu. W pierwszym odcinku mamy tylko kilka scen – mimo, że odcinek trwa prawie godzinę tak naprawdę akcja niewiele rusza się do przodu. Ale absolutnie to nie przeszkadza bo odtwarzanie tego co właściwie się tamtego wieczoru stało zajmuje nam wystarczająco dużo czasu byśmy nie potrzebowali całego ciągu wydarzeń.
Ruth Wilson doskonale balansuje pomiędzy byciem uwodzicielką w wersji Noah a zagubioną dziewczyną w wersji Alison
Serial taki jak ten nie uda się jeśli widz od pierwszych sekund nie uwierzy w jedno podstawowe założenie serialu. Że pomiędzy głównymi bohaterami wybuchnie romans, który będzie miał skutki oddziaływujące na wszystkich w ich otoczeniu. Aby widz uwierzył między aktorami musi być chemia i to nie jakieś tam pojedyncze iskierki tylko ma się mieć wrażenie, że jedno spojrzenie im wystarczy. Pod tym względem Dominic West i Ruth Wilson to doskonały wybór. Zwierz nie wie czy to jakaś angielska szkoła gry – ale prawdą jest, że tak dobrze dobranych par na ekranie wiele nie ma. Zresztą nie ma też wielu aktorów i aktorek potrafiących z taką lekkością grać dwie wersje samych siebie. West w swojej wersji opowieści, jest niemalże kryształowo porządny, nieco zagubiony w świecie, kochający żonę i nie wiedzący do końca co zrobić w obliczu awansów ze strony Alison. Gdy odwracamy perspektywę zmieniają się miny i gesty. Ten sam aktor zamienia się w zdecydowanie mniej sympatycznego faceta, mniej neurotycznego, bardziej stanowczego, uśmiechającego się z dziwną pewnością siebie. Z kolei Ruth Wilson bez trudu skacze pomiędzy uwodzicielską, pewną siebie istotą a zagubiona dziewczyną. Jednak tym co robi największe wrażenie jest to, że niezależnie od tego jak rozkładają się cechy bohaterów i niezależnie kto opowiada historię czuć rodzące się – trochę nie wiadomo skąd – wzajemne pożądanie, które z pewnością zaprowadzi wszystkich do wydarzeń co najmniej tragicznych.
Zwierz nie jest pewny co do obsady roli męża Alison. Ale może jest uprzedzony
Jeśli zwierz miałby mieć jakieś zastrzeżenia to do postaci drugoplanowych. Dzieci Noah to postacie przedziwne napisane chyba przez kogoś kto doszedł do wniosku, że tylko mając koszmarne pociechy można szukać ucieczki do życia rodzinnego. Zresztą w ogóle sposób w jaki Noah przedstawia swoją rodzinę jest przerysowany nawet jak na kogoś kto chciałby się usprawiedliwić, że szukał spełnienia gdzie indziej. Oczywiście wiadomo, że to wszystko kreacja ale wyjątkowo irytująca. Zwierz nie chce za dużo zdradzić ale jest w tym odcinku scena po której nikt nie powinien jechać z dzieckiem na wakacje za to natychmiast powinien udać się do psychiatry. Żonę Noah gra Maura Tierney i jest w swojej roli trochę nijaka ale zwierz jest uprzedzony od czasu kiedy aktorka została wieki temu centralną postacią Ostrego Dyżuru. Zwierz nie przepadał za tamtą postacią i trochę odbiło się to na jego postrzeganiu każdej późniejszej roli aktorki. Zwierz nie jest też przekonany czy Joshua Jackson to był dobry wybór w roli męża Alison. Trudno powiedzieć dlaczego ale aktor irytuje zwierza na ekranie. Z drugiej strony – może nie trzeba było trzy lata temu nadrabiać całego Jeziora Marzeń, na które zwierz był zdecydowanie za stary w chwili kiedy zdecydował się je nadrobić. Na razie wielu postaci więcej nie ma, choć widać że kilka (np. teściowie Noah) mają spory potencjał. Ale musimy poczekać na kolejne odcinki.
Twórcom udało się zaintrygować widza mimo, że od początku wiemy jak to się skończy
The Affair to serial który może pójść w dwie strony. Albo w historii tego związku znajdzie się coś co nas porwie, albo będzie to historia niebanalna nie przez swoją treść a przez te dwie różne perspektywy z jakich jest opowiadana. Ewentualnie twórcy serialu dojdą do wniosku, że jednak nie może to być historia po prostu o dwójce ludzi i wydarzy się coś więcej. Na co wskazuje sama scena przesłuchania. Zdaniem zwierza lepiej byłoby gdyby cała oryginalność serialu zawierała się właśnie w tej grze perspektywą. Bo to i tak jest wystarczająco wciągające i nie trzeba historii bardziej wikłać. Nie mniej rzeczywiście pod koniec odcinka odczuwa się niesamowity niedosyt i chce się teraz zaraz więcej, już. Co zawsze jest dobrym znakiem. Showtime wykorzystuje też – co jest chyba nowym trendem – swoje możliwości stacji kablowej w dobrej wierze. Po krwawych serialach historycznych, taka obyczajowa opowieść zyskuje na tym, że kablówki nie boją się przekleństw, kontrowersji i seksu. Zwłaszcza że nie ukrywajmy – romansów bez seksu nie ma – tu aby dowiedzieć się dlaczego nasi bohaterowie szukają kogoś nowego zaglądamy im nie tylko do głów ale i do łóżek. I przez chwilę czujemy się jak na seansie dobrego francuskiego filmu. Ale skoro już przy europejskim spojrzeniu jesteśmy. Jest w odcinku scena gdzie bohater na pożegnanie całuje bohaterkę w policzek. Jest dziwnie on przeprasza ona czuje się całą sytuacją skrępowana. Ogólnie atmosfera gęstniej straszliwie. Zwierz pomyślał sobie, że choć gest ten w różnych sytuacjach różne rzeczy oznaczać może, to w ostatnich latach straszliwie się zbanalizował i spokojnie można nad nim przeskoczyć do porządku dziennego. Zdaniem zwierza to jest taka mała różnica kulturowa. W każdym razie podsumowując. The Affair jak na razie nie opowiedziało nic nowego ale opowiedziało to tak, że zwierz natychmiast zaczął się zastanawiać kiedy będzie następny odcinek. Może jeszcze nie jest w serialu zakochany ale na pewno jest zaintrygowany. Zwłaszcza, że to jest jednak – przynajmniej na pierwszy rzut oka – odrobinę co innego niż zazwyczaj proponuje telewizja. W końcu ile można oglądać seriali o policjantach i złodziejach. Ewentualnie o super bohaterach i lekarzach. Albo o tysiącach innych spraw o których serial widziało się już wcześniej. A The Affair pachnie czymś nowym. Tak więc zobaczymy. Zwierz chyba się nawet pokusi o obietnicę że pod sam koniec sezonu napisze jeszcze jeden tekst gdzie powie wam jak wyszło. I ma nadzieję że będzie w nim mniej wątpliwości.
Ps: Zwierz oczywiście jutro opublikuje wpis dla ludzi oddychających brytyjską telewizją.
Ps2: Zwierz był wczoraj w Onecie i rozmawiał o Blogu Roku. Rozmowy były niesłychanie burzliwe, ale jak w tym roku będziecie patrzeć na kategorie to zwierz też przyłożył do niech łapę i chociaż jedną szarą komórkę :)