Dzisiejszy wpis zwierza nie jest związany z niczym co zdarzyło się zwierzowi ostatnio. Lub też ma coś wspólnego ze wszystkim co się zwierzowi w ostatnich latach przydarzało. Musicie wiedzieć, że zasadniczo zwierz ma w Internecie jak pączek w maśle poza tymi momentami kiedy nie ma. To jest wpis o tych momentach.
Żeby było jasne poniższe obserwacje nie są związane tylko z tym co spotkało zwierza. Nie są też reakcją na jakiś wpis post czy cokolwiek co by jakoś zwierza szczególnie trafiło. Zwierz jest dziś dokładnie tak samo zadowolony jak każdy obywatel, który w środę musi iść do pracy, To raczej zbiór obserwacji związanych z dwoma zagadnieniami – bycia blogerem i bycia hejtowanym. Które to zagadnienia niesłychanie często na siebie zachodzą.
Dziwi cię hejt ?Przecież wiesz na co się decydowałeś! – Zaskakujące jest ile osób uznaje, że człowiek który gdzieś w zaciszu swojego mieszkania zakłada sobie bloga naprawdę bierze pod uwagę, że za kilka lat napisanego przez niego słowa będą na tyle istotne by ktoś skierował przeciw niemu hejterskie uwagi. Prawdę powiedziawszy to mniej więcej podobna logika jak stać nad rozbitym samochodem i kręcić głową mówiąc że ktoś musiał sobie zdawać sprawę że będzie miał wypadek skoro kupi samochód. Kiedy zwierz założył bloga przez pół roku czytało go od 50 do 100 osób dziennie. Takie to były czasy. Czy wtedy miał zrezygnować z pasji bo może teoretycznie za kilka lat ktoś będzie dla niego nie miły? Zwierz jest zdania że nikt kto zakłada bloga nie liczy się z tym że stanie się przedmiotem hejtu. I dobrze – ludzie powinni działać myśląc o pozytywnych stronach tego co robią. Gdybyśmy mieli się koncentrować na stronach negatywnych to dopiero by się nic nie działo. Plus nie wiem czy ktokolwiek jest tak naprawdę w stanie przewidzieć kierunek i skalę hejtu. Na tym polega problem – nie da się z góry powiedzieć które zdanie, zdjęcie, status czy uwaga poruszy w kimś sfrustrowaną strunę, i wywoła lawinę. I przez chwilę zastanawiasz się, czy rzeczywiście było warto założyć tego bloga.
To taki fach trzeba mieś skórę nosorożca – Zwierz przyzna szczerze – nie cierpi tej rady. Mimo, ze ogólnie lubi nosorożce (realna odpowiedź na marzenie o jednorożcu) to pomysł by porzucić część swojej wrażliwości wcale mu się nie podoba. Ogólnie każdy rozsądny człowiek wie, że nie będzie przez wszystkich kochany. Sam zwierz doskonale wie i zdaje sobie sprawę, że są w Internecie ludzie (których mógłby nawet wymienić z imienia i nazwiska) którzy go genetycznie nie cierpią. Zwierza to boli ale wie też że ich niechęć wykracza poza niechęć do osoby i to raczej inna koncepcja blogowania. Co prawda zwierz muchy by nie skrzywdził, no ale rozumie, że tak być musi. Problem w tym, że jeśli otoczymy się tą naszą skórą nosorożca to spokojnie możemy skończyć jako ludzie nie przyjmujący żadnych uwag, żadnej krytyki – absolutnie przekonani o swojej nieomylności. To już lepiej czasem poczuć się gorzej niż uodpornić się nad każdy cios nawet celny. Choć przez chwilę zastanawiasz się czy może rzeczywiście obrazić się na cały świat i uznać że jest się najlepszym.
Blogerzy nie odróżniają krytyki od hejtu – och zapewniam was że odróżniają. Jeśli widzisz blogera który bardzo intensywnie z kimś rozmawia to zapewne widzisz blogera w ogniu polemiki. Tego najbardziej ordynarnego hejtu wielu użytkowników sieci nie widzi – bo jest w prywatnych wiadomościach, anonimach, nie podpisanych mailach – we wszystkim tym co kierowane jest bezpośrednio do odpowiedzialnej za dane treści jednostki. Bo właśnie – jeśli ktoś z was napisze że jakiegoś filmu zwierz nie zrozumiał to zwierz zapewnia, że nawet jeśli dość ostro z wami dyskutuje i pod koniec wszyscy wyzywamy się od idiotów to naprawdę to nie jest hejt. Krytyka blogerów boli ponieważ – co może być dla wielu zaskoczeniem nie wyrzeźbiono nas z innej gliny niż pozostałych użytkowników Internetu. Wszyscy chcemy być mądrzy, zawsze mieć rację i być chwaleni. Jasne że krytyka wchodzi nam na ambicje, powoduje że się bronimy czy wściekamy. Ale nie zmienia to faktu, że większość z nas potrafi odróżnić krytykę od hejtu. Zwierz np. zakłada że nikt kto go krytykuje nie robi tego z zazdrości – to jest zbyt prosty sposób na to by uznać że wszyscy nam zazdroszczą. I dobry by nawet w głosach które mogą brzmieć jak krytyka zazdrośników znaleźć cenne uwagi. Ale naprawdę choć niekiedy kłócenie się z kimś w Internecie budzi bardzo duże emocje to naprawdę jest im daleko od takiego poczucia beznadziejnego osamotnienia jakie budzi hejt. Choć zdarzają się chwile kiedy nie jest już tak ławo odróżnić jedno od drugiego, tak bardzo spodziewasz się hejtu.
Ej no hejterzy to głupi ludzie nie ma się czym przejmować – to jedno z tych zdań które pisze się niemal wszystkim blogerom. Zwłaszcza kiedy się skarżą (a bloger nie powinien się skarżyć bo wedle punktu pierwszego wie na co się pisze). Problem polega na tym, że to jest nieco bardziej skomplikowane. Każdy bloger wie, że hejterami nie należy się przejmować. Że hejt jest najczęściej przejawem frustracji, może zazdrości, może nudy. TO wiemy – takie internetowe ABC. Ale mózg niestety nie zawsze tak działa. To jak stresowanie się przed wpisaniem oceny do Indeksu (OK wy pewnie nie pamiętacie – jak przed sprawdzeniem oceny w internetowym dziekanacie). Niby wiesz że nic się nie zmieni i nikt nie wstawi ci nic innego niż dostałeś na egzaminie ale jest ten moment drżenia serca. Irracjonalny ale nieprzyjemny. Trochę tak jest z hejtem. Ogólnie nic ci on nie robi. Tylko męczy. Tak po ludzku męczy. Męczy kasowanie, nie myślenie, olewanie. A najbardziej męczą chwile kiedy musisz wziąć np. głęboki wdech zanim klikniesz na ikonkę z wiadomością, powiadomieniem czy komentarzem. I chwile te są najgorsze a nie to co się potem w tej wiadomości znajdzie.
Nie narzekaj hejt to oznaka sławy – tak istotnie – im więcej osób cię czyta tym więcej jest dla ciebie nie miłych. Co nie zmienia faktu, że jakoś nie jestem do końca pewnym zwierzem czy jest tu się z czego cieszyć. Ponownie – mały przykład. Znajdujesz w necie jakiś nie miły mail na swój temat. No jasne hejt. Nie ma się co przejmować. Ale trzy godziny później gdy młodszy brat pyta cię czy chcesz herbatę, zamiast powiedzieć „Tak” mówisz „Nie” tak nieprzyjemnym tonem że jest ci potem głupio. Dlaczego było się wtedy wściekłym? Przecież pytanie o herbatę nie urazi niczyjej godności (ktoś chce ci zrobić ciepły napój!). Dopiero potem uświadamiasz sobie, że ta złość i rozdrażnienie mają źródło zupełnie gdzie indziej – w tym liście którego przecież nie bierzesz do siebie. Tak racjonalnie. Wszystko jest w porządku kiedy taki niemiły list czy wiadomość zdarza się co pewien czas ale co jeśli jest codziennie albo jeszcze gorzej – kiedy nigdy nie wiedz z jakiego kierunku przyjdzie. Gdzie go zastaniesz o której? Od kogo. I wtedy zastanawiasz się przez chwilę czy nie chcesz by znów czytała cię tylko babcia i pies.
Zawsze możesz zrezygnować – och tak – jedno z tych zdań które zawsze budzi w zwierzu zaskoczenie. Wyjść z Internetu się nie da. Można przestać pisać ale gdyby to naprawdę była realna opcja nikt nie siedziałby dzień w dzień przez kilka lat i nie pisał (albo raz na kilka dni- ponownie to nie jest wpis dotyczący tylko zwierza). Zresztą co to da. Hejterzy przecież naszych blogów nie atakują często – zdecydowanie bardziej zależy im na jednostkach. Te mogą mieć za długi nos, za szerokie biodra albo źle załamywać światło. Każdy powód jest dobry. Mogą być też głupie i ograniczone, niedouczone, źle urodzone, pochodzące ze złego miasta. Gdyby hejt był racjonalny byłoby prosto. Ale nie jest. Możesz pisać o kulturze i dostawać komentarze o wadze, pisać o dinozaurach i ktoś się czepia twojego nosa, robić vloga o kostce brukowej i stać się przedmiotem drwin ze względu na wadę wymowy. Im bardziej coś nie ma sensu tym lepiej. Więc nie porzucenie blogowania właściwie nic tu nie zmienia poza przyznaniem racji tym którzy akurat postanowili być nie mili. Choć są takie chwile kiedy chcesz wszystko rzucić w cholerę, choć nie masz pojęcia czym się właściwie wtedy zajmiesz.
Trzeba mieć mechanizmy obronne – Tu chyba każdy kto kiedykolwiek spotkał się z hejtem zaświadczy, że takie mechanizmy wyrobić sobie łatwo. Zwierz ogólnie lubi odpowiadać na hejt w sposób maksymalnie racjonalny. Edukacyjny wręcz. Chowa tylko to co przekracza pewne grancie, sporo pokazuje – chociażby dlatego, że zaczyna dostrzegać, że jeśli chowa się sporo hejtu to ludzie nigdy nie mają szans zobaczyć jak jest potępiony czy wyśmiany. Mechanizmów obronnych jest mnóstwo od moderacji komentarzy, po wyrzucanie paskudnych wiadomości do skrzynki i nie odpowiadania na pytania. Ale nie zmienia to faktu, że wszystkie te mechanizmy obronne nie oznaczają, że czegoś nie ma. Plus nie ma idealnych mechanizmów obronnych. Wyśmiewasz kogoś a potem idziesz sobie po ulicy i co chwilę każdym odbiciu zerkasz czy przypadkiem rzeczywiście nie masz brzydkiego nosa (zwierz ma perfekcyjny nos).
Hejetrzy to jacyś anonimowi frustraci, których nawet nie znasz – Problem polega na tym że czasem w treści takiego maila czy pytania pojawia się coś co sugeruje, że wcale tak nie jest. Że co prawda anonimowość pozostała ale dana osoba widziała cię na żywo, wie jak wyglądasz mówisz, co nosisz jak gestykulujesz. I nie chodzi o stalkerów (problem dużo większy i dużo poważniejszy choć niestety często ignorowany) ale o ludzi którzy cię znają ale mimo to korzystają z internetowych kanałów by zrobić ci przykrość. I ponownie – nie chodzi o to co napiszą czy zasugerują że mamy inteligencję ameby. Chodzi o brak zaufania. O to, że po takiej wiadomości chodzisz i patrzysz na ludzi którzy cię znają i zastanawiasz się – kto ci źle życzy, kto cię naprawdę nie lubi, komu nadepnąłeś na odcisk. I ponownie – to jest po prostu bardzo bardzo męczące. Jak wszystko co sprawia, że przez chwilę żywisz się lękiem i niepewnością.
Po prostu banuj – widzicie mechanizm działania hejtera działa następująco – napisz blogerowi (czy innej osobie) coś tak nie miłego by poczuła że odsłaniasz jej najgorszą wadę. Taką o której może nie myślisz, taką o której być może masz wrażenie, że nie wszyscy zwracają na nią uwagę. Napisz tak by zasugerować, że to nie jest pojedyncze zdanie tylko że podzielają je wszyscy. Że choć nikt nigdy się z ciebie nie śmiał prosto w twarz, tak naprawdę śmieją się wszyscy. Stwórz u dyskutanta poczucie, że rzeczywiście jest winny, niedobry, zły, brzydki. W takiej sytuacji najchętniej to zbanujesz, ukryjesz, schowasz przed światem. Byleby nikt nie wiedział, byleby nikt nie widział, byleby się nie wydało. I tak kiedy banujesz, kasujesz, pielisz, gdzieś tam śmieje się hejter – bo wie, że przecież trafił we właściwy punkt, zagnał cię do kąta gdzie siedzisz i chlipiesz. Nawet jeśli nie chlipałeś od czasu kiedy Mufasa umarł w Królu Lwie. Dlatego zwierz czasem hejt publikuje, właśnie dlatego, że nie chce dać tej satysfakcji. Choć na chwilę.
Co się skarżysz płacą ci – nie ma takiej sumy pieniędzy która wynagradza bycie poniżanym. Serio. Nawet jeśli to poniżenie ma tylko formę paru linijek napisanych w Internecie. Serio. Nie ma. Ani przez chwilę.
Widzicie zwierz ma w Internecie jak pączek w maśle. Pod większością jego wpisów toczy się merytoryczna dyskusja. Ludzie nie zgadzając się ze zwierzem korzystają z logicznych argumentów. Hejterzy odzywają się regularnie choć nie licznie. Wśród największych grzechów zwierza zawsze na pierwszym miejscu pozostaje wszystko związane z jego wyglądem – od nadwagi przez krzywy zgryz. Co jak wiadomo dyskwalifikuje ludzi piszących o kulturze. Zwierz woli nie myśleć co w swoich skrzynkach znajdują ci którzy piszą o polityce, o swoim życiu, którzy jeszcze bardziej niż zwierz różnią się od jakiejś wyimaginowanej normy. Nie zazdroszczę tym którzy mają odwagę robić sobie zdjęcia w różnych ubraniach i pokazywać je światu. Nie zazdroszczę nikomu kto jest niesamowicie popularny. I to nie tylko dlatego, że pojawia się wtedy więcej hejterów, ale też dlatego że zdaniem wielu – hejt jest od pewnego poziomu sławy czy zarobków może nie uzasadniony ale wynagrodzony. Tymczasem tak nie jest. Hejt jest był i będzie – niezależnie od tego ile się ma pozytywnych komentarzy i złotówek na koncie – czymś paskudnym, wrednym i nie mającym żadnej racji bytu. Niby takie proste ale jak wiadomo – o proste stwierdzenia ludzie potykają się najczęściej. Co nie zmienia faktu, że w tym ślicznym życiu zwierza w którym rządzi tęcza, jednorożce i brytyjscy aktorzy bywają minuty w których zwierz nagle czuje się taki strasznie sam. Takie małe chwile w których jest tylko zwierz i czyjś ogrom niechęci. Tak łatwo zapomnieć, zająć się kolejnym wpisem, odcinkiem, dyskusją. Tylko te chwile jakoś tak w zwierzu zostają. Mimo, że bardzo ich nie chce.
Ps: Zwierz powtarza – to raczej zbiór pewnych przemyśleń niż odpowiedź na cokolwiek konkretnego. Przemyśleń które zaczęły się wiele miesięcy temu nad tym nieszczęsnym kubkiem herbaty
Ps2:Ogólnie was wszystkich lubię i jutro wracamy do przerwanego programu kulturalego. Stay tuned.