Home Film Ci szaleni mężczyźni w swych zabójczych maszynach czyli zwierz z zaskoczeniem o Wyścigu

Ci szaleni mężczyźni w swych zabójczych maszynach czyli zwierz z zaskoczeniem o Wyścigu

autor Zwierz

Hej

Wybier­a­jąc się na „Wyś­cig” zwierz oczeki­wał dwóch rzeczy – szy­b­kich samo­chodów, które uwiel­bia (serio zwierz uwiel­bia szy­bko jeżdżące samo­chody) i sze­rok­iego uśmiechu Chrisa Hemswortha. Inny­mi słowy ide­al­nego fil­mu, przy którym moż­na wyłączyć umysł i skupić się wyłącznie na podzi­wia­n­iu tych wspani­ałych mężczyzn w ich szy­b­kich maszy­nach.  Okaza­ło się jed­nak, że film, na którym zwierz szukał intelek­tu­al­nego wytch­nienia zaofer­ował mu zupełnie inne doz­na­nia. Choć Hemsworth uśmiecha się prze­cu­d­own­ie i obnaża musku­laturę wywołu­jącą drże­nie gołębich serc wiel­bi­cieli urody męskiej, choć sce­ny wyś­cigów nakrę­cono tak, że człowiek niemal przechy­la się na fotelu, kiedy bol­id skrę­ca, to film wcale nie jest o szy­b­kich samo­chodach i rywal­izu­ją­cych kierow­cach. I to jest moi drodzy najwięk­sze zaskocze­nie fil­mowe jesieni. Bo Wyś­cig to doskon­ały film, przy którym nie tak pros­to wyłączyć myśle­nie. Za to bard­zo łat­wo zapom­nieć, że to pro­dukc­ja o jeżdże­niu bard­zo szy­bki­mi samo­choda­mi po bard­zo zakrę­conych torach.

Zaczni­jmy od tego, że opar­ty na fak­tach Wyś­cig teo­re­ty­cznie mógł­by wpaść w koleiny najbardziej banal­nej his­torii sportowej, jaką zna świat. W lat­ach 70 spotkali się, bowiem na torze wyś­cigowym konkuren­ci jak z marnego sce­nar­iusza. Z jed­nej strony Niki Lau­da – nis­ki, dość niepo­zorny Aus­tri­ak, z olbrzymią samodyscy­pliną i intu­icją a także z umiejęt­noś­ci­a­mi daleko wykracza­ją­cy­mi poza umiejętne prowadze­nie samo­chodu. Może nie człowiek maszy­na, ale na pewno kierow­ca pod wielo­ma wzglę­da­mi ide­al­ny. Sku­pi­ony, anal­i­ty­czny, widzą­cy w jeździe po torze swój życiowy cel. Naprze­ciw niego sta­je zaś James Hunt – przys­to­jny, pełne życia i pasji, hula­ka, uwiel­bi­a­ją­cy się ści­gać, ale jeszcze bardziej kocha­ją­cy korzys­tać z życia.  Jeden do wyś­cigów wkupił się sam, drugiemu start w pier­wszych sezonach zapewnił bogaty arys­tokra­ta. Jeden nie chce ryzykować życiem, dru­gi żyje tak jak­by następ­nego dnia nie było. Rywal­iza­c­ja między nimi napędza sezon wyś­cigów For­muły 1 w cza­sach, w których na torze wyś­cigowym wypadek oznaczał częs­to śmierć.  Sam wyś­cigowy sezon, w którym rywal­i­zowali obaj panowie – ukła­da się niczym ze sce­nar­iusza – zwierz, który ma słabość do his­torii sportu czy­tał o wydarzeni­ach tamtego sezonu z wyp­ieka­mi na twarzy. Zwycięst­wa, poraż­ki, dyskwal­i­fikac­je, wypad­ki, tri­um­fy. Wszys­tko ide­al­nie nada­jące się na film. Sztam­powy, przewidy­wal­ny. Może trochę nud­ny, bo prze­cież wszyscy wiedzą jak to się skończyło.

Tym­cza­sem film niczym sprawny kierow­ca uni­ka wszel­kich możli­wych kolein, mielizn i zmienia punkt widzenia widza tak sprawnie jak dobry kierow­ca dobiera opony. Przede wszys­tkim film nie ma bohat­era. Ma bohaterów. Wąt­ki i sce­ny rozłożono tak, że ani przez moment nie jest to film tylko o jed­nym z kierow­ców. Są w filmie długie min­u­ty, w których nie uświad­czy­cie na ekranie Nikiego Laudy, są tez takie gdzie Hunt nie pojaw­ia się nawet, jako wspom­nie­nie. Ta decyz­ja jest wyśmieni­ta. Bo przez cały film właś­ci­wie nie jesteśmy skupi­eni na jed­nym bohaterze, zaś sama rywal­iza­c­ja wypa­da wtedy z utar­tych torów. Nawet gdy­by się bard­zo uprzeć i szukać tego „dobrego” i tego „złego”, – bo wszak, jako wid­zowie obez­nani z fil­ma­mi o sporcie tego się spodziewamy — to mielibyśmy prob­lem. Ilekroć wyda­je się, że udało się rozszyfrować z które­goś z bohaterów, nakleić mu jakąś łatkę, wtedy sce­narzys­ta, odwraca per­spek­ty­wy, doda­je jakąś scenę, przyz­na­je rac­je drugiej stron­ie. Zresztą nawet sami bohaterowie nie zachowu­ją się jak schematy­czni rywale. Niechęć, jaką do siebie żywią nie jest śmiertel­ną nien­aw­iś­cią – jest w niej miejsce na dia­log, roz­mowę, wymi­anę argu­men­tów. Zwłaszcza, że im dłużej oglą­da się film tym bardziej dochodzi się do wniosku, że obaj mają rację.

Bo choć film sku­pia się na wydarzeni­ach z toru wyś­cigowego to tak naprawdę skła­nia do zas­tanowienia się nad pytaniem niema­ją­cym niż z for­mułą 1 wspól­nego. Pyta­nia skom­p­likowanego – stąd też trud­no wyma­gać od fil­mu jed­noz­nacznej odpowiedzi. Bo kto ma rację – człowiek, który jest ostrożny, nie ryzyku­je, poświę­ca całe swo­je życie na samo­d­oskonale­nie, na udowad­ni­an­ie, że jest najlep­szy, czy ktoś, dla kogo zwycięst­wo, choć ważne nie jest tak ważne jak jego kon­sek­wenc­je – możli­wość cieszenia się życiem, robi­enia wszys­tkiego na włas­nych nawet nieco sza­lonych zasadach. Choć w sum­ie obaj bohaterowie żyją tak jak chcą a film robi wszys­tko by to do nas należała decyz­ja, który styl życia i myśle­nia o nim wybierze­my. Podob­nie jest z resztą ze spo­jrze­niem na samą naturę rywal­iza­cji – nie tylko tej sportowej – każdej. Czy nasi rywale są naszy­mi prze­ci­wnika­mi? A może to właśnie rywal­iza­c­ja, chęć poko­na­nia drugiej oso­by jest najlep­szą rzeczą, jaka się może nam przy­darzyć. Skąd czer­pać motywację do wysiłku? Z włas­nej sza­lonej potrze­by czy z chę­ci udowod­nienia całe­mu światu, że jest się od kogoś lep­szym. I co dalej – zatra­cać się w rywal­iza­cji czy w odpowied­nim momen­cie odpuś­cić. Wszys­tkie te pyta­nia – pozbaw­ione jed­noz­nacznej odpowiedzi, niewzbo­ga­cone o miał­ki morał spraw­ia­ją, że Wyś­cig sta­je się filmem, który oglą­da się z ros­ną­cym zaskocze­niem, że aż tyle da się wyciągnąć z his­torii o rywal­iza­cji na torze. Ron Howard udowod­nił, że to, co najlep­sze w filmie sportowym to nie sama rywal­iza­c­ja, ale fakt, że przy jej okazji moż­na zmusić widza do reflek­sji nad sprawa­mi bard­zo od sportu daleki­mi. Zwłaszcza w przy­pad­ku zawodów, gdzie na sza­li kładzie się nie tylko kari­erę, ale i własne życie.

Reżyser pow­strzy­mał się od wybiera­nia kto będzie dobrym a kto złym a samą rywal­iza­cję uczynił zde­cy­dowanie ciekawszą bo bohaterowie dosta­ją czas by włożyć sobie wza­jem­nie swo­je racje.

Ale nie wyszło­by bez dwóch ważnych czyn­ników. Pier­wszy to aktorzy. Chris Hemsworth to jeden z tych aktorów, o których bez waha­nia moż­na stwierdz­ić, że jego tal­ent rozwi­ja się na naszych oczach. Choć zwierz Hemswortha zawsze lubił to jed­nak miło patrzeć jak do nieprze­cięt­nej urody (serio, tu taka uwa­ga fanows­ka, – jaki to jest piękny mężczyz­na – i to tak w całoś­ci, bo aku­rat przechadza się w filmie w negliżu) dochodzi też aktors­ki tal­ent. Przy czym trze­ba przyz­nać, że obsad­zono go doskonale – nie tylko jest do Hunta podob­ny fizy­cznie, ale także ma w sobie tą swo­bodę (czy może­my dodać aus­tral­i­jską?) która bez trudu pozwala uwierzyć, że mamy do czynienia z wiel­bi­cielem życia, człowiekiem kochanym przez wszys­t­kich, który chce dla siebie wszys­tkiego na raz i to naty­ch­mi­ast. Ale jak już zwierz wspom­ni­ał – tam gdzie rola wyma­ga odrobiny skupi­enia czy pokaza­nia, że Hunt nie jest bohaterem jed­nowymi­arowym – tam coś zmienia się w spo­jrze­niu i uśmiechu Hemswortha tak, że nie ma wąt­pli­woś­ci, iż bohater ma swo­je wewnętrzne kon­flik­ty i własne demo­ny.  Jako Niki Lau­da wys­tępu­je, co raz pop­u­larniejszy Daniel Brühl. Trze­ba przyz­nać, że to aktor również znakomi­cie dobrany do roli, bo przede wszys­tkim nie wyglą­da na bohat­era – podob­nie jak nie wyglą­dał Lau­da. Jest doskon­ałą antytezą gwiaz­dorskiego Hunta, nis­ki, przys­to­jny, ale bez prze­sady, wyco­fany. Bruhl, które­mu poz­wolono grać wiele scen po niemiecku, (co zwier­zowi niezwyk­le się podobało, bo naprawdę, kiedy na ekranie jest dwój­ka Aus­tri­aków to, czemu mieli­by do siebie mówić po ang­iel­sku) zde­cy­dował się zagrać człowieka niesamowicie szcz­erego, miejs­ca­mi niesym­pa­ty­cznego tak, że jest on dla widza fas­cynu­ją­cy. Bo, mimo, że wyda­je się zupełnie pozbaw­iony emocji to jed­nak na każde jego zdanie czekamy w napię­ciu. Co powie, jak się zachowa, czy jest jakaś luka w tej nieprze­jed­nanej postaw­ie. Nie jest łat­wo grać głównego bohat­era w filmie, w którym nie ma głównego bohat­era, – ale zarówno Brühl jak i Hemsworth doskonale sobie z tym poradzili. Zresztą zwierz musi powiedzieć, że w przy­pad­ku Brüh­la zwierz widzi dla niego wielką kari­erę. Bo strasznie braku­je Hol­ly­wood dobrych, aktorów, którzy na pier­wszy rzut oka nie wyglą­da­ją jak aktorzy. A Brühl jest taki doskonale plas­ty­czny i poza tym do świet­ny aktor.

Film nie tylko jest dobry pod wzglę­dem sce­nar­ius­zowym — został też tak nakrę­cony że czuć w nim atmos­ferę i styl lat siedemdziesiątych.

Drugim czyn­nikiem, który spraw­ił, że film jest zaskaku­ją­co dobry jest sce­narzys­ta. Peter Mor­gan (auotr min. Królowej, Frost/Nixon, Ostat­ni Król Szkocji) spec­jal­izu­je się w sce­nar­iuszach opar­tych w więk­szym lub mniejszym stop­niu na fak­tach. Jed­nocześnie jed­nak wszys­tkie jego sce­nar­iusze mają w sobie coś ze sztu­ki teatral­nej. Podob­nie jest w przy­pad­ku Wyś­cigu.  Sam sce­narzys­ta miał stwierdz­ić, że pisał sce­nar­iusz tak, że właś­ci­wie moż­na go było zre­al­i­zować nie pokazu­jąc ani jed­nej sce­ny wyś­cigów. I to bard­zo widać, wiele jest w filmie scen, które spraw­ia­ją wraże­nie jak­byśmy oglą­dali ekraniza­cję dobrej sztu­ki gdzie bardziej niż kole­jne okrąże­nia na torze liczą się wymi­any zdań między bohat­era­mi, zwłaszcza pod koniec fil­mu zna­jdziecie scenę, która spoko­jnie mogła­by się roze­grać na deskach dobrego londyńskiego teatru. Rzad­ko widzi się film, który tak wiele zawdz­ięcza­ł­by sce­nar­ius­zowi, ale nie ule­ga wąt­pli­woś­ci, ze gdy­by nie tak dobry sce­narzys­ta, potrafią­cy manewrować pomiędzy oczeki­wa­ni­a­mi widzów a włas­nym pomysłem na his­torię dwóch raj­dow­ców., to Wyś­cig nie miał­by szans stać się tak dobrym filmem. Jed­nocześnie jed­nak  sce­narzys­ta nie zmienia napisanego przez his­torię układu zdarzeń, który choć ukła­da się Hol­ly­woodzko wcale pra­cy nie ułatwia.  Naprawdę zwierz jest pod wraże­niem sce­nar­iusza. Przy czym by było jasne – Ron Howard reżyser fil­mu także spraw­ił się dobrze. Oglą­da­jąc Wyś­cig przenosimy się do lat siedemdziesią­tych – nie tylko kadry wyglą­da­ją tak jak­by krę­cono je ówczes­ną kamerą, ale reży­serowi udało się też odd­ać ducha cza­sów, kiedy sport był naprawdę niebez­pieczny, seks był nieco mniej niebez­pieczny, zaś picie, pale­nie a nawet od cza­su do cza­su zaży­wanie środ­ków sil­niejszych nie było jeszcze uważane za tak niebez­pieczne. To cza­sy, kiedy moż­na się było baw­ić zapal­niczką w samolocie. O ile rozu­miecie ten skrót myślowy.

Najważniejsze w filmie jest to, że widz musi wybrać sam, albo sam zrezyg­nować z wyboru. Niczego nie poda­je się na tabl­i­cy i niczego się nie ułatwia. Nie ma jed­nej odpowiedzi jak żyć i jeźdz­ić po torach

Wyś­cig to jeden z tych filmów, które udowad­ni­a­ją jed­ną częs­to zapom­i­naną przez fil­mow­ców i recen­zen­tów prawdę. Że właś­ci­wie nie ma tem­atów błahych z natu­ry. Moż­na zro­bić film o dwóch kierow­cach raj­dowych, w którym będzie chodz­iło o to, który z nich pier­wszy dojedzie na metę. I nie ma w tym nic złego, pub­liczność będzie się dobrze baw­ić, aktorzy uśmiech­ną się kil­ka razy do kamery. Film sportowy zawsze dobrze się oglą­da. Ale moż­na tak jak w przy­pad­ku Wyś­cigu zro­bić z tego jeżdże­nia kilka­dziesiąt razy dookoła toru his­torię o postawach wzglę­dem życia, o tym, co ważne, nieważne i jeszcze pod­sunąć wid­zowi wiz­ję, że może sam się ści­ga, wokół jakiego toru, choć nie koniecznie ryzyku­jąc życiem na każdym zakrę­cie. Choć jest to kon­kluz­ja dość banal­na, to jed­nak zbyt częs­to daje­my się zła­pać w tą pułap­kę, że film będzie lek­ki i o niczym, bo tem­at nie należy do wielkiego zbioru tem­atów „ważnych” zaś w obsadzie nie ma aktorów, o których wiemy, że gra­ją poważne role. Nawet zwierz, do czego przyz­nał się w pier­wszym akapicie ma tą skłon­ność. Na całe szczęś­cie raz na jak­iś czas przy­pom­i­namy sobie, że wszys­tko może być opowieś­cią o czymś zupełnie innym. I wtedy czeka na nas najwięk­sze zaskocze­nie sezonu. Zupełnie jak wtedy, kiedy na ostat­niej prostej uda­je się komuś wyprzedz­ić konkurencję i wygrać wyś­cig. Trze­ba tylko wstać i wiwatować.

Ps: Zwierz został ponown­ie posąd­zony w sieci o bycie mężczyzną, ale musi przyz­nać, że posądzenia te każą zwier­zowi z optymizmem spoglą­dać na świat gdzie deklarac­je miłoś­ci do aktorów tudzież zach­wyty nad ich urodą, przy jed­noczes­nym założe­niu, że autor jest mężczyzną, nie doprowadz­iły do żad­nych antyzwier­zowych wystąpień.

Ps2: Zwierz musi wam jeszcze na koniec wyz­nać, że strasznie się przez te dwa czy trzy tygod­nie stęsknił za Sleepy Hol­low – to taki uroczy ser­i­al. I właśnie słowo uroczy doskonale do niego pasu­je, bo relac­je między bohat­era­mi nie będąc roman­ty­czny­mi, są ślicznym przykła­dem, że moż­na napisać przy­jaźń lep­iej niż romans. A poza tym – dokłada­jąc do zach­wytów dziew­czę­cych – jak­iż ten Tom Mai­son ład­ny jest.

25 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online