Kilka dni temu zadałam u siebie w grupie pytanie jaki miły serial do oglądania polecili by mi czytelnicy. Wśród wielu propozycji jedną, która się przewijała były Derry Girls – serial o którym słyszałam ale za który jakoś nie mogłam się zabrać. Szczęściem namówili mnie czytelnicy bloga, bo przegapiłabym pewnie jedną z zabawniejszych produkcji ostatnich lat.
Derry Girls to komediowa produkcja śledząca losy kilku nastolatek, mieszkanek Londonderry, a właściwie Derry, w latach dziewięćdziesiątych w samym środku tzw. Troubles, czyli konfliktu w Irlandii Północnej. Główna bohaterka Erin jest typową nastolatką, mieszkającą z rodzicami, dziadkiem i kuzynką, podkochującą się w przystojnym chłopaku z lokalnego zespołu i gotową zrobić wszystko by urywać się z klasówki z historii. Razem z przyjaciółkami oraz angielskim kuzynem jednej z nich, stanowią zgraną paczkę, która razem chodzi do szkoły, imprezuje i próbuje się czegokolwiek nauczyć pomiędzy lekcjami. Rytm życia nastolatki nie jest jakość szczególnie inny od tego, które mają jej rówieśnicy bo a to impreza, a to ktoś przyjechał z wymiany międzynarodowej a to okazuje się, że śledztwo w sprawie domniemanego lokalnego cudu prowadzi niesamowicie przystojny ksiądz. Bohaterka nie pochodzi ze szczególnie zamożnej rodziny, nie jest szczególnie wybitna ani nie zawsze jest miła, co czyni ją jedną z najbardziej wiarygodnych telewizyjnych nastolatek jakie widziałam.
Kluczem do sukcesu serialu jest pokazanie dwóch zupełnie różnych planów tak że nie czuć między nimi sprzeczności. Z jednej strony mamy humor z serialu młodzieżowego, czasem z nieco absurdalnego sitcomu. Bohaterowie zachowują się niekiedy strasznie głupio, niekiedy rozkosznie wbrew stereotypowi (cudowna postać zakonnicy – dyrektorki szkoły, do której chodzą dziewczyny, która ewidentnie ma po dziurki w nosie młodzieży). Ale jednocześnie jest ten drugi plan – niepokoje nie są wcale tak daleko. Jeden odcinek jest poświęcony konieczności opuszczenia miasta, z powodu odbywającej się corocznej parady oranżystów, co stanowi zagrożenie dla katolickiej rodziny. Obecność na ulicach żołnierzy nikogo nie dziwi, podobnie jak przeszukania w szkolnych autobusach, czy konieczność objazdu bo na drodze prawdopodobnie jest bomba. Twórczyni serialu (oczywiście pochodząca z Derry) Lisa McGee – niekiedy rozgrywa te wątki komediowo – jak w cudownym odcinku gdzie jednak z przyjaciółek Erin uświadamia sobie nagle że cały irlandzki konflikt nie ma sensu, ale czasem nie ma śmiechu tylko jest absolutna powaga – co sprawia, że cała groza sytuacji uderza nas w pełni.
Serial cudownie pokazuje też jak taki konflikt wygląda z punktu widzenia nastolatków którzy być może nie stawiają polityki na pierwszym miejscu. Choć bohaterowie zdają sobie sprawę, że są „dziećmi z rejonu konfliktu” to jednocześnie niekoniecznie orientują się we wszystkich zawiłościach politycznych, historycznych i religijnych sporu. Wiedzą, że są tymi dobrymi, wiedzą że nie powinni lubić anglików, ale już zalotne mruganie do przystojnych żołnierzy przeszukujących ich szkolny autobus nie jest na liście rzeczy zakazanych. Z kolei ich rodzice trwają gdzieś pomiędzy strachem i niedowierzaniem, a absolutną irytacją na ciągłe zablokowane drogi, hasła pisane na murach, i komplikacje dla codziennego życia wynikające z samego trwającego obok konfliktu. Ponownie – to jeden z rzadkich w popkulturze zapisów zupełnie normalnego codziennego życia, niezaangażowanych jednostek w świecie pełnym przemocy i politycznych starć. Oglądając ten serial miałam wrażenie, że pod przykrywką komedii skrywa się tam odpowiedź na rzadko zadawane pytania – jak się żyje z dnia na dzień z wojną za oknem. I okazuje się, że żyje się całkiem normalnie. Co samo w sobie jest zupełnie nie normalne.
Nie mniej Derry Girls to przede wszystkim cudowna komedia, która ma w sobie miejsce zarówno na żarty zrozumiałe raczej w kręgu kultury brytyjskiej (chociażby to z jaką pogardą bohaterki traktują bardzo miłego kuzyna, który przyjechał z Anglii), po takie które chyba każdy zna z własnego doświadczenia. Jak scena w której matka bohaterek z wyrzutem zwraca się do domowników, że brudzą za mało ciemnych rzeczy i nie może zebrać pełnej pralki ciemnego prania. Cudowny jest też, trochę absurdalny wątek niechęci jaką dziadek głównej bohaterki darzy jej ojca – nie odpuszczając żadnej sytuacji żeby mu dogryźć. Jednocześnie można zapoznać się ze zwyczajami, które przynajmniej mnie wydają się dość obce – jak np. nienaruszalną tradycją, zamawiania w piątkowy wieczór całej tony smażonego jedzenia dla całej rodziny. Zresztą ponoć jeśli chodzi o oddanie codziennych realiów życia, to po odpytaniu młodzieży z Derry o ich codzienność okazało się, że niewiele się różni od ich codzienności. Więc serial jest niemalże dokumentalny.
Dodatkowym bonusem może być fakt, że jest to serial rozgrywający się w latach dziewięćdziesiątych i znajdziemy w nim dużo – choć nie za dużo, nawiązań do popkultury tej epoki, strojów, modnych dodatków, i w ogóle życia codziennego. Oglądając serial, co chwilę łapałam się na tym, że dość dobrze oddaje on estetykę, którą pamiętam z własnego dzieciństwa. Co więcej wcale w tym nie szarżuje, co zdarza się czasem stylizowanym produkcjom amerykańskim. Jedyne jednak przed czym muszę przestrzec to oglądaniem serialu bez napisów bo jednak akcent bohaterów to osobny bohater całego filmu i jeśli się nie ma wyczulonego ucha to można zrozumieć tak jedną trzecią wszystkich dialogów.
Myślę, że polski widz dodatkowo może docenić serial w którym religia katolicka jest na każdym kroku obecna w życiu bohaterek. Choć religijne wychowanie nie jest moim wspomnieniem, to jednak mam wrażenie, że nie jeden polski widz, znajdzie elementy które zna z własnego życia. Jeśli moje rekomendacje mogą być nie wystarczające to mam dla was jeszcze dwa fakty. Pierwszy taki, że był to jeden z najchętniej oglądanych (w historii!) programów komediowych w Irlandii Północnej – co wskazuje, że lokalna widownia odnalazła się w tej narracji. Druga sprawa jest jeszcze przyjemniejsza, bo choć pierwszy sezon ma zaledwie sześć odcinków (tak mało ale jednocześnie tak cudownie), to już od 5.03 leci sezon drugi (co prawda jeszcze nie na naszym Netflixie), a ponoć trwają zaawansowane dyskusje nad produkcją sezonu trzeciego. Tak więc jeśli przywiążecie się do bohaterów to nie będziecie musieli czekać trzy lata na kolejny sezon.
Cieszę się, że polecono mi ten serial i całym sercem też wam polecam. To naprawdę niesamowicie inteligentna komedia, którą ogląda się z przyjemnością i lekkością oglądania sitcomu, a wychodzi z refleksjami godnymi nie jednego serialu politycznego. Do tego w produkcji jest sporo nowych świeżych twarzy, aktorów którzy wyglądają jak prawdziwe nastolatki a nie te z Riverdale (gdzie wszyscy są naprawdę bardzo ładni). Problemy też są nastolatkowe, podobnie jak poczucie wspólnoty i przyjaźni na lata, co mimo koszmarnych czasów budzi pewną nostalgię. Wam zazdroszczę seansu pierwszego sezonu a ja sama przebieram nóżkami z myślą, że już nie długo powinien się na Netflix pojawić sezon drugi.
Ps: Wzięłam udział w nagraniu podcastu dla Onetu – prowadzonym przez Batka Węglarczyka w którym też trochę o Derry Girls mówię – tu możecie odsłuchać.