Zwierz robi sobie ostatnio przegląd animacji Disneya do których dawno nie wracał. No i po opisanym już Lilo i Stich przyszedł czas na Mulan. Swego czasu zwierz widział Mulan kilka razy ale od dawna nie przyglądał się animacji swoim dorosłym okiem, więc uznał, że to dobry pomysł.
Mulan powstała w czasie który określa się dziś renesansem Disneya – kiedy w latach 90 Disney miał dobrą passę zarówno pod względem popularności jak i artystycznego i krytycznego odbioru ich filmów. Po Królu Lewie i Pięknej i Bestii filmy Disneya weszły w okres w którym żadne inne animacje nie mogły się z nimi równać, zaś krytycy zachwycali się nad tym jak dobry może być film animowany. Mulan powstaje w specyficznym momencie tego okresu – choć pierwsze plany na animację nawiązującą do chińskiej kultury pojawiły się już w 1994 roku, trochę zajęło zanim film nabrał swojego ostatecznego kształtu. Jednocześnie po drodze Disney zaliczył wpadkę jaką był „Dzwonnik z Notre Dame” i potknięcie jakim była „Pocahontas” – nie odbiło się to na produkcji Mulan ale na promocji już tak. Disney widząc że wielkie akcje promocyjne niekoniecznie przekładają się na odbiór filmu, przyciągnął przy Mulan budżet na marketing. Ostatecznie jak na produkcję Disneya skończyło się na skromnych 30 milionach dolarów (o połowę niej niż wydano np. na promocję Herculesa).
Jak w przypadku bardzo wielu animacji Disneya praca nad ostatecznym kształtem filmu trochę trwała. Początkowo planowano nieco bardziej tradycyjną historię – o chińskiej dziewczynie ratowanej przez księcia. Kiedy zdecydowano się nakręcić film o Mulan ważne było pytanie jakie będą motywacje dziewczyny np. czy zaciągnie się do wojska w ramach buntu przeciwko rodzinie czy też wręcz przeciwnie – jako wyraz wielkiej miłości do swojego ojca, o którego się troszczy. Ciekawe są też losy Mushu – smoka, towarzysza bohaterki – którego początkowo planowano jako bohatera zupełnie innego filmu. Dokładniej planowano nakręcić osobny film na podstawie szkockiej legendy o smoku. Szkocki projekt odrzucono a smok powędrował do Chin. Z wielu porzucanych i powracających pomysłów najdziwniejszym jest chyba pomysł na świerszcza. Otóż w animacji mamy specyficzną sytuację w której bohaterka ma konia (jak każdy szanujący się ludzki bohater Disneya), smoka i świerszcza. Przy czym świerszcz służy tylko po to by Smok miał z kim rozmawiać. To taki zbędny element przywołujący na myśl raczej wcześniejsze animacje Disneya. Ale wśród twórców znaleźli się wielbiciele tego pomysłu którzy przeforsowali obecność na ekranie zupełnie zbędnego świerszcza.
Pytanie co ostatecznie dostaliśmy. Zdaniem zwierza – Mulan jest filmem jedną nogą w nowych czasach Disneya drugą gdzieś ciągle w tradycji. Właściwie każdy aspekt tego filmu stoi w takim specyficznym rozkroku (zwierz wie, że aspekt nie może stać w rozkroku ale pomińmy ten drobny fakt na potrzeby wpisu). Zacznijmy od pomysłu zaczerpnięcia legendy spoza europejskiego kręgu kulturowego. Mamy więc historię osadzoną w Chinach. Twórcy animacji wyjechali nawet na specjalny edukacyjny wyjazd do państwa środka gdzie pokazywano im cuda kultury i architektury, po to by te charakterystyczne elementy znalazły się w animacji. I rzeczywiście wszystko jak najbardziej dzieje się Chinach – od krajobrazów po stroje bohaterów i ich uzbrojenie. Z drugiej strony jednak kultura chińska pokazana jest tu w bardzo uproszczony sposób. Wszędzie chodzi tylko o honor, bohaterowie chętnie skonsumowali by coś z kuchni chińskiej (a właściwie z tego co amerykanie kojarzą z kuchnią chińską) a cesarz chin mówi mądrościami, które mają pewnie brzmieć jak z Konfucjusza ale w istocie sprowadzają go do roli takiego zabawnego stereotypowego chińskiego mędrca który zamiast mówić normalnie rzuca jakimś hasłem o lotosie. Przy czym inaczej niż w przypadku np. Moany czy nawet wcześniejszej Pocahontas w warstwie muzycznej ta inspiracja kulturą chińską jest bardzo mało widoczna. Gdzieś coś to tu to tam zabrzmi „chińsko” ale ponownie – raczej w takim rozumieniu „jak brzmi chińska melodia okiem człowieka z kultury zachodu”.
Kolejna sprawa to sama bohaterka. Z jednej strony można byłoby postrzegać Mulan. To z jednej strony bohaterka trochę zapowiadająca te dużo późniejsze księżniczki Disneya które nie chcą żadnych małżeństw i mają wyraźnie kilkanaście lat i nie widzą dla siebie jasno ustalonej przyszłości. Co do podejścia Mulan do jej przyszłości trudno nam powiedzieć co sądzi. Film jednoznacznie daje do zrozumienia, że ta sympatyczna i przedsiębiorcza dziewczyna odróżnia się od pozostałych kandydatek na pannę młodą. Ale sama Mulan nie buntuje się przeciwko wizycie u swatki, widać że kiedy całe przedsięwzięcie okazuje się katastrofą jest jej przykro, bo nie chciała zawieść rodziców. Także wtedy kiedy idzie do wojska robi to głównie dla swojego ojca. Sugestia, że Mulan nie przyjmuje do końca wymagań względem kobiet pojawia się w jednej piosence gdy żołnierze opowiadają o swojej wymarzonej dziewczynie i wtedy Mulan podpowiada, że może idealna kobieta powinna być niezależna i inteligentna. Pod sam koniec historii bohaterka odrzuca też szansę na niezwykłą karierę i decyduje się na powrót do rodziny – wracając po swojej wielkiej przygodzie do dość tradycyjnej roli córki. To zakończenie jest dość rozczarowujące, jakby twórcy tej bajki pod koniec filmu doszli do wniosku, że co za dużo to nie zdrowo. Choć zwierz musi powiedzieć, że jedna rzecz w tym filmie trafia dużo bardziej niż różne sceny z późniejszych animacji. Oto pod koniec opowieści, kiedy Mulan już nie ukrywa się jako chłopak, próbuje poinformować kogoś że w mieście są Hunowie. Ale nikt jej nie słucha. Jest już ponownie nic nie znaczącą dziewczyną. W tłumie nic nie znaczy. Doskonała scena, wyprzedzająca trochę animację w której się znalazła.
Zdaniem zwierza całkiem ciekawe pokazane są postacie męskie. Shang jest tu potencjalnie najmniej ciekawy, choć zwierzowi podoba się fakt, że film w kilku scenach pokazuje, że pewny na wojnie Shang jest raczej zagubiony kiedy chodzi o interakcje społeczne poza wojskiem. Zwierzowi podobają się zaś nowi przyjaciele Mulan z wojska. Otóż reprezentują oni ciekawy typ bohaterów z którymi kultura popularna zawsze ma problem. Oto są oni z jednej strony sympatyczni z drugiej – są dziećmi swojej kultury. To nie są sympatyczni i otarci panowie, raczej zwykła grupa żołnierzy, którzy chcą dziewczyny która będzie dobrze gotować i będzie ładna. Zwierz daje sobie sprawę, ze dziecięce oko niekoniecznie to dostrzeże, ale to jest dokładnie ten bohater którego czasem brakuje. Bohaterowie męscy często podzieleni są na dwa typy – tych otwartych, miłych i pełnych zrozumienia i na tych złych i zacofanych. Tu zaś mamy męskich bohaterów którzy nie są zacofani czy niemili, po prostu żyją w kulturze w której kobieta ma zachowywać się tak a nie inaczej. To jest ciekawa nauka – ludzie czasem nie są źli, tylko wywodzą się z pewnej kultury. Ostatecznie ich reedukacja jest dość subtelna. W pałacu cesarza przyjaciele Mulan przebierają się za kobiety. I tu ponownie mamy ciekawy zabieg – bohaterka nie tyle pokazuje innym jak silne są kobiety, ale raczej wykorzystuje uprzedzenia na własną korzyść. Skoro na kobiety nikt nie zwraca uwagi, to mogą wejść wszędzie. Ostatecznie jednak wielkiej rewolucji nie ma – ponownie – film stoi w rozkroku. Pokazuje dziewczynę podważającą schematy ale nie za bardzo. Trzeba tu jeszcze dodać, że film fajnie pokazuje, że nie tylko mężczyźni w tej kulturze niewiele wiedzą o kobietach ale też kobiety nie wiele wiedzą o mężczyznach. Doskonała jest scena w której Mulan próbuje w jednej scenie udać najbardziej męskiego mężczyznę. Wychodzi coś przezabawnego, ale też fajnie pokazującego, że faceci też są dla dziewczyny zupełną tajemnicą. Ona też myśli stereotypowo o przeciwnej płci.
Kolejna ciekawa sprawa to dwa elementy które film traktuje tradycyjnie i nowocześnie to –romans i przeciwnik. Zacznijmy od przeciwnika czy czarnego charakteru. Otóż o ile film potrzebuje Hunów – bez nich nie ma potrzeby by Mulan szła na wojnę, o tyle ich działania właściwie nie są wymierzone bezpośrednio w bohaterkę. W żadnym momencie działania Hunów nie dotyczą bezpośrednio Mulan. Z ich punktu widzenia dziewczyna zupełnie się nie liczy. Stąd film ma trochę z Shan-Yu problem. Przywódca Hunów wygląda trochę jak typowy Disnejowski czarny charakter – narysowany ostrzejszymi liniami, demoniczny (nie dość że ma dziwny szarawy kolor skóry to jeszcze złe, żółte oczy). Co pewien czas film przypomina sobie, że czarny charakter powinien coś zrobić, ale w sumie cali ci Hunowie są trochę zbędni. Najważniejsze jest ukrywanie się Mulan i jej lęk że sprawa się wyda. Stąd film trochę ciąży w kierunku tych nieco nowszych filmów Disneya gdzie obecność jednoznacznego czarnego charakteru nie jest taki oczywista jak by się mogło wydawać. Zdaniem zwierza Shan-Yu to najsłabszym czarny charakter w świecie Disneya. Jego najmroczniejszym działaniem jest sugerowanie że wybije wszystkich w wiosce w tym małe dzieci. Trzeba przyznać podłe ale poza tym jest trochę pozbawiony cech charakterystycznych.
Co do romansu to przez lata historia z Mulan jest w sumie dla dorosłego widza dość zabawna. Kiedy zwierz pierwszy raz oglądał Mulan jakoś zupełnie wyparł ze świadomości że Shang nie zdaje sobie sprawy, że ten komplementujący go żołnierz to naprawdę dziewczyna. Kiedy teraz zwierz ogląda film to rzeczywiście przez połowę produkcji oglądamy historyjkę o kapitanie oddziału wojsk do którego chyba nieco za bardzo zbliża się młody ładny żołnierz. I w sumie to byłoby dużo ciekawsze, gdyby Shang później dowiedział się o prawdziwej tożsamości Mulan. W każdym razie, film jest jeszcze na tyle tradycyjny, że dziewczyna musi mieć chłopaka, ale już na tyle nowy, że w filmie nie ma np. obowiązkowego pocałunku na koniec. To o tyle sympatyczny romans Disneya że Shang ma szansę poznać i polubić bohaterkę zanim się nią romantycznie zainteresuje – co niekoniecznie pojawia się w animowanych romansach. Zresztą film ma absolutnie uroczą końcówkę w której Shang potrzebuje zachęty od cesarza by pojechać za Mulan, a kiedy dociera do jej domu nie ma pojęcia co powiedzieć. Ostatecznie zdaniem zwierza to zakończenie, w którym po prostu ma zostać na obiad jest takie życiowe. W sumie młodzi znają się tylko z wojny więc może dobrze przynajmniej zjeść razem obiad.
Zwierz chciałby też wspomnieć o Mushu. To jest ciekawy pomysł bo widać jak na dłoni, że Disney chciał powtórzyć sukces jakim był występ Robina Williamsa jako Dżina w Alladynie. Mushu jest pisany tak by Eddie Murphy mógł pokazać swój talent komediowy. O ile Dżin był ciekawym dodatkiem o tyle Mulan nie za bardzo wie co zrobić z Mushu. Niby ma on swoją własną historię (chce zostać ponownie strażnikiem rodziny) ale ostatecznie jego głównym zadaniem jest wypowiadanie dowcipnych kwestii. Czasem można odnieść wrażenie, że film go zupełnie nie potrzebuje. Kiedy indziej poświęca mu zaskakująco dużo uwagi. I jasne – niektóre kwestie Mushu są doskonałe („Dyshonor dla świerszcza, dyshonor dla krowy”) ale ostatecznie zwierz ma wrażenie, że to jest tak bardzo wyraźnie dopisany pomysł z innego filmu do dość prostej opowieści o księżniczce. Ostatecznie Mushu albo się lubi albo człowiek cały czas się zastanawia czy rzeczywiście w tej historii o honorze i poświęceniu potrzebny jest smok dopowiadający dowcipne uwagi. Ponownie zwierz miał wrażenie, że postać Mushu powoli zapowiada te czasy kiedy w każdym filmie dla dzieci potrzebna jest postać która będzie napisana specjalnie po to by dorośli widzowie mogli się śmiać z jej aluzji do kultury popularnej.
Mulan jest też ciekawa pod względem animacji. Z jednej strony na potrzeby filmu stworzono dwa programy do animacji komputerowej – widać to zwłaszcza w scenie ataku Hunów i w scenie klękających tłumów w zakazanym mieście. Ale jednocześnie to jest film w którym bardzo szybko animowane tłumy zostają sprowadzone do kilku bohaterów. W pewnym momencie cała chińska armia to czterech żołnierzy a Hunów jest pięciu. No mają zdecydowaną przewagę. Zwierz musi też powiedzieć, że dopiero ostatnim razem oglądając film zdał sobie sprawę jak szybko produkcja przeskakuje od bardzo rozbudowanego wstępu do zakończenia. Ostatecznie Mulan długo trenuje by stać się najlepszą z możliwych żołnierek a potem okazuje się, że wystarczyło zamordować całą armię Hunów jednym wystrzałem (tak przy okazji – wiecie że Mulan to najbardziej mordercza księżniczka Disneya?). Oczywiście pod koniec jest trochę akcji w pałacu Cesarza ale ogólnie w tym filmie o tym jak dziewczyna idzie na wojnę – nie ma wojny. Warto też powiedzieć dwa słowa o muzyce. Zdaniem zwierza jest dość niejednorodna. Na początku muzyki jest dużo. Wielka piosenka Mulan to taka klasyczna piosenka przy której jakaś zdolna młoda piosenkarka wypluwa sobie płuca. Potem mamy doskonałe „Mężczyzn zrobię z was” a potem film trochę zapomina że powinien mieć piosenki. Jednak chyba najciekawsza jest właściwie niema sekwencja metamorfozy Mulan do której jest taka trochę kiczowata muzyka z syntezatora. To jakby muzycznie kawałek zupełnie innego świata – i to powiedzmy sobie szczerze, takiego trochę pachnącego latami osiemdziesiątymi. Zamiast podkręcać dramaturgię przemiany sprawia, że cała sekwencja jest trochę kiczowata. Przynajmniej teraz, po latach kiedy muzyka z syntezatora chyba nie budzi już takich emocji jak kiedyś.
Zwierz spotkał się ze stwierdzeniem, ze Mulan ma wiele wad które wypomina się innym filmom Disneya (zwłaszcza tym czerpiącym z innych kultur) ale jest na tyle sprawnie zrealizowanym i sympatycznym filmem że sporo się jej wybacza. Zdaniem zwierza to najlepsze podsumowanie produkcji. Mulan jest filmem dalekim od ideału. Nie da się nie zwrócić uwagi, że do produkcji rozgrywającej się w Chinach zaangażowano całe tłumy amerykańsko-azjatyckich aktorów nie zwracając uwagi na ich pochodzenie. Tak więc wśród dubbingujących znaleźli się aktorzy pochodzenia koreańskiego, japońskiego itd. Jak wiadomo Azja to Azja nie ma się co rozdrabniać. Ale jednocześnie, to nie jest tak jak w przypadku Pocahontas – filmu który przynajmniej zdaniem zwierza jest raczej nie do obronienia, czy w przypadku innych produkcji przy których bardzo zapewniano, że będą przełomem w sposobie pokazywania bohaterek. Jakoś łatwiej wybaczyć że Mulan jest przepuszczona przez amerykańską optykę patrzenia na kultury Chin niż np. przetrzymać to jak nijakim filmem jest ostatecznie Księżniczka i Żaba, która przecież opowiada o kulturze amerykańskiej. No w każdym razie zwierz musi powiedzieć, że Mulan doskonale przeszła próbę czasu i jak na film który stoi jednocześnie po dwóch stronach – starego i nowego Disneya nadal doskonale sobie daje radę. No i Shang jest najładniejszym męskim bohaterem Disneya. Jestem gotowa się o to bić na chińskie miecze.
Ps: Zwierz musi powiedzieć, że choć film w oryginale jest fajny to jednak w tym przypadku zdecydowanie dubbing polski jest bliższy sercu zwierza.
Ps2: Od jutra zwierz jest w Poznaniu na festiwalu Nic się tu nie dzieje. W poniedziałek o 17 będzie rozmawiał w kinie Rialto o tym jak pisać o filmach. Wpadnijcie.