Zwierz musi się wam do czegoś przyznać. Nie widział jakichś czterech sezonów Gry o Tron. Akcję znał dokładnie, widział pojedyncze odcinki. Regularnie serial zaczął oglądać od sezonu czwartego. Dlaczego? Ponieważ dopiero przy czwartym sezonie zwierz odkrył, że istnieje tylko jeden sposób w jaki można oglądać Grę o Tron. Tradycyjnie. Bo to cały urok tego serialu polega na tym, że wbrew pozorom jest uroczo staroświecki.
Istnieje takie określenie „watercooler show”, czyli serial o którym wspomina się w czasie niezobowiązującej rozmowy w pracy. Coś o czym można przypuszczać, że nasz znajomy też widział, ma jakieś teorie czy odczucia po seansie. To nie musi być najlepszy serial o którym podejrzewamy, że oglądają go ludzie nawet spoza świata nałogowego konsumowania telewizji. Dawnej, kiedy seriali było mniej, stacji telewizyjnych było mniej, a sposobów oglądania seriali, było bardzo mało (albo zobaczyłeś w telewizji albo w ogóle), zidentyfikowanie takiego tytułu nie było trudne. Wystarczyło po prostu znać mniej więcej ramówkę dużych stacji. Liczba seriali była ograniczona, więc można było nawiązać w sposób niezobowiązujący do wydarzeń z poprzedniego odcinka. Zwłaszcza że np. w latach 90 było sporo seriali które oglądali „wszyscy” – jak chociażby te sitcomy które święciły wtedy triumfy gromadząc przed ekranami miliony widzów i rozpalając ich wyobraźnię.
Z czasem znalezienie serialu który oglądają „wszyscy” stało się nie tyle trudne, co niemal niemożliwe. Programów zrobiło się coraz więcej, seriali setki. Do tego jeszcze ludzie zmienili sposób oglądania telewizji. Już nie trzeba było się gromadzić co tydzień przed telewizorem – można było spokojnie oglądać serial przez Internet. Potem ten system właściwie stał się obowiązującym, a wraz z sukcesem platform streamingowych pojawiło się usankcjonowane sposobem dystrybucji oglądanie seriali „na raz” najlepiej jak najszybciej po premierze. Oczywiście te nowe sposoby oglądania seriali stworzyły nowy sposób mówienia o nich – od forów internetowych po długie wątki na facebooku – w Internecie ludzie znajdowali i znajdują nie jedno miejsce by porozmawiać o ulubionych serialach w gronie ludzi zainteresowanych światem historii w odcinkach. Problem w tym, że te Internetowe około serialowe interakcje są czymś zupełnie innym niż interakcje przy ekspresie do kawy w pracy – nie są czymś gorszym – tylko innym. Przede wszystkim, ponieważ zwykle rozmawiamy z wybraną grupą osób to rozmawiamy o serialu bo chcemy rozmawiać o serialu. W interakcjach poza Internetem, rozmowa o serialu często służy jako sposób nawiązania kontaktu i poznania drugiej osoby, nawet jeśli niewiele was łączy. O serialu rozmawia się przy okazji a nie specjalnie przychodzi się o nim porozmawiać.
Wróćmy do Gry o Tron. To serial który teoretycznie przyciągać powinien głównie ludzi zainteresowanych fantasy. Ale niekoniecznie tak jest. Promocja tytułu jest szeroka, sporo jest osób, które choć na co dzień nie oglądają seriali dla GoT robią wyjątek. Do tego, mimo że odcinki pojawiają się w sieci to jednak wciąż pierwszym źródłem dystrybucji programu pozostaje telewizja. Która nadaje jeden odcinek na tydzień. Co więcej, jeśli przyjrzymy się konstrukcji sezonów i odcinków GoT to nie trudno dostrzec, że to jeden z tych seriali które nie zyskują na tym, że ogląda się je na raz. Wtedy do człowieka dużo bardziej docierają wszelkie niespójności geograficzne i czasowe, a poszatkowana struktura odcinków zaczyna nużyć. Poza tym – GoT opiera się przede wszystkim na spekulacjach pomiędzy odcinkami. To o czym można porozmawiać między jednym a drugim odcinkiem, jest zdecydowanie ciekawsze od tego co ostatecznie dostajemy. To snucie teorii czy domysłów czyni ten – miejscami dość banalny serial, naprawdę interesującym. Teorie sprawiają, że w czasie nadawania serialu żyje on nie tylko w czasie godziny emisji ale też w pozostałe dni kiedy fani starają się przeanalizować co widzieli i opowiadają o tym co jeszcze chcieliby zobaczyć.
Ale nie chodzi jedynie o to, że GoT jest oparty na teoriach i dyskusjach fanowskich. Chodzi też o to jak się go najlepiej ogląda. Otóż zdaniem zwierza jest to serial który wymusza wręcz oglądanie go z kimś. Ponieważ większość dialogów aż prosi się o jakiś komentarz widza, czy dopowiedzenie – oglądanie GoT samemu jest zdecydowanie mniej satysfakcjonujące. To nie jest serial w którym przy każdej scenie trzeba się straszliwie skupić, więc spokojnie można gadać i rzucać uwagami – teoriami itp. Tak jak kiedyś oglądało się seriale ze znajomymi. Właśnie tu zwierz musi powrócić do początku wpisu gdzie wyznał że nie widział pierwszych sezonów. Otóż zwierz próbował serial oglądać sam – i zupełnie nie mógł zrozumieć jego uroku. Dopiero kiedy zaczął oglądać serial „po bożemu” – wieczorem przed telewizorem ze znajomymi i przekąską zdał sobie sprawę, że wtedy poświęcanie czasu GoT ma sens. Bo to właśnie idealny serial, do rozmowy, śmiechu, chowania się za poduszką. Oglądany w samotności ujawnia głównie swoje wady i niespójności.
Zdaniem zwierza HBO zdaje sobie sprawę, z tego że siłą ich serialu jest właśnie ta staroświeckość. Zwróćcie uwagę, że w podobny sposób rozplanowano następcę GOT czyli Westword. Ponownie – serial który właściwie trzeba oglądać z tygodnia na tydzień – bo snucie domysłów na temat fabuły stanowi istotną część rozrywki. W ogóle rozmawianie o serialu jest jedną z największych przyjemności z nim związanych. Ten staroświecki w czasach streamingu pomysł na podejście do serialu, jest zdaniem zwierza odpowiedzią na rosnące nieco rozczarowanie binge watchingiem. Ludzie czują się powoli zmęczeni koniecznością oglądania wszystkiego, żałują że serial szybko się kończy ale mają też problem z niknącym społecznym wymiarem oglądania seriali. Seriale w świecie w którym wszyscy jesteśmy coraz bardziej zindywidualizowani i często nie mamy zbyt wielu punktów stycznych z życiem innych ludzi służą jak dobry punkt wyjścia do rozmowy. To trochę nasi wspólni znajomi o których można poplotkować. Jest tylko jeden warunek – ludzie muszą być mniej więcej na tym samym poziomie „zaawansowania” w produkcję. Co w czasach binge watchingu staje się coraz trudniejsze. GoT tymczasem nie tylko jest nadawane regularnie co tydzień w telewizji ale co ważniejsze – opóźnienie pomiędzy premiera na zachodzie a w Polsce jest minimalne – w sumie po dwóch dniach cały świat wie to samo. Nie ma więc sytuacji, w której część osób doskonale wie co się stało w sezonie a część musi poczekać pół roku.
Oglądanie seriali na platformach streamingowych dostarcza też pewnego problemu z oglądaniem produkcji razem. Jasne można sobie serial dawkować (pusty śmiech) ale skoordynowanie w tygodniu kilku osób by obejrzały 45 minut serialu jest dużo prostsze niż ustalenie kiedy i ile z tych dwunastu odcinków które pojawiły się jednego dnia mamy obejrzeć. Trudno nawet czasem ustalić z partnerem kto ma kiedy czas a co dopiero z większą grupą ludzi. Ostatecznie seriale na Netflix czy innych platformach sporo osób ogląda samodzielnie, czasem nie mogąc się powstrzymać, czasem mając jako jedyna osoba z grupy osiem godzin non stop by połknąć cały serial na raz. Zresztą czytając różne opinie o platformach streamingowych doszło do mnie, że ludzi naprawdę powoli zaczyna męczyć czasochłonność tej rozrywki. W sumie pożera to tyle samo czasu co oglądanie serialu w odcinkach ale jednak to jak z wysiłkiem sportowym. Pół godzinny dziennie to jest nic ale znajdźcie kogoś kto ma czas na trzy godziny treningu i okaże się że wszyscy są za bardzo zapracowani (jakby co zwierz nie szuka nikogo).
Oczywiście sposób dystrybucji nie jest jedynym czynnikiem odpowiadającym za sukces GoT. Ludzie lubią też knowania, śmierć i goliznę. Nie zmienia to faktu, że GoT dobrze pokazuje jakie zalety płynęły z tego – często uważanego już za zupełnie przestarzały, sposobu oglądania seriali. I że choć platformy streamingowe wydają się zwyciężać jeśli chodzi o szybkość i ilość dostarczanych seriali, to mogą przegrywać kiedy weźmiemy po uwagę społeczny wymiar rozrywki. To w ogóle ciekawe bo to jest bardzo chętnie omawiany przez socjologów i kulturoznawców problem, ale często pomijany przy takiej codziennej krytyce. W ocenie zjawiska trzeba brać pod uwagę społeczny wymiar rozrywek. Dlatego kino, wciąż istnieje, mimo że pojawiła się konkurencja w postaci telewizji, czy teraz Internetu. Film wszędzie jest filmem. Ale oglądanie filmu w grupie obcych osób w kinie a samemu we własnym łóżku z komputera, to coś zupełnie innego. Podobnie z serialami – oglądanie GOT przy czipsach przed telewizorem z grupą znajomych to nie ta sama rozrywka co wciskanie „następny” na laptopie kiedy nadrabiamy sześć sezonów.
Na koniec należy zauważyć, że taki społeczny wymiar seriali nie dotyczy tylko GoT, najwięcej mówi się o nim w kontekście telenowel. Jeśli słyszeliście kiedyś dwie osoby rozmawiające o bohaterach telenoweli jakby to byli ich prawdziwi znajomi, to macie dobry tego przykład. Zdaniem zwierza, dlatego GoT tak dobrze się sprawdza oglądany starym typem – bo ma w sobie coś z nieco lepiej nakręconej telenoweli, gdzie wciąż mamy wielu bohaterów, wchodzących ze sobą w masę interakcji, gdzie połowa się zdradza a połowa zdradza chęć romansu. Stąd też łatwo o naszych bohaterach plotkować, bo w sumie są ciekawsi niż armia nieumarłych która idzie przez skute lodem przestrzenie już prawie od dwóch sezonów. I jasne – w zależności od grupy społecznej czy rówieśniczej, ten oglądany przez „wszystkich” serial może się zmieniać. Ale GoT doskonale spełnia tą rolę w sporej grupie społeczeństwa, a zwłaszcza tej, która powoli już zapomina jak to było iść do pracy i mieć praktycznie pewność, że poprzedniego wieczora ty i twoi koledzy oglądaliście w telewizji to samo.
Zwierz zdaje sobie sprawę, że całkiem sporo osób z powodzeniem ogląda Grę o Tron za jednym zamachem pałaszując cały sezon i bardzo to sobie chwali. Ale to jakby nie stoi w sprzeczności z tym jak dobrze na percepcję serialu wpływa oglądanie go zgodnie z tym pierwotnym kanałem dystrybucji. Ogólnie współcześnie jest tyle sposobów oglądania rzeczy, że ci wspomniani „wszyscy” powinni mieć ze trzy cudzysłowy. Co nie zmienia faktu, że mocą GoT jest fakt, że to jest ten cudowny program, który pozwala przyjść do pracy stanąć przy ekspresie do kawy i zagaić osobę która wpadnie zaczerpnąć wody co sądzi o ostatnim odcinku. Więcej, warto tu dodać, że dzięki bardzo fragmentarycznej konstrukcji narracji – rozmowa na odcinkiem może zająć dziesięć minut. Bo nie wypada sobie robić kawy aż do lunchu. Tak mówią.
Ps: To nie ma znaczenia czy uznaje się GoT za dobry czy za zły serial. Bo w sumie GoT będąc średnim serialem bawi bardziej niż gdyby był wybitny.
Ps2: jakbyście byli ciekawi to zwierz w weekend będzie w Poznaniu na festiwalu Nic się tu nie dzieje.