Home Seriale Już jej niosą suknię z welonem czyli „Gry rodzinne”

Już jej niosą suknię z welonem czyli „Gry rodzinne”

autor Zwierz
Już jej niosą suknię z welonem czyli „Gry rodzinne”

Od czasów, kiedy Wyspiański nudził się na weselu znajomych i skończyło się wielkim narodowym dramatem, Polacy mają przekonanie, że nic tak dobrze nie skupia w sobie problemów społecznych jak ceremonia zaślubin. W zeszłym roku konkurowało ze sobą „Wesele” Smarzowskiego z „Teściami” Michalczuka a teraz do tych ślubno- weselnych narracji dołączył serial „Gry Rodzinne” na Netflix. I znów zanurzamy się w bagienko polskiej rzeczywistości, choć tym razem – do wesela może w ogóle nie dojść.

 

Nie obejrzałabym „Gier Rodzinnych” gdybym nie natrafiła na co najmniej dwa internetowe spory o ten serial. Tak rozstrzelonych opinii o polskiej, obyczajowej produkcji nie widziałam od dawna stąd moje zainteresowanie produkcją, którą chciałam ominąć. Wszystko zaczyna się w ładnym, jasnym kościele. Ma tu dojść do zaślubin Kasi i Jana. Kasia jest w zaawansowanej ciąży, co jednak nie przeszkadza jej się spóźniać na własny ślub – gdyż wyraźnie ma poważne wątpliwości czy aby na pewno chce go zawierać. Z kolei Jan też nie wygląda na bardzo spokojnego. Nie mówiąc już o rodzinie państwa młodych – od pierwszych scen widzimy, że coś jest nie tak, i że nie patrzą na siebie przyszli teściowe z sympatią. Coś tu się wydarzyło albo wciąż dzieje, ale my nie jesteśmy pewni o co chodzi. Czy to zwykła antypatia, którą darzy się niejedna rodzina młodych w Polsce, czy może chodzi o coś więcej.

 

 

Na odtworzeniu wydarzeń, które doprowadziły młodych przed ołtarz, a ich rodziny do pierwszych ławek zasadza się fabuła serialu. Szybko orientujemy się, że wszystko jest dużo bardziej skomplikowane niż mogłoby się wydawać, i że nie ma w kościele osoby, która nie miałaby swoich tajemnic, pretensji czy obiekcji do tego związku. Każdy odcinek podrzuca nam kawałek opowieści, ale robi to z różnych perspektyw. Co oznacza, że im dłużej oglądamy serial, tym lepiej rozumiemy wydarzenia, które wcześniej wydawały się nam zupełnie oczywiste. To chyba największa siła tej historii – żeby poukładać wszystkie puzzle i zrozumieć co naprawdę się wydarzyło – kto tu zawinił, kto jest ofiarą, a kto wybrał się na łowy – trzeba obejrzeć serial do końca. Ta nielinearna, nieoczywista narracja – dla wielu jest największym minusem całej historii, bo rzeczywiście zmusza widza, do wracania wciąż do tych samych wydarzeń by oglądać je z różnych perspektyw. Moim zdaniem – to pozwala twórcom przykryć fakt, że historia, którą opowiadają pod wieloma względami jest dość banalna – ale przekonujemy się o tym dopiero pod koniec. Z drugiej strony – możemy obserwować własne reakcje – jak sami odczytujemy niektóre sceny i wątki – nie znając jeszcze całej historii – to sporo mówi o nas jako o odbiorcach kultury. Uważam, ten zabieg za największy plus serialu, który czyni go naprawdę interesującym.

 

Mimo tego bardzo ciekawego zabiegu formalnego, który rzeczywiście wciąga (nie pamiętam, kiedy obejrzałam cały sezon polskiego serialu za jednym posiedzeniem) produkcja cierpi jednak na te same problemy co niemal każdy polski serial obyczajowy. Otóż znów idziemy w wymuskaną estetykę rodem z produkcji TVN. Wszystko tu jest nowe, wymuskane, pokazane tak by broń boże nie wdarł się żaden realizm. Co jest o tyle problematyczne, że mówimy o historii, która ma swój wymiar klasowy. Mamy tu bowiem młodych bohaterów z niekoniecznie zamożnych rodzin, szukających dla siebie szansy w studiowaniu medycyny oraz rodzinę żyjącą z pieniędzy chirurga plastycznego, dla której kasa nigdy nie była problemem. To jest trochę serial rozgrywający te różnice klasowe, ale przez swoją ujednoliconą estetykę – trochę się one zacierają a całość staje się wizualnie mdła, albo miejscami nadmiernie cukierkowa. To nie jest estetyka reklamy APARTU, ale przydałoby się tą Warszawę gdzieniegdzie przybrudzić.  Nie mogę się pozbyć wrażenia, że to właśnie estetyka najbardziej ciąży polskim produkcjom. „Gry rodzinne” jak najbardziej zasługują by potraktować je poważnie, ale po drugim odcinku, gdzie wszystko jest śliczne i wymuskane, wielu widzów, rezygnuje czy dochodzi do wniosku, że to kolejny serial bez pomysłu.

 

 

Tu należałoby zrobić jeszcze jedną uwagę – otóż „Gry rodzinne” bardzo chcą być produkcją w dużym stopniu uniwersalną. Jak mniemam tworząc polski serial dla Netflix ma się w głowie, możliwość dystrybucji w innych krajach. Stąd – serial pomija pewne aspekty polityczne czy społeczne stawiając przede wszystkim na psychologie postaci – ich wzajemne interakcje, tajemnice i niedopowiedzenia. To sprawia, że pewne tematy, które w Polsce wywołują skojarzenia polityczne są traktowane bez tego kontekstu. Czyli np. mamy dziewczynę w ciąży, ale już kwestie potencjalnej aborcji się nie pojawiają – jak mniemam dlatego, że wymagałby wejścia w bardzo konkretne polskie realia. Takie kręcenie – dla polski i dla świata ma swój minus – każda historia staje się w ten sposób wydestylowana z typowo polskich kontekstów (choć kilka elementów polskiej rzeczywistości pewne się odnajdzie). Z drugiej strony – zmusza to twórców do szukania pewnych prawd uniwersalnych, co też ma swoje plusy.

 

 

Muszę tu też niestety wrzucić jedną uwagę dotyczącą samej fabuły. Otóż scenarzystka serialu sięgają po zabieg, który moim zdaniem, jest w arsenale każdego początkującego twórcy, ale powinien zniknąć wraz z doświadczeniem. Gdy w serialu, nie ma pomysłu co z daną osobą zrobić albo jak zamknąć czy otworzyć nowy rozdział historii, ktoś mdleje. Mam wrażenie, że nigdy nie widziałam tylu omdleń co w tym serialu. To jest wygodny zabieg – bo pozwala na uzasadnienie zamieszania, oraz zwrócenie naszej uwagi, na którąś z postaci, ale to prosty wybieg (niech dowodem na to jak prosty będzie fakt, że w „365 dniach” bohaterka wciąż mdleje jak autorka nie wie, jak połączyć ze sobą dwie sceny). To przykre, bo takie zabiegi osłabiają to co w tej historii jest najlepsze – czyli powolne i przemyślane odkrywanie przed nami tajemnic bohaterów.  Takich scenariuszowych schematów jest w serialu jeszcze kilka, ale ten przeszkadzał mi najbardziej.

 

Ponieważ w Polsce mało którego aktora stać na luksus niegrania w serialach, to dostajemy całkiem niezłą obsadę. Kaśkę gra Eliza Rycembel i moim zdaniem ma dokładnie ten sam niewymuszony naturalny urok, który sprawił, że tyle osób zwróciło na nią uwagę w „Bożym ciele”. Mało młodych aktorek w Polsce tak gra a szkoda, bo to się dobrze ogląda. Izabela Kuna gra jej matkę – rozwódkę, która szuka dla siebie nowej szansy, może potwierdzenia, że jeszcze jako kobieta jest atrakcyjna. Dobra to rola, zwłaszcza wtedy, kiedy wszystko się sypie i pojawia się taka przebijająca przez wszystko gorycz. Rodziców pana młodego grają Edyta Olszówka i Paweł Deląg. Tym co najbardziej mnie zaskakuje to jak dobrze udaje im się oddać ten przedziwny – toksyczny związek tej pary. W relacjach z innymi bohaterami, są dość mdli, ale w scenach między sobą – świetnie pokazują, dlaczego niektórzy ludzie są razem choć razem być nie powinni. Muszę z zaskoczeniem powiedzieć, że Deląg całkiem dobrze tu gra swoją rolę podstarzałego playboya, który żadnej nie przepuści. Moje zaskoczenie wynika z faktu, że dawno już zanotowałam, że Deląg się zwykle w filmach pojawia co nie znaczy, że w nich gra. Ale tu pasuje doskonale. Jest też kilka niezłych ról na drugim planie – moja ulubiona to Dominika Kluźniak jako siostra Joanna, która śpiewa pobożne pieśni czekając aż młodzi się zdecydują. Jest to dobry wtręt komediowy.

 

Siadając do „Gier rodzinnych” nie spodziewałam, że się wciągnę. Nie spodziewałam się też, że zakończenie postawi mnie z kilkoma niewiadomymi i pytaniami. Z resztą uważam, że nieoczywiste zakończenie jest największym plusem filmu, bo pozwala wyrwać się ze schematu komedii romantycznej czy nawet prostego melodramatu i stworzyć serial skupiony raczej na konsekwencjach pewnych działań. Bo w ostatecznym rozrachunku największym problemem jest tu egoistyczne postępowanie jednostek, które nie chcą wziąć odpowiedzialności za konsekwencje swoich czynów. Tu z jednej toksycznej relacji, problemy rozlewają się na wiele osób i ostatecznie – zatruwają życie starszym, młodszym, bliższym i dalszym. To uniwersalna historia i być może dlatego – niezależnie od pewnych potknięć scenariuszowych – dobrze wybrzmiewa.  Jak widzicie – jest we mnie pewne zaskoczenie, że tak mi się spodobało. Być może „Gry rodzinne” odpowiedziały na moje największe pretensje dotyczące polskich seriali, które zbyt często odtwarzały schematy a za rzadko – próbowały znaleźć swój sposób na ciekawe opowiedzenie historii. Tu ten klucz udało się znaleźć i wyszło dużo ciekawiej niż można się było spodziewać. I teraz czekam – chętnie zobaczyłabym kolejny sezon – raczej w formacie antologii, korzystający z podobnych zabiegów. Kto wie, może się doczekam.

0 komentarz
7

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online