Znajdowanie nowych hobby nie jest rzeczą łatwą. Zwłaszcza kiedy przekroczymy pewien wiek, wydaje się nam, że wszystko czego jeszcze nie spróbowaliśmy pewnie jest albo za trudne albo zbyt wymagające by w ogóle się w to zanurzyć. I pewnie nie próbowałabym zupełnie nowej zabawy, gdyby nie fakt, że w okolicach świąt nasi bliscy czasem zastanawiają się co nietypowego kupić nam w prezencie. Moja bratowa postanowiła, że tym nietypowym prezentem będzie obraz do haftu diamentowego. Tak się zaczęło.
Nie ukrywam, do szóstego stycznia tego roku nie miałam pojęcia co to jest haft diamentowy i na czym polega. Więcej, widziałam takie zestawy w sklepach, ale wydawały mi się jedną z tych dziwnych, potencjalnie trudnych rzeczy jak decoupage czy scrappbooking. Wiecie te hobby które wymagają jakiejkolwiek kreatywności, kupowania mnóstwa rzeczy i poświęcania temu autentycznej uwagi. Coś co zawsze mnie kusiło, ale nigdy nie okazywało się moim przeznaczeniem. Myślę, że mam swoje kreatywne hobby i jest nim pisanie i kiedy chcę po prostu czymś „zająć ręce” nie potrzebuję za bardzo kreatywności za to lubię powtarzalność. Mam przeczucie, że gdybym umiała liczyć i nie żyła w ciągłym konflikcie z każdym materiałem to lubiłabym dziergać.
Wróćmy jednak do haftu diamentowego. Swój pierwszy zestaw dostałam na gwiazdkę i od razu postanowiłam go rozpakować. Byłam przekonana, że obsługa tego systemu będzie trudna, ale okazuje się, że to jest bardzo prosta zabawa. W każdym zestawie znajduje się mniej więcej to samo (rozpakowałam w styczniu już kilka obrazków i jeszcze żaden mnie nie zaskoczył). Mamy więc nasz obrazek, specjalny długopis do naklejania diamencików, tackę na diamenciki oraz kwadracik czegoś co w trzech różnych tłumaczeniach znalazłam jako wosk, glinę czy żywicę. W każdym razie jest to miękkie i zanurzamy w tym końcówkę naszego długopisu. Dzięki temu długopis łapie nasze diamenciki.
Cała zabawa jest naprawdę niesamowicie prosta. Diamenciki są w niewielkich pakietach – każdy jest oznaczony literą i cyfrą. Otwieramy pakiecik, wysypujemy diamenciki na tackę (tacka ma na dnie żłobienia co sprawia, że diamenciki układają się w ładny rządek i łatwiej je podnieść) i dzięki naszemu długopisowi przyczepiamy je do obrazka. Jak to się udaje? Ot prosta sztuczka – cały obrazek, który jest początkowo przykryty folią (trzeba ją zdjąć – możecie zdjąć całą na raz albo tylko z kawałka – próbowałam obu metod i obie są równie dobre, wszystko zależy od waszych preferencji) w istocie jest lepki. I ta lepkość obrazka jest dla diamencika bardziej pociągająca niż wosk w naszym długopisie. Innymi słowy podnosimy diamencik i przyklejamy do wyznaczonego miejsca na obrazku. Nic więcej nie musimy robić, poza powtórzeniem tej czynności ponad tysiąc razy. Skąd wiemy, gdzie go przykleić? Cóż każde miejsce na obrazku jest oznaczone konkretnym kolorem, ale przede wszystkim literką albo cyferką. System jest naprawdę prosty, a jeśli po drodze zapomnimy który kolor to która literka to znajdziemy podpowiedź z boku obrazka choć muszę od razu zaznaczyć, że a.) niekiedy podpowiedzi są tak źle wydrukowane, że nic nie widać, b.) niekiedy w ogóle nie ma ich na samym obrazku tylko na dołączonej kartce.
Po zrobieniu pierwszej mozaiki stało się dla mnie jasne, że potrzebuję dodatkowych narzędzi, które ułatwiają pracę. Tak naprawdę dwa elementy zmieniają całe doświadczenie dość drastycznie – pierwszy to małe pudełeczka do których na samym początku możemy przesypać wszystkie diamenciki. Jeśli macie w domu jakieś własne małe pudełeczka (koniecznie mające każde osobne zamknięcie) to będą dobre, ja takich nie miałam więc musiałam kupić. Druga sprawa to dodatkowa tacka, która ma takie niewielkie zwężenie z jednego boku, co pomaga przesypywać diamenciki – to zdecydowanie ułatwia przesypywanie diamencików na tackę, z której pobieramy nasze drobne elementy. Ponieważ od razu kupiłam cały zestaw narzędzi od razu dostałam też np. długopisy z końcówkami, które pozwalają nakładać kilka diamencików na raz. To narzędzia przydatne, kiedy robicie tło, ale problem jest taki, że mamy nieco mniejszą kontrolę niż przy nakładaniu jednego diamenciku, jeśli nie będziecie wystarczająco uważni może się okazać, że macie między diamencikami za mało albo za dużo miejsca. Do tego bardzo przydatna okazała się pęseta, która pozwala podnieść diamenciki które spadły nam na obrazek (takie rzeczy się zdarzają) czy podnieść takie, które położyliśmy w złym miejscu. Na koniec całkiem przydatny okazał się taki roller który pod sam koniec przyciska diamenciki do obrazka dzięki czemu się lepiej trzymają.
To nie są jedyne akcesoria, które możemy dokupić. Np. jeśli jesteście bardzo przywiązani do tego, żeby wszystko było idealnie równo, przyda się wam specjalna linijka, którą nakładacie na obrazek i dzięki temu możecie idealnie układać diamenciki. Ja nie mam takiej linijki, bo zabawa z diamencikami jest dla mnie przyjemnością i rozrywką a nie jakąś wielką o perfekcję. Inna sprawa – z daleka pewnych błędów nie widać. Ale jeśli jesteście jedna z tych osób która widzi tylko błędy to taka linijka zdecydowanie się wam przyda. Natomiast pewien gadżet mnie zainteresował – to nieco grubsze i lepsze długopisy do nakładania diamencików – po miesiącu nakładania diamencików już wiem, że potrzebuję czegoś nieco bardziej stabilnego i przyjaznego. Ale ponownie – jeśli nie wiecie, czy to będzie wasze hobby nie kupujcie nic więcej ponad to co znajdziecie w opakowaniu – nie ma nic gorszego niż kupienie mnóstwa rzeczy a potem zorientowanie się, że dane hobby zupełnie nas nie bawi. Pierwszy zestaw spokojnie można ułożyć nie mając żadnych dodatkowych narzędzi. Chyba największą zmianę przynoszą jednak osobne opakowania. Bo jeśli po jakimś czasie zauważymy, że zapomnieliśmy dołożyć diamencika odpowiedniego koloru (może się zdarzyć) to możemy go dołożyć szybko ze specjalnie oznaczonego pudełka. Bez pudełek trzeba się męczyć z woreczkami strunówkami czy z innym rozwiązaniem.
Ile trwa układanie takiej mozaiki? To zależy od jej wielkości, tego, ile mamy wolnego czasu, jak dokładni jesteśmy i czy nasze plecy nam na to pozwalają (choć są oczywiście na ryku specjalne pulpity które pozwalają trzymać mozaikę nieco nachyloną a nie płasko na stole). Jednocześnie wiele zależy od tego czy jesteśmy perfekcjonistami, czy wręcz przeciwnie – jesteście podobni do mnie i tak długo jak długo można naklejać kolejne diamenciki nie martwicie się bardzo czy są idealnie równo. Z resztą tu mam dla was dobrą wiadomość – choć cała zabawa wydaje się bardzo precyzyjna i bardzo surowo każąca za błędy w istocie, jest to nieco prostsze. Diamenciki łatwo podnosi się pęsetą a czasem przepycha trochę w górę czy w bok (póki ich bardzo mocno nie przyciśniemy są dość mobilne). W każdym zestawie dostajemy więcej diamencików niż potrzebujmy (nikt nie odlicza ich dokładnie, wyraźnie widać, że są sypane na oko) więc nawet jeśli przez przypadek rozsypiemy je na stole i nie wiemy, czy zebraliśmy wszystkie to nie ma lęku, że zabraknie nam do obrazka. Zdarzyło mi się potrącić niechcący moją tackę z diamencikami i rozsypałam je na obrazek. Sprzątnięcie tego wszystkiego było bardzo proste. Innymi słowy – nawet jeśli się pomylicie – nie ma tragedii.
Kilka osób pytało mnie co się potem robi z takim obrazkiem- cóż dokładnie to samo co ze wszystkimi obrazkami na świecie. Możemy go oprawić i powieści, podarować komuś albo – co ja wybrałam – włożyć do szuflady. Nie da się ukryć, że większość z tych obrazków to bardzo kiczowate wzory, wyglądają fajnie, ale to nie jest wielka sztuka. Choć jeśli nam zależy to możemy też układać mozaiki diamentowe które są np. reprodukcjami dzieł wielkich mistrzów czy np. są zrobione na podstawie zdjęć, które sami wybierzemy. To jak wyglądać będzie nasza mozaika zależy trochę od tego, ile za nią zapłacimy – za około 100 zł dostaniemy mozaikę na płótnie, za kilkanaście złotych – na takim specjalnym materiale który spokojnie możemy oprawić, ale nie jest to nic specjalnego. Przy czym od razu was przestrzegam – nie zamawiajcie najtańszej możliwej mozaiki z Aliexpress bo często dostaniecie bardzo uproszczone, wręcz żenująco słabe obrazki, które w niczym nie przypominają tego co zamówiliście. Z resztą niestety – to jest troszeczkę loteria – jeśli nie chcecie zapłacić bardzo dużo to może się okazać, że wasza mozaika zdecydowanie lepiej wyglądała na zdjęciach w sieci niż w waszych domach. Sporo obrazków ma np. dziwne kolory albo dużo mniej szczegółowy obrazek niż zapowiada zdjęcie. Przy czym cena nie zawsze jest wyznacznikiem – kupiłam takie za kilkanaście złotych które były super i takie które były droższe i wyraźnie gorzej zrobione. Najpiękniejsza mozaika, którą układam (na podstawie obrazu Vermeera) pochodzi ze sklepu Action i miała bardzo atrakcyjną cenę.
Mozaiki dzielą się na takie w których znajdziemy obłe (takie półokrągłe) diamenciki i takie które mają cięcie bardziej kwadratowe, które rzeczywiście przypomina szlif. Układałam obrazki z jednymi i drugimi i nie znalazłam jakiejś wielkiej różnicy. Wydaje mi się te które mają te cięte diamenciki bardziej się świecą i łatwiej układają. Ale jednocześnie dowiedziałam się z sieci, że powszechnie uważa się, że te z gładkimi brzegami są łatwiejsze. W każdym razie, jeśli ułożycie dwa obrazki i macie zupełnie inne efekty czy coś było prostsze albo trudniejsze to może wynika to właśnie z kształtu diamencików. Ja na jedne i drugie trafiłam dość przypadkiem, ale ogólnie zwykle te droższe mają cięte diamenciki a tańsze okrągłe. Dla mnie to jest mała różnica, ale jeśli wam zależy to warto o tym wiedzieć.
Czy to hobby ma jakaś mroczną stronę, poza tym, że próbuje wykończyć wasze kręgosłupy? Na pewno zajmuje sporo miejsca. Musicie mieć miejsce na mozaikę i rzeczy, które układacie i możliwość pochylenia się nad całym obrazkiem. Dobrze jest też mieć odpowiednie oświetlenie – lepka powierzchnia specyficznie odbija światło więc może się okazać, że nie wiedziecie bardzo dobrze tego co jest na obrazku. Nie polecam układania mozaiki, kiedy ma się w tym samym pokoju entuzjastycznego młodego człowieka, psa czy złośliwego kota. Choć powiem szczerze – żaden z naszych kotów nie był tym zainteresowany. Shubi czasem kładła łapę na mozaice, ale nie podobało jej się to. Z resztą tu rada – jeśli położycie na mozaice na dłużej rękę czy łokieć to niestety od ciepła ten klej działa gorzej – to chyba jedyny przypadek, kiedy miałam problem z przyklejeniem diamencików. Poza tym diamenciki trzymają się zaskakująco dobrze i mimo, że pierwszą mozaikę co chwilę przykrywałam folią (która się przykleja tam, gdzie diamencika nie ma), żaden nigdy mi się przy zdejmowaniu folii nie odczepił. Ogólnie wszystko działa dużo lepiej niż się wydaje z dystansu.
Natomiast… ilość plastiku w tej zabawie jest porażająca. Każda mozaika to mnóstwo plastiku. Każdy kolor diamencików w osobnych plastikowych woreczkach, każdy obrazek w plastykowym pokrowcu, w każdym zestawie plastikowa tacka i plastikowy długopis. Same diamenciki są plastikowe. Przyznam szczerze – mnie to przeraża – bo z jednej strony zabawa jest super z drugiej – kiedy rozłożę wszystkie diamenciki na swoje miejsce zostaje mi tona plastiku. Dlatego też – polecam podchodzić do tego hobby ostrożnie – fajnie jest sobie trochę poukładać, ale np. nie kupujcie na wstępie dziesięciu zestawów, bo może wam się spodobają. Lepiej kupić jeden i spróbować. Sama z resztą jestem obecnie przekonana, że jak na razie ułożę te co mam a potem poważnie przemyślę co dalej. Z tego co widzę nie ma żadnej eko alternatywy – żadnej możliwości pominięcia choć odrobiny tego plastiku. Zwróćcie uwagę, że mimo, że cała zabawa niesamowicie mi się podoba, nie mogę o tym nie wspomnieć. Mam wrażenie, że to dobrze pokazuje jak bardzo dotkliwe jest to pokrycie wszystkiego plastikiem. Do tego irytuje mnie, że po każdej mozaice zostaje mi mnóstwo diamencików, ale nie za bardzo jest co z nimi zrobić. Chętnie ułożyłabym z nich własny abstrakcyjny obrazek, ale na razie nie dałam rady znaleźć takich papierów do naklejania, które byłby tym czego szukam.
Dlaczego polubiłam haft diamentowy? Bo niczego ode mnie nie wymaga. To nie jest kreatywna zabawa – opiera się na powtarzalności pewnej czynności, bez konieczności refleksji nad tym co się robi. Dla mnie to doskonały sposób na oderwanie się od pisania i oglądania filmów i seriali. Podczas układania mozaiki zwykle słucham podcastów (pozdrawiam ekipę Mao Powiedziane – serio doskonały podcast o Chinach do słuchania przy układaniu), audiobooków czy przypominam sobie odcinki mojego ukochanego sitcomu audio (Cabin Pressure). Możecie też np. „oglądać” jakiś lubiany serial, który znacie na pamięć i podnosicie wzrok tylko raz na osiem scen a poza tym działa dla was jak słuchowisko. Można też po prostu słuchać muzyki czy układać całość w ciszy – kto jak lubi.
Napisałam ten post, bo gdybym nie dostała tej mozaiki w prezencie nigdy bym się sama nie skusiła. Zawsze wydawało mi się, że to coś trudnego i wymagającego jakichś skomplikowanych działań a tymczasem jest to bardzo proste i nie wymagające żadnych umiejętności. Dosłownie jedyne co trzeba umieć to przyklejać małe diamenciki we wskazanych miejscach. Można to robić półautomatycznie. Wszystko wygląda bardzo poważnie, ale ostatecznie to bardzo prosta, odstresowująca zabawa, która przypomina trochę działania artystyczne, ale nie wymaga żadnego kreatywnego wkładu. No coś idealnego dla osoby, która musi co chwilę dać przestrzeń swojemu mózgowi, żeby odpoczął. Pewnie bardziej kreatywne osoby mogą być zbudzone albo nawet zirytowane.
No i tyle – jeśli macie jeszcze jakieś pytania – zadawajcie, proszę bardzo. Wydaje mi się, że odpowiedziałam na wszystkie oczywiste. Jeśli chodzi o miejsce, w którym możecie kupować taki haft to nie mam jednego sklepu który polecam – znajdziecie je w całej sieci i jeśli unikniecie chińskich stron, które wyglądają podejrzanie to nie powinniście się naciąć. Allegro, Empik, sklepy dla plastyków – miejsc jest mnóstwo i nie czuję się na tyle obeznana z rynkiem by polecić jakikolwiek adres na sto procent. Na pewno większą szansę, że nie natniecie się na jakości obrazka macie kupując obrazek na żywo, ale ja zrobiłam to tylko raz kupując mój wielki obraz w Action (nadal jestem pod wrażeniem, że tak mi się trafiło). Na pewno największym zaskoczeniem dla mnie było jaka to łatwa rozrywka. Choć od razu zaznaczam – absolutnie nie dla wszystkich. Nawet w moim domu to co dla mnie jest super zabawą dla Mateusza jest piekłem. Stąd – jeśli czytając o tym hafcie diamentowym drżycie na samą myśl o operowaniu tysiącami małych elementów – nie ma sprawy. Jak każde hobby to też nie jest dopasowane do każdego charakteru i preferencji. Ale ku wielkiemu zaskoczeniu okazało się, że ten haft diamentowy to idealna rozrywka dla Czajki.