Home Film Skończone objęcia czyli o “Historii małżeńskiej”

Skończone objęcia czyli o “Historii małżeńskiej”

autor Zwierz
Skończone objęcia czyli o “Historii małżeńskiej”

Widzieliśmy już w fil­mach i seri­alach nieje­den koniec związku, rozwód czy spór o opiekę nad dzieck­iem. Im więcej małżeństw roz­pa­da się w społeczeńst­wie tym częś­ciej twór­cy obok roman­ty­cznej wiz­ji „i żyli dłu­go i szczęśli­wie” się­ga­ją po opowieść co dzieje się kiedy nie ma dobrego koń­ca albo kiedy ślub nie oznacza „na zawsze”. Pod tym wzglę­dem „His­to­ria małżeńs­ka” nie powin­na być wydarze­niem. Nie jest to pier­wszy ani ostat­ni film o roz­wodzie. A jed­nak jest w tej sto­sunkowo prostej fab­ule coś takiego, że nie mam wąt­pli­woś­ci, że to jeden z najlep­szych, jeśli nie najlep­szy film jaki widzi­ałam w odchodzą­cym roku.

 

Zdję­cie: WILSON WEBB/ Netflix

 

His­to­ria małżeńs­ka” opowia­da nam o roz­padzie związku Char­liego i Nicole. Mieszka­jące w Nowym Jorku małżeńst­wa, twór­ców. On jest młodym zdol­nym reży­serem awan­gar­dowym, który właśnie stoi na progu wielkiego przeło­mu w swo­jej kari­erze. Jego sztu­ka ma trafić na Broad­way a on sam dosta­je wyso­ki grant, przyz­nawany tylko wybit­nym twór­com. Ona, była kiedyś pop­u­larną aktorką filmów młodzieżowych, ale po ślu­bie zamieszkała z mężem w Nowym Jorku sta­jąc się jed­ną z aktorek w prowad­zonej przez niego trupie teatral­nej. Obo­je mają ośmi­o­let­niego syn­ka Henry’ego. His­torię obser­wu­je­my w chwili, kiedy jasne jest, że związek nie jest do ura­towa­nia. Medi­ac­je nie pomogą, czas na rozwód. Nicole jedzie do Los Ange­les, zabier­a­jąc Henry’go, czeka tam na nią rodz­i­na, ale też spo­ra szansa na nowe otwar­cie w kari­erze – krę­ci pilot seri­alu telewiz­yjnego, pier­wszą od lat rzecz w swo­jej pra­cy którą robi samodziel­nie, bez męża.

 

Początkowo wyda­je się, że bohaterowie, mimo rozs­ta­nia będą pozostawać w bard­zo przy­ja­ciel­s­kich sto­sunkach. Wyda­je się, że wszys­tko da się załatwić, że właś­ci­wie nie ma po co angażować w sprawę prawników, i prowadz­ić długich i rujnu­ją­cych finanse spraw roz­wodowych. Powoli jed­nak do tego porozu­mienia wchodzi świat pre­ten­sji, racji i prawniczych zabiegów. Oglą­danie fil­mu bywa bolesne, bo obser­wu­je­my jak z każdą kole­jną kon­frontacją małżonkowie coraz bardziej się od siebie odd­ala­ją, jak wyna­ję­ci przez nich prawni­cy, powoli zmieni­a­ją obraz ich małżeńst­wa. Jak wychodzą na wierzch wszys­tkie pre­ten­sje i resen­ty­men­ty, ale także – brak porozu­mienia. Tym co reżyser a zarazem sce­narzys­ta Noah Baum­bach robi w filmie doskonale, to utrzymy­wanie równowa­gi pomiędzy rac­ja­mi coraz bardziej zgorzk­ni­ałych małżonków. Niekiedy wyda­je się że rac­je ma Nicole wyrzu­ca­ją­ca mężowi, że nigdy przez chwilę nie zwró­cił uwagę na jej proś­by by pomieszkać przez pewien czas w Los Ange­les, w innych wyda­je się nam, że to nie możli­we by Char­lie mógł się prze­nieść gdziekol­wiek indziej sko­ro jego kari­era jest związana z jedyną liczącą się w kra­ju nowo­jorską sceną teatralną.

 

 

Jed­nocześnie film wciąż powraca do kwestii tego jak spór pomiędzy rodzi­ca­mi wpły­wa na Henry’ego, jak wza­jem­na pró­ba udowod­nienia sobie czegoś, robi z dwój­ki dobrych rodz­iców (choć każde na swój sposób), dwójkę rodz­iców w dużym stop­niu toksy­cznych. Nie ma tu prostego szan­tażu emocjon­al­nego, raczej pokazanie sytu­acji, w której człowiek zda­je sobie w pełni sprawę z tego, że rozwód dla obu stron oznacza odpowiedze­nie sobie na pytanie co jest naprawdę ważne. Rozwód pokazany jest tu zresztą nie jako zjawisko banalne, które się po pros­tu ludziom zdarza, ale jako zjawisko zaburza­jące wszelkie sfery życia. Obser­wowanie pro­ce­dury roz­wodowej, czy to od strony prawnej czy pry­wat­nej sta­je się po pros­tu bolesne. To film, który przy­wraca roz­wodowi całą grozę – nie tylko dlat­ego, że wygasa jakieś uczu­cie, ale dlat­ego, że wyma­ga to przedefin­iowa­nia całego życia i tego kim się jest i czego się chce. Jed­nocześnie to pro­dukc­ja, która potrafi obok scen w sposób nat­u­ral­nie emocjon­al­ny – jak kłót­nia małżonków, dorzu­cić mrożącą krew w żyłach scenę odwiedzin pani obser­wu­jącej zachowanie rodz­iców z dzieć­mi. W tej sce­nie nic się nie dzieje, ale zda­je­my sobie sprawę, gdzie zaprowadz­ił bohaterów ten rozwód. Do miejs­ca, w którym nikt nie chce się nigdy znaleźć.

 

Sporo jest w tej pro­dukcji scen perełek. Ja ta blisko koń­ca w której Adam Dri­ver śpiewa piosenkę z musi­calu „Com­pa­ny” Steve­na Sond­heima i jest w tej piosence dosłown­ie wszys­tko co powoli wymy­ka się z pal­ców przez cały film, to poczu­cie, że potrzeb­ny jest nam ktoś obok. Albo zupełnie, zupełnie ostat­nia sce­na fil­mu, gdzie nagle pojaw­ia się gest pełen czułoś­ci, który w całym tym ponurym świecie zostaw­ia nas z jakaś nadzieją, choć sami nie wiemy do koń­ca na co. Albo sce­na z kłót­ni, w której bohaterowie mówią sobie rzeczy niesamowicie kosz­marne, których dwie oso­by nigdy nie powin­ny sobie mówić, ale mówią tylko wtedy, kiedy to jeszcze cokol­wiek znaczy. Albo sce­na początkowa, gdzie widz­imy od czego nasza para powoli odchodzi, co utraci, ale jed­nocześnie – czego nie umie potem już sfor­mułować. Kiedy słowa, które pada­ją na samym początku wraca­ją pod koniec, to płacze nie tylko Adam Dri­ver, ale cała sala, albo przedzi­ał, jeśli oglą­da­cie to nie daj boże w pociągu.

 

 

Jak każ­da mała pro­dukc­ja ta też opiera się na grze aktorskiej. Scar­lett Johans­son, wraca do pewnego schematu ról, w których się sprawdza – gra­nia kobi­ety, która nie wie jeszcze do koń­ca czego chce, ale powoli zaczy­na rozu­mieć czego naprawdę nie chce. Jest w tej roli, sporo niełatwych scen do zagra­nia, bo niekoniecznie jest to postać, z którą człowiek się w sposób oczy­wisty od razu zgodzi. Do pewnego stop­nia może się nawet wydawać, że jest w Johans­son jak­iś ele­ment czarnego charak­teru, bo początkowo niekoniecznie chce­my wierzyć w jej nar­rację o związku. Nie jestem negaty­wnie nastaw­iona do Scar­lett Johans­son, jak część moich zna­jomych, ale zgadzam się, że jej sposób gry nie zawsze współ­gra z rola­mi, które wybiera. Tu jed­nak jej sposób gra­nia, doskonale pasu­je do postaci. Uwiel­bi­am scenę w gabinecie jej prawnicz­ki (cud­ow­na dru­go­planowa rola Lau­ry Dern, niewiel­ka, ale – cud­own­ie udało jej się stworzyć postać prawnicz­ki, której uśmiechu naprawdę należy się bać) w której opowia­da o swoim małżeńst­wie, płacze i je ciastko. Mało kto je tak nat­u­ral­nie ciastko na ekranie.

Ale jed­nocześnie im dłużej oglą­damy film tym bardziej widz­imy, że więcej tu uświadami­a­nia sobie swoich motywacji, niż jakiejś prostej kon­fab­u­lacji. Jed­nak swoistą gwiazdą tego fil­mu, który niko­go nie chce bardziej wyróż­ni­ać, jest moim zdaniem Adam Dri­ver. W jak­iś tekś­cie znalazłam zdanie, że Dri­ver jest naj­doskon­al­szym „krzy­czą­cym aktorem” swo­jego pokole­nia. Rzeczy­wiś­cie to jak pokazu­je na ekranie emoc­je jest doskon­ałe, bo jest jed­nocześnie fas­cynu­jące i nieprzy­jemne. Ale rola Dri­vera wyma­ga też dużo więk­szej skali – Dri­ver to aktor specy­ficzny, potrafi jed­nocześnie narzu­cać swo­ją obec­ność, imponować swo­ją fizy­cznoś­cią (nie chodzi nawet że jest wyso­ki, ale spraw­ia wraże­nie jak­by jego syl­wet­ka była kreślona jakim­iś grub­szy­mi, bardziej odważny­mi lini­a­mi niż innych osób), ale potem jest w nim łagod­ność, sen­ty­men­tal­ność, delikat­ność. Kiedy leży na podłodze, poko­nany przez okolicznoś­ci, kiedy płacze nad tek­stem napisanym przez byłą żonę, kiedy w końcu śpiewa (wierzę, że dla tej sce­ny w ogóle pow­stała kine­matografia, żeby nas do tej per­fekcji doprowadz­ić).  O tej niejed­noz­nacznoś­ci tal­en­tu Dri­vera, który pokazu­je na ekranie bard­zo wiele obliczy męskoś­ci już na blogu pisałam. To jest ciekawe, bo do pewnego stop­nia „His­to­ria małżeńs­ka” porusza to jak inaczej na swo­je życie i cele patrzy kobi­eta i mężczyz­na. Jak bard­zo pew­na narzu­cona męs­ka per­spek­ty­wa patrzenia na wspólne małżeńst­wo prowadzi do niechę­ci czy resen­ty­men­tu. Ale to wszys­tko uda­je się roze­grać bez odwoły­wa­nia się do takiej oczy­wis­tej postaci toksy­cznego mężczyzny widzącego tylko swo­ja kari­erę. Mimo, że Char­lie do pewnego stop­nia jest takim mężczyzną.

 

 

His­to­ria małżeńs­ka” to jeden z tych cud­ownych filmów, który zna­j­du­je swo­ją siłę nie tyle w samych wydarzeni­ach co w charak­ter­ach postaci, ich wadach, i nieu­miejęt­noś­ci przyję­cia cud­zego punk­tu widzenia. Jed­nocześnie to ciekawy film, który pow­strzy­mu­je się przed prostym wskazy­waniem win­nych. Nie wini Nicole, nie wini Char­liego, co ciekawe, nie wini też samego sys­te­mu. W niewielkiej (ale doskon­ałej roli) Alan Alda, przy­pom­i­na, że ten sys­tem, z którym mierzą się bohaterowie pow­stał nie dla nich, ale dla tej kobi­ety, którą facet chce zostaw­ić z dzieck­iem i nigdy się nie odezwać. Zresztą w ogóle, sko­ro jesteśmy przy Alanie Aldzie – to jest w tym filmie taki cud­owny głos rozsąd­ku, człowiek który przez to wszys­tko przeszedł i wie doskonale, że musi boleć, ale nie należy sypać soli na rany.  Nic w tej sytu­acji nie jest dobre ani złe, są ludzie, którzy nie mogą się dogadać, jest dziecko, które poniesie kosz­ty tego rozs­ta­nia, i uczu­cie, którego brak spraw­ia, że to co kiedyś przy­chodz­iło łat­wo jest właś­ci­wie nieosią­galne. Co więcej nie chodzi o to, że bohaterom już nie zależy. Wciąż im zależy, dlat­ego, jed­nocześnie się ranią i chcieli­by załatwić to jak najszybciej.

 

 

Noah Baum­bach sam przeszedł rozwód i był dzieck­iem rodz­iców, którzy się rozwiedli. Być może dlat­ego w filmie tak moc­no wybrzmiewa­ją wszys­tkie strony. To nie jest film o tym, że rozwód jest zły, czy że ludzie są źli. To nie jest moral­na przy­powiast­ka o tym, że najważniejsze są dzieci. To jest film, który pokazu­je jak rozdzier­a­ją­cym życie zjawiskiem jest rozwód. I jak wiele niszczy. I że moż­na coś ocal­ić coś z niego wynieść, może jeszcze coś zbu­dować, ale sko­ro do niego doszło, to coś się już straciło. I trze­ba się z tym pogodz­ić, nawet jeśli to bard­zo boli. Baum­bach zostaw­ia nam trochę nadziei. Że po tym całym hura­ganie może być chwila spoko­ju, kiedy znów moż­na zacząć budować nowe relac­je. Zupełnie inne, które jed­nak mogą być dobre, a nawet w jakimś stop­niu czułe. I to w sum­ie też jakoś rozdziela serce – bo po pier­wsze – doskonale wiemy, że to wcale się częs­to nie zdarza, a po drugie jest coś smut­nego w tej świado­moś­ci, że z cza­sem wszys­tkie uczu­cia się zmieni­a­ją. Nawet te które miały być na zawsze. I że mogły­by trwać dłużej, gdy­by ludzie umieli się lep­iej porozu­mieć. Ale nie umieją, bo są, cóż za niespodzian­ka tylko ludźmi.

 

 

 

Dawno nie widzi­ałam fil­mu, przy którym miałabym tak moc­ne wraże­nie, że zamy­ka jakieś ludzkie przeży­cie, które przekracza granice opowiedzianej his­torii. Nie chodzi prze­cież tylko o rozwód w Stanach, nie chodzi tylko o podzi­ał opie­ki nad dzieck­iem. Chodzi o to kosz­marne ucz­cie, kiedy kończy się związek i kończy się uczu­cie. I pojaw­ia się konieczność zaczy­na­nia od nowa. Albo uświadomienia sobie, że jest się samot­nym. A prze­cież to już nie to samo, co być z kimś. I dlat­ego uważam, że to taki doskon­ały film. Bo uda­je się w tych sce­nach z życia roz­pada­jącego się małżeńst­wa wyłuskać coś co doty­ka uczuć trud­no uch­wyt­nych, ale naty­ch­mi­ast rozpoz­nawal­nych. I dla mnie to jest właśnie wielkie kino.

 

 

Ps: Jestem pod wraże­niem tego jak bard­zo Net­flix pod koniec roku prowadzi ofen­sy­wę fil­mową. Irland­czyk, His­to­ria małżeńs­ka, Dwóch papieży – jeśli trak­tować poważnie nom­i­nac­je do Zło­tych Globów to wyglą­da na to, że kino zagoś­ciło na Net­flix­ie na dobre. Czy należy się z tego cieszyć? Z jed­nej strony oglą­danie His­torii małżeńskiej w pociągu, było super, z drugiej – trochę szko­da, że takie pro­dukc­je mają ogranic­zoną dys­try­bucję kinową, bo jed­nak – to są nieco inne przeżycia.

 

Ps2: Koniecznie obe­jrzyj­cie Home for Christ­mas, nor­wes­ki ser­i­al roman­ty­czno-świąteczny na Net­flix­ie. Cud­ow­na odtrut­ka na wszys­tkie przesłod­zone filmy świąteczne. Trochę inny ale bard­zo z sercem

1 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online