Home Film It is what it is czyli o Irlandczyku

It is what it is czyli o Irlandczyku

autor Zwierz
It is what it is czyli o Irlandczyku

Mam zwyczaj dzie­le­nia filmów na trzy najważniejsze kat­e­gorie. Filmy, które mnie poruszyły, filmy które mnie zden­er­wowały i filmy po których nic nie czułam. O ile te dwa pier­wsze przynoszą mi, jako oso­bie piszącej o kul­turze radość, ta te trze­cie są solą w oku i koś­cią w gar­dle. Bo nieza­leżnie od tego jak są „ważne” nie ma tu emocji w których moż­na zako­rzenić swo­je opinie. Dlat­ego takie filmy spraw­ia­ją mi prob­lem, i ostate­cznie – nie mają więk­szych szans by zaleźć się na jakiejkol­wiek liś­cie ważnych dla mnie filmów. Taką pro­dukcją jest „Irland­czyk”.

 

Mar­tin Scors­ese prag­nął stworzyć dzieło życia. Choć prze­cież nie musi­ał, bo ma na swoim kon­cie nie jed­no dzieło, które w fil­mo­grafii jakiegokol­wiek innego reży­sera stanow­iło­by kle­jnot koron­ny. Z drugiej strony, czas ucieka, filmy krę­ci się dłu­go, ambic­je nie mija­ją wraz z upły­wem lat. Scors­ese postanow­ił opowiedzieć więc his­torię, którą prze­cież już nie raz opowiadał, bo kto nie słyszał o młodym face­cie, który wda­je się w mafi­jne pora­chun­ki tylko po to by odkryć, że takie życie ma niesamow­ity koszt, którego nie da się wyrów­nać zale­ta­mi przestępczego życia. Znamy tą his­torię, w sum­ie kochamy tą his­torię, bo pozwala nam zapoz­nać się jeszcze raz z tą samą moral­ną przy­powiastką o tym, że w życiu nawet jeśli nie dopad­nie nas wymi­ar spraw­iedli­woś­ci, to ostate­cznie nie unikniemy kary. Oglą­damy życie przestępcze z odległoś­ci, w wer­sji odpowied­nio wygład­zonej na potrze­by kine­matografii, dzię­ki czemu może­my przeży­wa wraz z bohat­era­mi dylematy moralne, nigdy nie brudząc sobie rąk mal­owaniem ścian.

 

 

Scors­ese opowia­da his­torię Fran­ka Sheer­ana kon­cen­tru­jąc się na jego przy­jaźni z Jim­mym Hof­fą, słyn­nym przy­wód­cą związkowym o którym wiado­mo, było, że ma związ­ki ze światem mafi­jnym. Sheer­ana obser­wu­je­my od początku jego kari­ery jako morder­cy dla mafii, od chwili kiedy na stacji ben­zynowej, zupełnym przy­pad­kiem poz­na­je  Rus­sela Bufali­no, człowieka wysoko postaw­ionego, który daje mu wkrótce intratne zatrud­nie­nie. Jed­nak cen­trum his­torii jest Jim­my Hof­fa i jego zaginię­cie, które przez wiele lat pozostało nie wyjaśnione. Nie jest to jed­nak wyłącznie his­to­ria mafi­j­na, w tle Scors­ese przeprowadza nas przez kil­ka dekad amerykańskiej poli­ty­ki. Nie ukry­wam, to w jaki sposób Scors­ese osadza swo­ją his­torię w poli­ty­cznej kro­n­ice kra­ju jest najwięk­szą zaletą fil­mu. O tym co się dzieje dowiadu­je­my się z gazet, radia, telewiz­o­ra w tle. A jed­nocześnie, ta poli­ty­cz­na gra jest ele­mentem który nie może ist­nieć bez mafi­jnego wspar­cia. Jed­nak tym co jest tu naj­ciekawsze, to jak pow­tarzane przez kole­jnych poli­tyków hasła, niekoniecznie ule­ga­ją tak wielkim przemi­anom przez lata. Ostate­cznie nie ma się po filmie raczej wąt­pli­woś­ci, że poli­ty­ka podob­nie jak mafi­jne dzi­ała­nia pole­ga na tym samym – odpowied­nich zna­jo­moś­ci­ach i przeko­na­niu, że pewne rzeczy „są jakie są” i nie ma co za bard­zo ich zmieni­ać, bo za wiele to kosz­tu­je, niekiedy nawet życie.

 

© 2019 Netl­fix US, LLC. All rights reserved.

 

Film nie bez powodu jest taki dłu­gi, choć moim zdaniem moż­na było­by go skró­cić, widać że reżyser spec­jal­nie postaw­ił na powol­ną nar­rację, tak że dochodząc do koń­ca fil­mu z tru­dem może­my sobie przy­pom­nieć jacy byli nasi bohaterowie na samym początku. Jest w tym jakaś niemal dziewięt­nas­towiecz­na pró­ba nakreśle­nia więk­szego, przy­pom­i­na­jącego wielo­to­mową powieść obrazu ludzi i kra­ju przez dekady. To co Copp­po­la rozkładał w trzech fil­mach o rodzinie Cor­leone, Scors­ese próbu­je zmieś­cić w jed­nym. Cza­sy się zmieni­a­ją, mafi­jne pora­chun­ki się zmieni­a­ją, i pod koniec niemal tęskn­imy za dawny­mi cza­sa­mi gdzie nieco inaczej mor­dowało się ludzi. Jed­nocześnie, ma to być opowieść o ludz­kich życiowych wyb­o­rach. Frank ma w filmie nie jeden moment w którym może przeła­mać przeko­nanie że rzeczy „są jakie są” i spróbować postąpić moral­nie. Nie mniej za każdym razem w ostate­cznym rozra­chunku Frank idzie drogą prowadzącą pros­to do potępi­enia. Nie oczy­wis­tego, ale jed­nak potępi­enia. Scors­ese gra tu trochę naszy­mi oczeki­wa­ni­a­mi odnośnie tej znanej moral­nej baśni. Czy bohaterowi który zawsze postępował źle Bóg wybaczy? Czy moż­na żałować za wszys­tko po fak­cie, czy moż­na nie żałować ale tylko wiedzieć że się powin­no. Te moralne rozmyśla­nia, nie są w twór­c­zoś­ci Scors­ese niczym nowym, moż­na powiedzieć, że nawet spodziewanym. Atrak­cyjne, bo ostate­cznie lubimy kiedy filmy porusza­ją tą strunę, ale z pewnoś­cią nie są niczym nowym.

 

© 2019 Netl­fix US, LLC. All rights reserved.

 

Tym jed­nak co stanowi serce fil­mu i więk­szość jego fabuły, są wspom­nienia Fran­ka z lat spęd­zonych na usłu­gach mafii. Choć wszys­tkie mafi­jne egzekuc­je, czy sposo­by przed­staw­ienia kole­jnych osób dra­matu, są przed­staw­ione atrak­cyjnie i niesły­chanie sprawnie, to po pewnym cza­sie moż­na odczuć pewne znuże­nie. „Irland­czyk” jest w dużym stop­niu ser­ią doskonale nakrę­conych scen, z których jed­nak każ­da kole­j­na trochę osłabia wydźwięk poprzed­niej. Kiedy pier­wszy wraz widz­imy Ala Paci­no jako Jim­miego Hof­fę jesteśmy zach­wyceni energią jaką wnosi na ekran. Jed­nak kiedy Paci­no gra mniej więcej to samo, w której kole­jne sce­nie, czu­je­my że tak naprawdę w tej postaci nie ma aż tak dużo jak się początkowo wydawało. Podob­nie jest z DeNiro. Jed­na czy dru­ga sce­na przy­pom­i­na że w aktorze wciąż drzemie sporo tal­en­tu, ale któreś zdanie wypowiedziane tym samym tonem, z tą samą manierą ma w sobie coś nużącego. Tego losu uni­ka Joe Pesci ale mam wraże­nie, że głównie dlat­ego, że widz­imy go w kinie dużo rzadziej, i chy­ba nikt nie jest zmęc­zony jego aktorstwem.

 

© 2019 Netl­fix US, LLC. All rights reserved.

 

Przy czym nie mam wąt­pli­woś­ci, że go film zre­al­i­zowany, pod wzglę­dem reży­serii wręcz podręcznikowo. Scors­ese czy­je się w świecie który tworzy na ekranie swo­bod­nie i bez­piecznie. Wie kogo obsadz­ić w rolach dru­go­planowych (byłam mile zaskoc­zona niewielką ale dobrą rolą Raya Romano), potrafi dorzu­cić do his­torii trochę humoru, niemal intu­icyjnie wie, które sce­ny będą potem cytowane przez zach­wyconych widzów (założę się, że cała sce­na ze spóź­ni­an­iem się i dysku­towaniem ile moż­na się spóźnić na spotkanie wejdzie dla niek­tórych nowych widzów do slan­gu). To film niesły­chanie sprawny, bo w sum­ie bard­zo bez­pieczny. Scors­ese gra w to co umie, a że jest reży­serem doskon­ałym, to przez te trzy godziny pokazu­je wszys­tko co ma w swoim arse­nale. I nie sposób nie dostrzec w Irland­czyku pięknego port­fo­lio wybit­nego reży­sera. Nie mniej jest jakaś pułap­ka w tym kom­for­cie. Co pewien czas ma się wraże­nie, że ktoś powinien tup­nąć nogą, potrząs­nąć tym światem, dorzu­cić do niego jak­iś nowy głos. Albo cho­ci­aż­by nową twarz.

 

 

No właśnie, jed­nym z ele­men­tów o których dysku­towano najsz­erzej przed pre­mierą fil­mu było kom­put­erowe odmładzanie twarzy aktorów – zwłaszcza Rober­ta DeNiro, tak by mogli zagrać na każdym etapie tej roz­ciąg­niętej na kil­ka dekad opowieś­ci. Oso­biś­cie nie jestem fanką tego zabiegu. Nie dlat­ego, że uważam że tech­nolo­gia jest niewystar­cza­ją­ca (choć nie ukry­wa­jmy – jest, bo wiemy jak DeNiro wyglą­dał w młodoś­ci i zde­cy­dowanie nie wyglą­dał w ten sposób) ale dlat­ego, że moim zdaniem zde­cy­dowanie lep­szy efekt udało­by się osiągnąć zatrud­ni­a­jąc młodych aktorów, dając im szan­sę na to by zaczęli swo­ją wielką kari­erę. Nic by DeNiro na tym nie stracił bo najważniejsze ele­men­ty opowieś­ci roz­gry­wa­ją się w trzec­im akcie gdzie spoko­jnie mógł­by już grać. Zresztą  brak tej młod­szej obsady moim zdaniem stoi na przeszkodzie temu, uczu­ciu przemi­ja­nia, które jest istotne dla całej opowieś­ci. A już zupełnie na mar­gin­e­sie, ta nowa tech­nolo­gia jak najbardziej pozwala zmienić twarz człowieka, ale nie zmienia jego sposobu rusza­nia się czy syl­wet­ki. Moż­na wygładzać rysy aktorów ile się chce ale nie zmieni się tego, że już tak jak młodzi ludzie się nie rusza­ją.  Mam wraże­nie, że wyko­rzys­tanie tego cyfrowego mak­i­jażu jest symp­tomem prob­le­mu całego fil­mu – jest zbyt bez­pieczny, zbyt towarzys­ki, zbyt wykalku­lowany jako dzieło życia. I tak choć Scors­ese pokazu­je wszys­tko co ma, jest w tym jakoś mniej życia niż cho­ci­aż­by Chłop­cach z Fer­a­jny. Wiado­mo, że odmładzanie aktorów wpłynęło na budżet fil­mu jed­nocześnie wpy­cha­jąc dość niechęt­nego Scors­ese w ramiona Net­flixa. Wciąż nie jestem pew­na czy było warto. Choć pewnie będzie to najchęt­niej oglą­dany film reży­sera od lat (chy­ba tylko w pier­wszych dni­ach obe­jrza­ło go 17 mil­ionów osób)

 

 

To jest pro­dukc­ja, która w dużym stop­niu opiera się na aktors­kich kreac­jach. I to jest w sum­ie ciekawe, jak wiele osób trak­tu­je to trochę jako film pożeg­nal­ny czy ostat­nie hur­ra, pewnej aktorskiej gwardii. DeNiro, Al. Paci­no, Joe Pesci nie są już młodzi i z pewnoś­cią sami czu­ją, że ich przyszłe filmy należy raczej liczyć w dziesiątkach a nie setkach. Jed­nocześnie, miałam wraże­nie w cza­sie oglą­da­nia fil­mu, że bard­zo próbu­ją nas przekon­ać, że jak najbardziej mają jeszcze siłę i pomysł na nowe role, że jest w nich wystar­cza­ją­co dużo energii by ponieść film. Zwłaszcza Paci­no, gra tu z olbrzymią energią (choć jak wspom­ni­ałam, trochę za bard­zo na jed­nej nucie – mam wraże­nie, że jego Hoffie braku­je kilku scen, zagranych w nieco innym rejestrze). Mam wraże­nie, że ta chęć pokaza­nia światu, że się jeszcze może (być może promie­ni­u­ją­ca nie tylko od aktorów ale też od reży­sera) pojaw­ia się w tym filmie i niekiedy moim zadaniem za bard­zo wpły­wa na pro­dukcję. Myślę, że ten film ma za dużo zro­bić, za dużo udowod­nić, być wielkim dziełem zan­im jeszcze ktokol­wiek zdążył wydać jed­noz­naczny wyrok odnośnie tego czym naprawdę jest w kine­matografii. A nie jest ani najwybit­niejszy film reży­sera, ani aktorów, ani nawet najwybit­niejszy przykład gatunku, choć gdy­by przy­chodz­iło omówić gatunek fil­mu gang­ster­skiego sam w sobie to pokazanie Irland­czy­ka było­by doskon­ałym pomysłem, bo jest to trochę takie „the best of, stąd kto wie, może w ostate­cznym rozra­chunku będzie się tym katować kole­jne pokole­nie stu­den­tów filmoznawstwa.

 

 

Na swo­jej stron­ie na Face­booku zaz­naczyłam (ku prz­er­aże­niu niek­tórych męs­kich czytel­ników) że męczy mnie kom­plet­ny brak kobi­et w filmie. Tak wiem, że mamy jed­ną kobiecą rolę – córkę bohat­era, graną przez Annę Paquin która wymierza mu karę w postaci odcię­cia się od ojca i mil­czenia. Nie mam pre­ten­sji do tego pomysłu na rolę, rozu­miem wymowność mil­czenia bohater­ki. Prob­lem w tym, że wcześniej nie widz­imy właś­ci­wie bohat­era z rodz­iną, jego pozostałe cór­ki, i żony właś­ci­wie nic nie mówią. Kobi­ety są niemalże niewidzialne w tej his­torii o mężczyz­nach roz­maw­ia­ją­cych z mężczyz­na­mi o tym jak zamor­dować innych mężczyzn. Wiem, jak dzi­ała film gang­ster­s­ki, ale jed­nocześnie – jeśli odsunię­cie się rodziny ma być karą, dra­matem, kosztem – to ta rodz­i­na gdzieś musi być. A tu jej nie ma bo rodz­inę stanow­ią cztery kobi­ety a kobi­ety tu nic nie mówią. Scors­ese pomi­ja­jąc kobi­ety w tej opowieś­ci osłabia wymowę jed­nego z kluc­zowych wątków. Poza tym tworzy pewną bańkę, w której real­izm zosta­je porzu­cony na rzecz pewnych schematów nar­ra­cyjnych. Co ponown­ie, jeśli widzi­ało się sporo kina gang­ster­skiego, tworzy nieco męczące wraże­nie oglą­danie tego samego w kółko. I to nie jest zarzut że Scors­ese nie umie napisać kobiecej postaci, bo udowod­nił, że umie. Raczej zmęcze­nie, że znów his­to­ria, która ma mi coś powiedzieć o kondy­cji ludzkiej moral­noś­ci, przez „ludzkiej” rozu­mie „męskiej”.

 

Jak pisałam na początku – zawsze mam najwięk­szy prob­lem z fil­ma­mi które ani mnie nie zach­wyca­ją ani nie den­er­wu­ją. O tym jak bard­zo zden­er­wował mnie sła­by film mogę napisać kilka­naś­cie stron. O geniuszu niek­tórych pro­dukcji człowiek nie może się nagadać. Ale cóż począć z takim „Irland­czykiem” – real­iza­cyjnie sprawnym, aktorsko dobrym, prze­gadanym ale nie przekracza­ją­cym granic możli­woś­ci widza. Z pyta­ni­a­mi moral­ny­mi, które jed­nak nie wykracza­ją poza typowy kat­a­log takich pytań staw­ianych w tego typu pro­dukc­jach. Z posta­ci­a­mi wpisu­ją­cy­mi się w schemat. Z freskiem który jest namalowany z roz­machem ale ostate­cznie nie jest w stanie zła­pać tego co by go odróż­ni­ało od wszys­t­kich innych pro­dukcji. Irland­czyk to dobry film. I tylko tyle. Co w przy­pad­ku tego pro­jek­tu okazu­je się jakimś wielkim rozczarowaniem. Bo cóż, Irland­czyk jest tylko tym czym jest.

 

Ps: Dwie luźne uwa­gi. Pier­wsza doty­czy słyn­nej dłu­goś­ci fil­mu – mam wraże­nie że cała roz­mowa jest tu wielkim memem, jest dużo filmów długich lub zbliża­ją­cych się dłu­goś­cią do tej pro­dukcji przy których nie było takiego rozgło­su. Przy czym narzeka­nia na dłu­gość mam wraże­nie głównie wychodzą od ludzi, narzeka­ją­cych na ludzi, których zdaniem film jest za dłu­gi. „Nie przys­nąłem na Irland­czyku” sta­je się specy­ficzną odz­naką, która ma świad­czyć o jakimś fil­mowym wyrafi­nowa­niu. Dru­ga sprawa to dyskus­ja o dys­try­bucji Net­flix kon­tra kino. Spotkałam się z wielo­ma opini­a­mi, że powin­no się ten film koniecznie zobaczyć w kinie (i na pewno nie na komórce, jak twierdzi reżyser). Ja film widzi­ałam w domu, na lap­topie, i nie mam wraże­nia, by jakoś stras­zli­wie mu to zaszkodz­iło, rzekłabym że wręcz prze­ci­wnie, człowiek jakoś bardziej intere­su­je się prob­le­ma­mi moral­ny­mi bohat­era gdy nie rozmyśla – w którym momen­cie pro­dukcji wymknąć się do toale­ty. Plus uważam że paradok­sal­nie oglą­danie fil­mu w domu cza­sem pozwala na więk­szą immer­sję, gdy nie trze­ba dos­tosowywać się z emoc­ja­mi do innych widzów sean­su. Zresztą nie uważam by jakikol­wiek sposób oglą­da­nia fil­mu był lep­szy od innego. Po pros­tu, to nie jest film który aż tak wyma­ga kina (są takie pro­dukc­je np. wciąż mam poczu­cie, że Ani­hi­lac­ja straciła 90% swo­jego wpły­wu na widza, właśnie dlat­ego, że w Polsce nadawano ją tylko na Netflix).

 

Ps2: Z His­torią Małżeńską i Irland­czykiem Net­flix wyras­ta na miejsce do którego przy­chodzi się zobaczyć, najbardziej dysku­towane pre­miery ostat­nich miesię­cy. Spodziewałam się, że plat­for­ma będzie miała wpływ na kine­matografię, ale nie spodziewałam się że tak szy­bko stanie się tak kluczowa.

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online