Od kiedy współpracują z Olą, czyli Panią Swojego Czasu, dostaję od was całkiem sporo pytań na maila czy w wiadomościach prywatnych. Jedno z nich powtarza się częściej niż inne – na jaki planer się zdecydować – Planer Pełen czasu czy Mini Planer Pełen czasu. Ponieważ większość z was nie ma prostej możliwości porównania obu planerów postanowiłam wam nieco ułatwić sprawę i zrobić dla was ostateczne porównanie obu produktów.
Zacznijmy od najprostszego stwierdzenia, że oba planery mają identyczny układ. W obu znajdziemy stronę tytułową, Spis treści, 12 kart z planem miesięcznym (do samodzielnego wypełnienia tzn. żadna karta nie jest przypisana do konkretnego miesiąca, więc spokojnie, jeśli chcemy możemy korzystać z tych kart począwszy od każdego miesiąca w którym kupimy planer), a potem czeka nas ponad dwieście (dokładnie to 256) numerowanych, kropkowanych stron do samodzielnego wypełnienia, w każdym planerze, niezależnie od wielkości są też kieszenie do wrzucania pojedynczych kartek,, gumka którą możemy „zamknąć planer”, trzy wstążki do zaznaczania ważnych dla nas miejsc (ja zaznaczam, nimi aktualny miesiąc w tabelach miesięcy, bieżący tydzień w części notesowej, miejsce w którym jest pierwsza wolna strona, w części notesowej, i mój tracker kulturalny, pod koniec planera) oraz pętelka na długopis (bardzo polecam dokupienie sobie do planera takich długopisów, które można ścierać, super się przydają kiedy zmieni się nam jakaś koncepcja zapisu albo np. chcemy zmienić coś w spisie treści – takie długopisy też dostaniecie w sklepie Oli, mnie uzdrowiły przed lękiem, że „zepsuje” coś w taki śliczny planerze).
Czym się więc planery różnią? Przede wszystkim wielkością. Mini Planer Pełen czasu jak sama nazwa wskazuje jest mniejszy – jego wielkość to takie trochę przycięte A5, ma tą samą wysokość co typowy zeszyt, ale jest nieco węższy. Od razu muszę wam powiedzieć, że moim zdaniem to jest fenomenalny format, jest bardzo mało torebek i plecaków, w których taki notes się nie zmieści (no chyba, że próbujemy wrzucić planer do wizytowej kopertówki). Klasyczny Planer Pełen czasu jest zdecydowanie większy, bo to format B5. Osobiście nie ukrywam, bardzo lubię ten format bo bardzo dobrze leży w dłoni, nie jest zbyt wielki i sporo moich ulubionych tytułów na półce zostało tak wydanych (czy to jest dziwne kiedy człowiek wyznaje publicznie że ma jakiś swój ulubiony format książek? Chyba za dużo czasu spędzam między regałami). Z racji tego, że nieco większy format nie wejdzie do każdej torebki, tu już przy zakupie trzeba sobie zadać pytanie, z czym zwykle biegamy po mieście. Z plecakiem czy dużą torebką, w której zmieścimy wszystkie szpargały, sweterek, oraz połowę skarbca z Zamku Królewskiego? To duży planer się zmieści. Ale jeśli należymy do grupy tych niespotykanych kobiet, które umieją się spakować do dużo mniejszych torebek, to planer już raczej nie wejdzie.
Za wielkością planera idzie jego waga – i to jest chyba największa i najważniejsza różnica, która dla większości może być decydująca. Mini Planer nie waży praktycznie nic (ok.300 gramów) – jeśli skończyliście polską szkołę i nosiliście plecaki z kilkunastoma zeszytami, to jeden planer mniejszy od regularnego zeszytu, mimo najlepszego papieru, z całą pewnością wam nie zaciąży. Planer Pełen Czasu w wersji dużej, też nie przygniecie was do ziemi, ale jego ciężar zdecydowanie da się poczuć (ok.670 gramów), zwłaszcza z upływem czasu, kiedy do kieszonki trafia coraz więcej notatek a sam planer, zamienia się też trochę w przechowalnię wszystkich ważnych rzeczy, których absolutnie nie możemy zgubić. Oczywiście, nawet najbardziej wypełniony Planer Swojego czasu nie będzie ważył kilku kilogramów, ale niezauważalnie leciutki też nie będzie. Ponownie – nie dla każdej użytkowniczki będzie miało to znaczenie, choć ja mam tyle rzeczy w plecaku, że zawsze wybieram to co lżejsze. Warto jednak zauważyć, że jeśli korzystacie z planera głównie w domu, albo poruszacie się po mieście samochodem, to waga nie będzie dla was aż tak kluczowa.
Oczywiście za lekkość się płaci. W przypadku Mini Planera pełnego czasu nie tylko formatem, ale i ilością stron. Jest ich po prostu mniej, dokładniej 179 – zgodnie z numeracją). Wciąż jest ich dużo i spokojnie starczy wam taki zakup na bardzo długo, ale jeśli myślicie o planerze jako o sporej inwestycji to rzeczywiście – w Planerze Pełnym czasie po prostu dostaniecie więcej. Dodatkowo sporo zależy od tego jak podchodzicie do planowania. Wiem, że wśród was jest sporo dziewczyn, które o planerze myślą przez pryzmat bullet journal – gdzie oprócz samego planowania i zapisywania spore znaczenie ma też możliwość artystycznego „wyżycia się” pomiędzy kolejnymi zapiskami. Pod tym względem zdecydowanie więcej miejsca na artystyczne popisy daje klasyczny Planer Pełen Czasu. Prawdę powiedziawszy, moim zdaniem jest pod tym względem absolutnie idealny – bo nie tylko jest po prostu większy, ale też z racji na swój ciężar i twardą okładkę, doskonale nadaje się, by po wykorzystaniu go do końca postawić go na półce, jako pierwszy czy kolejny tom naszych planerów/pamiętników ważnych nie tylko z powodu zapisków ale też z przyczyn sentymentalnych.
Jednocześnie, sporo osób myśli o planowaniu tak jak ja – lubię co pewien czas skorzystać z naklejek czy wzorów, ale jestem osobą, dla której do planowania potrzebny jest długopis i linijka, a czasem i linijka wydaje się zbędnym naddatkiem. W ten sposób można korzystać oczywiście z obu planerów, ale jeśli nie potrzebujecie więcej miejsca, ani nie chcecie myśleć o planerze jako o barwnym projekcie do uzupełniania to Mini Planer wydaje mi się po prostu poręczniejszy, przy czym nie ukrywam – mnie samą myśl o wypełnieniu dużego planera trochę sparaliżowała, bo cały czas miałam uczucie, że przecież to jest takie piękne, trwałe i dopracowane, że zniszczę to zaraz moim jeszcze nie idealnym planowaniem. W przypadku mniejszego planera jakoś nie miałam zupełnie tego lęku. Co nie znaczy, że w obu można bez obaw zacząć swoją przygodę z planerami, i samodzielnym tworzeniem idealnego skrojonego pod nasze gusta i potrzeby miejsca do planowania zadań.
Ostatnia różnica, która rzuca się w oczy to kwestia kolorów. Planer pełen czasu występuje w dość jednolitej gamie kolorystycznej. Możecie dostać je w kolorze pudrowego różu, turkusu, granatu, a także w kolorze grafitowym, żółtym czy różowym. Mój planer jest turkusowy i jest to absolutnie prześliczny odcień tego koloru, z ładnie kontrastującą granatową gumką. Moim zdaniem, jeśli szukacie planera nie tylko na użytek prywatny, ale np. Biznesowy, i zależy wam na takim poważniejszym wyglądzie, to moim zdaniem ten podstawowy Planer Pełen Czasu da wam pod tym względem więcej możliwości. Zresztą, ilekroć oglądam dziewczyny, które prowadzą własny biznes i korzystają z planera Oli to właśnie częściej miga mi duży Planer Pełen czasu. Natomiast Mini Planer pełen czasu zamiast jednolitych opcji kolorystycznych ma po prostu wzory – konstelację, arabeski, wzory etno, czy – w ostatniej kolekcji, cudowne czarne, złote i różowe wzory glamour. Te wzory także dodają Mini Planerowi lekkości, a jednocześnie – dużo bardziej indywidualnego charakteru. Mój Mini Planer z którego korzystam jest z serii dżungla, i absolutnie uwielbiam zestawienie zielonych i złotych liści na jego okładce. W tym momencie w sklepie Oli jest odrobinę więcej wzorów Mini Planerów niż kolorów dużych Planerów ale już 6.12 się to zmieni – do sklepu wchodzą bowiem dwa nowe kolory – butelkowa zieleń i dojrzałe wino. Jeśli jesteście w klubowiczkami Pani Swojego Czasu to te nowe kolory możecie kupić już dziś.
Na sam koniec mamy kwestię ceny. Planer Pełen Czasu kosztuje 99 zł. Czy to dużo? Tak, ale tylko wtedy, jeśli myśli się o tym jako o wydatku zamiennym z kupieniem, najtańszego zeszytowego kalendarza. Tylko, że to niekoniecznie tak działa. Po pierwsze – jeśli już miałabym porównywać wydatek między kalendarzem a planerem, to raczej jako porównanie wzięłabym którąś z tych bardziej luksusowych marek produkujących kalendarze jak np. Moleskine. Wtedy różnica w wydatku wcale nie jest taka duża. Po drugie – całą urodą planera jest to, że nie jest kalendarzem i możemy z niego korzystać dużo dłużej i na własnych zasadach. Dla mnie Planer Swojego Czasu to pewna inwestycja. Jasne, możemy go skończyć po roku, ale mogę sobie wyobrazić, że będzie nam towarzyszył przez dwa, trzy lata. Co więcej raczej nie mam wątpliwości, że niezależnie od tego, ile będziemy z niego korzystać – on to wytrzyma. Mini planer kosztuje 79 zł. Ponownie – jest to cena wyższa niż gdybyśmy weszli do sklepu i poprosili o zeszyt w kropki. Jednocześnie jednak – coś dostajemy w zamian. Co? Np. Wytrzymałość. Ja naprawdę nie obchodzę się z moim planerem jakoś delikatnie (rzekłabym nawet że obchodzę się bardzo niedelikatnie) a od dwóch miesięcy nie ma na nim żadnego śladu. I tu opłaca się wydać więcej. Tylko trzeba zmienić sposób myślenia o wydatku. To nie jest rzecz, którą kupujecie zamiast kalendarza, to coś co może wam dać dużo więcej. U mnie zastąpił nie tylko kalendarz, ale także notatnik, miejsce do spisywania pomysłów na podcast, a także mnóstwo różnych miejsc w których spisywałam obejrzane filmy, seriale i książki. Ostatecznie czuję, że to inwestycja, na której sporo oszczędziłam. Warto jeszcze dodać, że planer to całkowicie polska produkcja. Wiem, że dla wielu z was to sporo znaczy, dla mnie też, bo lubię wspierać dobre polskie firmy, a zamawiając do kraju mam miłą świadomość, że produkt nie przejechał przez pół świata by do mnie dotrzeć.
Podsumowując. Moim zdaniem Planer Pełen Czasu sprawdzi się głównie u tych osób które albo chcą się przy planowaniu wyżyć artystycznie, albo potrzebują dużego narzędzia, które pozwoli im ogarnąć nie tylko własne zadania ale np. Plan działania firmy, czy całej rodziny. Myślę też, że Planer Pełen Czasu, jest idealnym rozwiązaniem dla tych, którzy niekoniecznie muszą swój planer wszędzie ze sobą zabierać – na przykład dla osób pracujących w domu, czy po prostu – trzymających swoje narzędzia do planowania zawsze na biurku, a nie ciągający je ze sobą do pracy czy na każde zakupy. Po prostu jest tu dużo więcej miejsca. Z kolei Mini Planer Pełen Czasu sprawdzi się doskonale u wszystkich tych którzy chcą bez zastanowienia wrzucić planer do torby i zapomnieć, że tam w ogóle jest. Jest też idealny dla tych, którzy niekoniecznie będą w nim się wyżywać artystycznie (choć mogą). Nie ukrywam – dla mnie to jest absolutnie genialne narzędzie np. Dla studentek które i tak mają milion rzeczy w torbie i mogą spokojnie dorzucić jeszcze jeden planer. Choć sama mam studia dawno za sobą a Mini Planer kocham.
Mam nadzieję, że odpowiedziałam na wszystkie pytania, i wątpliwości. Ostatecznie wybór zależy od was i tego czego do planera chcecie. Jedno jest pewne, niezależnie co wybierzecie – nie będziecie zawiedzione – wykonaniem, jakością i podejściem do produktu. A jeśli nie możecie się zdecydować to wiecie, nikt nie powiedział że nie można mieć dwóch planerów. Jednego w domu, drugiego w torebce.
Wpis powstał w ramach współpracy z Panią Swojego Czasu, której jestem ambasadorką. Jeśli jesteście ciekawi innych wpisów które powstały w ramach tej współpracy zachęcam was do śledzenia kategorii „Najlepsze Czasy Zwierza”