Home Festiwale Święty publiczności czyli “Johnny”

Święty publiczności czyli “Johnny”

autor Zwierz
Święty publiczności czyli “Johnny”

Jan Kaczkows­ki był świę­ty. Są tego abso­lut­nie pewni twór­cy fil­mu „John­ny” i pewnie — nieje­den widz po sean­sie będzie się z tą diag­nozą zgadzał. Świę­ty był Kaczkows­ki w sposób klasy­czny — bied­nym poma­gał, Jezusa naślad­ował, na swo­je zdrowie nie zważał, do odrzu­conych doń wycią­gał. Mimo pró­by i choro­by wiary nie utracił i niósł słowo boże wszędzie tam, gdzie byli chęt­ni do tego by go słuchać — nawet jeśli był to fes­ti­w­al muzy­czny przez koś­ciół wyk­lę­ty. Tak, wąt­pli­woś­ci co do świę­toś­ci twór­cy nie mają. Pytanie tylko — czy moż­na opowiadać o świę­tym tak by z tej opowieś­ci wynikało coś więcej niż tylko poucza­ją­ca wiernych hagiografia?

By opowieść o księdzu Kaczkowskim mogła naprawdę zabłys­nąć powin­niśmy dostać opowieść, w której widz­imy jak ksiądz — ostate­cznie człowiek, członek dość opresyjnej orga­ni­za­cji — się z czymkol­wiek zma­ga. Z wąt­pli­woś­ci­a­mi, złoś­cią, niepewnoś­cią — czymkol­wiek co by wynikało z insty­tucjon­al­nej niemo­cy, z choro­by, z poczu­cia, że być może koś­ciół hier­ar­chów nie jest jego koś­ciołem. Ale film nie jest skłon­ny w te wąt­pli­woś­ci wchodz­ić czy ich pokazy­wać. Skon­fron­towany z chorobą Kaczkows­ki nie ule­ga wąt­pli­woś­cią, karykat­u­ral­nie złego arcy­bisku­pa potrafi bez trudu prze­gadać, gdy sys­tem nie daje rady, zakła­da piękne i pach­nące hos­picjum. Jest całkowicie pogod­zony z odchodze­niem innych i ze swoim. To wszys­tko spraw­ia, że widz właś­ci­wie nigdy nie dowiadu­je się — jak właś­ci­wie miał­by zostać świę­tym czy podążać ślada­mi świętego (a to prze­cież kluc­zowy ele­ment każdego żywo­ta świę­tych). Kaczkows­ki już za życia jawi się jako świę­ty abso­lut­nie ufor­mowany, pozbaw­iony wąt­pli­woś­ci, wypełniony bożą łaską. Chodzi i naucza, czy poucza, ale nigdy przenigdy się nie gnie, nawet jego wściekłość jest tylko pozor­na, chwilowa, nigdy nie pogłębiona na tyle byśmy mogli zobaczyć coś więcej niż kogoś komu aure­o­la oświ­et­la każdy krok.

Twór­cy nie mając pomysłu na to jak dobroć czy świę­tość pokazać w sposób ciekawy ucieka­ją do najprost­szych zabiegów. Ksiądz który przek­li­na — zabawny, winko popi­ja — jowial­ny, jonitem się zaciąg­nie — swo­js­ki, z kimś się założy — prze­biegły, prowadzi jak sza­lony — pocieszny. Mech­a­nizm tych zabawnych kon­trastów dzi­ała, bo nie jest to nic trud­nego — jest to jed­na z najprost­szych metod by rozbaw­ić widzów, zwłaszcza gdy mowa o duchownym — który jak wiado­mo jest zabawny ilekroć robi cokol­wiek ludzkiego. Kaczkows­ki zachowu­je się więc jak człowiek co samo w sobie wprowadza komizm. Jed­nocześnie ten mech­a­nizm — zestaw­ia­nia kon­trastów jest mech­a­nizmem napę­dowym całej his­torii — mamy tu bowiem obok opowieś­ci o Kaczkowskim też his­torię recy­dy­wisty, który prze­chodzi przemi­anę pod wpły­wem pra­cy w hos­picjum. I tu znów — cier­pi­e­nie i ból, starość i osiąg­nię­cia, zestaw­ione są z pros­totą i szem­raną przeszłoś­cią bohat­era. Te zastaw­ienia dają w filmie wszys­tkie emoc­je i wszys­tkie zabawne momen­ty — to jest wciąż i wciąż wyko­rzysty­wanie tego samego ele­men­tu nar­ra­cyjnego by wywołać bard­zo konkretne emocje.

A twór­cy doskonale wiedzą jakich emocji chcą — nieza­leżnie od tego czy mają pomysł na swo­ją opowieść gra­ją przede wszys­tkim trochę na śmiech i na wzrusze­nie. Wzrusze­nie sta­je się tu walutą kluc­zową, jed­noz­nacznym potwierdze­niem wartoś­ci całej opowieś­ci. Opowieść jest wzrusza­ją­ca więc jest waż­na. Wzrusze­nie bierze się ze scen odchodzenia, ze scen dow­cip­nych no i z całej głównej osi — chory umier­a­ją­cy ksiądz i resoc­jal­izu­ją­cy się, szuka­ją­cy nowej dro­gi recy­dy­wista. We wzruszeni­ach nie ma teo­re­ty­cznie nic złego, ostate­cznie — jest to jed­na z tych reakcji, o którą wszyscy się trochę biją. Prob­lem w tym, że wzruszanie w „John­nym” jest bard­zo wys­tu­diowane, zaplanowane, pod pewny­mi wzglę­da­mi wręcz cyniczne.

 

 

Twór­cy doskonale wiedzą, jak naciskać — są jak ktoś kto opowia­da nam his­torię o piesku ze zwich­niętą łap­ką w cza­sie burzy. Wiado­mo, że się wzruszymy, ale piesek nie wyda­je się ich za bard­zo obchodz­ić. Takim filmem jest dla mnie „John­ny” — bard­zo dokład­nie oblic­zonym na reakc­je, które wywoła w kinach. Oblic­zonym na to, że wzrusze­nie częs­to łat­wo pomylić z głębią. I tak dają his­torię, w której ważniejsza od prawdy, bohaterów, rzeczy­wis­toś­ci jest pros­ta emocjon­al­na reakc­ja widza. To film, który pod jakimś wzglę­dem przy­pom­i­na hor­ror, w którym co chwilę smy­czka­mi chce się wywołać lęk. Tu co chwilę chce się wywołać wzrusze­nie.  Wiem, że wiele osób uważa, że nie ma w tym nic złego, ale ja cały czas czu­ję fałsz takiej opowieś­ci. Co więcej, mam wraże­nie, że tak skon­struowana opowieść zawsze jest najbardziej nastaw­iona na wywołanie jakiejś reakcji widza niż na opowiedze­nie his­torii. Jak­by ujmu­jąc to w kat­e­go­ri­ach poza fil­mowych — możesz dostać nagrodę pub­licznoś­ci, ale nie powin­no się robić filmów pod nagrodę publiczności.

Co ciekawe „John­ny” ma swój ele­ment ciekawego komen­tarza do rzeczy­wis­toś­ci, choć czyni go trochę przy­pad­kiem. Jest to bowiem zde­cy­dowanie film o świę­tym. Film o świę­tym chrześ­ci­jańskim. Film o katolickim księdzu. Ale nie jest to film o koś­ciele katolickim. Więcej, jest to pod pewny­mi wzglę­da­mi film, który odci­na się od tego co koś­cielne — bohater nie tylko jest w ciągłym kon­flik­cie z arcy­bisku­pem (jed­nym prawdzi­wym czarnym charak­terem tego fil­mu), ale też klasy­cz­na posłu­ga kapłańs­ka pojaw­ia się tu tylko na mar­gin­e­sie. Kaczkows­ki częs­to mówi o Bogu, jego idol­em jest Popiełuszko, ale jed­nocześnie — nie zna­jdziecie tu ele­men­tów żad­nej społecznej nau­ki koś­cioła, dog­matów, czegokol­wiek co wiąza­ło­by księdza z koś­ciel­ną hier­ar­chią czy z tymi ele­men­ta­mi funkcjonowa­nia koś­cioła które budzą kon­trow­er­sje. Jest to film który odsuwa bohat­era od koś­cioła, jak­by świadom, że widz chce wiary i świę­toś­ci, ale ma na pieńku z instytucją.

 

To być może jedyny aut­en­ty­cznie ciekawy ele­ment opowieś­ci — to odw­zorowanie swois­tego rozd­wo­je­nia obec­nego w głowie wielu osób w Polsce, które nie mają dość wiary ale mają dość koś­cioła. Inna sprawa — potrze­ba wyszuki­wa­nia fajnych księży to chy­ba coś co w pewien sposób ciąży każdej roz­mowie o znacze­niu koś­cioła katolick­iego w Polsce.  Nie da się bowiem ukryć, że fajni księża nie równoważą tych złych. Bo bycie dobrym człowiekiem nie kasu­je tego, że jesteś w insty­tucji, gdzie jest tyle złych osób. Ale o tym film nie powie, bo też — jed­no jest tu pewne, koś­ciół jest i jest ważny, podob­nie jak wiara, podob­nie jak księża. Pod tym wzglę­dem, film jak­by potwierdza pewne spo­jrze­nie na społeczeńst­wo, gdzie koś­ciół po pros­tu jest.

Tak samo jak mam wąt­pli­woś­ci co do intencji twór­ców fil­mu tak samo nie jestem w stanie zach­wycić się rolą Daw­i­da Ogrod­ni­ka. Jeżdżąc na fes­ti­w­al do Gdyni od kilku lat mamy jed­ną rolę Ogrod­ni­ka rocznie, w której wciela się w jakąś real­ną postać. Upodob­ni­an­ie się do żyją­cych osób przy­chodzi mu łat­wo. Ale pomiędzy upodob­nie­niem się a stworze­niem ciekawej roli — jest różni­ca. Ucharak­tery­zowany aktor istot­nie przy­pom­i­na zmarłego księdza. Tylko to jeszcze nie czyni wielkiej roli. Czyni go to tylko podob­nym w wyglądzie, manieryz­mach czy prob­lemach z chodze­niem. To jest jed­na z tych rzeczy, która ponown­ie wyda­je się niezwyk­le wys­tu­diowana. Ludzie lubią, kiedy aktorzy niesły­chanie przy­pom­i­na­ją kogoś kogo gra­ją. Tylko, że z tego podobieńst­wa nie wyni­ka jeszcze wiel­ka rola. Dla mnie z roku na rok jest to bardziej ciekawa sztucz­ka niż coś co prowadzi co naprawdę dobrej kreacji.

 

Ponown­ie — nie mam wąt­pli­woś­ci, że pojaw­ią się zach­wyty jak Ogrod­nik jest do Kaczkowskiego podob­ny w tym filmie. Ale ja nie widzę tu nic poza podobieńst­wem. Jego rola sprowadza się tu do chodzenia i bycia świę­tym, poucza­nia i wygłasza­nia mądroś­ci. Nie widać w tym za bard­zo człowieka, który jest tym świę­tym pomi­mo — choro­by, mar­gin­al­iza­cji, otacza­jącego go cier­pi­enia. Nie mówię, że Ogrod­nik jest złym aktorem. Uważam, że jest aktorem który pochwalony za to jak dobrze grał oso­by żyjące, poszedł tą drogą i wybrał kari­erę bez­pieczną. Co ostate­cznie prowadzi do tego, że jed­na z najlepiej zapowiada­ją­cych się kari­er w Pol­skim kinie może zostać sprowad­zona do „obow­iązkowego Ogrod­ni­ka roku” kiedy to okazu­je się, że znów jest jak­iś film, w którym jest do kogoś podob­ny. Z resztą wychodząc poza kwest­ię samego akto­ra — nie wiem, kiedy uznal­iśmy upod­ab­ni­an­ie się za dowód dobrego aktorstwa. Wiecie, Gary Old­man nie jest tak dobry, bo umie się zmieni­ać, ale jest tak dobry bo umie się zmieni­ać i do tego tworzyć postać.

W filmie nieźle wypa­da Piotr Tro­jan w resoc­jal­i­zowanego bohat­era (to w sum­ie jego his­to­ria), choć przyz­nam — nieza­leżnie od tal­en­tu aktorskiego to rola ograniczana przez schemat sce­nar­iusza. Bohat­era najpierw pac­jen­ci nic nie obchodzą, a potem czy­ta ze starszą panią wier­sze Szym­borskiej. Te proste zestaw­ienia i jeszcze prost­sze przemi­any też nie zostaw­ia­ją aktorowi za dużo miejs­ca by powiedzieć coś prawdzi­wego o swoim bohaterze. Mimo, że ta postać niesie najwięk­szy potenc­jał do pokaza­nia jakiejkol­wiek niejed­noz­nacznoś­ci świa­ta to zosta­je zajechana tym, że twór­cy muszą dopowiedzieć i opowiedzieć abso­lut­nie wszys­tko. A to oznacza min. wprowadze­nie kosz­marnej nar­racji zza kadru, która moim zdaniem jest najwięk­szym for­mal­nym błę­dem w całym filmie, swoistym wytrychem, dzię­ki czemu uda­je się jeszcze moc­niej powiedzieć wid­zom co mają w danym momen­cie czuć.

 

John­ny” powinien być pewnie zapisany do ciągu pol­s­kich filmów biograficznych, które zapoc­zątkowali „Bogowie” a potem kon­tyn­uowała min. „Sztu­ka Kocha­nia” czy „Niezniszczal­ny”. W wyda­niu pol­skim te biografie czer­pią garś­ci­a­mi ze schematów kina amerykańskiego, jed­nocześnie niekoniecznie doda­jąc do nich coś swo­jego. To filmy krę­cone by stały się ulu­bień­ca­mi pub­licznoś­ci, z każdym filmem coraz bardziej idące w proste wzruszenia kosztem jakiejś real­nej opowieś­ci o ciekawej czy wybit­nej jed­nos­tce. Pod pewny­mi wzglę­da­mi „John­ny” to kwin­tes­enc­ja tej powieś­ci, złożona całkowicie z tych przesłod­zonych chwytów, nastaw­iona wyłącznie na wywołanie reakcji. Sam Kaczkows­ki — świę­ty za życia musi się w tym zgu­bić, bo to tak naprawdę nigdy nie była opowieść o nim, jest tu tylko dobrym narzędziem budowa­nia wzruszenia czy zachwytu.

Nie jest niczym złym szukać w kinie zach­wytów, wzruszeń czy pocieszenia. Jak świat światem nasze motywac­je by spotkać się z kul­turą są różne. Stąd zda­je sobie sprawę, że pewnie wiele osób ten film oceni wysoko, nawet ucieszy się z tego, że tak pros­to i bezpośred­nio wywołu­je emoc­je. Dla mnie jed­nak ten rodzaj budzenia wzruszenia jaki zas­tosowali twór­cy fil­mu, wywołu­je reakc­je odwrot­ną. Być może dlat­ego, że choć lubię się wzruszać nie lubię, kiedy owe mech­a­nizmy są tak oczy­wiste, kiedy widzę wręcz dłoń, która naciska guzik. Ostate­cznie na tym rozbi­ja się dla mnie cała pro­dukc­ja, to his­to­ria bez sub­tel­noś­ci, pół­cieni, niedopowiedzeń. A ja lubię cza­sem coś brać na wiarę. Taka ze mnie ateistka.

0 komentarz
4

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online