Wiem na kogo głosowała Leslie Knope i dla kogo zbierała podpisy Jessica Day. Wiem jakie poglądy polityczne mają bohaterowie The Ranch i których decyzji poczynionych nad urną żałują. Wiem poczynania jakiego polityka chciała opisywać Rory Gilmore. Polityka, ta świeża, bieżąca i jak najbardziej prawdziwa pojawia się w serialach amerykańskich często. W Polskich – praktycznie nie istnieje.
Oglądając seriale amerykańskie dość szybko przyzwyczajamy się, że nasi bohaterowie mają poglądy polityczne. Zwykle opowiadają się za partią demokratyczną ale czasem pojawia się postać o poglądach zgodnych z partią republikańską – co czasem bywa wyśmiewane, czasem ignorowane, czasem oczywiste (jak w serialu The Ranch gdzie jasne jest że bohaterowie w ostatnich wyborach nie głosowali na Hilary Clinton). Produkcje amerykańskie pełne są scen odwołujących się do realnej sytuacji politycznej, nawet jeśli bohaterowie na co dzień nie mają z wielką polityką nic wspólnego. Po wyborze Trumpa na prezydenta odcinek serialu „Black-ish” poświęcony był reakcji czarnoskórych obywateli na taką a nie inną decyzję wyborców. Polityka w amerykańskim serialu stanowi część życia codziennego. Co prawda wielu bohaterów nie rejestruje się by głosować (co pozwala zrobić taki pro społeczny odcinek o tym jak się zarejestrować), ale większość posiada jakieś poglądy. Co więcej – nie są one ogólne ale bardzo konkretne – przywiązane do ugrupowania politycznego i konkretnych nazwisk polityków. Seriale dość wyraźnie sugerują, że rzeczywistość polityczna nie jest bytem samodzielnym – przecina się z życiem naszych bohaterów.
Przy czym zwierz mówi tu tylko o produkcjach nie poświęconych polityce. W tych poświęconych istotne jest że bohaterowie – zarówno w Stanach jak i w telewizji Brytyjskiej są członkami istniejących Partii politycznych. Rzeczywistość seriali politycznych zwykle jest alternatywna pod względem składu parlamentu to już pod względem politycznej tradycji czy przynależności partyjnej odwołuje się do jak najbardziej znanych nazwisk. Można tu chociażby przypomnieć pierwszą scenę brytyjskiego House of Cards gdzie Francis Urquhart całuje czule zdjęcie Margaret Thatcher zanim włoży je do szuflady. Choć historia opisana w serialu nie jest prawdziwa, to zarówno partie polityczne jak i następstwo władzy – już jak najbardziej. Zresztą akurat w tym artykule niekoniecznie chodzi tylko i wyłącznie o seriale – zwierz nigdy nie zapomni jak będąc jeszcze podlotkiem dowiedział się o podstawowym podziale politycznym w Wielkiej Brytanii z Dziennika Bridget Jones. Jest tam scena gdzie Bridget rozmawia o tym dlaczego należy głosować na Partię Pracy podczas kiedy dla gości na kolacji jasne jest że głosuje się na Konserwatystów. Bridget może nie jest najlepszą specjalistką od tłumaczenia swojej politycznej postawy ale jest bardzo pewna że musi ją posiadać.
Zwierz przytacza te fakty ponieważ po obejrzeniu The Ranch (zwierz się powtarza ale to naprawdę doskonały serial) zaczął zastanawiać się nad polityką w Polskiej popkulturze. Otóż polityka w Polskiej popkulturze oczywiście istnieje. Jest kilka opracowań które pokazują obraz polityki i polityków w serialach. Mamy ich zarówno na szczeblu lokalnym (nasze rodzime Ranczo) jak i na najwyższym (Ekipa czy Pakt) ale jednocześnie – to zawsze jest świat równoległy. Refleksje nad polityką i jej charakterem w Polsce prowadzi się na sucho, zwykle tworząc na potrzeby fabuły partie nie istniejące, które co prawda odpowiadają obecnemu układowi politycznemu ale nigdy dosłownie nie mówią o jakich polityków, jakiej partii chodzi. Politycy, koalicje, przekręty, kariery czy małostkowość – to wszystko w serialach znajdziemy. Ale to refleksja oderwana od życia codziennego – istniejąca w dużym stopniu sama dla siebie. Przy czym fikcyjni politycy są nie tylko powiązani z fikcyjnymi partiami ale też funkcjonują w nie istniejącej politycznej historii kraju.
Spójrzmy teraz na bohaterów seriali obyczajowych. Znakomita większość z nich nie deklaruje jednoznacznie poglądów politycznych. Co prawda widz obserwując ich zachowania może przypuszczać na jaką partię by głosowali, ale kłótni czy PO jest lepsze od PiS i syna trzaskającego drzwiami bo on głosuje na Razem – nie uświadczymy. Polityka wkracza w życie codzienne bohaterów zazwyczaj kiedy trzeba przypomnieć o głosowaniu (to bierze na siebie telewizja publiczna i jej produkcje) lub w momencie takich dużych wydarzeń jak referendum w sprawie Unii Europejskiej, kiedy rzeczywiście zwierz pamięta, że bohaterowie (chyba) Klanu bardzo dokładnie tłumaczyli sobie w dialogach co i jak. Poza tym jednak polityka nie stanowi elementu życia bohaterów – w każdym razie nie ta istniejąca, bieżąca, w której pojawiają się nazwiska, imiona i prawdziwe partie. Co więcej – wydaje się że pojawienie się takiego tematu w serialu wzbudziło by nie tylko niechęć ale poczucie niestosowności. Dlaczego serial o Przyjaciółkach zamienia się w polityczną Agitkę i dlaczego Singielka kłóci się z matką o PiS.
Oczywiście nie trzeba zwierzowi tłumaczyć, że inny obraz polityki w serialach amerykańskich, brytyjskich i polskich wynika z innej kultury politycznej. Krytykując konserwatystów, demokratów, republikanów czy partię pracy kierujesz swoje słowa do partii tak ugruntowanych i okrzepłych że popkultura raczej nie przyczyni się do ich zniknięcia. Zaś one same funkcjonują już w głowach jako po prostu synonim polityki. Nie mniej zwierz ma wrażenie, że nie chodzi jedynie o inną tradycję czy kulturę polityczną. Po pierwsze – jest chyba jasne że dziś wprowadzenie podziału politycznego do serialu np. komediowego byłoby dla wielu widzów alienujące. O ile można się spokojnie śmiać kiedy w amerykańskim serialu bohater deklaruje, że boi się przyznać ojcu (konserwatywnemu republikaninowi) że głosował na Hilary Clinton, to taka scena z synem bojącemu się przyznać ojcu że głosował na Razem pewnie nie byłaby komediowa (uwaga Clinton i Razem nie są swoimi naturalnymi zamiennikami). I to nawet nie kwestia ze my jesteśmy podzieleni a oni nie – Stany są nawet bardziej podzielone niż Polska. Ale w Polsce polityka jest nie na miejscu.
No właśnie tu dochodzimy do kolejnej kwestii. Dość wyraźnie widać, że w serialach polskich – jeśli produkcja nie rozgrywa się w środowisku polityków, wszystkie sprawy związane z rządzeniem, partiami itp. są dalekie od życia. To sfera która jest nieważna i nie decyduje o tym kim jest bohater czy bohaterka. Jeśli polityka się pojawia to albo lokalna – śmieszna i oderwana od spraw najważniejszych, albo widziana z oddali – np. w czasie oglądania telewizji (wtedy też nie są to prawdziwi politycy). Zasadniczo rzecz biorąc – w serialach polityka istnieje na granicy zainteresowania. Nigdy nie jest prawdziwa, realna – możliwa do odniesienia do realnych osób i partii – z pominięciem aluzji i mrugnięć do widza. Antoni Macierewicz może być spokojny, że nie będzie takiego odcinka Paktu w którym padnie jego imię i nazwisko. Jarosław Kaczyński nie wypłynie w puencie żartu w jakimś komediowym serialu Polsatu. To wszystko jest gdzie indziej – najlepiej się tym nie interesować, nie myśleć i w ogóle zostawić politykę politykom a nam spokojne życie.
Oczywiście Polityka w telewizji jest, pojawia się w satyrze czy kabarecie czasem w szopce ale w świecie seriali już niekoniecznie. W sumie jedyną partią polityczną którą wymienia się bez trudu z nazwy to PZPR – bo ta przeszła polityka nie jest partyjna – ktoś może mieć przeszłość, być członkiem partii, czy zajmować jakieś stanowisko, ale nie oznacza to że ma jakiekolwiek poglądy – raczej jest sygnałem oportunizmu postaci, albo jej przywiązania do władzy. Co ciekawe w pewien sposób istnieje też transformacja – o której nie mówi się wprost ale jest jasne, że zaszła i – zwłaszcza w przypadku polityków – ktoś mógł mieć szlachetną kartę opozycji, ktoś mógł się wybić w pierwszych latach nowych rządów, ktoś mógł popełnić błędy. Ale ponownie – to pamięć o procesie ale nie o konkretnych jednostkach, ugrupowaniach czy konkretnych wydarzeniach.
Nie trzeba być wybitnym socjologiem by dostrzec tu lustro postrzegania polityki i polityków przez Polaków. Ludzie nie czują się związani z podejmowaniem decyzji (frekwencja wyborcza), nie chcą o władzy słyszeć a o opozycji tym bardziej. Wszystko zresztą wydaje się dość jałowe i odsunięte od realnego życia. A jednocześnie zbyt ważne i zbyt czułe by mogło się pojawiać po prostu jako element serialu o młodych ludziach w wielkim mieście. I to nie chodzi nawet o telewizje publiczną ale też o nadawców prywatnych. Przy czym problem jest na tyle skomplikowany, że zwierz podejrzewa, że niekoniecznie umiano by to zrobić. Pewnie wyszłoby za grubo, niegrzecznie albo – najgorzej – nieco propagandowo. Zresztą kto wie, może nasz wielki współczesny odwrót od jakiejkolwiek realnej polityki nie bierze się stąd że wcześniej polityki i nazwy partii (jednej partii) było wszędzie za dużo. Ale jednocześnie – pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków tych czasów raczej nie pamięta (za młodzi byli na świadome oglądanie) więc spora część widowni nie ma takich resentymentów.
Zwierz zastanawia się czy taka automatyczna reakcja – „Dajcie spokój z polityką” czy „Trzymajcie politykę z dala od tego” albo „Boże, tylko nie polityka” nie jest najlepszym miernikiem tego jak bardzo dla nie chcemy łączyć tego co polityczne (w rozumieniu instytucji) z tym co codzienne. Świat seriali jest dobry i przystępny i nie ma go co brudzić realną polityką. Można sobie pospekulować, stworzyć sztuczny świat ale kiedy wejdą prawdziwe ugrupowania, partie i ludzie to wszystko zostanie zbrukane. Być może, jeśli mielibyśmy odwracać trend nie chodzenia na wybory, dumnego nie posiadania poglądów, czy nie interesowania się tym co w polityce się dzieje, trzeba byłoby zacząć od fikcji. Wzbogacić bohaterów o realne sympatie partyjne. Odtworzyć ten jak najbardziej realny konflikt społeczny. Nawiązać do nazwisk działających polityków. Być może nic tak nam nie szkodzi jak przekonanie, że dobrze może być tylko wtedy kiedy nie rozmawiamy o polityce. Która nic nie zmienia, nie ma nic wspólnego z prawdziwym życiem i służy tylko temu by ludzie w Sejmie na siebie krzyczeli. Taka postawa wpływa nie tylko na frekwencje wyborczą ale w ogóle na postrzeganie tego po co właściwie jest nam cała ta demokracja. Skoro większość osób chciałaby się od władzy, wyborów i polityki odciąć.
Co by było gdyby Paweł Lubicz głosował na PiS bo jest przekonany, że to partia która będzie bronić tradycji. Gdyby Elka z Singielki głosowała na PO. Gdyby w drugim sezonie Paktu nie powstała nowa partia ale np. bohaterka byłaby wymyśloną działaczką partii Razem. Gdyby w Ekipie wszyscy mieli przeszłość w realnych ugrupowaniach. Trudno nam to sobie wyobrazić. Ale może na tym polega problem. Nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić rzeczywistości w których nawiązania do realnych ugrupowań politycznych nie budziłyby zdziwienia, kontrowersji czy nie byłby jakąś formą propagandy. Oczywiście możemy założyć, że jeszcze do tego dorośniemy. Ale może żeby dorosnąć trzeba się przełamać? W końcu to bardzo wielu rzeczy uczy. Np. zwierz nie przepada za prezydentem Trumpem i nie cierpi jego pomysłów ale czuł sympatię i zrozumienie do serialowych bohaterów którzy na niego głosowali. Kultura to doskonały pośrednik i niezłe miejsce żeby się poznać. Może czas odkryć karty, przypisać partie i zobaczyć co będzie dalej. Może świat nie spłonie.
Ps: Dziś dzień Ojca (wszystkiego dobrego ojcze) i zwierz postanowił zalinkować swój ulubiony wpis dotyczący dyskusji z ojcem.