Czym byłoby życie bez klifów Kornwalii i galopujących po nich mężczyzn (oraz niekiedy kobiet) na koniach. Poldark zaszczycił nas trzecim sezonem, jednocześnie sprawiając, że niemal każdy widz zadaje sobie pytanie czy bohaterowie potrafią jeździć konno inaczej niż galopem i kochać inaczej niż tragicznie. Dziś będzie o złych Francuzach, rozchełstanych koszulach i próbie uczynienia Aidana Turnera mniej atrakcyjnym. Uwaga spoilery.
Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy w trzecim sezonie Poldarka to pewne przesunięcie akcentów. Romans Rossa i Demelzy utracił już urok nowości, zwłaszcza że teraz są małżeństwem z dwójką dzieci a po wydarzeniach ostatniego sezonu, przynajmniej przez większość odcinków Ross trzyma się z dala od swojej dawnej miłości Elizabeth. W związku z tym w tej melodramatycznej opowieści powstaje pustka którą musi wypełnić jakiś tragiczny romans. Ponieważ Doktor Dwight i jego ukochana dziedziczka Caroline w tym sezonie mają się lepiej (poza rozłąką o której dalej) to potrzebny jest nam nowy romans zakazany. Tu dostarcza go nowe pokolenie, czyli młodszy brat Demelzy – Drake i Morwenna, kuzynka Elizabeth sprowadzona do Kornwalii by pomogła przy opiece nad dziećmi. Tu niemożliwość romansu jest oczywista bo Drake jest z gminu a Morwenna jest dobrze urodzoną panną. Co więcej Drake niema dziewczynie za wiele do zaoferowania bo nie jest to chłopak wykształcony czy w ogóle mający jakiś konkretny fach. Oboje są jednak mili i młodzi, więc zakochują się w sobie szybko. A im bardziej się kochają tym większe tragedie stają na ich drodze, zgodnie z zasadą serialu że nikt nie może być do końca szczęśliwy. Ostatecznie historia staje się naprawdę tragiczna kiedy Morwenna zostaje wydana za paskudnego pastora, który jest jedną z najbardziej obrzydliwych postaci w całym serialu. Jednocześnie warto zauważyć, że serial dość dobrze pokazuje jak opresyjna jest sytuacja, w której kobieta nie może po prostu powiedzieć – „nie” mężowi gdy ten domaga się seksu. Mąż Morwenny nie tylko jest dość paskudnym typem ale przede wszystkim seksualnie niewyżytym. Sam fakt, że dziewczyna nie może mężowi odmówić czyni z jej życia koszmar. To dobry sposób na pokazanie (niektórym) współczesnym widzom, jak duże znaczenie w poczuciu wolności ma możliwość posiadania władzy nad tym jednym aspektem swojego życia. Inna sprawa to fakt, że pozostali bohaterowie są tak cudownie współcześni w swojej reakcji na zachowanie męża bohaterki. Aż chciałoby się wierzyć, że tak zachowałby się miejscowy lekarz, czy wszystkie znajome. No ale to jest taki serial – w kostiumie, choć niekiedy z nadmiernie współczesnymi bohaterami.
Uczucia Rossa i Demelzy wracają dopiero w ostatnich odcinkach serialu i co ciekawe – są zdecydowanie ciekawsze niż kolejny tragiczny romans. Oto mamy problem przed którym staje niejeden związek, kiedy ludzie nie przestają się kochać ale chcieliby móc jednocześnie zacząć od początku. Może nie z kimś lepszym ale z kimś innym, kto poświęca im więcej czasu, jest po prostu zakochany i wpatrzony. Rozmowy między Rossem a Demelzą – zaskakująco przeskakujące przez trop, który mówi, że bohaterowie nigdy nie mogą rozmawiać o swoich uczuciach, są jednymi z ciekawszych w sezonie. Demelza uwodzona przez uroczego, młodego (i ładnego) porucznika Armitage niekoniecznie chciałaby rzucić Rossa, ale chciałaby przez chwilę pójść za głosem serca. Zwłaszcza, że Ross rzeczywiście w tych ostatnich odcinkach jawi się, przede wszystkim jako mężczyzna uparty, egoistyczny i na tyle zamknięty w sobie, że trudno w ogóle się rozeznać co naprawdę czuje (co dobrze widać kiedy serial pokazuje nam scenę z wyobraźni Rossa w której widzimy co by powiedział gdyby uznał, że komunikowanie się z ludźmi to dobry pomysł). Jednocześnie serial całkiem dobrze pokazuje, że związek rozpada się nie tylko dlatego, że młody adorator jest przystojniejszy (nie da się być przystojniejszym od Rossa Poldarka) czy ciekawszy, ale po prostu – poświęca Demelzie czas i uwagę. Bohaterka przecież nie oddala się od Rossa z braku uczuć ale dlatego, że nasz bohater nie dyskutuje z żoną, nie słucha jej zdania i ogólnie robi co chce czekając aż wszyscy się dostosują. Przyglądając się tak postawionej sprawie, uczucia i zdrada wydają się jak najbardziej oczywiste i być może są w pewien sposób jednym wyjściem. Ross nigdy sam z siebie nie doszedłby do tego, że zachowuje się źle wobec Demelzy. Byłby raczej przekonany, że żona powinna się dostosować do jego charakteru i sposobu bycia.
Poza zmianą w temperaturze uczuć kolejna istotna rzecz to odejście od problemów kopalni. W tym sezonie nie ma już wielkich problemów z tym czy znajdzie się jakaś nowa ruda do wydobycia albo która kopalnia należy do kogo. Głównymi problemami są więc Francuzi (których serial przedstawia jako tak nieludzko złych, że jest to – dla polskiego widza – fascynujące) i niepokoje społeczne. Jak wszyscy wiemy Ross Poldark ma serce po lewej stronie więc przez większość sezonu obserwujemy jak stara się zapobiec radykalizacji nastrojów społecznych, podczas kiedy George Warleggan – bankier i odwieczny przeciwnik Rossa za nic sobie ma los okolicznych chłopów i nie ma zamiaru obniżać cen zboża, mimo że nastroje rewolucyjne wiszą w powietrzu. Sytuacja eskaluje, eskaluje ale ponieważ to jest opowieść brytyjska to panowie ostatecznie spotkają się w parlamencie. Zwierz przygląda się temu z lekkim rozczuleniem, bo Ross Poldark jest takim cudownym archetypem odpowiedzialnego społecznie właściciela ziemskiego, który własne odda, i na ryzyko się narazi tylko po to by bronić ludzi, którzy żyją w okolicy. Przy czym chwalimy go za takie działania z lekkim smutkiem przyjmując, ze w tym sezonie niczego kosą nie kosił za to rąbał drzewo. Też ujdzie. Zwierz musi powiedzieć jednak z ręką na sercu, że chyba wolał jak problemy dotyczyły kopalni a nie polityki. Rozgrywki polityczne są teraz niemal w każdym serialu i zaczynają zwierza trochę nudzić.
Mamy więc nowe romanse, nieco zapomniane kopalnie i problemy małżeńskie. Trzeci sezon fabularnie niekiedy trochę nuży albo bawi (Ross jako niezniszczalny bohater wpadający do francuskich więzień to jednak trochę za dużo) ale przede wszystkim całkiem ciekawie rozwija psychologię postaci. Najwięcej robi dla Georga Warleggana. Zwierz przyzna, że to postać, która z jednej strony jest dość paskudna, z drugiej pokazuje jak bardzo problemy Rossa są trochę wynikiem jego postawy życiowej. Warleggan w tym sezonie to przede wszystkim człowiek, który chciałby być Rossem Poldarkiem. Co więcej – ma od niego więcej pieniędzy, ma jego rodzinną posiadłość, nawet poślubił kobietę, którą Ross kocha. Nic to jednak nie zmieni, drzwi do awansu społecznego nie są zabarykadowane ale co nazwisko, to nazwisko. Patrząc na Warleggana nie trudno dostrzec, że poza paskudnymi cechami charakteru to dość biedny człowiek uwięziony w specyficznej sytuacji społecznej gdzie ma wszystko by być przyjmowanym na salonach ale nie może wygrać. Co więcej np. Warleggan mimo wszystkich swoich paskudnych cech jest bardzo źle potraktowany przez Rossa i Elizabeth. Wiele złego można o Warlegganie powiedzieć ale w sumie nie jest on złym mężem. Więcej przyglądając się przez większość sezonu jego relacjom z Elizabeth można dojść do wniosku, że jest lepszym mężem niż Ross. Nie wtajemnicza żony we wszystkie plany ale rozmawia z nią, dzieli się swoimi pomysłami, angażuje w towarzyskie intrygi. Kiedy więc w jednym z ostatnich odcinków Elizabeth doprowadza Warleggana do łez sugerując, że tylko potwór podejrzewałby jej niewierność, nie trudno współczuć Georgowi. Zwłaszcza, że zarówno Elizabeth jak i my widzowie wiemy, że Valentine – pierworodny Warleggana mógłby być synem Rossa. Innymi słowy dostajemy postać dość paskudną ale wyjątkowo paskudnie traktowaną przez teoretycznie dobrych bohaterów. Co w sumie czyni serial ciekawszym.
Druga sprawa, to epilog wielkiej romantycznej historii Doktora Dwighta i dziedziczki Caroline. Ich historia miłosna przez ostatni sezon miała wszystkie znaki typowego romansu ludzi z dwóch różnych klas którzy pokonując uprzedzenia i poczucie dumy odkrywają, że są dla siebie. Kiedy jednak w trzecim sezonie Dwight trafia do francuskiej niewoli a potem wraca straumatyzowany tym co widział na wojnie pojawia się pytanie czy ta para w ogóle się zna. Choć sprawa nie trwa w serialu zbyt długo (szkorbut i traumy sprawiają wrażenie równie łatwo wyleczalnych) to pada całkiem dobre pytanie czy tych dwoje ludzi w ogóle się zna i czy raczej nie wzięli ślubu bazując na wzajemnych wyobrażeniach o drugiej osobie (czy właściwie złudzeniach odnośnie jej charakteru). Na całe szczęście wszystko dobrze się kończy i tylko mops bohaterki nie jest chyba przekonany co do swojego nowego pana.
Zwierz musi przyznać, że nawet jeśli Poldark w każdym sezonie wpływa na wzbudzone wody melodramatycznego oceanu to radzi sobie dobrze głównie dzięki obsadzie aktorskiej. Aidan Turner nie tylko jest niesamowicie piękny (na liście pięknych aktorów, którą to listę zwierz nosi w sercu, Aidan od lat zajmuje miejsce pierwsze) to jeszcze potrafi dość przekonująco zagrać postać tak pewną siebie i skoncentrowaną na własnych problemach że aż odrzucającą. Mimo cudownego płaszcza i czarnych loczków w ostatnich odcinkach zwierz przyglądał mu się z niechęcią głównie dlatego, że grany przez niego Ross był nie do zniesienia. Doskonały jest Jack Farthing jako Warleggan. Głównie dlatego, że potrafi niewiele zmieniając w wyrazie twarzy pokazać, że pod złośliwością czy okrucieństwem jego bohatera kryje się brak pewności siebie czy chęć akceptacji. W jego wyrazie twarzy widać człowieka, który nie tyle chce być Rossem Poldarkiem ale chciałby, żeby Ross Poldark dostrzegł, że są równi. W drugiej części sezonu doskonale sprawdza się Eleanor Tomlinson, której – mimo młodego wieku i bardzo dziewczęcej urody udało się pokazać dylematy bohaterki, która ma już sporo życiowego doświadczenia, męża, dzieci i zbliża się do momentu zadawania sobie pytania – co ją jeszcze czeka, na co może sobie pozwolić i czy życie będzie miało więcej do zaoferowania.
Nowy aktorski narybek też sobie znakomicie radzi. Josh Whitehouse jako uroczy Hugh Armitage jest rzeczywiście tak pełen uczuć do Demelzy i sprawia tak miłe wrażenie, że nie dziwimy się bohaterce, że serce rwie się do młodego arystokraty. Co nie jest proste kiedy przychodzi się do serialu gdzie przez dwa sezony Aidan Turner stał na klifie patrząc smutno w dal. Świetnie sprawdzają się także, Harry Richardson i Tom York jako Drake i Sam – bracia Demelzy. Richardson grający kochliwego Drake’a ma odpowiednio łzawe i pełne tęsknoty spojrzenie zaś Tom York który gra bardzo wierzącego Sama ma śliczny głos którym intonuje w serialu religijne pieśni. Z kolei Ellise Chappell jako nieszczęsna Morwenna radzi sobie doskonale zwłaszcza w drugiej części serialu gdzie z młodej zakochanej dziewczyny, przechodzi do grania zahukanej wykorzystywanej przez okrutnego męża żony. W tej drugiej części Chappell nie tylko doskonale pokazuje to wycofanie się bohaterki ale też jej walkę o zachowanie przynajmniej pamięci o poprzednim życiu i uczuciach jakimi darzyła brata Demelzy. To tylko kilka nazwisk ale ogólnie nie ma co ukrywać – to jest doskonale zagrany serial – z jedną uwagą, zwierzowi jakoś nieszczególnie podoba się w tym sezonie Heida Reed grająca Elizabeth. To ostatecznie najbardziej nijaka postać w serialu, choć teoretycznie powinno być w niej coś co fascynuje kolejnych bohaterów. Tymczasem Elizabeth jest o tyle mniej ciekawa od Demelzy czy jakiejkolwiek innej bohaterki, że trudno zrozumieć motywacje tych wszystkich mężczyzn.
Poldark to serial który z jednej strony potrafi bawić, z drugiej denerwować. Zwierz kocha ludzi którzy patrzą w dal na klifach, oraz fakt, że wszystkie uczucia są tu zakazane, skomplikowane, pełne przeszkód i moralnych dylematów. W końcu po coś ogląda się melodramat. Z drugiej strony stężenie dramatu w tym serialu czasem jest zupełnie absurdalne. Człowiek dochodzi do wniosku, że kiedy dramatem odcinka jest wpuszczanie żab do stawu to przekroczyliśmy pewną granicę. Co nie zmienia faktu, że Poldark doskonale pokazuje skąd bierze się sentyment do opowieści kostiumowej – ta ma dużo większy potencjał dramatyczny nawet jeśli przez kilka sezonów gra na tym samym tropie – rozbieżności w statusie społecznym kolejnych zakochanych par. Choć nie da się ukryć, że serial potrzebuje nowego paliwa nie tylko w postaci nowych aktorów. Bo jak na razie po trzecim sezonie system „jeszcze więcej tego samego” prowadzi niekiedy do lekkiego znużenia. Przydałoby się wrócić do czasu kiedy bohaterowie mieli nieco mniej czasu na wpatrywanie się w dal. Choć ponoć zmiany już nadchodzą bo wszak wzywa wielkie miasto i wielka polityka. Jedyne co martwi zwierza to zapowiedź, że w przyszłym sezonie Ross Poldark wybierze się do Londynu by zasiadać w ławach parlamentu. Kto będzie wtedy zwierzowi galopował na koniu po klifach Kornwalii do swoich kopalń? To nie jest błahe pytanie.
Ps: Zwierz obejrzał serial do odcinka 8 przekonany, że to już koniec. Był pod wrażeniem tego, że serial kończy się takim odcinkiem który koncentruje się na rozdarciu Demelzy i w ogóle na niedokończonych wątkach. Szybko okazało się jednak że jest jeszcze dużo bardziej standardowy 9 odcinek jako finał sezonu.