Jedną z rzeczy, która najbardziej mnie w XXI wieku zaskoczyła, był powrót słuchowisk. Jako dziecko słuchałam ich mnóstwo (moja babcia pisała słuchowiska) ale potem wydały mi się czymś bardzo retro. Jednak nasze zmiany przyzwyczajeń i fakt, że coraz więcej słuchamy doprowadził do ich renesansu. Dziś powstaje ich całkiem sporo, niektóre są niemalże super produkcjami, z dziesiątkami głosów i efektów specjalnych. Różnorodność gatunkowa sprawia zaś że przestają się kojarzyć z rodzinnymi sagami lecącymi popołudniami w radio u dziadków. Sama wysłuchałam kilku i odkryłam, że moja sympatia do tego gatunku nie osłabła. Dlatego kiedy Storytel zapytał czy chcę posłuchać ich najnowszej produkcji – słuchowiska które uzupełnia wydarzeniami między dwoma sezonami serialu „Kruk” od razu założyłam słuchawki na uszy i poszłam na trzygodzinny spacer. Tyle bowiem zajmuje wysłuchanie tej historii.
Jeśli oglądaliście serial „Kruk. Szepty w mroku” to na pewno znacie głównego bohatera Adama Kruka, który przenikliwość w śledztwie łączy z ogólnym życiowym pesymizmem i brakiem złudzeń. Jeśli jednak serialu nie oglądaliście (warto nadrobić!) to samo słuchowisko jest tak skonstruowane, że spokojnie wszystko ogarniecie – zarówno charakter głównego bohatera jak i jego życiową sytuację. Nie będzie to też spoiler do drugiego sezonu bo historia osadzona jest pomiędzy dwoma sezonami. Całość jak zwykle dzieje się na Podlasiu tym razem w okolicach Sokółki. W miejscu gdzie jest pięknie zimą, ale też dzieją się rzeczy mroczne, niepokojące na granicy snu i jawy.
Niech was nie zwiedzie długość słuchowiska (trzy godziny to wcale nie tak dużo – mi zapoznanie się z historią tego śledztwa zajęło jeden niedzielny spacer) – jest tu mnóstwo postaci, wątków i przede wszystkim niesamowita atmosfera. Elementem który wiąże wszystko razem jest napotkana przypadkowo przy drodze – przez Ankę żonę Kruka – młoda dziewczyna, bez dłoni. Brodzi samotnie w śniegu i woła swojego brata. Tylko, że po chłopcu nie został żaden ślad. Ale to nie wszystko bo w okolicy mówią o dziwnych Śpiewających którzy ukrywają się gdzieś na bagnach, i o krowich sterydach które podobno przyjmuje lokalna młodzież bawiąca się w pobliskiej dyskotece. A jakby tego było mało na plebaniach leje się krew, a ludzie w okolicy są albo bardzo mili i otwarci albo tak opryskliwi i milczący, że nie sposób od nich się niczego dowiedzieć.
Twórcy świetnie wykorzystują medium jakim jest słuchowisko – nie chodzi o to, że natychmiast bez mrugnięcia okiem wiemy gdzie rozgrywa się akcja i widzimy wszystko – czy to zamarznięte jezioro wśród bagien, czy to lokalny klub, czy sprzeczkę przy niedzielnym obiedzie. Tym co naprawdę wychodzi twórcom świetnie to budowanie takiego onirycznego na wpół baśniowego nastroju. Słuchając historii nie raz łapałam się, że trochę jak bohaterowie czuje się zawieszona między jawą a snem, że czuję nadchodzące chmury zwiastujące zimową zadymkę (wiecie słucham tego w lipcu więc to jest niezła sztuczka), że czuję podobny niepokój na myśl, że być może w rozgrywających się wydarzeniach jest element sił wyższych które wychodzą poza proste dobro i zło, policjantów i zbrodniarzy.
Słuchowisko ma doskonałą obsadę. Znajdziemy tu zarówno aktorów i aktorki, którzy powtarzają swoje role z serialu (co daje takie super poczucie spójności bo dzięki temu ich autentycznie widzimy) jak i osoby zaangażowane specjalnie do słuchowiska. Aktorsko to wszystko jest naprawdę doskonale zagrane, i tak jak niekiedy irytują mnie aktorskie głosy w audiobookach, to w przypadku słuchowiska – jednak umiejętność tej dodatkowej ekspresji głosem jest kluczowa. Obsada przedstawia się zaiście imponująco – Michał Żurawski, Katarzyna Wajda, Arkadiusz Jakubik, Grzegorz Damięcki, Wiktoria Filus, Aleksandra Konieczna, Adam Wietrzyński, Danuta Kierklo. Zresztą wyznam wam szczerze, że moim zdaniem zdecydowanie najlepiej zagrana jest rola Szeptuchy – no naprawdę cała postać jest w tym głosie – i nawet opis nie jest potrzebny.
Wyznam wam szczerze, wcale nie miałam ochoty iśc na trzygodzinny spacer. Byłam przekonana, że posłucham sobie godzinkę, no może półtorej a potem zrobię przerwę. Ale nie byłam się w stanie oderwać. Po prostu wsiąkłam w ten świat i kiedy słuchowisko dobiegło końca a sprawa mimo licznych, niekiedy ślepych tropów znalazła rozwiązanie, poczułam się dziwnie opuszczona. Myślę, że to dlatego, że do takiego słuchowiska człowiek musi zaangażować swoją wyobraźnię w takim stopniu, że ta historia staje się po części jego. Jesteśmy wciągnięci w ten świat muzyką, głosami, efektami dźwiękowymi ale w końcu to przecież my widzimy tą samotną sylwetkę idącą po zamarzniętym jeziorze i właściwie już słyszymy jak lód zaczyna niepokojąco skrzypieć. I to są naprawdę niesamowite emocje. Tak więc jeśli czeka was dłuższa podróż, a może chcecie się poczuć jak w środku zimy mimo, że jest lipiec, to nie wahajcie się – słuchowisko osadzone w świecie „Kruka” to jest rzecz w którą się wsiąka jak w zimną wodę w przeręblu który nagle pojawił się na zamarzniętym jeziorze.
Post we współpracy ze Storytel.