Home Seriale Nie strzela się do Avatarów czyli o “Legendzie Korry”

Nie strzela się do Avatarów czyli o “Legendzie Korry”

autor Zwierz
Nie strzela się do Avatarów czyli o “Legendzie Korry”

Kiedy pod koniec zeszłego roku na Net­flixa trafiła „Leg­en­da Kor­ry” pomyślałam sobie, że to aku­rat tytuł, który mogę oglą­dać z umi­arkowanym zaan­gażowaniem, robiąc przy okazji co innego. Nie spodziewałam się, że pro­dukc­ja tak mnie wciąg­nie, wywoła we mnie tyle emocji i co chy­ba naj­gorsze – postawi mnie na linii jakiegoś wielkiego fanowskiego sporu.

 

Mój zna­jomy twierdzi, że fani każdej rzeczy są zawsze dziesięć razy gor­si od tego co uwiel­bi­a­ją. Częś­ciowo się z nim zgadzam. Nieza­leżnie od tego co się kocha, wcześniej czy później człowiek poty­ka się o fan­dom, który staw­ia za sprawę hon­oru nie tyle cieszyć się, że tyle jest osób, co raczej jak najszy­b­ciej się podzielić, uforty­fikować i w najróżniejsze sposo­by odbier­ać sobie przy­jem­ność z tego co powin­no łączyć. Wiem, że są cud­owni, otwar­ci fani, których sama poz­nałam i bard­zo ich lubię, ale nikt mi tak nie zohy­dz­ił kilku lubianych rzeczy, jak zagorza­li zwolen­ni­cy „Jedynych słusznych fanows­kich diag­noz”. Ci potrafią wys­sać radość z każdego przeży­cia i z jakąś przedzi­wną satys­fakcją odbier­ać przy­jem­ność każde­mu kto myśli inaczej.

 

 

Nieste­ty takie zachowanie częste jest w fan­domie Avatara i Kor­ry gdzie na wstępie trze­ba zadeklarować co się lubi bardziej i nie daj Boże lubi się niewłaś­ci­wą rzecz a dosta­je się po łapach, traci się odz­nakę fanowską i jeszcze trze­ba się prze­bi­jać przez długie tek­sty o tym jak two­je własne pref­er­enc­je i odczu­cia są obiek­ty­wnie niewłaś­ci­wie. Byłam tam, nie spodobało mi się, dzięku­ję. Dlat­ego nie chcę się wdawać w żadne fanowskie spory, ani też przekony­wać kogokol­wiek do moich racji. Chcę napisać o moich odczu­ci­ach i emoc­jach – co niby jest oczy­wiste, gdy się pisze o jakimkol­wiek dziele pop­kul­tu­ry, ale w fanows­kich poty­czkach ten oso­bisty wymi­ar cza­sem się gubi. A prze­cież on jest najważniejszy.

 

Po tym długim wstępie. Uwiel­bi­am „Leg­endę Kor­ry” od pier­wszego do ostat­niego odcin­ka. Od pier­wszego sezonu do samego koń­ca. Uwiel­bi­am ją bez­granicznie i niemal bezkry­ty­cznie. Uwiel­bi­am ją bardziej niż Avatara co nie znaczy, że uważam Avatara za ser­i­al zły i niegod­ny. Uważam, że Kor­ra podo­ba mi się bardziej. Także dlat­ego, że bardziej odpowia­da moim oso­bistym pref­er­encjom i tej nar­racji, którą bez porów­na­nia bardziej wole w opowieś­ci­ach o dale­kich krajach.

 

 

Tym co najbardziej podo­ba mi się w Kor­rze to świat przed­staw­iony. Wiem, że częś­ci widzów nie odpowia­da pojaw­ie­nie się w nim nowych tech­nologii, ale dla mnie ta pro­dukc­ja doty­ka fan­tasty­cznej chwili. Mamy bowiem moment rewolucyjny i trans­for­ma­cyjny. Tech­nolo­gia sta­je na takim poziomie, że magia powoli traci swój pry­mat w świecie, co więcej – nawet jeśli moż­na było­by pokon­ać łatwych do wskaza­nia prze­ci­wników to sam świat zmienia się na tyle dynam­icznie, że nie da się powró­cić do tego co było. Jeśli przyjrzymy się samemu seri­alowi to pokazu­je nam on świat bard­zo dynam­icznej przemi­any – tak dynam­icznej, że nieod­wracal­nej. Każdy kole­jny sezon zmienia otocze­nie w nieco innym aspekcie, tak że pod sam koniec rzeczy­wis­tość w niczym nie przy­pom­i­na tej zas­tanej. Uwiel­bi­am ten ele­ment, który nie daje bohaterom wró­cić do bez­piecznego sta­tus quo. Zwyk­le sce­narzyś­ci opowiada­ją­cy o super­bo­hater­s­kich wyczy­nach wybrańców właśnie tego szuka­ją – stałoś­ci, którą bohater czy bohater­ka stara się utrzy­mać. Tu zaś zmi­ana jest tak moc­no wpisana w his­torię, że sta­je się jej moty­wem przewodnim.

 

Ten ele­ment przemi­any zawsze moc­no ze mną rezonu­je – głównie dlat­ego, że staw­ia pod znakiem zapy­ta­nia wszelkie jed­noz­naczne zwycięst­wa i tri­um­fy. Poko­nany w pier­wszym sezonie Amon doma­ga się równouprawnienia ludzi z mag­ią i tych bez mag­icznych zdol­noś­ci. Ostate­cznie jego żąda­nia zosta­ją spełnione. W drugim sezonie Unalaq doma­ga się połączenia świa­ta ludzi i duchów. Choć zosta­je poko­nany – świat ludzi i duchów zosta­je połąc­zony. Po sezonie trzec­im utr­wale­nie zmi­any nie jest tak oczy­wiste (prze­ci­wni­cy Kor­ry chcą ją wykończyć) ale ostate­cznie – zmieni­a­ją jej sposób myśle­nia. Wresz­cie sezon czwarty dodatkowo zmienia świat zaś poko­nana prze­ci­wnicz­ka dziedz­icznej monar­chii częś­ciowo odnosi sukces, bo następ­ca tronu Królest­wa Zie­mi chce z niego dobrowol­nie zrezyg­nować. Przyglą­da­jąc się seri­alowi nie trud­no dostrzec jego ciekawą przewrot­ność – Kor­ra zma­ga się z jas­no określony­mi prze­ci­wnika­mi, ale ich rac­je nie zosta­ją zawsze do koń­ca skom­pro­mi­towane. Bywa też tak, że ich dzi­ała­nia obra­caj się na korzyść – połącze­nie ze światem duchowym pozwala ostate­cznie odbu­dować plemię powi­etrza. Najbardziej porusza­ją­cy jest dla mnie moment w sezonie czwartym gdzie strau­maty­zowana Kor­ra szu­ka pomo­cy u człowieka niemal oso­biś­cie odpowiedzial­nego za jej traumę. To nie jest typowe pode­jś­cie do kwestii – bohater/złoczyńca.

 

 

Naj­ciekawszą puen­tą tego cyk­lu przemi­an jest ostate­cz­na roz­gry­wka w czwartym sezonie. Bohaterowie zma­ga­ją­cy się z wielkim robot­em mogą się wydawać jakąś kliszą z ani­macji inspirowanych japońską ani­me. W isto­cie jed­nak to dość sym­bol­iczne spotkanie dwóch światów – tego mag­icznego i tech­no­log­icznego. Niesamowi­ta moc Avatara która kilka­dziesiąt lat wcześniej wydawała się nie zna­j­dować sobie równych, tu wyda­je się miejs­ca­mi komicznie niewystar­cza­ją­ca w star­ciu z najnowszą tech­nologią. Przeży­wałam ten odcinek mniej więcej tak jak za każdym razem przeży­wam moment we Wład­cy Pierś­cieni, kiedy odpły­wa­ją elfy. Bo to jest ten sam nas­trój odchodzącego świa­ta, którego wspani­ałość należy do innego porządku.

 

Nie ukry­wam też, że jako oso­ba, która z przy­jem­noś­cią śledzi wszelkiego rodza­ju naw­iąza­nia do his­to­rycznych rewolucji byłam zach­wycona jak dobrze ser­i­al prowadzi młodego widza, przez znacze­nie jaki dla społecznej zmi­any ma trans­port i media. Fakt, że jed­nym z najważniejszych wątków jest budowa linii kole­jowej niesły­chanie mi się podo­ba – bo dość dobrze pokazu­je, że kto ma trans­port ten ma moc – zwłaszcza jeśli jest to trans­port szyb­szy i rzeczy­wiś­cie spina­ją­cy dawniej roz­drob­nione regiony. Zaś cały wątek pojaw­ia­nia się fil­mu i to od razu fil­mu pro­pa­gandowego, dawałabym do obe­jrzenia każde­mu dzieci­akowi w każdym kra­ju pod słońcem. Bo to chy­ba najlep­szy kawałek edukacji medi­al­nej jaki widzi­ałam od daw­na. A jed­nocześnie – zupełnie nie tracą­cy na aktu­al­noś­ci, zwłaszcza jeśli tak jak w seri­alu – seria filmów ma służyć pod­bu­dowa­niu konkret­nych nas­tro­jów społecznych. Oba te wąt­ki cenię, bo choć sama jestem stara krowa, to młode­mu wid­zowi nie tylko nie zro­bią krzy­wdy ale nauczą rzeczy istotnych.

 

 

Nie jestem jed­nak fanką wyłącznie tego jak ser­i­al budu­je, czy właś­ci­wie trans­for­mu­je zas­tany świat. Nie ukry­wam, że pro­dukc­ja kupiła mnie przede wszys­tkim swoi­mi bohat­era­mi i bohaterka­mi. Ja wiem, że jeśli Kor­ra jest Avatarką to wszyscy nagle zaczną ją nazy­wać Mary Sue (bo prze­cież jeśli dziew­czy­na wpisu­je się w ist­nieją­cy od wieków schemat wybrań­ca to musi to być coś pode­jrzanego) ale dla mnie daleko jej od takiej postaci. Zresztą w sum­ie nawet gdy­by taką postacią była to wciąż bliżej jej po pros­tu do tropu wybrań­ca. W samej postaci Kor­ry najbardziej podo­ba mi się to, że widać po niej, że ma te naś­cie lat i decyz­je pode­j­mu­je w sposób niekiedy pory­w­czy, a niekiedy nieprze­myślany. Więcej tu błądzenia i nad­miernej pory­w­c­zoś­ci niż spoko­ju i rozwa­gi, ale dokład­nie takie są nas­to­lat­ki.  Jed­nocześnie udało się stworzyć postać, po której dra­maty­czne wydarzenia nie spły­wa­ją jak po kaczce. Zwłaszcza początek czwartego sezonu, w którym bohater­ka mierzy się z traumą wyda­je mi się szczegól­nie cen­ny – bo rzad­ko pokazu­je się, że ciężar „wal­ki ze złem” czy w ogóle zma­gania się z jakimikol­wiek prze­ci­wnoś­ci­a­mi pozostaw­ia na człowieku ślad nie tylko fizy­czny, ale i psy­chiczny. Bard­zo mi się podo­ba, że fizy­cz­na reha­bil­i­tac­ja Kor­ry nie jest tym samym co pra­ca nad psy­chiką. Ponown­ie – mnie jako dorosłej oso­bie to po pros­tu przy­padło do gus­tu, ale dla młodego widza, to jest niesły­chanie cen­na lekcja.

 

Uwiel­bi­am posta­cie Mako i Boli­na. Mako to jest w ogóle bied­ny człowiek, który czego by nie zro­bił zna­j­du­je się między młotem a kowadłem. Przy czym uważam – szcz­erze mówiąc, że w czwartym sezonie jest niewystar­cza­ją­co wyko­rzys­tany. Nato­mi­ast Bolin to jest postać abso­lut­nie cud­ow­na. Nie tylko dlat­ego, że po pros­tu mnie bawi, ale to rzad­ki przykład bohat­era, który jest po pros­tu miły. Taki do cna. Jed­nocześnie czwarty sezon staw­ia go przed trud­ny­mi wyb­o­ra­mi moral­ny­mi – co mnie cieszy, bo jed­nak wolę, kiedy postać nie jest sprowad­zona tylko do wypowiada­nia zabawnych kwestii. Jed­nak najbardziej kocham Mako i Boli­na za to, że są moim zdaniem bard­zo dobrym przykła­dem typowej dynami­ki w rodzeńst­wie, gdzie wza­jemne złośli­woś­ci przeplata­ją się z głębokim przy­wiązaniem. Plus bard­zo mnie bawi, że to właśnie tym bohaterom napisano najwięcej skom­p­likowanych miłos­nych prze­bo­jów i związanych z nimi emocji.

 

 

Jed­ną z najlep­szych postaci w całym seri­alu jest Ten­zin. Syn Aan­ga jest postacią, którą się rzad­ko spo­ty­ka w takich his­to­ri­ach. Uczonym mędrcem, który na każdym kroku przekonu­je się, że ma swo­je ograniczenia. Niesamowicie podo­ba mi się moment, w którym okazu­je się, że jego cór­ka Jino­ra ma bez porów­na­nia więk­szy kon­takt ze światem duchowym niż on. To ciekawy motyw – odkry­wa­nia, że jed­nak nie jest się tym wybranym. Jed­nocześnie – ponown­ie ser­i­al rozbu­dowu­je nie te wąt­ki, których widz mógł­by się spodziewać. Doskon­ałe są odcin­ki, w których Ten­zin musi na nowo ułożyć relac­je z rodzeńst­wem i odkryć, że być może nie dostrzegł, że był wyróż­ni­any przez swo­jego ojca. Lub wtedy, kiedy okazu­je się, że wcale nie jest najlep­szy w trenowa­niu młodych adep­tów. Przy czym Ten­zin z tych wszys­t­kich prób wychodzi zwycięsko a widz, starszy czy młod­szy dosta­je doskon­ały przykład, że nie bycie wybrańcem nie znaczy, że dla bohat­era nie ma miejs­ca. Bard­zo podo­ba mi się ten zupełnie nieoczy­wisty wątek.

 

Zresztą nie ukry­wam – jeśli miałabym wskazać najwięk­szą siłę tego seri­alu to fakt, że właś­ci­wie żad­nej postaci dru­go­planowej nie ole­wa, ale stara się dać jej wąt­ki, motywac­je, kon­flik­ty. Ma je i sza­lony wynalaz­ca Var­rick, i nie tward­sza od met­alu polic­jan­t­ka Lin Bei­fong i cud­ow­na (och te włosy) Asa­mi Sato, która zaczy­na jako postać na drugim planie by po drodze pod­bić serce i nasze i Mako, i Kor­ry i pewnie kilku przy­pad­kowych osób, które znalazły się w polu raże­nia jej urody i inteligencji. Bard­zo lubię fakt, że każ­da z postaci jest osad­zona w kon­tekś­cie swo­jej rodziny, bliższej lub dal­szej. Do tego nie ukry­wam lubię fakt, że swo­je ukochane, dzieci i braci, mają też prze­ci­wni­cy Kor­ry, którzy nie są tylko wyr­wany­mi z kon­tek­stu zło­la­mi. Chy­ba jed­na z niewielu postaci, która jest tu zbyt jed­noz­nacz­na jest prze­ci­wnicz­ka Kor­ry z ostat­niego sezonu Kuvi­ra, bo jej postawa i bezwzględ­ność nieco odsta­je od bardziej zni­uan­sowanych postaci z poprzed­nich sezonów.

 

 

Muszę wam jed­nak wyz­nać, że odcin­ki które najbardziej pod­biły moje serce nie opowiada­ją o Kor­rze. W drugim sezonie mamy dwa odcin­ki seri­alu, które opowiada­ją his­torię pier­wszego Avatara, skąd pojaw­iły się moce, jak wyglą­dał świat u swo­jego zara­nia. To abso­lut­nie przepięk­na, poe­t­y­c­ka opowieść, która nie odsta­je bard­zo styl­isty­cznie od resz­ty seri­alu, ale spoko­jnie mogła­by funkcjonować zupełnie odd­ziel­nie. Jestem abso­lut­nie zakochana w tej opowieś­ci – bo ma ona w sobie to co kocham najbardziej – ele­ment opowieś­ci założy­ciel­skiej, ponown­ie motyw żeg­na­nia pewnego układu świa­ta no i najpiękniejsze wyjaśnie­nie jakim cud­em możli­we było­by jeden wybraniec miał dostęp do wszys­t­kich mocy. To jest his­to­ria prze­cu­d­ow­na, poe­t­y­c­ka i tak ład­nie wpisu­ją­ca się w inspirac­je japońskim sposobem opowiada­nia his­torii (te inspirac­je są moc­ne, ale oczy­wiś­cie wciąż mamy do czynienia z pro­dukcją amerykańską).

 

Jestem też pod wraże­niem, jak twór­cy Kor­ry splata­ją nowy ser­i­al z ory­gi­nal­nym Avatarem – jeśli nie widzi­ało się pier­wszego seri­alu, dru­gi nie będzie budz­ił w widzu jakiejś daleko idącej kon­fuzji. Jeśli się zaś widzi­ało – pojaw­ie­nie się konkret­nych postaci i wątków („Tylko nie moje kapuś­ciane imperi­um”) będzie budz­iło olbrzy­mi entuz­jazm i radość na twarzy widza. Co więcej bohaterowie Kor­ry są wielki­mi wiel­bi­ciela­mi niemal wszys­t­kich postaci, które pojaw­iły się w Avatarze co czyni te pow­iąza­nia jeszcze zabawniejszy­mi. Oso­biś­cie mam poczu­cie, że udało się tu zro­bić coś bard­zo trud­nego – Kor­ra i jej his­to­ria są osob­ne, mają włas­ny nas­trój, styl i bohaterów, ale z drugiej strony – wciąż pozosta­je­my w tym samym świecie. Zresztą nie ukry­wam, za każdym razem pod koniec seri­alu fan­tazju­ję o tym, jak super było­by wró­cić do świa­ta Avatara jeszcze siedemdziesiąt lat później i zobaczyć, jak rozwinął się ten świat i gdzie jest.

 

 

Ilekroć kończę oglą­dać „Leg­endę Kor­ry” i dochodzę do sce­ny, która powin­na wyglą­dać nieco inaczej (ale najwyraźniej żaden ser­i­al nie może być ide­al­ny) czu­ję głębo­ki smutek przeszy­wa­ją­cym moje serce. Chci­ałabym, żeby bohaterowie mogli wró­cić do tego psy­chicznego stanu w jakim byli w pier­wszym sezonie, wtedy, kiedy ich najwięk­szym prob­le­mem były roz­gry­w­ki sportowe. Ale wiem, że to nie możli­we, tak samo jak niemożli­we jest by Hob­bit, który udał się aż do Mor­doru mógł potem szczęśli­wie i bez żad­nych trosk żyć w Shire. Zawsze zostanie w nim to co zmieniło go i cały świat wokół niego. To uczu­cie, że pewnego smutku czy tęs­kno­ty bohaterowie naprawdę wiele przes­zli i już nigdy nie będą tymi dzieci­aka­mi z pier­wszego sezonu nie pojaw­ia się u mnie częs­to. Fakt, że „Leg­en­da Kor­ry” spraw­ia, że tak o nich myślę, jest jed­nym z powodów, dla których staw­iam ten ser­i­al tak wysoko w mojej hierarchii.

 

Obiecy­wałam, że nie będę porówny­wać Kor­ry z Avatarem, bo na nic mi spory i przepy­chan­ki. Chcę jed­nak zauważyć, że pod wzglę­dem ani­macji widać sporą różnicę. Minęło trochę cza­su, budżet był więk­szy, też sama sztu­ka ani­macji wciąż idzie do przo­du. Kor­ra jest moim zdaniem tech­nicznie seri­alem po pros­tu dużo lep­szym, a w ogóle pod wzglę­dem styl­isty­ki – niemal per­fek­cyjnym. Kiedy skończyłam oglą­dać „Leg­endę Kor­ry” próbowałam wypełnić egzys­tenc­jal­ną pustkę w moim ser­duszku powrotem do Avatara i to jest nieste­ty szok – kiedy idzie się w tą stronę – nie chodzi o samą treść (choć przyz­nam szcz­erze, że wolę, kiedy mniej jest w seri­alu takich zabawnych, dziecię­cych przygód) ale właśnie o samą ani­mację. Nie jest to rzecz jas­na wina Avatara, który pow­stawał wcześniej – ale ta różni­ca nieste­ty jest przy bezpośred­nim porów­na­niu bard­zo wyraź­na. Pewnie jak wrócę do Avatara za pół roku to nie będę tego tak czuła. Ale dzień po dniu był to pewien szok. A i muszę jeszcze dodać, że ser­i­al obe­jrza­łam z pol­skim dub­bingiem, który był po pros­tu fan­tasty­czny. Naprawdę dawno nie słysza­łam tak dobrze zdub­bin­gowanej telewiz­yjnej adpatacji.

 

 

Gdy­by to ode mnie zależało nowy ser­i­al ze świa­ta Avatara pow­stawał­by raz na kil­ka lat. Prze­suwał­by po pros­tu fabułę o kilka­naś­cie czy kilka­dziesiąt lat i każde nowe pokole­nie widzów mogło­by wejść do tego świa­ta na włas­nych zasadach i mieć swój ser­i­al. Wtedy byłabym w pełni usatys­fakcjonowana a sam fan­dom nie musi­ał­by gryźć się ze sobą co jest lep­sze, bo wszys­tko było­by dobre i tyle. Były to dla mnie świat najpiękniejszy ze wszystkich.


0 komentarz
17

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online