Home Film Flaki zieją nudą czyli o “Legion samobójców: The Suicide Squad”

Flaki zieją nudą czyli o “Legion samobójców: The Suicide Squad”

autor Zwierz
Flaki zieją nudą czyli o “Legion samobójców: The Suicide Squad”

Obe­jrza­łam nowy „Legion samobójców: The Sui­cide Squad” (och jakaż to uroc­zo pros­ta nazwa) i powiem wam – dawno już żaden film komik­sowy (bo prze­cież nie super bohater­s­ki) nie wywołał we mnie tak sprzecznych uczuć. Bo co zro­bić z filmem, który z jed­nej strony daje fra­jdę a z drugiej tak boleśnie przy­pom­i­na o wszys­t­kich ograniczeni­ach gatunku, który reprezen­tu­je? To jed­na z tych pro­dukcji która zapew­nia miły seans ale potem bardziej przygnębia niż bawi.

 

Po jakiejkol­wiek mrocznej czy niepoko­jącej atmos­ferze jaką próbowano odd­ać w pier­wszym pode­jś­ciu do his­torii skaza­ńców wyz­nac­zonych do ratowa­nia świa­ta nie został tu nawet ślad. James Gunn najlepiej sprawdza się w lże­jszym kome­diowym pode­jś­ciu do super bohaterów i taki ton przy­biera nowa opowieść o Legion­ie Samobójców. Ma być dow­cip­nie, obra­zobur­czo i okrut­nie. Film może nie należy do kat­e­gorii kina „gore” ale nie boi się okru­cieńst­wa i obrzy­dli­woś­ci. Nie ukry­wam, że kil­ka scen trochę nadal mi przekrę­ca żołądek ale może dlat­ego, że wyko­rzys­tu­je bard­zo nielu­biany przeze mnie body horror.

 

 

Sama his­to­ria nie za bard­zo powin­na kogoś dzi­wić – bo to powtór­ka z rozry­w­ki – gru­pa wyse­lekcjonowanych więźniów dosta­je ulti­ma­tum – zgodzą się na udzi­ał w mis­ji niemożli­wej, jeśli zdez­erteru­ją zostanie odpalony ładunek wybu­chowy wszczepi­ony w pod­stawę ich cza­sz­ki. Rozkosznie. Tym razem mis­ja przy­pom­i­na nieco taką bon­dowską – mają się dostać na teren państewka u wybrzeży Amery­ki Połud­niowej – gdzie właśnie doszło do zamachu stanu i zneu­tral­i­zować broń która zagraża Ameryce. Oczy­wiś­cie szy­bko okazu­je się, że nie ma co wierzyć w jakieś patri­o­ty­czne pobud­ki amerykańs­kich zlece­nio­daw­ców, ale mis­ję i tak trze­ba wykonać.

 

Gunn tworząc zespół „bohaterów” którzy rusza­ją na mis­ję trochę się­ga do swoich sprawd­zonych metod z „Strażników Galak­ty­ki” – poza jed­nym trady­cyjnie uksz­tał­towanym bohaterem (Blood­sport grany przez Idrisa Elbę) mamy  też bohat­era słabo rozu­miejącego niuanse (John Cena jako Pace­mak­er) czy stworze­nie potężne ale ogranic­zone w komu­nikacji (King Shark). Doda­jmy do tego jeszcze empaty­czną dziew­czynę  (Rat­catch­er grana przez Danielę Mel­chior) i bohat­era który wcale się o swo­je  moce nie prosił  (Pol­ka Dot Man gra go David Dast­malchi­an) i jak­by mamy wraże­nie że skądś tą ekipę znamy. Przy czym taki układ spoko­jnie może się sprawdz­ić – zwłaszcza, że jak ustal­iśmy fil­mowi daleko od Mar­velowego PG-13 ale tu pojaw­ia się pewien problem.

Otóż pro­dukcji braku­je emocjon­al­nego jądra. Jest zabawnie, jest nawalan­ka, jest zabawa z kon­wencją, jest mieszanie cza­sów i gra for­mą. Wszys­tko poprowad­zono szy­bko i sprawnie. Tylko, że kiedy film się kończy nie sposób nie zadać sobie pyta­nia – po co to wszys­tko. Nie oczeku­je od fil­mu rozry­wkowego jakiejś wielkiej puen­ty czy głębok­iego przesła­nia, ale kiedy film nie jest w stanie dostar­czyć ani emocjon­al­nej prawdy ani reflek­sji o świecie to chcąc nie chcąc – nawet przy niesły­chanie sprawnej real­iza­cji sta­je się wyd­muszką. Zbiorem scen, które za nic nie chcą pozostać z widzem na dłużej. Co więcej niekiedy miałam wraże­nie, że film za bard­zo idzie w dosłowność – która ma nas baw­ić ale w którymś momen­cie zaczy­na ciążyć – jak­by twór­cy bali się zostaw­ić cokol­wiek w niedopowiedzeniu.

 

W „Strażnikach Galak­ty­ki” jest taka sce­na w której Rock­et wkurza się, że nigdy nie prosił by go takim stwor­zono. Później pod koniec fil­mu ten wściekły na świat szop pracz łka bo zginął jego najlep­szy przy­ja­ciel – gada­jące drze­wo. To był przykład na to jak Gunn potrafił spraw­ić, że nieza­leżnie od absurdal­nego punk­tu wyjś­cia – nasze emoc­je były równie prawdzi­we co wtedy gdy płaczemy pod koniec melo­dra­matu. W „Legion­ie Samobójców” widać że próbu­je zro­bić to samo – wątek cór­ki Blod­sporta, jego skom­p­likowane relac­je ze szczu­ra­mi. Prob­lem w tym, że nie wychodzi – za mało tu emocji, za dużo wszys­tkiego innego. Choć jest parę scen które mają teo­re­ty­cznie obudz­ić w nas coś więcej (jak ostat­nie słowa głównego prze­ci­wni­ka naszych nie bohaterów) to jed­nak film nie pozwala temu wybrzmieć. Wszys­tko co emocjon­alne wyda­je się tu mechan­iczne, niemal odd­zielne od sen­sacyjnej fabuły. Kiedy ginie jed­na z postaci nie czu­je­my nic. Nie dlat­ego, że nie zdążyliśmy jej pol­u­bić ale dlat­ego, że film nie daje nam na to nawet odrobiny przestrzeni. Emoc­je są tu potrak­towane tak zdawkowo, że nie mamy nawet cza­su poczuć smutku czy szoku.

 

 

Ale to nie koniec prob­lemów. Otóż film Gun­na ujaw­nia najwięk­szy prob­lem komik­sowych adap­tacji. Otóż o ile w komik­sie bohaterowie mogą pozostać zło­la­mi o tyle kino jakoś nie umie sobie poradz­ić z tym by złole byli niejed­noz­naczni. I tak nasi bohaterowie choć oskarżani o niejed­ną zbrod­nię na ekranie zamieni­a­ją się w posta­cie szla­chetne, empaty­czne, ryzyku­jące włas­nym dobrem i życiem dla innych. Nie są nawet niejed­noz­naczni – co najwyżej okrut­niejsi. Nato­mi­ast mają wszelkie szla­chetne cechy bohaterów. I tak nar­rac­ja która w założe­niu ma być bardziej skom­p­likowanym pode­jś­ciem do tem­atu herosów kończy tam gdzie typowe kino super bohater­skie – pokazu­jąc nam postaci niewiele różniące się od typowego bohat­era. To ogranicze­nie spraw­ia, że choć dosta­je­my film bru­tal­niejszy to moral­nej reflek­sji nie pogłębi­amy – a szko­da bo mogło­by to być coś co wyr­wało­by film z paskud­nych macek nar­ra­cyjnej sztampy, która nieste­ty wkradła się do niek­tórych scen.

 

Tak, drugie pode­jś­cie do „Legionu samobójców” jest dużo lep­sze niż pier­wsze. Tak Harley Quinn jest tu postacią poprowad­zoną dużo lep­iej – zde­cy­dowanie pod wpły­wem „Ptaków Nocy”. Tak będziecie się tu zde­cy­dowanie lep­iej baw­ić niż te kil­ka lat temu. Ale jed­nocześnie ten film spraw­ia trochę wraże­nie półpro­duk­tu. Trochę takiej rozry­w­ki dla rozry­w­ki – bez żad­nej wartoś­ci dodanej. Co jest o tyle ciekawe że w sum­ie w ostat­nich lat­ach niemal wszys­tkie filmy komik­sowe coś się starały dorzu­cić – nawet jeśli były to hasła proste. Tu niby coś dosta­je­my o ojcost­wie czy między­nar­o­dowej poli­tyce USA ale nic z tego nie wybrzmiewa. Ginie gdzieś przy każdej kole­jnej długiej, krwawej bijatyce. Tak jak­by James Gunn mając szan­sę zro­bić dokład­nie to co chce wrzu­cił do fil­mu wszys­tko nie dba­jąc o to, że nad­mi­ar może też zaszkodzić.

 

 

Być może prob­le­mem nie jest więc reżyser czy fabuła ale samo współczesne kino komik­sowe. Tak pod­dane rygorom gatunku, że skazane na pow­tarzanie tych samych dow­cipów czy scen. Ostate­cznie nie jest to pier­wszy dow­cip­ny i nad­miernie okrut­ny film o komik­sowych bohat­er­ach. Czuć w tym filmie jakieś prag­nie­nie przeła­ma­nia kon­wencji, ale jed­nocześnie ramy narzu­cone przez gatunek są zbyt moc­ne. Ostate­cznie wszys­tko roz­gry­wa się bard­zo klasy­cznie – nawet pomi­mo zabaw z cza­sem i lin­earnoś­cią nar­racji, ostat­ni akt to już jest klasy­ka kina super bohater­skiego. Wszys­tko toczy się zgod­nie z planem i tylko widz trochę kątem oka patrzy na zegarek. Zresztą najlep­szym przykła­dem tego jak film sta­je się przewidy­wal­ny niech będzie fakt, że na początku pro­dukcji zori­en­towałam się że jed­na postać będzie miała więk­szą rolę tylko dlat­ego, że aktor wybrany do roli był zbyt przys­to­jny by pojaw­ić się tylko na chwilę. To jest ten poziom przewidy­wal­noś­ci, który czyni film zde­cy­dowanie mniej ciekawym.

 

Czy­tałam wiele wspani­ałych recen­zji fil­mu – nie jest tak, że się z nimi zupełnie nie zgadzam, też mi się spodobało kil­ka zabiegów styl­isty­cznych i for­mal­nych, też spędz­iłam pół sean­su mod­ląc się by szczur wyszedł z każdej opresji cało. Jed­nocześnie jed­nak w chwili w której wyszłam z kina, zaczęłam się zas­tanaw­iać – czy ten film opowiedzi­ał mi tak naprawdę jakąś ciekawą his­torię. I nie mogłam sobie ułożyć w głowie żad­nej nar­racji, która by mnie satys­fakcjonowała. I jasne – moż­na przyjąć, że idziemy do kina dobrze się baw­imy i nie myślimy o tym więcej, ale jed­nak ja wolę – nawet w kinie typowo rozry­wkowym, żeby się tam jeszcze coś kryło. Inaczej jest po pros­tu nud­no. Nawet jeśli mnóst­wo się dzieje.

 

PS: W sum­ie naj­ciekawsza postać w tym filmie to Flag — odziedz­ic­zony z pier­wszego pode­jś­cia — dobrze zagrany, ciekaw­ie poprowad­zony i w sum­ie nie pozbaw­iony niuansów.

 

PS2: Vio­la Davies jak zawsze spoko.

0 komentarz
1

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online