Home Seriale To była nasza ostatnia sesja czyli o finale „Lucyfera”

To była nasza ostatnia sesja czyli o finale „Lucyfera”

autor Zwierz
To była nasza ostatnia sesja czyli o finale „Lucyfera”

Początkowo myślałam, że napisanie tego tekstu będzie niesłychanie proste. Wydawało mi się, że dobrze wiem jakie emocje wywołał we mnie ostatni sezon „Lucyfera”. Jednak im dłużej nad tym myślę, tym bardziej niejednoznaczne wydaje mi się to pożegnanie. Z jednej strony – absolutnie zgodne z linią serialu, z drugiej gdzieś tam po drodze gubiące jego emocjonalny ciężar.

 

Pierwsze odcinki sezonu wydawały się nierealnie lekkie. Zwłaszcza po wszystkim co wydarzyło się pod koniec poprzedniego. Lucyfer miał zostać bogiem i prawdę powiedziawszy – nawet ja zastanawiałam się czy to już nie jest o jeden nieco bezsensowny zwrot akcji za daleko. Najwyraźniej nie tylko ja nie widziałam Lucyfera na boskim tronie, bo scenarzyści tak szybko jak szybko dali mu prawo do zarządzania całym stworzeniem, stwierdzili, że to nie dla niego. Przyznam, że jest to dla mnie jeden z największych minusów tej serii, która po całym zamieszaniu poprzednich odcinków potraktowała temat następstwa na tronie jako coś co bardziej wygląda jak decyzja zawodowa, niż coś o co warto toczyć wojny. Emocjonalny wydźwięk poprzedniego sezonu nagle zupełnie przestał mieć znacznie.

 

LUCIFER (L to R) LAUREN GERMAN as CHLOE DECKER and TOM ELLIS as LUCIFER MORNINGSTAR in episode 601 of LUCIFER Cr. JOHN P. FLEENOR/NETFLIX © 2021

 

Zamiast tego twórcy zdecydowali się na rzecz niebezpieczną – czyli na podróże w czasie. Nie będę ukrywać – nawet jako fanka Doktora uważam, że podróże w czasie to wyjątkowo słaby wątek do wprowadzenia w ostatnim sezonie serialu. Głównie dlatego, że stawiają pod znakiem zapytania wszystko co działo się wcześniej. A jednocześnie – są jakimś prostym wytrychem, który stawia bohaterów przed koniecznością pogodzenia się z przyszłością, którą ktoś im nakreślił. W przypadku Lucyfera miałam wrażenie jakby kochający „Kości” scenarzyści wyrwali kartkę z podręcznika tamtego serialu. Doprowadziwszy bohaterów do miejsca, gdzie czują się razem dobrze przeskoczyli cały kawał związku. U Bootha i Brennan to było tylko kilka miesięcy, tu zaś mamy właściwie przejście do wyznania miłości do posiadania dorosłego dziecka.

Twórcy jakby nie umiejąc pisać Lucyfera i Chloe jako szczęśliwej pary (istotnie wypadają wtedy zaskakująco nudno) piętrzą przed nimi problemy i wątpliwości. Nie byłoby to samo w sobie złe (dramaturgia serialu jednak tego wymaga) gdyby nie fakt, że po wszystkim co razem przeżyli, zwłaszcza w ostatnim sezonie, bohaterowie wciąż zachowują się jakby dopiero co się poznali. Patrząc na nich można dojść do wniosku, że wielkie łączące ich uczucie pozostaje bardziej w sferze deklaracji niż emocji. Inna sprawa – pod sam koniec sezonu sytuacja wymaga od Lucyfera i Chloe poświęceń. Nie ma wątpliwości, że poświęcenie pani detektyw jest bez porównania większe niż diabła, dla którego ludzkie lata to tyle co mrugnąć. I tu odezwał się we mnie nieprzyjemny głos przypominający o tym jak bardzo seriale lubią bohaterki poświęcające swoje szczęście w imię mężczyzny. Serial oczywiście znajduje milion powodów, dla których wszystko ma się potoczyć w określony sposób, ale musi tu sięgać po mechanizmy podróży w czasie. Tworząc tym samym melodramat na kolanie i wykorzystując najstarszy i trochę już przebrzmiały wątek kobiecego poświęcenia. Biorąc pod uwagę, ile sama postać Chloe walczyła o niezależność, chociażby od naznaczonego przez Boga losu, nie jest to najlepsze możliwe zakończenie.

 

 

LUCIFER (L to R) LAUREN GERMAN as CHLOE DECKER and TOM ELLIS as LUCIFER MORNINGSTAR in episode 603 of LUCIFER Cr. JOHN P. FLEENOR/NETFLIX © 2021

 

Nie umiem jednak zupełnie się od serialu zdystansować. Choć pierwsze cztery odcinki nie są bardzo porywające, to wciąż – jest to ten serial, którym lubię praktycznie wszystkie postaci. Przy przedostatnim odcinku, byłam niezwykle wdzięczna scenarzystom, że pozwolili Lucyferowi pożegnać się z każdą z postaci z osobna. Miałam poczucie, że to akurat widzom się należy – bo niewątpliwie na przestrzeni lat, Lucyfer przestał być najciekawszym bohaterem własnego serialu. Podobało mi się też to, że postaci, które polubiłam w większości kończą w dobrym dla siebie miejscu. Produkcja, która tak bardzo stawiała na wątek odkrywania samego siebie i przepracowywania bólu czy traumy rzeczywiście pokazała nam bohaterów, którzy są już zupełnie gdzie indziej niż w chwili, w której cała historia się zaczęła. To jest moim zdaniem dowód na to, że mimo swojej skomplikowanej historii, serial jednak zaprowadził nas mniej więcej tam, gdzie chciał.

 

Nie mogę też zupełnie potępić samego zakończenia – choć nie podoba mi się wątek wielkiego poświęcenia w imię miłości (a właściwie takiego poświęcenia jakie się nam tu prezentuje), to moim zdaniem udało się twórcom coś ważnego. Rozwiązać problem absolutnej niemożliwości szczęśliwego happy endu dla pary w których jedna osoba jest śmiertelna a druga… cóż zdecydowanie nie. Nie da się ukryć, że to jest coś o czym myślałam od paru sezonów i w sumie twórcy jakoś wybrnęli z tej sytuacji. To nie jest może rozwiązanie idealne, ale zapewne dużo lepsze niż gdyby nagle Chloe stała się osobą nieśmiertelną. W tą stronę mamy to dużo więcej sensu. Spodobało mi się też odesłanie Lucyfera do piekła – tym razem już rozumiejącego co w owym piekle ma robić. Mam wrażenie, że tu też serial uniknął mielizny jaką jest wyrywanie bohatera na zawsze z przestrzeni, z którą najbardziej się go kojarzy.

 

LUCIFER (L to R) BRIANNA HILDEBRAND as RORY and TOM ELLIS as LUCIFER MORNINGSTAR in episode 607 of LUCIFER Cr. JOHN P. FLEENOR/NETFLIX © 2021

 

Powiedziawszy to wszystko nie umiem się pozbyć refleksji, że dużo bardziej przeżywałam zakończenie sezonu czwartego. Mam wrażenie, że w tym porządkowaniu wątków, omijaniu mielizn, dopisywaniu historii postaci zgubił się jakiś duch tego serialu. Nie mówię, że było nudno, ale rzeczywiście koło szóstego odcinka poczułam, że tu chyba jest więcej odcinków niż treści. Trudno oglądać zabawną sprawę rodem z procedurala kiedy bohater którego obserwujemy rozważa kiedy dokładnie zostanie Bogiem. Trudno uwierzyć, że bohater samowolnie wrócił do swoich starych błędów, kiedy wiemy, że za dwa odcinki serial się skończy i żaden scenarzysta tak szybko nie odkręci jego przemiany. Najbardziej chyba zawodzi odcinek, w którym wszyscy bohaterowie czytają książkę na podstawie notatek z sesji Lucyfera. Z jednej strony to doskonały punkt wyjścia do wspominkowego, zabawnego odcinka, z drugiej jakoś trudno się w to emocjonalnie zaangażować, nie jest tak śmiesznie jakby mogło być (biorąc pod uwagę sytuację) ani tak poważnie jak być powinno. Sam powód, dla którego wszyscy przeglądają książkę wydaje się zaś tak pretekstowy, że niemal obraża widza.

 

A jednocześnie – kurczę nie jestem w stanie uwierzyć, że doszliśmy do końca. Wiecie to jest serial, który dwa razy porzucałam. Taki który, gdy go po raz pierwszy skasowano – zupełnie mnie to nie przejęło, wzruszyłam ramionami. Taki w którym zakochałam się ponownie po czwartym sezonie. Taki, który naprawdę mnie za każdym razem zaskakiwał swoją żywotnością. Nie mówię, że to był najlepszy serial na świecie, ale jakie to było miłe wiedzieć, że kiedyś będą nowe odcinki Lucyfera. Nawet jeśli sam serial potrafił czasem zaskakiwać kretyńskimi rozwiązaniami, to był w nim Tom Ellis któremu chyba nikt nie powiedział, że nie musi się tak fantastycznie bawić w każdej scenie, w której jest. Serio dawno nie widziałam aktora, który tak bardzo przez całe trwanie serialu absolutnie go dominował. Chyba najbliższe co mi przychodzi do głowy to Hugh Laurie w pierwszych pięciu sezonach Doktora House’a. Zresztą cała obsada była na swój sposób idealnie dobraną mieszanką charyzmy i braku ekspresji do którego w końcu przyszło się przyzwyczaić.

 

LUCIFER (L to R) D.B. WOODSIDE as AMENADIEL in episode 603 of LUCIFER Cr. JOHN P. FLEENOR/NETFLIX © 2021

 

Oczywiście do Lucyfera można byłoby kiedyś pewnie teoretycznie wrócić. Serial się skończył zaliczając jedną z najwyższych oglądalności na Netflix. Wcale mnie to nie dziwi – to był jeden z tych umierających gatunków serialowych, wywodzących się z klasycznego proceduralu, którego czasy powoli się kończą. Był to też serial, który dzięki swojej niedorzeczności pozwalał na pewien czas przypomnieć sobie te czasy, kiedy jeszcze nie było Netflixa i czekaliśmy na wszystkie odcinki „Bones” czy „Castle” i wszystko było dużo prostsze.

 

Nie wiem co myślę o zakończeniu”Lucyfera” – może to samo co o całym serialu. Nie jest to z pewnością coś idealnego. Zachwycającego, wdzierającego się na listę „Najlepsze zakończenia serialowe, najwybitniejszych seriali”. Jest w tym coś niedoskonałego, coś co wymagałoby pewnie poprawek, albo zmian. Coś co dzieli „Lucyfera” od bycia serialem dobrym w tym najbardziej powszechnym znaczeniu. Ale nie musimy się tym przejmować. „Lucyfer” to nie jest serial dobry. To serial diablo dobry. I taki już na zawsze pozostanie.

 

0 komentarz
8

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online