Niewielkie miasteczko albo przedmieścia. Pogoda zwykle pochmurna, wczesna wiosna, a może zima, dużo rzadziej ciepłe lato. Ludzie nie są bogaci, życie toczy się wedle ustalonych schematów. Prawie wszyscy się znają albo są spokrewnieni. Mniejsze i większe życiowe tragedie i rozczarowania zdarzają się tu dużo częściej niż spektakularne sukcesy. I właśnie w takiej niewielkiej społeczności wydarza się morderstwo. Znamy tą historię, czytaliśmy o niej nie raz, i nie raz widzieliśmy ją w telewizyjnych serialach. Co więc sprawia, że niemal każda z pytanych przeze mnie osób polecała „Mare z Easttown” – kryminał, który na pozór nie bardzo się wyróżnia a wciąga tak, że czekanie tydzień na każdy kolejny odcinek wydaje się torturą.
Mare, główna bohaterka grana przez Kate Winslet jest policyjną detektywką, pracującą na przedmieściach Filadelfii. Mimo, że niedawno skończyła czterdziestkę, jest już babcią, co więcej to ona opiekuje się wnukiem, po tym jak jej syn popełnił samobójstwo. Prywatne życie Mare jest skomplikowane – z matką przesiadującą cały dzień przy kuchennym stole, z byłym mężem, który bezczelnie kupił dom tuż obok i wpada czasem po oregano, oraz z córką która doskonale się zapowiada, ale ma swoje sekrety. W życiu zawodowym bohaterce idzie nieco lepiej, ale też nie idealnie. Od roku nie jest w stanie rozwiązać sprawy zaginięcia pewnej dziewczyny i właśnie przydzielono jej do pomocy detektywa z zewnątrz. I w środku tego całego życiowego zamieszania w niewielkiej miejscowości dochodzi do morderstwa. Ginie młoda dziewczyna, której ciało ktoś porzucił w strumieniu.
Serial z jednej strony rozgrywa znane tropy – widzieliśmy już sporo produkcji, w których niewielka społeczność musi sobie poradzić z tragedią. Oglądaliśmy seriale gdzie śmierć jednej młodej kobiety odkrywała skrywane tajemnice. Ba, sama Mare nie jest postacią zupełnie nową. Choć częściej taki typ bohatera grają mężczyźni, to i kobiety niedawno zaczęły się pojawiać jako zmęczone życiem, trochę za dużo pijące i mające problemy z relacjami międzyludzkimi. Wydawać by się więc mogło, że czeka nas co najwyżej powtórka z rozrywki czyli obserwowanie jak bohaterka niszczy sobie życie prywatne jednocześnie doskonale wykonując swoją pracę. Bo Mare jest dobrą detektywką – może nieco pozbawioną złudzeń, ale dokładną, inteligentną i znającą się zaskakująco dobrze na ludzkiej psychologii (tak długo jak nie chodzi o nią samą czy jej rodzinę). Mare może wydawać się nieco roztrzepana, ale jej umysł pracuje na pełnych obrotach – w trzecim odcinku serialu możemy podziwiać jak doskonale łączy determinację ze zmysłem obserwacji.
No dobrze, skoro wszystko już było to dlaczego to się tak dobrze ogląda. Paradoksalnie nie znaczne od osady choć ona pod wieloma względami jest tu kluczowa. Tym co mnie najbardziej przyciągnęło do produkcji to niesamowita sprawność narracyjna. Od samego początku dostajemy bardzo sprawnie i intrygująco rozpisane postaci i relacje między nimi. W kilku scenach pracy Mare, a także obserwując jej życie prywatne poznajemy jej rodzinę i współpracowników, a także relacje i problemy pomiędzy nimi. Możemy też poznać i zrozumieć samą bohaterkę, która co należy zauważyć – jest jednocześnie pełna wad ale również łatwa do polubienia.
Od drugiego odcinka serial wciąga nas zaś pytaniem, które stawiamy sobie na każdym kroku – kto zabił, kto ma w tym interes, jak sprawy się ze sobą łączą (bo chyba nie ma wątpliwości, że jakoś muszą się ze sobą łączyć – nawet te najdrobniejsze), kto kłamie a kto mówi prawdę. Po kolei na scenę wchodzą najróżniejsi mieszkańcy niewielkiego miasteczka, ze swoimi problemami i perspektywami, fabuła się zagęszcza ale wciąż jest na tyle klarowna, i emocjonalnie wyważona, że nie zaczynamy się ani nudzić ani zastanawiać – czy przypadkiem nie znaleźliśmy się w piekle.
Nie da się też nie zauważyć jak dobrym posunięciem było odwrócenie popularnej dynamiki. Mamy tu starszą doświadczoną policjantkę, której do pomocy przydzielony jest młodszy od niej detektyw zewnątrz, który co prawda rozwiązał jedną skomplikowaną sprawę ale nie ma takiego rozeznania w społeczności jak ona. Oboje mają ciekawą dynamikę, bo odwrócenie tradycyjnego układu sprawia, że nowy partner wydaje się jeszcze młodszy. Przy czym dopiero w trzecim odcinku poznajemy go nieco lepiej i możemy przypuszczać, że łączy go z Mare dużo więcej niż wydaje się na pierwszy rzut oka (chodzi raczej o rozczarowanie życiem a nie o emocjonalne związki). Smutek, żałoba, rozczarowanie życiem czy poczucie straty, łączą tu zresztą więcej niż dwójkę bohaterów, kładąc się cieniem na niemal wszystkich relacjach w serialu.
Jednak tym co przechyla ten sprawnie napisany i poprowadzony serial w stronę rozrywki trudnej do przegapienia jest rola Kate Winslet. Biorąc pod uwagę że aktorka zaczęła karierę grając delikatne angielskie róże, wprost trudno uwierzyć z jaką łatwością, gra kobietę z filadelfijskich przemieść, która ma więcej wad charakteru niż zalet, i jeśli nie kłóci się ze swoją matką, to mówi spotkanemu w barze facetowi, że ma do niej nie dzwonić. Winslet jest w tej swojej roli tak naturalna i niejednoznaczna, że można odnieść wrażenie jakby Mare była postacią realną, albo jakbyśmy ją od lat znali z długiego cyklu książek. Wystarczy kilka scen, byśmy wiedzieli, że chcemy poznać bohaterkę lepiej i byli jej skłonni wybaczyć uzależnienie od elektronicznych papierosów. Trudno stworzyć niejednoznaczną magnetyczną rolę, grając kogoś kto w swojej za dużej szarej kurtce wtapia się w tło, i kto chyba nie uśmiechnął się ani razu od początku sezonu. Ale jednocześnie nawet jeśli się z Mare nie zgadzamy to jakoś naturalnie rozumiemy, że jest naszą bohaterką. Jej frustracja jest naszą frustracją, jej ból po stracie jest naszym bólem, jej pragnienie by wnuk nie wrócił pod opiekę matki też jest zrozumiałe.
Fantastycznie sprawdza się ten dość niespodziewany duet jakim jest Winslet i Evan Peters znany z American Horror Story czy X-menów. Choć pozornie wydaje się, że aktorsko Peters i Winslet będą nadawać w zupełnie innych rejestrach to ich wspólne sceny są jednymi z najlepszych w całym serialu. Mają w sobie coś z dowcipnej lekkości, która kojarzyła mi się z parą detektywów z „Broadchuch” ale też z napięcia – wynikającego z prostego faktu, że Mare nie chce młodego detektywa przy swoim śledztwie. Nieco zaskoczył mnie fakt, że w roli niemal trzecioplanowej (nowego chłopaka Mare, znanego niegdyś pisarza) występuje Guy Pearce. Nie ukrywam, że nieco się boję (jak wszyscy jestem dopiero po trzech odcinkach) że znany aktor w takiej potencjalnie niewielkiej roli to typowy casting spoilerowy i jeszcze się okaże że bohater będzie znaczył dużo więcej w całej historii. Zwłaszcza, że jego postać – dawniej znany pisarz, który nie za bardzo ma pomysł na siebie i nawiązuje szybki romans z Mare, brzmi jak dokładnie ten typ bohatera, który wcześniej czy później okazuje się uwikłany w jakieś ciemne sprawy.
HBO po raz kolejny udowodniło, że doskonale rozumie w czym leży siła historii w odcinkach, które opowiada się powoli. Połowa zabawy przy oglądaniu Mare z Easttown” to zadawanie sobie pytania – kto zabił. Co więcej po drodze zdążymy zachęcić do seansu wszystkich naszych znajomych i podzielić się uwagami odnośnie naszych typów – kto w istocie jest mordercą, kto ofiarą, a kto znalazł się na miejscu zupełnym przypadkiem. Nawet jeśli zakończenie okaże się (Nie daj Boże!) rozczarowujące to te kilka tygodni jakie spędzimy na domysłach kto zabił to jest coś czego wszyscy pragniemy i rzekłabym nawet potrzebujemy.
Zwracam uwagę na sposób dystrybucji, bo moim zadaniem pod tym względem HBO czy HBO GO postępuje słusznie – nie dając nam całej historii kryminalnej na raz. Jasne, trochę cierpimy, ale jednocześnie – to słodkie cierpienie – podobne do tego które pół roku temu czuliśmy oglądając np. „Od Nowa”. I nie mam wątpliwości, że tak jak teraz pojawiają się pierwsze recenzje tak za kilka tygodni sieć zaleje masa tekstów z reakcjami na finał sezonu. W mojej opinii to pokazuje jaką wciąż moc ma tradycyjny sposób na dystrybucję odcinków (połączony z zupełnie nie tradycyjnym faktem, że za kilka tygodni ci spóźnieni na imprezę będą mogli w sieci zobaczyć wszystko). A nam… cóż nam pozostaje tylko zadawać sobie w kółko pytanie. Kto zabił.
Ps: Oczywiście to jest tekst napisany dopiero po trzech odcinkach, jak podejrzewam, po obejrzeniu całości będzie się dało spojrzeć na różne wątki – zwłaszcza obyczajowe w zupełnie innym świetle.