Czasy się zmieniają kiedyś filmy intrygowały mnie, gdy pojawiały się na plakatach w kinach, albo gdy czytałam ich zapowiedzi w gazetach albo na ulubionych stronach internetowych. Dwa dni temu pierwszy raz zobaczyłam film, który polecił mi ktoś na Tik Toku. No i jak tu nie czuć, jak goni czas. Zwłaszcza, że film okazał się całkiem niezłą produkcją „Nie w porządku” („Not Okay”), pojawiło się kilka dni temu na Disney + (choć to film Hulu). To dość przewrotna opowieść o kłamstwie, social mediach i społecznych mechanizmach.
Zacząć trzeba od tego, że w poprzedzającym film ostrzeżeniu dla widzów informującym, że w filmie pojawiają się tematy związane z traumą, światło, które może narazić czułe osoby na atak epilepsji i niesympatyczna kobieca bohaterka. Widziałam całe artykuły poświęcone tłumaczeniu, że ten ostatni element informacji to element satyryczny – odnoszący się do tego, że postaci kobiece, zwłaszcza w filmach z głównego nurtu pisze się głównie tak by były sympatyczne i słodkie. Sam fakt, że ktokolwiek czuł się w obowiązku wyjaśnić ten dowcip wpisuje się nieco w tematykę filmu, który próbuje wypunktować pewne zjawiska we współczesnym świecie social media.
Główna bohaterka Danni, pracuje w internetowym czasopiśmie, jednym z tych, które łączy teksty o Sądzie Najwyższym z najróżniejszymi bzdurkami i współpracami reklamowymi. Danni chciałaby być kimś. Wyróżniać się jako autorka, należeć do jakiejś mniejszości, mieć za sobą pokoleniowe przeżycie – cokolwiek co czyniłoby z niej kogoś innego i lepszego niż kolejną dziewczynę dorabiającą jako foto edytorka. Jej konto na Instagramie śledzi kilkadziesiąt osób, i nawet nie ma szans napić się darmowej matchy w nowej kawiarni obok swojego domu bo nie jest influencerką. Co ważne – film nie przedstawia Danni jako biednej czy zahukanej. To niezbyt sympatyczna, niekoniecznie bardzo rozgarnięta dziewczyna, która nie poświęca otoczeniu za wiele czasu, skupiona na sobie.
Bardzo podoba jej się Colin – luzacki influencer, nadający z najróżniejszych punktów na świecie i wyrażający swoje uczucia głównie oferując komuś skręta. Żeby mu zaimponować Danni informuje wszystkich, że jedzie na warsztaty pisarskie do Paryża. Jej Instagram zalewają obrobione na komputerze zdjęcia (oczywiście Danni nigdzie nie jedzie, siedzi w swoim pokoju w Nowym Jorku) i wszystko wydaje się iść jak najlepiej do momentu, kiedy w Paryżu dochodzi do serii zamachów terrorystycznych. Jeden z nich ma miejsce pod Łukiem Triumfalnym. Miejscem, w którym Danni właśnie udawała, że jest. I tak małe kłamstwo, zamienia się w duże, bo nasza bohaterka zamiast przyznać, że cały czas była bezpieczna, bardzo chętnie przyjmuje rolę osoby, która przetrwała atak terrorystyczny. Zaczyna o tym mówić, pisać, chodzi na spotkania osób, które przeżyły traumę. Tam poznaje Rowan – dziewczynę, która przeżyła strzelaninę w szkole i teraz jest aktywistą walczącą o ograniczenie dostępu do broni.
Reżyserka i autorka scenariusza Quinn Shephard, meandruje pomiędzy różnymi tematami – tym jak bardzo wszyscy chcą być dziś wyjątkowi, jak łatwo stworzyć w Internecie akcje społeczne, za którymi właściwie nie stoi nic więcej poza dobrze sformułowanym hashtagiem, jak łatwo stworzyć wokół siebie iluzję ważności. O ile krytyka czy raczej pokazywanie social mediów może wydawać się trochę wtórne czy płaskie, to Shephard całkiem dobrze pokazuje nieco inne zjawiska, związane z aktywizmem. Pierwsze – to jak wiele wymaga się zwłaszcza od młodych aktywistów. Nie muszą tylko opowiadać o swojej traumie, czy zaświadczać, że wierzą w sprawę, ale nie wolno im się pomylić. Jeśli sami się skompromitują łatwo im skompromitować sprawę. Taki ciężar na ramionach bardzo młodych ludzi nigdy nie powinien się pojawić. Drugi temat to kwestie tego jak łatwo narrację czy nawet słowa jakiejś mniejszości mogą zostać przejęte, przez nieźle usytułowaną, białą dziewczynę, która jest całkiem niezła w social media. Danni pod wieloma względami jest pasożytem na Rowan, ale wiele uchodzi jej na sucho. Bo jest ładna, młoda no i ma dostęp do zasobów.
Tym co wydaje się jednak w filmie najciekawsze to brak współczucia wobec bohaterki. Historia daje jej kilka szans by postąpiła słusznie i widz może nawet potencjalnie myśleć, że Danni to całkiem spoko osoba. Ale jednocześnie nigdy nie pozwala się nam zapomnieć, że to jednocześnie zapatrzona w siebie kłamczucha, która najbardziej pragnie uwagi, bycia w centrum zainteresowania, i bycia inną. Dlatego Danni nigdy właściwie nie ma szans na odkupienie, bo wbrew temu co może się wydawać – niewiele się w czasie tego filmu uczy. Nawet kiedy przychodzi jej kogoś przeprosić – opowiada głównie o sobie – jakby nie mogąc wyjść poza ten narcyzm, który pchnął ją do kłamstwa. To moim zdaniem największa wartość filmu – bo zbyt wiele takich historii, wstrzymuje się przed twardymi ocenami, stawiając raczej na moc słowa „przepraszam”. Co często prowadzi do bardzo niebezpiecznego schematu filmowego – wedle którego można zrobić nawet największe świństwo, jeśli się za to przeprosi.
„Nie w porządku” to ten rodzaj produkcji, który z jednej strony wskazuje na wiele problemów we współczesnym świecie, gdzie wszyscy walczą o uwagę i wyjątkowość – z drugiej – nie jest aż tak prosty w swoim przekazie by po skończeniu oglądania człowiek miał poczucie, że zostało mu wyłożone wąskie spojrzenie na świat. Danni nie jest kimś z urodzenia złym – raczej rzeczywistość, w której się obraca w pewien sposób wymaga bycia kimś wyjątkowym. Nie jest też osobą, zupełnie pozbawioną nawet cienia refleksji nad tym co robi. Jednocześnie jednak – nigdy się im za bardzo nie poddaje, bo życie nagle staje się prostsze. Choć wyjątkowe osoby, które Danni podziwia – jak Colin, po bliższym poznaniu nie są szczególnie ciekawe. Powstaje pytanie – dlaczego akurat one się wybiły, skoro rzeczywiście – nie wymaga to koniecznie błyskotliwej inteligencji czy talentu. To jeden z tych dobrych filmów, który skłania do myślenia, ale nie wali po głowie prosty morałem (czego nienawidzę w wielu produkcjach dotyczących wpływu social mediów na ludzi).
Kiedy skończyliśmy oglądać film, Mateusz spytał mnie czy to produkcja oparta na faktach. Choć nikt nie kłamał tak jak Danni mieliśmy niejeden przykład influencerów, którzy np. udawali chorobą, czy informowali, że byli w przeszłości chorzy albo mieli trudne doświadczenia by zwrócić na siebie uwagę. Nie jest to więc zjawisko, które się nie zdarza. Jednocześnie wydaje mi się, że wpisanie tego w młodzieżowe zaangażowanie społeczne – daje całości dodatkowego wymiaru – bo dziś widzimy coraz więcej ruchów społecznych, które rozwijają się głównie w sieci, i coraz więcej bardzo młodych aktywistów, którzy działają przy pomocy swoich telefonów. Film dość dobrze pokazuje, zarówno jaki to ciężar, ale też – jak łatwo taki płynący z serca przekaz sfabrykować.
Jestem daleka od stwierdzenia, że „Nie w porządku” to film wybitny, ale muszę stwierdzić, że był ciekawy – na pewno wywołujący więcej niż jedną dyskusję a przede wszystkim – pod względem długości i „wielkości” produkcji – idealnie dopasowany do swojego tematu. To taki film, który właśnie najlepiej poradzi sobie na platformie streamingowej, gdzie podzielona na rozdziały forma przytrzyma widza, a całość go nie przytłoczy – ale da jakąś myśl, z którą można zostać wieczorem. Przyznam, że jak rzadko pomyślałam, że to byłby niezły film do puszczania w późnym gimnazjum czy wczesnym liceum na lekcji – by sobie potem o nim pogadać. Zostawia dokładnie tyle miejsca na interpretacje ile trzeba i nie wywołuje ciar żenady gdy dotyka zjawisk internetowych – co wcale nie jest takie częste i takie oczywiste.