Zwierz może i jest nie ogarem ale jak już sobie coś zaplanuje to mucha nie siada. Wczoraj cały dzień zwierz biegał po Baltikonie i Sopocie a dziś w swoim trzydniowym wyjeździe zdecydował zwierz wybrać się do Gdyni na See Bloggers. Jedno z największych w Polsce blogerskich spotkań, na które zaproszono zwierza by wziął udział w panelu o kulturze.
Zwierz spędził weekend z identyfikatorami. Co zabawne zwierz został prelegentem na konferencji na którą się wcale nie wybierał. To już wyższa szkoła jazdy (zwierz jest jednak zadowolony że przybył bo było bardzo miło)
Zwierz musi wam przyznać, że o ile na wszelkiego rodzaju konwenty jeździ z przyjemnością, to już blogerskie konferencje nie są dla niego takim naturalnym punktem do wpisania do kalendarza. Jasne jeździ od dwóch lat na Blog Forum Gdańsk – bo tam naprawdę są wszyscy, ale już See Bloggers jakoś wydawało mu się wydarzeniem nie dla niego. Tym bardziej zwierza zaskoczyło zaproszenie, które przyjął przede wszystkim dlatego, że na wydarzeniach związanych z blogosferą właściwie prawie nie podejmuje się tematu kultury. Zresztą to jest ciekawe zjawisko, zwierz wielokrotnie czytał raporty poświęcone blogosfrze i właściwie kategoria blogów o kulturze nigdy nie została w nich jakoś szczególnie szeroko omówiona. Zwierz ma ciche podejrzenie, że ma to związek z nikły zainteresowaniem reklamodawców blogami kulturymi czy kulturowymi – jak by ich nie nazwać. Zwłaszcza, że See Bloggers to impreza która stawia na spotkania z potencjalnymi reklamodawcami i ma wielu sponsorów (a przynajmniej tak się wydaje kiedy człowiek kręci się w kuluarach).
Interent na żywo czyli Paweł Opydo nagrywa live na Persicope przed swoją prelekcją. Jakby ktoś był ciekawy jak wygląa lewa strona internetu
Zwierz jednak nie pojawił się na See Bloggers tylko po to by zasiąść na scenie (o tym za moment) ale też po to by posłuchać innych ludzi. Zwierz nie mógł się oprzeć pokusie by nie pójść na prelekcję Pawła Opydo – czyli Zombie z duetu Zomvie vs Zwierz. Paweł mówił o wyglądzie bloga i o jego relacji z treścią. Ale w istocie myślą przewodnią jego wystąpienia było raczej dostrzeżeniem że dziś konkurencją w dostarczaniu treści nie są dla blogera tradycyjne media tylko cała masa informacji, opinii, treści dostarczanych z pominięciem tak w sumie tradycyjnego sposobu komunikowania jakim jest blog. W czasie (ślicznie tak przy okazji) prelekcji padło całkiem sporo ciekawych uwag. Uwag które były o tyle interesujące, że właściwie nie odnosiły się konkretnie ani do jednego bloga ani sposobu pokazywania na nim treści ale pewnej filozofii myślenia o treści, wyglądzie i relacji tych elementów na blogu. Paweł to człowiek który umie się dzielić swoimi przemyśleniami w sieci więc jak zwierz was choć trochę zaintrygował to spokojnie możecie zobaczyć jego prezentację na youtube. Zwierz był też na prelekcji którą wygłosił Tomek Tonczyk czyli Kominek czy Jason Hunt. Wbrew temu co sądzi część czytelników tego bloga zwierz naprawdę nie jest do gwiazdy naszej rodzimej blogosfery jakoś strasznie źle nastawiony. Co nie zmienia faktu, że za Chiny ludowe nie jest wam w stanie powiedzieć co prelegent mówił. To znaczy jest w stanie odtworzyć z pamięci nawet spore fragmenty prelekcji ale całość zdawała się nudna i składała się z wielu stwierdzeń (np. odnośnie praw autorskich) które zwierz słyszał wcześniej od swojej babci. Plus zwierz nie zgadza się do końca ze wszystkimi tezami prezentacji ale tak się na niej wynudził, że nawet nie jest wam w stanie dokładnie przytoczyć z czym miał problem. Ogólnie zwierz cały czas odnosił wrażenie, że bardzo nie jest adresatem tych słów. Poza tym zwierz był zaskoczony (to była pierwsza prelekcja Jasona której wysłuchał) bo spodziewał się jakiejś większej charyzmy czy uroku a dostał po prostu sprawnie mówiącą osobę. Och jak te Internety kłamią.
Ekipa Zombie vxs Zwierz uprawia tzw. „wianking” i wykazuje entuzjazm ze spotkania
Przejdźmy teraz do panelu zwierza bo było to wydarzenie zaiste dość ciekawe. Po pierwsze dlatego, że w ogóle na blogerskiej konferencji mówiliśmy o kulturze. To się naprawdę prawie nie zdarza i sam zwierz miał wrażenie jakby znalazł się w jakiejś nieco alternatywnej rzeczywistości. Blogi poświęcone kulturze stanowią co prawda niszę ale jej zupełne zaniedbywanie jest trochę karygodne. Zwłaszcza, że blogi kulturowe zmagają się z pewnymi wyzwaniami które koniecznie czekają na blogi z innych kategorii. Chociażby np. recenzje filmowe czy książkowe pisze się od tak dawna i od tak dawna recenzenci stosują personalny ton, że bloger piszący o kulturze musi się zmagać ze świadomością, że Słonimski i tak napisał lepiej. Sam panel jednak był ciekawy choć zdaniem zwierza nieco zbyt często zahaczaliśmy o nieco egzaltowane kwestie jak np. próba zdefiniowania czym jest kultura. Zdaniem zwierza najlepiej pasuje tu puenta z wiersza Szymborskiej „A ja nie wiem i nie wiem i trzymam się tego jak zbawiennej poręczy”. Serio jeśli ktokolwiek będzie umiał precyzyjnie odpowiedzieć na to co to jest kultura to na pewno nie będzie to uczestnik panelu na konferencji blogerskiej. Co nie zmienia faktu, że udało nam się poruszyć też kilka fajnych tematów jak np. czy pisać pod lajki czy z potrzeby serca (zwierz z potrzeby serca pisze wam teksty pod lajki bo np. zestawienie panów przy kaloryferach było mało wyrafinowanym ruchem). Padło też pytanie o rolę edukacyjną i tu wszyscy jak jeden mąż (mimo, że był to panel mieszany) stwierdziliśmy że jak najbardziej element edukacyjny jest istotny i bez niego chyba się nie da. Albo się nie chce. Zresztą chyba nie chodzi tylko o niesienie kaganka oświaty tylko przekonanie, że jeśli wszyscy dowiedzą się o tym jak niesamowicie fascynujący jest świat kultury to podobnie jak my stracą dla niego głowę. W sumie najciekawsze pytanie padło na końcu. Pytanie dotyczyło tego czy trzeba mieć kompetencje by pisać o kulturze. Jak wiecie zwierz jest wielkim zwolennikiem kompetencji wśród zawodowych i opłacanych autorów ale żarliwie wypowiadał się twierdząc że nie kompetencje nie są potrzebne. I stoi za tym zdaniem z dwóch powodów – po pierwsze przekonanie o konieczności posiadania odpowiedniej wiedzy uprzedniej by wypowiadać się na tematy kulturalne kończy się tym, że nikt nie chce rozmawiać o kulturze w obawie przed kompromitacją. Tymczasem rozmawiać spokojnie można o swoich uczuciach i wrażeniach i naprawdę nie trzeba wiedzieć wszystkiego o kinematografii by pogadać o filmie. Zwłaszcza że ludzie naprawdę są w stanie rozpoznać kiedy czytają tekst speca a kiedy laika – opinii przeciętnego blogera z recenzją Sobolewskiego nie da się pomylić choćby się chciało. Inna sprawa to fakt, że nieco zbyt często zakładamy, że kultura wysoka od razu obudzi w nas niesamowite refleksje a popularna ogłupi. Wszystko jest kwestią podejścia i ciekawości, zwierz przysypiał w filharmonii i miał problemy z zaśnięciem z powodu intelektualnego fermentu który powstał w jego głowie po serialu. Wszystko jest kwestią nastawienia. Na sam koniec zapytano zwierza i pozostałych prelegentów (autora Kulturą w Płot, Marcina Mellera i autorkę Wyrwane z Kontekstu) czy wierzmy, że kultura umiera. Zdaniem zwierza nie umiera i jeszcze długo nie umrze. Chociażby dlatego, że pierwszy raz w historii tyle osób ma narzędzia, możliwości i fundusze by tworzyć. I jasne nie zawsze jest to wybitne ale co raz mniej granicą stają się czynniki niezależne od talentu czy twórczych potrzeb – takie jak lokalizacja twórcy (pomyślcie o tych wszystkich wybitnych ludziach którzy w dawnych czasach urodzili się na peryferiach) czy dostęp do edukacji (jeśli nie nauczysz się pisać nie napiszesz książki). Jasne teraz jest moment kiedy z przerażeniem obserwujemy umieranie dawnego sposobu dystrybucji kultury ale nie znaczy to, że cała kultura kojfnie. Po prostu się zmieni. Takie jest zdanie zwierza. Ogólnie zwierz zawsze ma wrażenie, że modne jest wieszczenie końca. Tak od dwóch tysięcy lat. A w ogóle prelekcja w wersji bardzo Comic Conowej jest na Periscope
Ach co to był za panel. Jakby na czasu nie liczono to byśmy nadal sidzieli i gadali
Tyle konkretów. Reszta pobytu zwierza na imprezie oznaczała poznawanie nowych ludzi i witanie się z blogerami których się zna – chociażby wirtualnie. Zwierz przyzna szczerze, że zawsze z pewnym zaskoczeniem odkrywa ilu blogerów zna już osobiście z iloma widział się wcześniej, z kim się śmiał, pił czy żartował. Pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że zwierz naprawdę żyje nieco na uboczu blogosfery, z rzadka pojawiając się na imprezach branżowych. Zwierz nie czyni tego z jakiegoś wielkiego wyrachowania, po prostu blogosfera to grupa ludzi którzy w większości mają nieco wolniejsze zawody niż zwierz i nieco bardziej przemyślane podejście do blogowania gdyby zwierza kogoś zapytał jakie jest jego podejście do blogowania najprawdopodobniej musiałby szczerze przyznać, że chwilowo obejmuje ono poza pisaniem notek rozważanie czy nie kupić sobie telefonu z Androidem by w końcu móc załapać o cho chodzi z tymi wszystkimi nowymi wspaniałymi aplikacjami których nie obsługuje Windows Phone. I to wszystko z dalekosiężnych planów. Co nie zmienia faktu, że wydarzenia tego typu zawsze są bardzo miłe. Przypominają coś pomiędzy spotkaniem znajomych z kolonii (których widuje się rzadko prze to zawsze entuzjastycznie) a jakimś dziwnym byciem celebrytą przez pięć minut. Zwierz jest całkowicie pewien że kiedyś wypracuje sposób jak nie zachowywać normalnie kiedy podchodzi do niego osoba której nie zna ale jak na razie nie ma zielonego pojęcia co się w takiej sytuacji robi. Zwierz zawsze stara się być miły ale bóg jeden wie czy mu to wychodzi. Co w ogóle jest przedziwne bo zwierz naprawdę na co dzień nie ma żadnych jakiś takich celebryckich momentów i nikt go nie zatrzymuje by pogadać czy zrobić sobie zdjęcie i w ogóle Pudelek ani Fakt nie są życiem zwierza zainteresowani. A potem ktoś mówi, że musi sobie zrobić ze zwierzem zdjęcie i jest jakoś surrealistycznie choć miło.
Żeby nie było że zwierz się tylko lansuje. Bywał także na mieście gdzie pijał lemoniadę z hipsterskich pojemników
See Bloggers nie zajęło jednak całego czasu zwierza. Wręcz przeciwnie popołudnie (obowiązkowo w Gdyni) zostało wypełnione konsumpcją przepysznej pizzy (niewielkiej co czyniło ją jeszcze lepszą i z kozim serem co czyniło ją fantastyczną), jedzeniem lodów z widokiem na Dar Pomorza a na samym końcu seansem Magic Mike XXL (zwierz jest nad morzem z koleżanką więc sami rozumiecie że to jedyny słuszny seans na taki wyjazd) który idealnie zgrał się z wieczornymi rozmowami prowadzonymi nad morzem. No właśnie w tym całym blogerskim lansie i wakacyjnym zgiełku zwierz znalazł chwilę ciszy. Wystarczyło jedyne przed zbliżającą się godziną dwunastą zejść nad nasze morze. I stanąć (dzień pochmurny i zimny więc odległość od wody uzasadniona) na środku plaży. Cisza jaka otacza człowieka jest przecudowna zwłaszcza gdy słuchać w niej szum fal. Gdańsk migocze w oddali, marina przy Sopockim molo rzuca blade światło a w oddali widać statki. I jeszcze jak się przejaśni na niebie i widać gwiazdy to można mieć odczucie jakby było się nagle dokładnie tam gdzie niebo załamuje się przed zejściem ku horyzontowi. Zwierz przyzna szczerze, że gdyby kiedyś zniknął przeżywszy wcześniej załamanie nerwowe to należy szukać go właśnie tam zaledwie trzy godziny od Warszawy. Zwierz zakłada że będzie siedział po ciemku na sopockiej plaży i starał się odnaleźć wewnętrzny spokój. Zwierz zawsze miał przeczucie, że każdy człowiek ma w sobie swoje własne morze, którego nie słyszy. I kiedy dociera do niego spokojny dźwięk fal przypomina sobie o tym kim jest. Tak przynajmniej jest w głowie zwierza. W dni kiedy zwierz bywa głównie blogerem.
Ps: Jutro zwierz bydli w Gdańsku ale będzie to już dzień zupełnie prywatny więc tekstu o Magic Mike XXL spodziewajcie się we wtorek.
Ps2: Zwierz chodził cały dzień w wianku. Serio jeśli nie chodzicie w wiankach robicie błąd.