Hej
Zwierz nie wie co myśleć o Nędznikach. Znajduje się w takiej sytuacji chyba po raz pierwszy w życiu. Zwierz, który o wszystkim ma zawsze bardzo ostre i bardzo zdecydowane zdanie, tu znalazł się w absolutnej rozterce. Oczywiście, możecie stwierdzić, że skoro zwierz nie jest w stanie wyrobić sobie jednoznacznego zdania, może nie powinien pisać recenzji. Problem polega na tym, że zwierz ma bardzo jasno wyrobione zdanie o poszczególnych elementach produkcji ale nie jest zupełnie w stanie wydać jednoznacznego wyroku na film Hoopera. Ponieważ zwierz zauważył, że najłatwiej mu ułożyć myśli, kiedy układa swoje przemyślenia w punkty pozwólcie, że zwierz wyliczy wam części składowe swojego zdania o Nędznikach, być może pod koniec, zwierz już będzie wiedział czy to film dobry czy zły.
Zwierz nie tylko chciał zgodnie z obowiązującą tradycją wykorzystać plakat nawiązujący do plakatu przedstawienia, nawiązującego do ilustracji w książce, ale także pochwalić aktorkę śpiewającą rolę małej Cosette. Była absolutnie znakomita.
Musical w Zbliżeniach– czego nie ma w teatrze? Zbliżeń. Pierwszy, drugi może trzeci rząd dobrze widzi twarz śpiewającego aktora. Jednak nawet wtedy nie ma możliwości przyjrzeć się każdej bruździe na twarzy aktora, zobaczyć dokładnie łzy w kąciku oka, dostrzec to niewielkie drżenie policzka. Tom Hooper dobrze o tym wie. Dlatego, jego Nędznicy to film zagrany w zbliżeniach. Najważniejsze utwory aktorzy śpiewają z kamerą tak blisko, że czujemy się niemalże tak jakbyśmy stali tuż obok. To znakomity pomysł, bo dzięki temu nawet słabsze wokalnie wykonanie (o tym jeszcze będzie) nabiera nowej wartości. Możemy obserwować jak Anne Hathaway na przemian ładnieje i koszmarnie brzydnie śpiewając I Dreamed a Dream. Widzimy każde najdrobniejsze uczucie, które pojawia się na jej twarzy. Od uśmiechu na wspomnienie o którym śpiewa na początku po złość i całkowitą rezygnację gdy przyznaje się do swojego upadku. Podobnie w scenie gdy inspektor Javert zdaje sobie sprawę, że oto nie ma dla niego miejsca w świecie, gdzie jego przekonanie o braku możliwości poprawy człowieka niemoralnego, okazuje się błędne. Russel Crowe nie śpiewa najlepiej ale za to znakomicie gra. Do tego stopnia znakomicie, że pojawia się w nas uczucie współczucia wobec człowieka, któremu właśnie zawalił się świat. Kolejną sceną, w której ta technika działa świetnie jest Pusty Stół i Puste Krzesła w wykonaniu Eddiego Redmayne. Utwór brzmi dobrze przede wszystkim dlatego, że widzimy jak bohater absolutnie się rozkleja, z żalu za poległymi przyjaciółmi.
Wydaje się, że Anne Hathaway nie tyle zaśpiewała co zagrała I Dreamed a Dream. I trzeba przyznać, że to wykonanie zdecydowanie oryginalne i nadające temu osłuchanemu utworowi świeżości.
Zagraj śpiewając nie śpiewaj grając – No właśnie to chyba najważniejszy punkt programu. Nędznicy nie jest nagraniem najlepszego wykonania wokalnego musicalu. Ci Nędznicy nie są nawet w pierwszej dziesiątce. O tym, że utwory można zagrać czyściej, lepiej czy korzystając z większej skali głosu, raczej wszyscy dobrze wiemy. Ale wydaje się, że reżyserowi wcale nie zależało na tym by jego aktorzy zaśpiewali musical najlepiej. Zresztą powiedzmy sobie szczerze, przy takiej obsadzie nie miałby za bardzo możliwości (zwierz nie mówi, że wszyscy nie umieją śpiewać, ale nie wszyscy tak jak wymaga się tego na Broadwayu) . Dlatego, każe aktorom przede wszystkim grać. Jeśli scena wymaga by płakali, niech śpiewają przez łzy, jeśli ich bohater traciłby dech, niech śpiewają na krótkim oddechu, jeśli rozwinięcie pełnej skali głosu nie miałoby sensu, niech zaśpiewa ciszej, gorzej ale za to prawdziwie aktorsko. Zwierz czytał opinie, że to zupełnie nie ma sensu, że skoro się kręci musical, to wszyscy powinni ślicznie i czyściutko śpiewać. Zdaniem zwierza, akurat w przypadku Nędzników, to znakomity pomysł. Znakomicie zaśpiewane wersje utworu już mamy. Czas na taką znakomicie zagraną. Choć oczywiście jest tu pewien problem. Zwierz może z całej siły bronić takiego konceptu. Ale kiedy Hugh Jackman po prostu źle śpiewa Bring Him Home, to chciałoby się znaleźć reżysera i porządnie mu przyłożyć, za to że nie kazał powtórzyć sceny. I to chyba największy dylemat.
Zwierz musi ze smutkiem stwierdzić, że wokalnie mógł się przyczepić jedynie do męskiej obsady. Kobiety zdaniem zwierza śpiewały bez zarzutu.
Sceny zbiorowe wychodzą zawsze – zwierz się nabija ale niezależnie od tego czy musical wam się spodoba czy nie ze względu na swoje solowe występy poszczególnych aktorów, to trzeba przyznać, że jeśli jest coś w tych Nędznikach co zwala z nóg to sceny zbiorowe. Poczynając od niesamowitej wizualnie i muzycznie sceny wciągania statku do doku przez stojących w wodzie więźniów (z resztą Hooper znakomicie zinterpretował Look Down stawiając Javerta konsekwentnie przez cały film na podwyższeniach), przez zapierającą dech scenę pogrzebu (Hooper tak zainscenizował Do You Hear the People Sing że utwór znany przez wszystkich brzmi jakby się go słyszało po raz pierwszy), oraz przez wspaniale zainscenizowaną scenę końcową, która pozwala reżyserowi wybrnąć z problemu jakim jest brak zwyczaju wskrzeszania ludzi pod koniec filmów by wyszli do ukłonów. Innymi słowy sceny zbiorowe w filmie dały zwierzowi dokładnie to czego brakowało mu w teatrze. Poczucie skali opowieści, znakomite wykonanie, błyskotliwą interpretację i przestrzeń.
Jakieś piękne barykady (plus kamera w kadrze) czyli trzeba przyznać, że sceny zbiorowe w filmie są poruszające.
Słyszysz jak melorecytuje lud – zwierz wie, że w niektórych recenzjach (zwierz naśmiewał się z tego już na facebooku) pojawił się zarzut, że film zachował formę musicalu ze sceny, co oznacza, że właściwie wszystkie dialogi są w formie recytatywów (nie wie zwierz jak to się nazywa w musicalach tak się to zwie w operach), czyli, że wszyscy do siebie śpiewają, wszystko od „dzień dobry” po „podaj nóż”. Zwierz autentycznie nie wie jak można się do tego przyczepić. W chwili kiedy śpiewa się wszystko, fakt, że raz na jakiś czas mamy arię (zostańmy przy nomenklaturze operowej) nie przeszkadza, nie jest niczym zabawnym i w sumie sprawia, że odpada ten niezamierzenie komiczny element musicalu – fakt, ze wszyscy , śpiewają. Zwierz nie wyobraża sobie Nędzników, gdzie wszyscy rozmawiają sobie zupełnie normalnie a nagle ktoś wybucha z pieśnią. Tak po prostu całym filmem rządzi muzyka. A do tego, łatwo się do takiej konwencji przyzwyczaić. No i jest to zdaniem zwierza zgodne z konwencją grania poprzez muzykę a nie wysuwania muzyki na pierwszy plan.
Łatwiej o pięć śpiewających kobiet niż o dwóch śpiewających mężczyzn – no dobra zwierz wie, że część czeka na ten punkt z niecierpliwością. Zwierz nie będzie ukrywał. Jego zdaniem film dowodzi przede wszystkim tego, że w Hollywood znaleźć trzy znakomicie śpiewające kobiety to pikuś. Zarówno Anne Hathaway jako Fantine, Amy Seinfield jako Cosette jaki i Samantha Barks jako Epomine są znakomite. Śpiewają czyściutko, grają dramatycznie (Cosette ma mniej dramatycznych scen więc grania ma najmniej) no i wyglądają wspaniale (nawet wspaniale umierają na suchoty). Niestety gorzej z obsadą męską – z Hugh Jackmanem wydaje się, że jest trochę jak w tym dowcipie o facetacie, który nie umie jednocześnie iść i mówić. Kiedy koncentruje się na graniu, jego glos niekiedy wędruje do dziwnych rejestrów, kiedy widać, ze chce dobrze wypaść wokalnie jego twarz przybiera najczęściej wyraz bezbrzeżnego zdumienia, które w przypadku tego aktora ma oznaczać pełne spektrum emocji. Oczywiście zwierz kocha Hugh, i uważa że spisał się w wielu scenach bardzo dobrze, ale wie że mógł się spisać lepiej. To chyba najlepiej śpiewający mężczyzna z obsady, człowiek, który słusznie wygrał nagrodę Tony, a tymczasem nie ma ani jednego momentu kiedy może się wyłącznie popisać głosem. Poza tym czy tylko zwierz słyszy australijski akcent w jego śpiewie? Z kolei Russel Crowe po prostu nie ma głosu do tej roli. No nie ma i tyle. Śpiewa najlepiej jak może, nawet nie fałszuje, no ale wysokich nut nie wyciągnie i tyle. Choć można mu to wybaczyć, bo to na tyle dobry aktor, że kiedy nie patrzymy odciąga swoją grą naszą uwagę od nut. Najlepiej wypada chyba Eddie Redmayne, który ma taki ładny ton głosu, który mimo młodego wieku aktora brzmi jakoś uroczo staroświecko. Ale zwierz nadal ma problem z Redmaynem bo jeszcze się nie może zdecydować czy to bardzo przystojny aktor, którego zwierz bardzo lubi, czy aktor, który ma coś nie tak z twarzą. To znaczy zwierz jeszcze nie wie co. Paradoks polega na tym, że najlepsze głosy w filmie słyszymy w tle albo na drugim planie gdzie pojawiają się ci aktorzy i śpiewacy, którzy naprawdę wiedzą co robią bo w większości stanowią obsady Londyńskiego wykonania musicalu.
Jak długo trzeba umierać by dostać Oscara? – zwierz jest trochę podły bo kiedy Anne Hathaway schodziła na ekranie z powodu wycieńczenia organizmu to zwierz zastanawiał się czy rzeczywiście jej rola jest na tyle długa by dostała za nią Oscara. Niemniej zwierz przyglądał się też produkcji z punktu widzenia Oscarowego szumu. No i tu zwierz ma mieszane uczucia. O ile jeszcze wydaje się, że Hathaway należała by się nagroda za absolutnie mistrzowskie wykonanie swojej piosenki, o tyle w przypadku pozostałych wyróżnień, zwierz ma wątpliwości. Z całą pewnością nie jest to najlepszy film roku, a z kolei rola Hugh choć rzeczywiście widać, że aktor włożył w nią serce to chyba jednak za mało na Oscara. Mówi się sporo o Oscarach w kategoriach, dekoracje czy kostiumy i tu może należałoby oczekiwać triumfu przy czym wydaje się, że byłoby to dla reżysera niepowodzenie. Zwłaszcza, że zwierz nie może się powstrzymać przed złośliwą uwagą, że w Paryżu jest tylko jedna ulica i jest to Pokątna. To znaczy scena barykady była kręcona właśnie, na tym planie i bardzo to widać. Na nagrodę z całą pewnością nie zasługuje natomiast piosenka Suddenly, która po prostu jest i właściwie tyle można o niej dobrego i złego powiedzieć.
Zwierz wie, że jest podły ale film jakby nie mógł się zdecydować ile chce zachować umownej teatralności, co w niektórych scenach (jak tej na Pokątnej) trochę przeszkadzało.
Fangirl Javert i wiecznie młody Jean Valjean – dobra zwierz pozwala sobie na odrobinę złośliwości. Jak słusznie zauważyła towarzyszka zwierza w kinie ciągłe pojawianie się Javerta krzyczącego „Jean Valjean” przypomina zachowanie znerwicowanej fangirl. Zwierz wie, że to nie ładnie śmiać się z głównego wątku filmu (choć uważajcie kiedy choć raz wyobrazicie sobie Russela jako szaloną fangirl będzie bardzo trudno wyrzucić ten obraz zgłowy) ale prawdą jest, że to co na scenie zupełnie nie przeszkadza w filmie, w niektórych momentach wydaje się trochę śmieszne albo może nie tyle śmieszne co uchylające przed nami kulisy narracji. Gdy oglądamy sztukę przyjmujemy umowność, gdy w filmie co chwilę dwóch bohaterów na siebie wpada zaczynamy się zastanawiać czy we Francji jest tylko jeden inspektor policji. Druga dowcipna czy złośliwa uwaga to problem absolutnej nie umiejętności postarzania Hugh Jackmana. Otóż przez cały film właściwie się zupełnie nie starzeje (kilka siwych włosów w średnio dobranej peruce to za mało) co sprowadza nas do momentu kiedy na przykład utwór Bring Him Home brzmi dość kuriozalnie gdy facet ewidentnie koło czterdziestki śpiewa o facecie po trzydziestce że mógłby być jego synem. Co ciekawe kiedy już w końcu zdecydowano się postarzyć Hugh to można powiedzieć, że starzeje się on w ciągu jednej nocy. Taki drobny szczegół ale zwierzowi przeszkadzał.
To nie jest sztuka o konsekwencjach kradzieży zastawy stołowej – zwierz zbliża się do końca swoich uwag więc powinien dodać, że scenarzystom i reżyserowi na pewno udało się uniknąć jednego czyli nakręcenia filmu o niczym a właściwie jak zwykł wrednie twierdzić zwierz o konsekwencjach kradzieży zastawy stołowej. Jest w tym filmie kilka scen perełek, kilka momentów kiedy muzyka naprawdę brzmi tak jak powinna, kiedy zestrajają się ze sobą talenty aktorskie i wokalne, albo kiedy talenty aktorskie przełamują braki wokalne (i na odwrót), kiedy czujemy, że naprawdę wszystkim Nieszczęśnikom tego świata, należy się coś więcej. Pod tym względem Hooper swoim filmem wygrał. Bo wszak bardzo łatwo nakręcić taki musical wybitnie o niczym.
… w scenach na początku filmu, gdzie zdecydowanie widać, że życie go doświadczyło. Plus na obrazku dwa świeczniki, Te świeczniki.
Czy można krytykować musical w którym dzieci śpiewają dobrze – no właśnie. To co zawsze stanowi największą bolączkę musicali w tym scenicznych wstawień Nędzników. Dwie ważne dziecięce role – małej Cosette i małego Gavroche (zwierz zdecydował się już na zapis taki jak w Imdb). Obie role są znakomicie zagrane, i mistrzowsko zaśpiewane. Wrażenie robi zwłaszcza Daniel Huttlestone jako Gavroche, gra dokładnie z taką swobodą i wyczuciem jakich reżyser mógł pragnąć od wszystkich swoich wykonawców. Ale czemu się dziwić, w końcu chłopak gra postać także w teatrze, co skłania nas do refleksji czy naprawdę nie byłoby dla wszystkich lepiej by nakręcić musical bez wielkich nazwisk. No ale kto by to wtedy oglądał. A i jeszcze warto zauważyć, że dwójka dzieciaków prezentuje właściwie ten sam typ urody (blond, wielkie oczyska) i można się zastanawiać czy nie łączy ich jakieś pokrewieństwo. A może wszystkie francuskie dzieci tak wyglądają.
Zwierz zwykle rzuca się pierwszy do krytykowana ról dziecięcych no ale tu po prostu nie ma czego krytykować.
Zwierz przygląda się wypisanym punktom i nadal nie wie. No po prostu nie ma pojęcia. Z jednej strony marzą mu się Nędznicy lepiej zaśpiewani. Z drugiej, trudno było by chyba o Nędzników dużo lepiej zagranych. Niemniej jednak zwierz chyba skłania się ku refleksji, że w kinie co raz trudniej o moment prawdziwego wewnętrznego poruszenia. Tej chwili kiedy uczucia bohaterów są tak silne, że nie możemy pozostać obojętni. Przy wszystkich swoich wadach Nędznicy dostarczają kilku takich scen. Dla tych scen zobaczyć warto. Wszak niewiele jest cenniejszych rzeczy w świecie sztuki niż wzruszenie losem tych, którzy nie istnieją.
Ps: Zwierz znalazł w swojej skrzynce takie cuda, że będzie dziś jeszcze jeden wpis. Agitacyjny.
Zwierz zostawia was z wersją Do you Here the people sing, której nie będzie na wydanej ścieżce dźwiękowej a towarzyszy chyba najlepszej scenie filmu (ale musicie sami zobaczyć :p). Plus niech ktoś odpowie zwierzowi na pytanie czy Pan na zdjęciu jest przystojny czy tylko dziwnie wygląda.