Nie będę ukrywać – czuję w sercu odrobinę nostalgii, odrobinę rodzącej się tęsknoty. Musicie zrozumieć Zwierza oglądając Nowe oblicze Greya, zrozumiał że być może już nigdy w życiu nie zobaczy czegoś co tak bardzo udaje film jednocześnie nie mając fabuły, postaci i napięcia. Oglądając kolejne sceny myślałam z czym będę się żegnać. I tak właśnie mam dla was – zapewne zawierający jakieś spoilery do domniemanej fabuły wpis, w którym żegnam się ze wszystkimi niezapomnianymi elementami produkcji.
Będzie mi żal sceny ślubu na którym jest całe mnóstwo postaci które powinnam kojarzyć, ale nie kojarzę bo były tak bardzo w tle w poprzednich dwóch częściach, że nie mam do końca pojęcia kim są. Nie w każdym filmie drugoplanowe postacie pojawiają się na tak krótko by po trzech filmach nie było sposobu by je spamiętać.
Będę tęsknić za scenami takimi jak ta w której Anastasia zawieziona pod samolot pyta „Czy to twój” bo to takie słodkie, że dziewczyna, której facet ma jacht, helikopter i awionetkę jest zaskoczona tym, że ma prywatny samolot.
Będzie mi żal tego długiego pozbawionego dialogów montażu z podróży poślubnej Christiana i Anastsii, który wygląda trochę jak coś na co poszedł cały budżet na promocję francuskiej turystyki a trochę jak reklama perfum. Wśród aktywności – zwiedzanie Wersalu, bieganie w deszczu, oraz moje ukochane – jazda na rowerkach. Bo cóż innego można robić we Francji.
Będę budzić się w nocy zastanawiając czy ktoś kupił w końcu ten jacht który reklamują od dwóch odcinków filmu. W poprzednim Christian na nim żeglował, w tym okrąża go na skuterze wodnym. Nabywco – pośpiesz się zanim fani filmowej serii zrzucą się na to prawdziwe cudo (tylko teraz w przecenie).
Będę się uśmiechać na myśl o tych wszystkich scenach które nawiązują do wątków z książki ale ponieważ nikt nigdy nie zajmował się za bardzo rozwijaniem wątków z książki to zupełnie nie mają sensu. Jak scena w której Christian zaplata (bardzo nieudolnie) włosy Anastazji w warkocz a ona go pyta „Dlaczego to robisz” a on nie ma żadnej odpowiedzi, film nie ma żadnej odpowiedzi i tylko ci najwięksi fani – którzy doczytali co jest w trzecim tomie Greya na Wikipedii wiedzą o co właściwie chodzi.
Będzie mnie wzruszać scena w której nasza bohaterka decyduje się na to że zrobi mężowi stek na kolacje i przy okazji – w czasie podawania posiłku rozpocznie rozmowę o tym czy chcą mieć kiedyś dzieci. Dla Zwierza połączanie w jednej scenie steków i rozmowy o dziecku to wynik ukończenia „wyższej szkoły konwersacji imienia Hannibala Lectera”.
Będę bardzo tęsknić za sceną w której Anastasia dowiaduje się, że pod jej nieobecność dostała awans na szefową działu fikcji w wydawnictwie. I za tą kolejną sceną w której jej kochany mąż tłumaczy, że ten awans nie ma nic wspólnego z faktem, że jest teraz żoną właściciela wydawnictwa – bo jest coś wzruszającego w wizji że to naprawdę mogłaby być prawda, a nie historia o dziewczynie która przyszła na staż jako asystentka po czym natychmiast awansowała bo przypadkiem jest w związku małżeńskim z najpotężniejszym człowiekiem w Seattle (cóż za mało imponujący tytuł).
Będę czuła że coś jest w moim życiu nie tak bo mój mąż – nigdy nie wpadł do mojej pracy, przerywając spotkanie biznesowe tylko dlatego, że nie zmieniłam w mailu nazwiska na nowe. Do dziś tego nie zrobiłam (miałam więcej czasu niż Anastasia) a mąż nawet przez chwilę nie wbiegł do mego gabinetu jak Christian. Moje życie to kłamstwo.
Będę czasem zupełnie bez powodu wzdychać przypominając sobie scenę z panią architekt podrywającą bezczelnie Christiana Greya na projekt ekologicznego domu, który będzie bardziej prestiżowy niż stary opuszczony budynek w środku lasu. Na całe szczęście Anastasia przypomni jej gdzie jest miejsce pań architekt. Z dala od przedramienia Christaiana Greya (czy wiecie że jeśli jakaś kobieta dotknie przedramienia waszego męża to znaczy, że go właściwie prawie uwiodła).
Będzie mi żal pełnych napięcia scen pościgów, które ujawnią że Anastasia Steele (och Grey – poprawię zanim Christian wpadnie na mnie nakrzyczeć) minęła się z powołaniem i w istocie jest uznanym kierowcą rajdowym, który w trakcie pościgu nie traci nerwów a nawet się uśmiecha. Podobnie jak Jamie Dornan grający Christiana. Tak jakby wszyscy w tym krótkim momencie zdali sobie sprawę jak bardzo to nie ma sensu.
Będę się czasem niespodzianie uśmiechać sama do siebie na myśl, o tym, że ostatnia część ponoć erotycznej trylogii gdzie wyuzdany seks rozpala policzki dziewcząt i przekierowuje krew do lędźwi widzów zwiera scenę porywczego seksu w zaparkowanym samochodzie, gdzie zbliżenie partnerów trwa nie całą minutę. Najwyraźniej ktoś czytał statystyki dotyczące średniej długości stosunku seksualnego w Europie i postanowił zrobić coś by wszyscy poczuli się lepiej ze swoim życiem seksualnym.
Będę myśleć ciepło o producentach nowych Audi którzy ewidentnie zapłacili za scenę pościgu samochodowego głównie po to by zareklamować swój samochód. Zwierz jest przekonany, że jeśli ktokolwiek będzie go kiedyś ścigał a on sam poczuje, że powinien zostać kierowcą rajdowym to tylko w Audi. Plus samochód ewidentnie ma też wystarczająco dużo miejsca by uprawiać seks na przednim siedzeniu więc w sumie wszystko co najważniejsze w przypadku zakupu samochodów już nam zaprezentowano.
Będę tęsknić za człowiekiem który napisał scenę przycinania włosów Christiana głównie dlatego, że w następnej scenie widzimy wyraźnie, że jego fryzura się nie zmieniła ale po co się przejmować takimi problemami. Inna sprawa – Zwierz jest pod wrażeniem skomplikowanej pozy w jakiej Anastazja myje swemu mężowi włosy. Jakby włożenie głowy pod prysznic było za trudne. Zresztą co Zwierz mówi – w tych scenach głównie koncentruje się na głębokiej zazdrości jaką budzi w nim fakt, że Christian ma w swoim apartamencie i wannę i prysznic.
Będę czasem śmiać się na myśl że jest w tym filmie jedna zabawna scena w której zły człowiek zostaje obezwładniony przez dzielnych ochroniarzy (pan ochroniarz jest nieco bardziej przystojny od Christiana co jest dekoncentrujące) ale niestety – nie mają oni kajdanek. Na całe szczęścia Anastasia pamięta że ona i jej mąż mają własny zapas. To jest naprawdę zabawna scena.
Będę tęsknić za tym wyczekiwaniem aż w scenach wyuzdanego seksu pokażą mi coś więcej niż tylko piersi Dakoty Johnson. Są to bardzo ładne piersi ale naprawdę – mam wrażenie, że jakby Zwierz chciał popatrzeć na biust to pochyliłby głowę i popatrzał na własny. Natomiast jeśli chodzi o te wyuzdane chędożenie to przez te lata Zwierz poczuł jakiś związek z prawą łopatką Jamiego Dornana – którą w tych scenach najczęściej widać. Choć, uwaga – po latach wyczekiwania i napięcia – nadszedł ten moment kiedy twórcy postanowili porzucić wszelkie granice przyzwoitości i pokazać nam nie pół, nie jeden ale DWA, tak DWA pośladki Jamiego Dornana na raz. Poruszające!
Będę się uśmiechać wspominając scenę w której Dakota Johnson przesuwa palcem po tablecie gdzie ewidentnie powinien przesuwać się artykuł ale ponieważ coś nawaliło to wciąż jest dokładnie ten sam obrazek. Co każe podejrzewać że tym razem Apple nie zapłaciło za product placement. A jednocześnie – będę z rozrzewnieniem myśleć o tej firmie która zapłaciła za reklamę swojego telefonu. O jego zaletach dowiemy się od szantażysty który powie nam dokładnie jaki telefon ma aparat fotograficzny. To dokładnie robią szantażyści kiedy dzwonią z cudzego telefonu. Przede wszystkim recenzują go dla swojego rozmówcy.
Będzie mi smutno, że już nigdy więcej nie przyjdzie mi zastanawiać się jakim cudem spodnie Christiana zawsze trzymają się tak nisko nie spadając przy każdym ruchu. To jedna z największych zagadek wszechświata, zaraz po tym – ile czasu Anastasia właściwie spędza w pracy bo sprawia wrażenie jakby tylko z niej wychodziła w pośpiechu.
Będę czasem ze smutkiem myśleć, że już nie dowiem się jakie jeszcze przymioty ciała i ducha ma niesamowity Christian Grey, bo w tej trzeciej części okazało się, że nie tylko gra na fortepianie (niechże ktoś kupi fortepian od tej firmy co się tak reklamuje) ale też śpiewa rzewne serenady. Zwierz nie wiedział, że Grey śpiewa rzewne serenady, gdyby wiedział traktowałby go poważniej. Z drugiej strony – film udowodnił, że Christian a właściwie Jamie Dornan nie umie dyskretnie mrugać. Co uczyniło z niego ciekawszą postać. Taką bliższą życia.
Będę zawsze uśmiechać się na myśl, że w tym filmie jest scena w której Christian Grey otwiera lodówkę po czym deklaruje, że szukał żony. Wiemy, że „Woman in the fridge” to popularny trop ale to nie znaczy, że każda ukochana wyląduje zawsze w lodówce.
Będę myśleć sobie z pewnym współczuciem o aktorze którego wybrano do roli Jose – tego odpowiednika Jacoba w 50 Twarzach Greya, który ostatecznie jest tak zmarginalizowany że ma w filmie jedną linijkę tekstu i trochę gra w szachy. A facet pewnie był przekonany, że już nigdy nie będzie anonimowy na ulicy.
Będę wspominać niekiedy z rozrzewnieniem te wszystkie dramy w filmie, które rozwiązują się w kilka minut czyniąc całe przeżycie filmowe dość dziwnym, bo jakże się zaangażować skoro – w sumie nic się nie dzieje, a romantyczne oświadczyny wiążą na wieczność dwie postacie, których imion Zwierz nie jest pewien bo pojawiły się na ekranie na zaledwie kilka minut przez ostatnie kilka lat. Co więcej są to zaręczyny w klubie nocnym co jest chyba najgorszym miejscem w którym można się komuś oświadczać. W każdym razie Zwierz życzy im wszystkiego dobrego i jak najmniejszej ilości adaptacji filmowych ich nudnego życia.
Będę zawsze tęsknić za wątkami w których dwudziestoparoletnia aktywna seksualnie kobieta jest w totalnym szoku, że zaszła w ciąże, zwłaszcza po tym jak odkładała przez tygodnie wizytę ginekologa. Ponownie – to taki powiew realizmu w tej reklamie samochodów, fortepianów i mebli.
Będę sobie wspominać co pewien czas, że choć nie jestem równie wspaniała jak Anastasia Steele (Jezu GREY! Szybko zanim Christian się dowie) to jednak opanowałam nieco lepszy sposób nakładania ubrań w których jednak wysokie buty zakładam już po założeniu sukienki. Nie mniej ten film zawierał już DRUGĄ w życiu Zwierza scenę dramatycznego zakładania rajstop. Moje życie jest teraz pełniejsze.
Będę już zawsze wzdychać na myśl, że pewnie w żadnym innym filmie bohaterka szukając pieniędzy na okup nie sięgnie po prostu po książeczkę czekową z szuflady męża i po jego skórzaną torbę (no w rękę 5 milionów dolarów nie weźmie). Tak właśnie wyglądają dramatyczne decyzje finansowe w świecie wielkich pieniędzy.
Będzie mi trochę żal tego strasznie przebiegłego, złego złola, chytrzejszego niż wszyscy źli chytrusi, sprawniejszego niż najsprawniejsi ochroniarze, bardziej przebiegłego niż najbardziej knujące szuje, który zostaje zneutralizowany mniej więcej w dwie minuty – głównie dlatego, że nie docenił tego jak bardzo Christian Grey stalkuje swoją żonę. Plus – będę tęsknić za filmem, który jest tak niezainteresowany swoją fabułą, że nawet zapomniał zbudować jakiegokolwiek napięcia. To miłe, kiedy nikt nie próbuje udawać, że chodzi o cokolwiek innego niż sprzedaż biletów na Walentynki.
Będę do końca życia pod wrażeniem, że twórcy filmu zdecydowali się zakończyć wątek trudnych relacji Christiana z jego biologiczną matką, co jest odważnym pomysłem biorąc pod uwagę, że nigdy go tak naprawdę nie zaczęli i nie przejmowali się by dać mi jakikolwiek środek. Natomiast warto też zaznaczyć, że w scenie w której Christian stoi nad grobem swej matki mamy do czynienia z najbardziej sztucznym pesymistycznym deszczem jaki Zwierz widział w kinie od lat.
Będę z rozrzewnieniem wspominać kogoś kto uznał, że najlepiej pod sam koniec filmu pokazać nam montaż romantycznych scen z poprzednich sezonów, jakby nagle przełamując czwartą ścianę i przypominając, że tak wszyscy wiemy, że tu nie powinno być jakiejkolwiek fabuły, ale przecież wszyscy chcemy raz jeszcze na odchodne zobaczyć jak Jamie Dronan ćwiczy na równoważni.
Będę łkać na myśl, że ten film kończy się sceną jak z reklamy ubezpieczeń na życie.
Za tym wszystkim będę tęsknić w każde kolejne Walentynki każdego kolejnego roku – aż ktoś stworzy serię równie pozbawioną postaci, fabuły i sensu. Będę zamykać oczy i widzieć wszystkie te pozbawione sensu i chemii momenty i myśleć, że już nigdy nie będzie tak zakłopotanego swoim udziałem w jakimkolwiek filmie człowieka ja Jamie Dornan. Są jednak rzeczy za którymi nie będę tęsknić.
Nie będę tęsknić za sceną w której Christian Grey zabrania swojej żonie zdjąć góry od stanika – na plaży gdzie wszystkie kobiety opalają się topless, bo to scena która dość jasno sugeruje, że on ma jakiekolwiek prawo o tym odgórnie decydować.
Nie będę tęsknić za wszystkimi scenami w których Christian obsesyjnie kontroluje swoją młodą żonę a ona uznaje to za sympatyczne. A jej znajomi słysząc, że jeśli nie wróci do domu od razu po pracy (jak kazał mąż) to będzie miała problemy, stwierdzą że „Jesteś taka zamężna” i stwierdzą że jej to bardzo pasuje. Bo nikt w związku nie powinien się niepokoić co będzie jeśli nie wykona poleceń drugiej strony.
Nie będę tęsknić za całym wątkiem męża złego na żonę, o to, że zaszła w ciążę. Opakowany w romantyczny pakunek dojrzewania do ojcostwa. Bo jeśli pierwszą reakcją faceta jest nakrzyczeć na swoją partnerkę że go zdradziła i będzie miała w życiu kogoś kogo kocha bardziej od niego, to nie jest to romantyczne, ani niedojrzałe tylko zwyczaje niebezpieczne.
Nie będę tęsknić za tymi wszystkimi momentami w których przekonuje się nas że małżonkowie powinni ukrywać przed sobą mnóstwo informacji bo przecież – robią to wszystko dla dobra tej drugiej strony. Bo jasne- każdy ma prawo do swoich sekretów, ale jeśli druga strona nic nam nie mówi i ma niemal wyłącznie sekrety to nie jest to romantyczne i niepokojące.
Nie będę w końcu tęsknić za takim dziwnym układem w którym bohaterowie nawet po ślubie nie do końca rozumieją, że powinni ze sobą rozmawiać, czy coś wspólnie ustalać. To jeden a z najgorszych cech narracji o miłości i związkach – dla stworzenia dramatyzmu scenarzyści tworzą świat w którym ludzie ze sobą nie rozmawiają. Tworząc tym samym iluzję, że tak powinno być – wymiana informacji jest tylko opcjonalna.
W tej mieszaninie żalu i irytacji jest też – nie ukrywajmy – odrobina tajemnicy. Otóż muszę wam zdradzić, że w filmie są nie tylko sceny z których nic nie wynika (w sumie można powiedzieć że z żadnej sceny w żadnym filmie nie wynika nic wielkiego) ale też – nie ma w nim scen które nam zapowiadano w trailerze. Tak moi drodzy – Christian Grey nie wynurza się z wody niczym dziewczyna Bonda, nie daje nikomu po pysku w klubie niczym sam Bond i choć spotyka się z bohaterką graną przez Kim Basinger, to samej aktorki w filmie niema. Nieobecność tych scen budzi w Zwierzu spory niepokój, że może było więcej Greya a Zwierz go nie widział, To oznacza tylko jedno. Kiedy tęsknota już na zawsze rozerwie duszę Zwierza trzeba będzie sięgnąć po specjalne rozszerzone wydanie DVD.
Nasza epopeja z 50 twarzami Greya dobiegła końca. Filmy nie zrewolucjonizowały tego jak się w kinie pokazuje seks. Mimo, że miały nas wszystkich poruszyć swoją odwagą, ostatecznie okazały się cudownie konwencjonalne. Miały w sobie czar reklamy mebli, napięcie reklamy perfum i zdjęcia jak z reklamy jachtów. Utwierdziły nas w przekonaniu, że talent aktorski Jamiego Dornana jest wprost proporcjonalny do długości jego brody i że Dakota Johnson wygląda fenomenalnie w sukniach bez pleców i z lejącym się dekoltem. Wiemy też, że filmy wcale nie potrzebują scenariusza by mieć kontynuacje a także, że jeśli kręcisz ekranizację pierwszego tomu popularnej (ale słabej) powieści, to zanim dojdziesz do tomu trzeciego to cała powieść nikogo nie interesuje a jej ekranizacja jeszcze mniej. Co więcej wiemy, że po angielsku mamy tytuł „50 Shades Freed” ponieważ na skutek wykasowania wielu wątków trudno powiedzieć od czego uwalnia się nasz bohater, przyjmijmy, że chodzi o uwolnienie biednego Dornana. Biegnij więc wolny Irlandczyku, możesz teraz mówić ze swoim naturalnym akcentem, zapuścić brodę i wybrać dla siebie jaka rolę w której będziesz budził zaufanie – jak zabójca kobiet w Belfaście. Na sam koniec – może się okazać, że kręcąc bardzo słabe, niepokojące w swoim przedstawianiu miłości romantycznej filmy znacznie przyczynicie się do wzrostu popularności złośliwych blogerów filmowych. Biorąc to pod uwagę – nie krępujcie się i nakręćcie to wszystko jeszcze raz tym razem z perspektywy Greya rozmawiającego ze swoim penisem. Obiecuję, że obejrzę.
NA KONIEC jeszcze jedna ważna uwaga – w recenzji drugiej części perypetii Greya i braku scenariusza zastanawiałam się co stało się z intensywnie krojoną czerwoną papryką. Chyba się odnalazła w finałowym – bardzo czerwonym daniu które przypala Grey. Ta największa tajemnica jednak została wyjaśniona.
Ps: Już jutro live Czytu-Czytu a w nim rozmawiamy o Cinder – powieści dla młodzieży która bierze motywy z klasycznych baśni ale opowiada je w zupełnie nowy sposób. Zaczynamy o 19:00 na YT na kanale Podsłuchane.