Moje uwagi o nominacjach Oscarowych zacznę od niewielkiego elementu, który niezwykle mnie bawi – otóż nie da się ukryć, że prezydent Akademii wygłaszający optymistyczne stwierdzenie, że Muzeum Akademii zostanie otwarte już na jesieni 2021 roku to typowy przykład problemu tej wielkiej instytucji.Muzeum miało być już otwarte tak dawno, że w mojej wydanej kilka lat temu książce o Oscarach pisałam, że zostanie otwarte wkrótce a potem przerabiałam datę w wydaniu drugim i wciąż jednak nie zostało otwarte Jasne sporo ma do tego pandemia, ale nie tylko. Akademia to olbrzymia instytucja i czasem widać, że zaczyna cierpieć na olbrzymią niemoc. Inna sprawa dostaliśmy informację, że Oscary odbędą się 25.04 na żywo, ale jednak w rozbitych lokalizacjach – część tradycyjnie w Dolby Theatre a część z wykorzystaniem budynku LA Union Stadion. Pewnie część gości i nominowanie w mniej popularnych kategoriach tam wyląduje.
No dobra a teraz nominacje i moje uczucia. Od razu powiem, że ten rok jest dziwny pod względem nominacji i nagród, bo mam wrażenie, że każde gremium przyjęło trochę inny sposób patrzenia na to co zaoferowali twórcy w tym roku. Chyba najlepszym przykładem jest podejście do „Minari”, które pojawia się na przestrzeni wszystkich kategorii jednocześnie – nie będąc filmem całkowicie anglojęzycznym (choć wyprodukowanym w USA) – dialogi po koreańsku mieszają się z tymi po angielsku. To nie jest złamanie żadnej zasady, ale ciekawe wyjęcie tego filmu z tej specyficznej sytuacji w jakiej mógłby stawiać głosujących. Złote Globy np. Zakwalifikowały go do filmu obcojęzycznego (bo tam zasady są inne). Na pewno od razu rzuca się w oczy, że pod względem nominacji bardzo dużo zebrał Mank – co wskazuje, że pandemia, nie pandemia, ale Oscarowe kampanie Netflixa działają jak dobrze naoliwiona maszyna. W ogóle to jest Jednak taki rok gdzie widać potęgę dystrybucji Netflixowej – choć tu nie powinniśmy się dziwić – kiedy indziej platformy byłby w tak doskonałej sytuacji by pokazać swój zasięg. Jednocześnie trochę zgodnie z moimi przewidywaniami – pod wieloma względami jest to rok przełomowy – jeśli chodzi o reprezentację. Będę o tym jeszcze pisać, ale jak wspomniałam – dla mnie to nieźle pokazuje, że obniżenie zainteresowania kampaniami promocyjnymi nagle owocuje zmianą stawki. Inna sprawa, że bardzo mało było w tym roku filmów dużych które zwykle przodowały w kategoriach technicznych. To takie bardzo niezależne Oscary, pod wieloma względami, i nie ukrywam – nie jest mi przykro, że tak wyglądają.
Zacznijmy od aktorki w roli drugoplanowej. Miłym potwierdzeniem pewnych zmian jest nominacja dla Marii Bakalovej za występ w drugiej części „Borata” (zobaczycie na Amazon Prime). Aktorki występujące w produkcjach komediowych rzadko mają szasnę na dostrzeżenie na Oscarach, a tu nominacja jak najbardziej się należy, bo na świeżości tej aktorki opera się w sumie cały film. Nominację dostała też Glenn Close (za „Elegię dla Bidoków „- do zobaczenia na Netfix). Przyznam szczerze, że jeśli istniał jakikolwiek powód by ten film powstał to po to by Glenn Close mogła dostać za niego Oscara. Tak to nie jest jej najlepsza rola (choć uważam że nominowanie jej do Złotych Malin jest jednak daleko idącą przesadą) ale dajmy Glenn Oscara. Jej się należy bardziej niż należał się Leonardo DiCaprio. Nie jest zaskoczeniem nominacja dla Olivii Colman za rolę w „ The Father”, to chyba będzie tradycja że każda większa rola Olivii zostanie dostrzeżona przez akademię skoro zorientowano się jak wspaniałą jest aktorką. Nie odbierając niczego Amandzie Seyfried – mam wrażenie, że jej nominacja za rolę w „Manku” to przede wszystkim dobre i skuteczne działania Netflixa. Nominacja dla Youn Yuh-jung za rolę w „Minari” to dowód na to, że być może akademia otwiera się coraz bardziej na docenienia nie aktorów, którzy grają w filmach z napisami. Czy kogoś zupełnie pominięto – cóż jest ciekawym, że Jodie Foster która została nagrodzona Złotym Globem za rolę w „Mauretańczyku” nie znalazła się nawet na liście nominowanych. Wśród nominowanych nie pojawiła się też Helena Zengler z „News of The World”. Nie wydaje mi się jednak by brak tych nominacji był przyjęty z olbrzymim zaskoczeniem, bo w tym roku mam wrażenie, że ta główna drugoplanowa stawka była raczej dość mocna.
Przejdźmy do aktora w roli drugoplanowej. Nominację dostał Sacha Baron Cohen za „Proces Siódemki z Chicago” (do zobaczenia na Netflix) i mam wrażenie, że przez wielu jest postrzegany jako faworyt, bo wpisuje się w schemat aktora komediowego, który zrywa ze swoim wizerunkiem by pokazać prawdziwe aktorskie umiejętności. Inna sprawa, że Cohen stał się trochę gwiazdą tego rozdania biorąc pod uwagę, że ma też nominację za scenariusz do „Borata”. Wśród nominowanych znalazł się też Paul Raci za „Sound of Metal” a także Daniel Kaluuya i Lakeith Stanfield za rolę w filmie „Judas and the Black Messiah”. O ile nominacja dla Kaluuya była wyczekiwana (bo powinien dostać już statuetkę za „Uciekaj”) to mam wrażenie, że w miejsce Stanfielda część osób spodziewała się nominacji dla Jareda Leto za „The Little Things” (był wśród nominowanych do Globów i do SAG). Zestawienia dopełnia Leslie Odom Jr ze swoją rolą w „One Night in Miami” (Można obejrzeć na Amazon Prime Video). Nietrudno dostrzec że w tym roku mamy zróżnicowaną grupę nominowanych w tej kategorii. Ale nie mogło być inaczej, bo to taki rok gdzie po prostu tych drugoplanowych doskonałych ról było mnóstwo.
Chyba nie ma wielkiego zaskoczenia w kategorii najlepszego aktora pierwszoplanowego. Riz Ahmed dostał nominację za rolę w „Sound of Metal”, nominacje za rolę w „Ma Rainey’s Black Bottom” dostał pośmiertnie Chadwick Boseman – jak podejrzewam, może być tegorocznym zwycięzcą. Nie tylko dlatego, że to po prostu doskonała rola, ale też dlatego, że to ostatnia szansa by nagrodzić tego jednego z najzdolniejszych aktorów swojego pokolenia który odszedł w roku, kiedy miał dwie bardzo dobre role. Nominację dostał też Anthony Hopkins za rolę w „Father” choć jak zaznaczają amerykańscy komentatorzy – to ciekawe, że w ogóle w Stanach się ten film pamięta, bo zadebiutował na Sundance 14 miesięcy temu. Nominacja trafiła także do Gary’ego Oldmana za rolę w „Manku”. Mam wrażenie, że jednym z problemów tego filmu być to, że Oldman wiedział, że za swoja rolę dostanie nominację zanim jeszcze zaczął grać. Na koniec listę nominowanych zamyka Steven Yeun za rolę w „Minari”. Czy kogoś pominięto? Cóż te nominacje są identyczne jak na SAG Awards więc widać że sami aktorzy tak widzą stawkę w tym roku. Na pewno jest trochę smutne, że nie przebił się Mads Mikkelsen ze swoją rolą w „Na Rauszu” bo moim zdaniem pasowałby do tegorocznego zestawienia. Warto też zwrócić uwagę, że w przeciwieństwie do BAFT i Złotych Globów Akademia zupełnie zignorowała „Mauretańczyka” co oznacz np. Brak nominacji dla Tahara Rahima, który może się pocieszyć nominacją do BAFT
Stawka aktorek pierwszoplanowych też powtarza tą z SAG co nie dziwi bo w sumie to ci sami ludzie głosują. Viola Davies została doceniona za rolę w „MaRainey’s Black Bottom” a Andra Day za rolę w „The United States Vs. Billie Holiday”. Film nie ma dobrych recenzji, ale wszyscy wyrażają się z entuzjazmem o roli Andry Day. To ciekawe, bo dopiero drugi raz dwie czarnoskóre aktorki rywalizują ze sobą w kategorii „Najlepsza aktorka pierwszoplanowa”. Co interesujące – obie grają muzyczne legendy. Nie chcę mówić, że istnieje jakaś nisza, w której czarnoskóre aktorki grają na pierwszym planie i są doceniane… ale istnieje pewna nisza. Wśród nominowanych znalazła się Vanessa Kirby za rolę w „Cząstkach kobiety” (do zobaczenia na Netflix). Choć z filmem niekoniecznie mi po drodze rozumiem pokusę nominowania Kibry do wszystkich nagród.
Na koniec Frances McDormand za „Nomadland” i Carey Mulligan za „Promissing Young Woman”. Zestawiam je ze sobą, bo mam poczucie, że to może być taka dwójka najbliższa zwycięstwa. Kiedy wchodziliśmy w sezon nagród wyróżnienie dla Frances McDormand było oczywiste – nie żeby mi to przeszkadzało. Ale w ostatnich tygodniach widzę jak dużo rozmawia się o roli Mulligan – i w kontekście samego filmu i w kontekście tego, że pojawiły się recenzje sugerujące, że trochę za mało ładna ta Mulligan na rolę jaką dostała. Miło, że Akademia dała aktorce nominacje, jak da jej statuetkę będzie nią mogła walić po głowie wrednych recenzentów. Czy kogoś na tej liście pominięto? Wydaje się że dość dobrze zgrywa się o na z tym co widzieliśmy wcześniej w nominacjach. Jeśli już to może ktoś miał nadzieje, że Akademia przeoczy jak średnim filmem jest „Malcom & Marie” i nominacje dostanie Zendaya.
W kategoriach scenariuszowych nie mamy chyba wielkiego zaskoczenia. Choć może część osób być zaskoczona, że do tej kategorii kwalifikuje się scenariusz do drugiego „Borata” (co ciekawe lista osób nominowanych za ten scenariusz jest strasznie długa, chyba z pięć osób. Wśród nominowanych tytułów znalazł się też „White Tiger” (do zobaczenia na Netlix), „Nomadland” (co zapewniło Chloé Zhao cztery nominacje, bo jeszcze dochodzi za reżyserię, montaż i produkcję filmu), „One Night in Miami” i „The Father”. Pewnym zaskoczeniem jest brak nominacji do scenariusza dla Manka – mam wrażenie, że tu spodziewano się dostrzeżenia. Wśród scenariuszy oryginalnych doceniony został „Judas and The Black Messiah”, „Minari”, „Promising Young Woman”, „Sound of Metal” i „Proces siódemki z Chicago”. Ten ostatni tytuły jest przez wielu traktowany jako faworyt (ostatecznie Aaron Sorkin co jak co ale w scenariusze umie) ale mam wrażenie, że z nastrojem tegorocznego rozdania lepiej zgrywałoby nie nagrodzenie doskonałego scenariusza do „Promising Young Woman” – zwłaszcza, że to typowy film w którym to jak prowadzi się historię jest kluczowe dla naszej percepcji historii. Wiem, ze to ma znaczenie w każdym filmie ale ten ma kluczowy twist który zmienia percepcję opowieści.
Nie ukrywam, że jednymi z moich ukochanych kategorii na Oscarach są te związane z produkcją – także dlatego, że lśnią tu nieco inne tytuły. Wśród nominacji za kostiumy znajdziemy „Emmę” (ma mój głos i moje serce), „Manka”, „Ma Rainey’s Black Bottom „ (do zobaczenia na Netflix), „Mulan” (można kupić dostęp na Chili Movies) i „Pinocchio”. Osobiście jestem ciekawa gdzie pójdą nagrody, choć ja jestem zachwycona dokładnością kostiumów z Emmy i przekonują mnie argumenty odnośnie tego, że kostiumy z Mulan zdecydowanie lepiej było zlecić miejscowym twórcom. Bardzo dobre kostiumy ma też „Ma Rainey’s Black Bottom”. W „Manku” zaś trzeba docenić robienie kostiumów z zachowaniem realiów epoki ale też ze świadomością, ze film będzie czarno biały (jednak wtedy wybiera nie kolory zupełnie inaczej). Co ciekawe nominacje za najlepszą charakteryzację układają się niemalże tak samo z tą różnicą, że zamiast „Mulan” mamy w zestawieniu „Elegię dla widoków”. Myślę że tu charakteryzatorzy docenili przede wszystkim postarzenie Glenn Close (i pozbawienie jej tego fascynującego wyglądu) i dramatyczną próbę uczynienia Amy Adams kobietą mniej atrakcyjną. W nominacjach za scenografię, ponownie – wyróżniono „The Father” „Ma Rainey’s Black Bottom” (co jest moim zdaniem słuszne, bo nie łatwo przenosić historię ze sceny na ekran i jedną z rzeczy, która tu się liczy jest scenografia), jest też „Mank”. Pojawił się tu też TENET nasz zapomniany jedyny naprawdę duży film minionego roku (a jakby to pół wieku temu było), stawki dopełnia „News of the World” które rzeczywiście pod względem produkcyjnym jest moim zdaniem bardzo porządne.
Ponoć żeby dowiedzieć się kto dostanie nagrodę za najlepszy film trzeba rzucić okiem na wyróżnienia za najlepszy montaż. Nie da się ukryć, że rzeczywiście w tym roku te nominacje się w dużym stopniu pokrywają się w obu kategoriach. Mamy więc „The Father”, „Sound of Metal” (wydaje mi się, że dla wielu faworyt w tej kategorii), „Nomadland”, „Promising Young Woman” i „Proces siódemki z Chicago”. Kogo nie ma? Otóż nie ma tu „Manka” co może wskazywać, że jednak mimo 10 nominacji film Finchera będzie tegoroczną wydmuszką. Produkcją, która zbiera mnóstwo nominacji, ale w żadnej z nominowanych kategorii tak naprawdę nie ma wielkich szans na zgarnięcie nagród. Teraz takie filmy zdarzają się moim zdaniem nieco częściej i przynajmniej w mojej opinii po takich kandydatach łatwiej rozpoznać kto naprawdę miał największy budżet na kampanię reklamową. Bo wtedy łatwiej wbić akademikom, że film istnieje i zasługuje na nominację. Natomiast nominacja dla Chloé Zhao za „Nomadland” pokazuje jak bardzo mamy do czynienia z filmem niesłychanie autorskim. Takie zaangażowanie twórcy we własny film było kiedyś powszechniejsze, ale dziś zdarza się to dużo rzadziej. Tym bardziej jest warte docenienia.
W nominacjach za najlepsze zdjęcia mamy POLAKA. Można się rozejść, bo Dariusz Wolski dostał nominację za „News of the World”. Całe szukanie „polskich akcentów na Oscarach” stało się w tym roku dużo łatwiejsze. Ale czy Wolski ma szansę na Oscara? Przyznam szczerze, że moim zdaniem zdjęcia w „News of the World” były super, ale konkurencja w tym roku naprawdę silna. Sean Bobbitt, doskonały operator dostał swoją pierwszą nominację do Oscara (jakim cudem?) za “Judas and the Black Messiah,”, Erik Messerschmidt dostał nominację za „Manka” i jeśli coś było ciekawego w tym filmie to z całą pewnością zdjęcia, Phedon Papamichael dostał nominację za „Proces Siódemki z Chicago” ale ja i tak nie patriotyczne mam nadzieję, że nagrodę dostanie Joshua James Richards za zdjęcia do „Nomadland”. Nie tylko dlatego, że jego zdjęcia do tego filmu są dobre, ale też dlatego, że zrobił fantastyczne zdjęcia do „The Rider” (wielki pominięty ostatnich nominacji) i mojego ukochanego „God’s Own Country”. To operator z takim stylem, który jest po prostu idealny do pokazywania tego zetknięcia ludzi i otaczającej ich przyrody.
Muzyce nominacje chyba też nie są bardzo zaskakujące. Widać, że nie było „wielkich filmów” więc nie ma takiej sytuacji, że koniecznie wśród nominacji za najlepszą ścieżkę dźwiękową musi się pojawić jakiś film super bohaterski. Ten rok z pewnością należy do Atticusa Rossa i Trenta Reznora bo w sumie rywalizują sami ze sobą – nominowano ich ścieżkę dźwiękową zarówno do „Manka” jak i do „Soul” przy czym ścieżkę dźwiękową do „Soul” skomponował z nimi Jon Batiste. Mu kibicuję bardzo, bo to muzyk, który prowadzi zespół w programie Stehpena Colberta i mam takie wrażenie jakbyśmy się znali. Nominowano też ścieżkę do „Da 5 Bloods” Terenca Blancharda, do „Minariu „Emile Mosseri a także Jamesa Newtona Howarda za „News of The World”. Ja to jestem jednak dziewczyna tradycyjna, bo z tych wszystkich ścieżek najbardziej podobało mi się to melancholijne granie jakie zaproponował James Newton Howard. Ale to nie jest ścieżka wybitna i taka która pozostała by ze mną na wieki.
Jeśli chodzi o oryginalną piosenkę to muszę wam wyznać, że to jest kategoria, w której mam swojego jednego wielkiego, bliskiego sercu kandydata. To “Húsavík” z filmu „Eurovision Song Contest” (na Netflix). Uwielbiam tą piosenkę i słuchałam jej przez ostatni rok dziesiątki razy. Byłoby super gdyby wygrała. Z pozostałych nominacji nie kojarzę żadnej tak bardzo blisko serca ale cieszy mnie że Leslie Odom, Jr. zaliczył podwójną nominację bo jest wśród autorów piosenki „Speak Now” z „One Night in Miami”. Poza tymi dwoma utworami do nominowanych trafił też “Fight for You,” z “Judas and the Black Messiah”, “Hear My Voice,” z “The Trial of the Chicago 7”, i “Io Si (Seen),” (“The Life Ahead”. Co ciekawe – mimo, że najbardziej rozpoznawalną piosenkę filmową z zeszłego roku była piosenka Billie Elish do Bonda to nie dostała nominacji bo Bond nie miał jeszcze premiery.
Ciekawie przedstawiają nie najlepsze efekty specjalne. Tak jest wśród nominowanych „TENET’ dzielnie broniący dużych produkcji filmowych robionych pod IMAX, jest też „Mulan” choć chyba efekty w tym filmie mało kto uznał za przełomowe. Załapał się także film Clooneya „Midnight Sky” (trochę mam wrażenie, że Clooney miał nadzieję, na dużo więcej uznania dla swojej produkcji). Nominację do nagrody dostał też film „Love and Monsters” (bardzo mnie bawi, bo taki sam tytuł ma jeden z odcinków Doktora Who z wyjątkowo słabymi efektami specjalnymi) a także „The One and Only Ivan” (do zobaczenia na HBO GO) co potwierdza moją teorię że aby dostać nominację w tej kategorii trzeba mieć w filmie małpę. Serio to jest nie dająca się złamać zasada. Inwestujcie w małpy!
Wśród filmów animowanych mamy zestaw moim zdaniem bardzo charakterystyczny dla czasów. Tak jasne są dwie produkcje od Pixara „Naprzód” i „Soul” (moim zdaniem zresztą faworyt. Mamy też dwie produkcje pokazywane na Netflix czyli „Over the Moon” – który wyraźnie ma zadatki na takie wizualne konkurowanie z produkcjami Disneya i oczywiście kolejny film o baranku Shaunie „A Shaun the Sheep Movie: Farmaggeddon” – to nie dziwi bo akademia i nie tylko ma słabość do tej serii filmów. Stawkę zamykają cudowne „Wolfwalkers” (do zobaczenia na Apple TV) które domyka trylogię filmów związanych z irlandzkim folklorem. To dal mnie absoluty faworyt, jeśli chodzi o produkcje bliskie mojemu sercu.
Przechodzimy do dwóch ostatnich – dla niektórych najważniejszych kategorii. W kategorii reżyserskiej, po raz pierwszy mamy dwie kobiety. Och 2021, 93 rozdanie Oscarów i więcej niż jedna kobieta udowadnia, że umie robić filmy. No dobra ale bez nadmiernych złośliwości – Chloé Zhao jest w tym roku faworytką – co nie dziwi biorąc pod uwagę, z jakim pozytywnym przyjęciem spotkał się „Nomadland”, Emerald Fennell została nominowana za „Promising Young Woman” co też nie dziwi. Także nikogo nie poruszyła nominacja dla Davida Finchera za „Manka”. Bez zaskoczenia przyjęto też nominację dla Lee Isaaca Chunga za „Minari”. Natomiast trochę stawką zatrząsł Thomas Vinterberg z nominacją za „Dla Rauszu”. Wiele osób spodziewało się, że tu nominację dostanie Aaron Sorkin z nominacją za „Proces Siódemki z Chicago”. Jest to pewne święto, bo Vinterberg jest pierwszym reżyserem Dogmy który dostał nominację do Oscara. Jak to czas czyni z rewolucjonistów ludzi nominowanych przez elity. Zabawne choć bardzo reżyserowi kibicuję.
Wśród nominacji za najlepszy film nie ma wielkich zaskoczeń, pojawiają się tu tytuły które widzieliśmy już wcześniej. Trochę szkoda, że „Na Rauszu”, które zakwalifikowało się do nominacji za najlepszy film międzynarodowy nie przebiło się do finałowej stawki, zwłaszcza, że jakby yo tak ująć „było miejsce”. Wśród potencjalnie najlepszych filmów mijającego roku mamy więc „The Father|, „Judas nad the Black Messiah”, „Mank”, „Minari”, „Nomadland”,”Promising Young Woman”, „Sound of Metal”, „The Trail of the Chicago 7”. To ciekawe że mimo dwóch nominacji za najlepsze role pierwszoplanowe do tej stawki nie załapało się „Ma Rainey’s Black Bottom” oraz „One Night in Miami”. Nie sprawdziła się zasada że w filmie trzeba koniecznie mieć konie – w „News of the World” były konie i nie pomogły. Natomiast wciąż sprawdza się patrzenie w przeszłość i filmu o umęczonych twórcach. Wydaje mi się, że jednak te nominacje Oscarowe trochę pokazują, że zmienił się nastrój w ostatnich latach i chyba dziś film taki jak „Green Book” miałby większe trudności by wygrać za najlepszy film.
Nie omówiłam wszystkich nominacji, bo np. W filmach międzynarodowych muszę się przydać do tragicznego braku rozeznania w tegorocznych nominowanych produkcjach – poza filmem z Danii nie widziałam żadnego z nominowanych. Trudno więc mi tu coś powiedzieć. Uznałam też że ponieważ jestem do tył z krótkimi metrażami i dokumentami to nie będę wróżyć z fusów. Na pewno za jakiś czas będę miała dużo lepsze rozeznanie – zwłaszcza w krótkich metrażach. Niestety jest dziwny rok i nie mogę skoczyć do kina nadrobić tego czego jeszcze nie widziałam, na całe szczęście trzy z nominowanych dokumentów będą na streamingu który mam więc powiem wam co sądzę w najbliższych dniach.
Muszę powiedzieć, że myśląc o nominacjach w tym roku najbardziej przemawia do mnie jeden Tweet który znalazłam w sieci. Autorka napisała, że to takie nominacje gdzie nic nie jest obraźliwe, ale nie ma tych zakończeń które budzą pozytywne emocje i każą kibicować komuś kto pewnie nie ma szansy na nagrodę ale jest dziko zaskoczony samą nominacją. Rzeczywiście w tym roku tych miłych niespodzianek właściwie nie ma. Trochę żal że komedie nie są w stanie się przebić bo np. mam poczucie, że „Palm Springs” ładnie by się tu sprawdziło jako taka miła niespodzianka. Nie wiem, może w scenariuszowej kategorii? Inna sprawa, że mam poczucie, że te tegoroczne Oscary, z braku dużych produkcji w kategoriach technicznych stają się takim drugim „Independent Spirti Award” z tą różnicą, że nagrody kina niezależnego są często ciekawsze. To w ogóle jest ta dyskusja – jak bardzo kino niezależne w Stanach jest dziś kontrą do Hollywood (pojmowanego bardzo tradycyjnie).Nie mniej – myślę, że poza tym większy niż pandemia wpływ kształt Oscarowych nominacji ma rosnące znaczenie streamingu. To Netflix dziś działa najmocniej by umieścić swoje filmy na liście. Jednocześnie chyba już możemy powiedzieć, że niezawodny przepis Harveya Weinsteina na Oscarową nominację powoli idzie do przeszłości, bo co prawda „Mank” wpisuje się w schemat (produkcja biograficzna, z brytyjskim aktorem w roli głównej) ale w dużo mniej oczywisty sposób niż kiedyś.
Czy tegoroczne Oscary będą w jakikolwiek sposób przełomowe przekonany się w kwietniu. Nie ukrywam – napawa mnie to niesamowitym entuzjazmem, bo bez porównania lepiej jest zarywać noc w kwietniu niż w lutym albo na początku marca.