Home Film Z plaży niemal widzisz dom czyli zwierz o Dunkierce

Z plaży niemal widzisz dom czyli zwierz o Dunkierce

autor Zwierz
Z plaży niemal widzisz dom czyli zwierz o Dunkierce

Zwierz nie jest fanem Christophera Nolana. Choć bardzo lubi i Memento i Prestiż to gdzieś pomiędzy kolejnymi Batmanami, które chciałby być tak poważne, że aż śmieszne, egzaltowaną Incepcją i Interstellarem gdzie miłość była silniejsza niż fizyka zwierz stracił sympatię do zdolnego reżysera. Zwierz nie pisze tego by zdenerwować fanów twórczości Nolana ale dlatego by dać dowód na to, że szedł na Dunkierkę raczej pełen rezerwy niż entuzjazmu. Wyszedł zaś autentycznie poruszony.

Zacznijmy od tego, że zwierz nie uznaje czegoś takiego jak spoiler do historii XX wieku. Tak więc nie wydaje mu się by w tym tekście były jakiekolwiek spoilery. W każdym razie, wszyscy wiemy, że ewakuacja z Dunkierki była jednocześnie imponującą operacją wojskową ale także momentem wielkiej klęski wojsk Brytyjskich które zostały zepchnięte na plażę i zmuszone do ewakuacji w bardzo trudnych warunkach.  Nie jest to typowy epizod wojny, który wybiera się do filmu. Wszak zwycięstwo oznacza nie tyle zwycięstwo nad wrogiem co powrót do domu, w trakcie odwrotu. W przegranej nie ma zaś nic szlachetnego, o tyle, że wysłanie kogoś do domu, oznacza że oddało się pola. W  większości filmów wojennych ważny jest albo bezpośredni konflikt, albo bohaterskie poświęcenie, które ostatecznie przynosi zwycięstwo. Rzadko wycofywanie się – nawet tak dramatyczne jak ewakuacja Dunkierki, staje się tym o czym opowiadamy. Jednocześnie oglądając ten monumentalny w zamiarze film, można dostrzec jedno – to nie jest produkcja która będzie się zachwycać urodą niszczycieli czyli koncentrować na uzbrojeniu wojska. Tak to wszystko tam jest, i nawet można powiedzieć, że twórcy starają się być jak najbliżsi prawdy (jedną z olbrzymich zalet jest fakt, że kręcono min. w Dunkierce, ale także to, że korzystano z masy statystów a nie z komputera) ale celem filmu jest pokazać nie tyle wielkie wydarzenie z dziejów historii wojskowości co ludzi uwięzionych na plaży, którzy niemal widzą dom, do którego tak bardzo chcą wrócić.

 

Film jest tym rzadkim przypadkiem produkcji wojennej która opowiadając o wielkich działaniach wojskowych w której trudno szukać wielkiego zwycięstwa.

Być może dlatego, trudno film Nolana nazywać filmem wojennym. Jasne dzieje się w czasie wojny i dotyczy olbrzymiej wojskowej operacji. Na ekranie widzimy tylko kilkoro cywili – wszystkich zresztą „zwerbowanych” do pomocy.  Mamy też potyczki z wrogiem ale – co ważne, od początku do końca filmu nie widzimy właściwie żadnego wroga bezpośrednio. Film opowiada o ludziach desperacko uciekających przed zagrożeniem, szukających bezpieczeństwa, które jest niesłychanie blisko, ale też niesłychanie daleko. Przeciw kruchemu ludzkiemu życiu, jednocześnie sprzysięgają się nie tylko wrogowie, ostrzeliwujący oddziały ale też sama natura. Jeśli niebo nie będzie zachmurzone na odsłoniętą plażę spadną pociski z samolotów, jeśli fale będą zbyt wysokie, a morze niespokojne – wtedy nie ma szans na ocalenie kiedy statek zacznie tonąć. Jeśli przypływ nie przyjdzie na czas łodzie nie wypłyną. Przyglądając się tej niezwykle trudnej ewakuacji nie trudno dostrzec w niej film poruszającą antywojenny.  Który zwraca naszą uwagę nie na linię frontu, nie na wysyłanie ludzi na wojnę, ale na ich desperacką próbę powrotu do domu za wszelką cenę.  Wydaje się, że dużo łatwiej odnaleźć się w tej sytuacji widzowi – nigdy nie byliśmy na froncie (przynajmniej w większości) ale większość z nas mniej więcej umie sobie wyobrazić, czy wyciągnąć z pamięci to uczucie, ze chcemy być w domu, gdzieś gdzie jest bezpiecznie, gdzieś daleko od tego co niebezpieczne.

 

Zwierzowi wydaje się, że nie jest łatwo wczuć się w żołnierza na froncie ale łatwo zrozumieć człowieka który po prostu chce do domu.

Zanim jednak przyjdzie nam zobaczyć powroty do domu Nolan funduje nam całe spektrum emocji, nie odpuszczając ani na chwilę. Akcja filmu rozgrywa się w trzech perspektywach. Na lądzie oglądamy młodego żołnierza, na oko kilkunastolatka, który próbuje się załapać na jakikolwiek statek. Jest młody, chce do domu.  Jest gotów na wiele, od oszustwa po odwagę, byleby tylko znaleźć się na jakimś bezpiecznym statku. Będziemy go oglądać przez tydzień jak poznaje innych równie zdesperowanych młodych ludzi. Za młodych, kiedy się na nich patrzy, na bycie żołnierzami. We wszystkich będzie ta sama mieszanka strachu, odwagi i niesamowitej determinacji by przeżyć. Druga płaszczyzna rozgrywa się przez jeden dzień na niewielkiej prywatnej łódce, którą armia zarekwirowała na potrzeby ewakuacji. Jej kapitan, straszy spokojny pan, wypływa do Dunkierki odebrać żołnierzy. Ma na pokładzie syna i młodego pomocnika.  Tak jak w młodzieńcach na plaży jest niesamowita chęć ucieczki, tak w załodze małego jachtu jest niezachwiana pewność o konieczności niesienia pomocy. Nawet jeśli przyjdzie za to zapłacić najwyższą cenę. Ostatni akt rozgrywa się w przestworzach gdzie widzimy starcia angielskich i niemieckich samolotów.  Obserwujemy zwłaszcza jednego, małomównego pilota. Ta historia trwa zaledwie godzinę.

 

W filmie mamy zaledwie dwóch- trzech oficerów którzy wiedzą co się dzieje – tak bardziej całościowo. Reszta narracji podzielona jest pomiędzy bohaterów którzy w sumie o całej operacji wiedzą tylko tyle ile ich bezpośrednio dotyczy

Co ciekawe – wszystkie te trzy płaszczyzny przecinają się ze sobą.  Raz bohaterowie są bliżej, raz dalej, raz jedna historia jest trochę wcześniej, a druga nieco później. Jak się w tym połapać? Tu czapki z głów przed Nolanem, bo właściwie nie sposób się w filmie nie odnaleźć. Reżyser podrzuca to tu, to tam bardzo proste wizualne haczyki, które pozwalają ustalić jak się ma linia czasowa jednego wątku, do tego co dzieje się w następnym. Czasem np. wiemy co się stało z bohaterami, ale żeby poznać szczegóły historii musimy czekać na zmianę perspektywy. Np. wiemy że samolot spada, ale by dowiedzieć się czy pilot przeżył musimy poczekać aż film wróci do opowieści o tym co dzieje się na morzu. Brzmi skomplikowanie ale ta układanka jest bardzo prosta, zaś przeskakiwanie pomiędzy wątkami i bohaterami sprawia, że reżyser bez trudu utrzymuje napięcie przez cały film, a jednocześnie nieco bawi się perspektywą. Ponownie – czasem jesteśmy w powietrzu by niedługo potem oglądać tą konfrontację już z ziemi. O ile patrząc z powietrza mamy poczucie kontroli o tyle na ziemi, wszystko wydaje się poza naszym zasięgiem. To bardzo atrakcyjny pomysł zarówno wizualnie jak i fabularnie, pod warunkiem, że jest zrealizowany sprawnie i z pomysłem. Co Nolanowi się doskonale udało, bo to wyśmienity reżyser (zwykle niezbyt wyśmienitych scenariuszy, być może dobrze, że do Dunkierki scenariusz pisał sam, bez brata).

 

Dunkierka to film pięknych i malowniczych ujęć. Takich które zdaniem zwierza, rzeczywiście znajdą miejsce w historii kinematografii.

Napięcie w filmie jest ważne. Można powiedzieć, że to główny bohater całej produkcji. Dlaczego? Bo Nolan nie odpuszczając widzowi ani przez chwilę, nie pozwala mu się poczuć bezpiecznie. Nie będzie oddechu, nie będzie momentu przerwy. To jest Dunkierka, tu wszyscy nasi bohaterowie mogą zginąć. Dostali się na łódkę? To za mało. Dostali się na niszczyciel? Tu też nie muszą być bezpieczni. Są na molo przy którym stoi zacumowany statek? Kto powiedział, że pocisk nie trafi w molo.  Udało się bezpiecznie lądować? Czy aby na pewno uda się bezpiecznie wysiąść z samolotu. Przez cały film czujemy to ciągłe zagrożenie. Wojska się zbliżają, karabiny maszynowe strzelają, samoloty nadlatują, fale rosną, przypływ nie nadchodzi. W pewnym momencie ma się ochotę powiedzieć „dość, to tylko kawałek morza, zjeżdżajcie, niech już będzie bezpiecznie”. Ale nie jest. Ponownie – to doskonały zabieg, bo dzięki temu, właściwie Nolan nie musi tak dużo pokazywać. To znaczy, wbrew temu co może się wydawać, to film jednocześnie kręcony z niesamowitym rozmachem ale też kameralny. Doskonale widać to w jednej scenie gdzie nadzorujący ewakuację oficer patrzy na tonący statek. W jego oczach (okej są to oczy Sir Kena więc zwierz się intensywnie przyglądał) widać nie tylko przerażenie wynikające z tego, że giną ludzie ale też konsekwencje kolejnego zatopionego tak blisko brzegu statku, dla całej ewakuacji. To doskonała scena – z jednej – nakręcona bardzo „szeroko” z drugiej – emocje są tak pokazane, że jest ta jedna osoba, którą możemy obserwować dokładniej.

 

Trzeba powiedzieć, że sceny zbiorowe w których mamy aktorów a nie postacie generowane komputerowo to jednak zupełnie co innego. To naprawdę bardzo widać.

Dzięki odpowiedniemu utrzymywaniu napięcia udało się w filmie uniknąć nadmiernego patosu. Mimo, że drugie imię Nolana to patos to tu, udało się jakoś nie zafundować nam scen nadmiernie patetycznych. Dlaczego? Otóż akty wielkiej odwagi pojawiają się w filmie mimochodem. Tu ktoś poświęci chwilkę na myśleniu o innych i otworzy drzwi na tonącym statku, gdzie indziej – zachowa zimną krew aż do końca, albo po prostu będzie wykonywał swoje obowiązki tak długo jak będzie potrzebny. Albo skłamie wtedy kiedy kłamstwo jest poświęceniem.  Zwierz przyzna, że to wklejanie bohaterstwa w obraz klęski sprawia, że film wydaje się bardziej ludzki, uniwersalny – zupełnie nie przywiązany do realiów drugiej wojny. Jest w filmie scena w której zarekwirowane przez marynarkę łodzie docierają do Dunkierki. Przez chwilę możemy się poczuć jak u Spielberga – jest radość, jest pomoc zwykłych ludzi, solidarność, jest nawet ładne hasło. Ale jednocześnie, to nie świat Spielberga ale Nolana i tu historia się nie kończy. Nawet padające blisko finału słowa przemowy Churchilla z parlamentu – to słynne przemówienie w którym premier Anglii mówił, że wojsko będzie się bilo na plażach i lotniskach wypada jakoś tak blado, smutno a przede wszystkim – czytane głosem młodego żołnierza – niekoniecznie patetycznie. Te słowa o wojnie zestawione z jej realiami które przed chwilą widzieliśmy, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej każą myśleć przede wszystkim o ludzkiej cenie każdego konfliktu.

 

Zwierza bawi, że Christopher Nolan nie lubi twarzy pięknego Toma i zawsze każe mu ją zasłaniać. Ale Tom zawsze da radę. Plus, w tym filmie nie chrząka!

Noalnowi udało się zebrać doskonałą obsadę, która przede wszystkim nie gwiazdorzy. Tom Hardy gra lotnika. Przez większość czasu nie widzimy jego twarzy tylko oczy. Ale Tom oczyma grać potrafi, więc wszystkie moralne dylematy i decyzje bohatera widzimy tak jasno, jakby do nas mówił. Na morzu niepodzielnie rządzi Mark Rylance, który po prostu gra dobrego człowieka. Ale jak gra, jest w jego postawie coś takiego, co każe na chwilę uwierzyć, że może będzie dobrze. Skoro taki spokojny, opanowany i kompetentny człowiek jest u steru. Dodatkowo doskonały epizod gra Cillian Murphy, korzystając z całej mocy swoich niepokojących i przenikliwych niebieskich oczu. Na plaży, doskonały jest Kenneth Branagh, jako komandor Bolton. Jego bohater ani przez chwilę nie schodzi z molo, na którym nadzoruje ewakuację.  A jednocześnie, jest naszym przewodnikiem po całej ewakuacji i pewnym barometrem uczuć. Kiedy się martwi, wiemy, że jest źle, kiedy ma łzy w oczach rozumiemy, że nie będzie dobrze, a kiedy się uśmiecha mamy nadzieję, że może tym razem się uda. No i zdejmuje czapkę. Ale jak on ją zdejmuje.

 

Mark Rylance gra dobrego człowieka. Ale jak on go gra. Zwierz by mu dał jakąś nagrodę za rolę drugoplanową.

Trzeba jednak przyznać, że w tej całej gwiazdorskiej obsadzie absolutnie fenomenalnie radzą sobie młodzi. Fionn Whitehead gra Tommy’ego (choć zwierz nie pamięta by jego imię padało choć raz w filmie), młodego chłopaka który po prostu pojawia się w filmie. To rola w której prawie nie ma słów, jest jeden większy dialog. Nie mniej od początku nam na tym trochę zdezorientowanym chłopaku zależy. Trudno powiedzieć dlaczego – bo nie jest wyjątkowy? Bo jest zagubiony? Bo jest po prostu jakimś kolejnym szeregowym żołnierzem. Może nieco bystrzejszym od przeciętnego? W każdym razie jest coś w tej roli takiego, że nie sposób nie poczuć więzi z graną przez niego postacią. Naprawdę jak na młodego aktora doskonale sobie poradził. Równie dobry jest Aneurin Barnard, jako Gibson. To kolejny chłopak na plaży, o którym nic nie wiemy. Trzyma się z Tommym, obaj rozumieją się bez słów, bo mają podobne cele. Poza tym o czym tu mówić. Scenarzysta doskonale napisał taki przypadkowy duet. Czy łączy ich przyjaźń czy raczej okoliczności – to inna sprawa, niewątpliwie rozumieją się wzajemnie bez problemu. Na koniec zwierz musi pochwalić Harry’ego Stylesa. Chłopak z niezwykle popularnego zespołu, mógłby pragnąć jakiejś większej roli. Tymczasem jego bohater jest naprawdę na drugim planie. Ale w tych kilku scenach w których trzeba grać, Styles radzi sobie bardzo dobrze. Gdyby zwierz nie wiedział, że to piosenkarz po prostu założyłby, że to któryś z tych młodych aktorów którzy dopiero zaczynają zdobywać pierwsze filmowe szlify. Serio nie ma się czego przyczepić.

 

Cillian Murphy ma niewielką rolę, ale właśnie to jest plus. Niewielkie role doskonałych aktorów sprawiają, że na każdym planie mamy wyśmienitą grę aktorską i wszystkie wątki są równie naładowane emocjami.

Zwierz czytał w bardzo wielu wypowiedziach po filmie, że to dzieło perfekcyjne wizualnie ale emocjonalnie puste. To ciekawe, bo zwierz, który zwykle jest dość zdystansowany do emocji na ekranie, w przypadku wielkich produkcji, tu czuł je cały czas. Przede wszystkim strach i napięcie, oraz poczucie, pewnej beznadziei. Być może innych emocji spodziewali się widzowie. Na pewno niesłychana uroda filmu  (są w tej produkcji ujęcia genialne, tak piękne i malarskie, że chyba przejdą do historii kina) nie stoi w sprzeczności z emocjami. Jest taka scena w której niewielki kuter podpływa do człowieka siedzącego na rufie zatopionego niszczyciela. To scena niemal surrealistyczna, do tego – w szerokim planie – taka „nieludzka”. Ale jednocześnie – to spotkanie ludzi gdzieś na środku morza. Ktoś niesie pomoc, ktoś jej potrzebuje.  Takich malarskich ujęć w filmie jest sporo, ale trzeba przyznać, że reżyser nie przesadza. Zresztą warto nadmienić, że np. sceny w samolotach kręcone są zupełnie inaczej – wyraźnie tak by stworzyć efekt, że to my siedzimy za sterami myśliwca. Zwykle takie zabiegi nieco irytują – ale nie tu, bo te różnice w sposobie kręcenia pozwalają lepiej wczuć się w bohaterów różnych planów. Plus – malarskość filmu właściwie wyklucza, trzęsącą się kamerę której po Szeregowcu Ryanie mieliśmy w kinie wojennym zdecydowanie za dużo.

 

Podczas kiedy na drugim planie są znakomici aktorzy, na pierwszym, młodzi niekoniecznie znani szeroko aktorzy sprawiają, że widzimy żołnierza a nie aktorskie nazwisko.

Jeśli chodzi o uwagi krytyczne, to zwierz ma jedną ale za to dużą. Chodzi o muzykę Hansa Zimmera. Jest ona bardzo jednoznaczna (napięcie, więc smyczki, na smyczkach i jeszcze takie wyraźne tykanie zegara bo czas ucieka) i bardzo podkręcająca emocje. Niekiedy ma to sens (są całe sekwencje gdzie wszystkie emocje „robi” muzyka) ale gdzieś po godzinie filmu zaczyna męczyć. Głównie dlatego, że nie odpuszcza nawet w scenach w których nic się nie dzieje. No i jest dość monotonna (ciekawsze nuty pojawiają się pod koniec). Zwierz miał wrażenie jakby takie wykorzystanie muzyki miało nas utwierdzić, w tym że film jest pełen napięcia. Nie ma sensu, bo jest na tyle sprawnie wyreżyserowany, że to po prostu widać. Inna sprawa, trochę Zimmer przesadził bo jednak to miejscami brzmi jakby wszyscy bardzo chcieli się przepiłować na wylot przez instrumenty smyczkowe. Zwierz chętniej by to zobaczył z jakąś bardziej kameralną i mniej „napastliwą” muzyką. Zwłaszcza, że to nie  jest soundtrack do zapamiętania. Raczej do szybkiego zapomnienia. I tak zwierz wie, że pomysłem było by muzyka nigdy nie ustawała i cały czas tworzyła nastrój, ale zwierz jest trochę jak ci weterani pamiętający Dunkierkę, którzy skarżyli się, że muzyka w filmie była głośniejsza od bomb które wtedy spadały im na głowy.

 

Malarskość scen nie tylko zachwyca ale też pokazuje jak w w sumie dziwne jest patrzeć na tak dużą grupę ludzi która tak po prostu stoi.

 

Jak zwierz wspomniał, Dunkierka jest w sumie filmem gorzkim. Jasne udało się ewakuować młodych ludzi z powrotem do domu. I tak wiemy, że owa słynna mowa Churchilla będzie powtarzana przez zwycięzców tej wojny. Ale jednocześnie w tej panice Dunkierki, widać te niesamowite koszty. Tych przerażonych młodych ludzi, tą kruchość ludzkich maszyn. Film doskonale pokazuje jak kruche jest poczucie bezpieczeństwa, jak bardzo strzały są anonimowe, jak bardzo nie ma znaczenia kto strzela póki strzela do nas. A jednocześnie, oglądając tych zdesperowanych żołnierzy wskakujących na małe łodzie zwierzowi przypomniała się ta słynna linijka wiersza, która mówi, że nikt nie wsadzi dziecka na łódź, chyba że woda jest bezpieczniejsza od lądu. I w sumie to tak bardzo widać – nikt nie pakuje się masowo na niewielką łódź chyba, że wie iż tam – nawet z wielkimi falami, będzie jednak bezpieczniej. Zwierz nie podejrzewa Nolana o takie przesłanie, ale skojarzenie u samego zwierza było bardzo silne. Nie zmienia to faktu, że film pokazuje iż posłanie żołnierzy na wojnę, może być najprostszą decyzją jaka czeka dowództwo, zaś z perspektywy zwykłego żołnierza, przeżycie nigdy nie jest sprawą łatwą. Choć jedna rzecz wydała się zwierzowi znamienna. Ci młodzi chłopcy, wracający do domu, są przez cywili traktowani z olbrzymim szacunkiem. Zwierza to niepokoi – bo patrząc na szerzącą się niechęć czy nawet pogardę wobec młodych ludzi rodzi się pytanie – czy sami nie gnamy ich do marzeń o wojnie, gdzie w końcu ich młodość będzie zaletą a ich życie znów nabierze wartości. Do przemyślenia.

 

Najważniejsze ujęcie w filmie.

 

Na koniec odpowiedź na nie zadane pytanie. Czy Dunkierka to film wybitny? Wizualnie – nie ma wątpliwości. Pod względem sprawności realizacji – blisko ideału. Ale jednocześnie, rzeczywiście do arcydzieła czegoś brakuje. Trudno powiedzieć, czy film może być zbyt perfekcyjny? W znaczeniu, zbyt dopracowany? Przemyślany? Zwierz cały czas podziwiał reżyserską robotę, a jednocześnie – nie mógł o niej zapomnieć – bo widział w tym filmie reżysera i jego pomysły. Na najlepszych filmach – zapomina, że to ktoś w ogóle kręcił. Nie mniej na seans koniecznie należy iść. Dla emocji. Dla przemyśleń. Dla łez Sir Kena. Naprawdę warto.

Ps: Zwierz przeczytał kilka tekstów które oburzały się na brak kobiet w filmie. Rzeczywiście pojawiają się na tle, czy w drugim planie. Ale jednocześnie – nie da się nakręcić filmu o operacji wojskowej tego typu w latach czterdziestych i wrzucić tam kobiety. Jestem to w stanie zrozumieć i wcale mnie to nie boli. Boli mnie brak kobiet wtedy kiedy nic nie stoi na przeszkodzie by się pojawiły. Takich jest zdecydowanie wciąż zbyt dużo.

Ps2: Ponieważ w ostatnich dniach były wydarzenia które odciągały mnie od śledzenia newsów z Comic Con to podsumowanie znajdziecie na blogu jutro.

Ps3: Dla zainteresowanych – ponieważ ślub był powracającym motywem przez kilka miesięcy to będzie wielki wpis na którym o wszystkim wam opowiem bo wiem, że jesteście ciekawi. Ale to dopiero jak będą zdjęcia

16 komentarzy
0

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online