Nie uwierzycie ale dziś zwierz nie wstał. Tak nie przesłyszeliście się kiedy ranne wstawały zorze matka zwierza zapytała „Idziesz czy śpisz”, zwierz stwierdził „śpisz”, odwrócił się na drugi bok i wzgardził wycieczką. Na co matka zwierza wzięła i poszła. Jak można się spodziewać z planu spania do późna nic nie wyszło i już godzinę później zwierz ku swojemu zaskoczeniu szedł pod górę.
Aby wyjaśnić jakim cudem doszło do tego zwierzowego buntu, niesubordynacji i przejawu własnej woli trzeba dodać że dziś nie był dzień zwykły. Oto bowiem o godzinie czternastej do Zakopanego przyjechał nie zdający sobie sprawy z czekających na niego niebezpieczeństw świeży narzeczony zwierza. Nim jednak jego pociąg nadjechał do Zakopanego zwierz przekonał się, że jest beznadziejną ofiarą socjalizacji górskiej. Otóż znalazłszy się w Zakopanem zwierz poczuł się zupełnie nieprzydatny, zwłaszcza, że po przeczytaniu wszystkich reportaży w Dużym Formacie zostało mu jeszcze mnóstwo czasu. I wtedy zwierz wlazł na Gubałówkę. Trudno jednoznacznie powiedzieć po co to zrobił, bo ani to droga ładna, ani potrzebna, ani trudna ani w ogóle ciekawa. Wydaje się że gdzieś w zwierzu zostało jednak zasiane przez matkę ziarno zwątpienia czy można po prostu na urlopie spędzić jeden dzień na nic nie włażąc. Chyba nie.
Zdobycie Gubałówki połączone z konsumpcją kawy miało jednak sens bo zabrało zwierzowi nadmiar czasu. Nie tak wielki by zwierz nie był na dworcu dwadzieścia minut wcześniej ale na tyle duży, że zwierz nie spędził tam całego dnia. Wcześniejsze przybycie na dworzec zbiegło się z wyjazdem jakichś harcerzy na obóz. Zwierz przyglądał się zbierającym się umundurowanym młodym ludziom z pewnym rozrzewnieniem. Wszystkie dziewczęta miały włosy zaplecione w warkocze, czarne getry, i te koszmarnie niewygodne jasnoszare mundurki. Wszyscy harcerze byli tacy młodzi, dziarscy i pewni siebie i robili – jak to harcerze, wszystko z obrzydliwym entuzjazmem. Zwierz przez chwilę przypomniał sobie, jak będąc dużo młodszy chciał być właśnie taką harcerką, zwłaszcza jedną z tych z włosami niby związanymi ale jednak trochę w nieładzie, z mnóstwem odznak na bluzie od munduru i ładnie zawiązaną chustą. Oczywiście wstąpienie do harcerstwa nie zaowocowało przemianą zwierza w idealną harcerkę. Wręcz przeciwnie ujawniło, że zwierz się do tego zupełnie nie nadaje, bo jego włosy nie dają się za bardzo zapleść, getry miał zawsze nie do pary, nie zdobył chyba żadnej odznaki i jeszcze na dodatek zawsze miał poplamiony mundur. Poza tym zwierz nie nadawał się do żadnych organizacji ponieważ jego natura źle znosi wszelkiego rodzaju regulaminy które istnieją tylko dlatego, że ktoś kiedyś je napisał.
Harcerskie refleksje zwierza szybko przerwało przybycie świeżego narzeczonego, który został zaprowadzony do szafy… znaczy do pokoju gdzie mógł się zapoznać z miejscem na podłodze które zostało wyznaczone jako miejsce jego noclegu. Nie tracąc entuzjazmu świeży narzeczony zamiast zwiać zgodził się na wycieczkę po Zakopanem. Tu do zwierza i narzeczonego dołączyła matka, oświadczając że co prawda wybrała się tylko na wycieczkę do Murowańca ale jakoś tak nudno tam było to poszła dalej na Kasprowy i nawet myślała nad Świnicą ale by za długo to trwało. Zwierz musi przyznać odetchnął z ulgą bo ilekroć wypuszcza matkę w góry boi się trochę że dostanie smsa „Jestem na Rysach nie wrócę na kolację” czy coś w tym stylu. Co prawda matka zwierza jest rozsądna ale wiecie, im wyżej tym zwierz coraz bardziej wątpi w jej rozsądek.
A teraz moi drodzy zwierz uraczy was opowieścią o sile miłości. Oto bowiem sama obecność narzeczonego u boku zwierza sprawiła, że … udało mu się naprawić Pokemon Go na swojej komórce! Nie, nie narzeczony naprawił zwierzowi Pokemony ale sam zwierz przyjrzał się dokładnie problemom i ustawieniom, zdiagnozował problem i już pół godziny później mógł złapać więcej nowych Pokemonów niż przez ostatnie tygodnie. Oczywiście można stwierdzić, że była to po prostu próba uniknięcia konieczności konwersacji ale z drugiej strony – skoro już zwierz wjechał na Gubałówkę (stąd jest najlepsza panorama Tatr dla kogoś kto jeszcze w Tatrach nie był) to chyba przejście się po wszystkich Pokestopach w okolicy było jedynym racjonalnym rozwiązaniem. I tu zwierz musi wam powiedzieć, że bardzo opłaca się pojechać do Zakopanego bo tu są super Pokemony. Zresztą zwierz musi powiedzieć że był dziś świadkiem tego słynnego integracyjnego wpływu Pokemonów. Otóż widział takiego samotnego chłopaczka który stał sobie sam i przyglądał się trzem innym siedzącym na ławce obok. Widać było, że obie strony się nie znają. W końcu ten samotny chłopaczek zebrał się na odwagę i podszedł do tej grupy z pytaniem „Gracie w Pokeomny”, gdy reszta potaknęła zaczęło się porównywanie zbiorów. Zwierz musi powiedzieć, że zrobiło mu się całkiem miło. Jedyne czego żałował to, że byłoby bardzo głupio gdyby sam podszedł i próbował porównywać swoje zdobycze z ichnimi.
Jednocześnie w czasie spaceru zwierz musi się z wami podzielić refleksją. Otóż wydaje się, że ktoś – niekoniecznie w Zakopanem wpadł na najlepszy pomysł na świecie. Nazywa się to zakręcona frytka. Jest to moi drodzy smażony na głębokim tłuszczu ziemniak na patyku. Wygląda to zaskakująco smacznie i równie smacznie pachnie. Jest to nic więcej i nic mniej, jak ziemniak na patyku. Pomyślcie ile kosztuje ziemniak – to jest jakiś znikomy koszt. W sumie prawie brak kosztu. Ale już ziemniak pokrojony przysmażony na patyku – kosztuje jakieś dwa trzy złote. Biorąc pod uwagę, że jedyna inwestycja to olej, coś do pokrojenia ziemniaka i patyczek – możemy uznać, że jest to prosta droga do szczęścia i bogactwa. Oczywiście na rynku ziemniaków na patyku jest spora i nikt chyba nie zarobił na tym milionów ale nadal zwierz jest pod wrażeniem o ile cenniejszy jest ziemniak na patyku niż poza nim. Przy czym zwierz pisze o tym z podziwem i bez złośliwości.
Wieczorny zjazd gwiaździsty w pokoju okazał się bardziej grą w komórki do wynajęcia niż zwykłym odpoczynkiem. Krwiożerczy leżak ponownie zebrał żniwo zamykając się podle na świeżym narzeczonym (niemalże słychać było mlaskanie), potem przyszła matka zwierza i oświadczyła że zwierz ma się usunąć z fotela – najlepiej idąc do pobliskiej Biedronki i kupując coś do jedzenia. Kiedy zwierz powrócił i zażądał zwrotu fotela (należy się osobom piszącym) matka zwierza spojrzała na niego żałośnie zaś narzeczony grzecznie zadał matce pytanie „Przepraszam bardzo czy Pani jeszcze żyje”. Teraz zwierz co prawda siedzi na fotelu ale czuje presję by pisać jak najszybciej bo matka znów czai się na fotel. Czeka nas trzy dni tej wymiany. Za to jeśli narzeczony potem zostanie to chyba może powiedzieć że przeżył już prawie wszystko. Jak każdy kto był w górach z matką zwierza.
Ps: Nie myślcie że jutro będzie równie spokojnie, w końcu nawet przybycie świeżego narzeczonego nie powstrzyma matki zwierza.
Ps2: Serio tu są wspaniałe Pokemony.