Home Film Spojrzenia czyli “Portret kobiety w ogniu”

Spojrzenia czyli “Portret kobiety w ogniu”

autor Zwierz
Spojrzenia czyli “Portret kobiety w ogniu”

Kiedy jak co roku okazu­je się, że kobi­ety nie są nomi­nowane do najważniejszych nagród fil­mowych, zwyk­le pojaw­ia się głos z trze­ciego rzę­du „A może nic dobrego nie nakrę­ciły?”. Ten głos pojaw­ia się zawsze, doma­ga­jąc się obrony kobiecej kine­matografii. Tym­cza­sem ona nie wyma­ga obrony tylko dostrzeże­nia. Gdy się ją dostrzeże nie ma już więcej miejs­ca na spory i dyskus­je o możli­woś­ci­ach kobiecych reży­serek. Pozosta­je tylko podziw.

 

 

Portret Kobi­ety w ogniu” to film, który moż­na oglą­dać kil­ka, jeśli nie kilka­naś­cie razy, w każdym sean­sie odna­j­du­jąc coś nowego. W prostej fab­u­larnie opowieś­ci reży­ser­ka i autor­ka sce­nar­iusza Celine Sci­amma (wcześniej wyreży­serowała doskon­ałą „Chłopczy­cę” i „Dziew­czyny z Bandy” a także „Lilie wodne”) zawarła bowiem nie tylko doskonale opowiedzianą his­torię miłos­ną, ale także pytanie o naturę sztu­ki, to kto rządzi naszy­mi spo­jrzeni­a­mi jak ważne jest byśmy pamię­tali, że przez lata oglą­dal­iśmy świat męskim spo­jrze­niem. Wszys­tko zaś z nat­u­ral­noś­cią i delikat­noś­cią, która spraw­ia, że mimo his­to­rycznego kostiu­mu film jest na wskroś współczesny.

 

 

Pozornie his­to­ria odwołu­je się do bard­zo znanego, żeby nie powiedzieć banal­nego moty­wu – malarza i mod­el­ki – dwój­ki ludzi spędza­ją­cych ze sobą długie godziny w cza­sie mal­owa­nia portre­tu. Ten motyw pojaw­ia się w lit­er­aturze, w kinie (nie tak dawno w kosz­marnej „Tuli­panowej gorączce”), jest dość łatwy do rozszyfrowa­nia. Tu jed­nak dosta­je­my pewne prze­sunię­cie – portre­tu nie malu­je kole­jny mężczyz­na, ale malar­ka – sprowad­zona do odosob­nionego domu gdzieś w Bre­tanii, po tym jak zaw­iedli wszyscy mężczyźni. Mar­i­anne, która odziedz­iczyła fach po ojcu, ma namalować portret Heloise, młodej dziew­czyny sprowad­zonej z klasz­toru. Sios­tra Heloise miała wziąć ślub zapew­ni­a­jąc tym samym przyszłość sobie i swo­jej matce, ale spadła (czy może raczej skoczyła) z kli­fu, pozostaw­ia­jąc swo­ją matkę bez wyjś­cia. Ter­az młod­sza sios­tra musi wyjść za „Medi­o­lańczy­ka” zapew­ni­a­jąc byt sobie i swo­jej rodzinie god­ny byt. Aby niez­na­jomy mężczyz­na zgodz­ił się na ślub musi jed­nak pow­stać portret. Portret, którego Heloise nie chce i który Mar­i­anne, pozu­jąc na osobę sprowad­zoną do dotrzymy­wa­nia jej towarzyst­wa, musi namalować z pamięci.

 

 

Film początkowo gra nieco tajem­nicą – Mar­i­anne musi się przy­pa­try­wać swo­jej towarzyszce stara­jąc się jak najlepiej zapamię­tać jej rysy, widz obser­wu­jąc Heloise zas­tanaw­ia się czy, ta wyraźnie niechęt­na do zamążpójś­cia dziew­czy­na, nie pójdzie przy­pad­kiem w śla­dy swo­jej siostry. Reży­ser­ka gra moty­wa­mi wyję­ty­mi niemal wprost z goty­ck­iej powieś­ci – kap­tu­ry, zasłonięte twarze, cie­nie, puste domy i spi­enione fale kłębiące się pod wysoki­mi nad­morski­mi kli­fa­mi. Pozornie może się wydawać, że to opowieść wyję­ta niemal z pamięt­ników sióstr Bronte. Jed­nak ta goty­ck­ość szy­bko ustępu­je, opowieś­ci dużo ciekawszej – łączącej emoc­je bohaterek z komen­tarzem na tem­at sztu­ki i tego co opowia­da o życiu kobi­et. Co ciekawe – Sci­amma w ogóle nie jest zain­tere­sowana odwołaniem się do prostego zabiegu dra­maty­cznego jakim jest pokazy­wanie rozterek bohaterek, które zapałały do siebie uczu­ciem. To nie jest film, który próbu­je nam pokazać coś skan­dal­icznego, płeć bohaterek ma znacze­nie, bo ich świat jest inny i inaczej na siebie patrzą. Jest jed­nak bez znaczenia w sposo­bie postrze­ga­nia ich miłoś­ci. Sci­amma uni­ka zresztą scen łóżkowych, ogranicza­jąc je do min­i­mum (ale kiedy to robi to są to jedne z najbardziej sen­su­al­nych scen jakie widzi­ałam w kinie od daw­na) – moim zdaniem by zane­gować to męskie spo­jrze­nie, które zafik­sowało­by się wyłącznie na sek­su­al­noś­ci (przy­chodzi mi tu do głowy „Życie Adeli” jako pewien kontrapunkt).

 

 

Tym co jest w filmie naj­ciekawsze to pewne meta spo­jrze­nie – patrzymy na kobi­ety, które patrzą na siebie, okiem kobi­ety. W pewnym momen­cie na ekranie zupełnie nie ma mężczyzn, zresztą, kiedy się pojaw­ia­ją – czy to fizy­cznie, czy to tylko w uwa­gach, są do pewnego stop­nia niedookreśleni. Kobi­ety pozostaw­ione same sobie, zna­j­du­ją swój włas­ny rytm życia, w którym niczego nie braku­je. Kiedy Mar­i­anne i Heloise zosta­ją w wielkiej posi­adłoś­ci same, jedynie w towarzys­t­wie Sophie – nieco młod­szej od nich służącej, dosta­je­my obraz wspól­nego życia, który wyglą­da nieco utopi­jnie. Ale jed­nocześnie zmusza do myśle­nia czy przy­pad­kiem – w świecie bez mężczyzn umac­ni­a­ją­cych patri­ar­chat, taka sol­i­darność nie była­by możli­wa. W mojej ukochanej sce­nie Heloise przy­go­towu­je obi­ad, Sophie haf­tu­je kwia­towy wzór a Mar­i­anne rozle­wa im wino, każ­da z nich zaj­mu­je się czymś co nie zostało przyp­isane jej przez społeczeńst­wo. Heloise jest panią domu, Mar­i­anne artys­tką, Sophie służącą, ale w tym jed­nym momen­cie, są po pros­tu trze­ba młody­mi dziew­czy­na­mi, które razem spędza­ją miłe popołudnie.

 

W filmie pojaw­ia się motyw abor­cji – który może się wydawać – powinien być takim bolesnym dodatkiem, przy­pom­i­na­ją­cym o współczes­nych kon­tek­stach opowieś­ci. Ale tu pojaw­ia się organ­icznie. Co więcej – Sci­amma nie doda­je tu społecznego czy trag­icznego kon­tek­stu. To coś czym trze­ba się zająć, coś co się dzieje, jest frag­mentem kobiecej his­torii i kobiecego przeży­cia. Tu zosta­je dodatkowo odd­ane na zaim­prow­iz­owanym szkicu – jak­by reży­ser­ka chci­ała nam przy­pom­nieć, że całe mnóst­wo kobiecego doświad­czenia umy­ka sztuce, że kobi­ety z przeszłoś­ci i ich życie znamy głównie przez spo­jrzenia mężczyzn. Gdy jed­na z bohaterek chce się odwró­cić i nie patrzeć na zabieg, który przeprowadza okolicz­na zielar­ka, dru­ga mówi „Patrz”, jak­by zachę­cała ją i nas byśmy spo­jrza­ły na całe kobiece doświad­cze­nie, skom­p­likowane i niejed­noz­naczne, ale wciąż wygładzane przez sztukę, która wpisu­je kobi­ety w kole­jne kanony pięk­na i kobiecoś­ci. To jest film o patrze­niu, o przy­pa­try­wa­niu się i o tym, ile więcej może zobaczyć oso­ba zakochana, ale też – świado­ma całego kon­tek­stu życia drugiej osoby.

 

 

To zresztą jest jeden z tych najbardziej prze­j­mu­ją­cych moty­wów fil­mu. Heloise, jest teo­re­ty­cznie najbardziej uprzy­wile­jowana społecznie – to w jej domu pojaw­ia się Mar­i­anne. Ale o ile Mar­i­anne może podróżować, w tajem­ni­cy szki­cow­ać męskie akty i mieć nadzieję, na jakąś wol­ność o tyle los Heloise jest przy­p­ieczę­towany. Zakon, który pocieszał ją jakąś równoś­cią jest przeszłoś­cią, przed nią jest tylko małżeńst­wo. Małżeńst­wo z człowiekiem, którego nie zna. Nie ma tu właś­ci­wie możli­woś­ci wyboru, nie ma też zbyt wielu doświad­czeń, który­mi moż­na się pocieszać. Bohater­ka kocha muzykę, ale nigdy nie słysza­ła gra­jącej orkiestry, widać po jej charak­terze, że jest ciekawa świa­ta, ale zobaczy go tylko tyle na ile się jej poz­woli. Życie bohater­ki zostało przy­p­ieczę­towane i nic nie moż­na tu zmienić. Wyso­ka pozy­c­ja społecz­na nie czyni jej w najm­niejszym stop­niu uprzy­wile­jowaną, bo nie daje jej pode­j­mować wyborów. Stąd nad filmem unosi się poczu­cie, że jej starsza sios­tra popełniła samobójst­wo, a sama Heloise, być może ma je z tył głowy. Gdy jej suk­nia, zaczy­na płonąć bohater­ka choć dostrze­ga ogień nie rzu­ca się go gasić. Tak jak­by gdzieś tam z tył głowy zawsze ist­ni­ała świado­mość, że to jest właś­ci­wie jedy­na rzecz, nad którą ma kontrolę.

 

 

Sci­amma roz­gry­wa tu wiele roman­ty­cznych tropów, ale nada­je im świeżoś­ci. Wspólne czy­tanie poezji zamienia się w spór trzech bard­zo różnych kobi­et o istotę opowiada­nia o uczu­ciu (opowieść o Orfeuszu i Eury­dyce nabiera zupełnie innego kon­tek­stu gdy myśli się o niej przez pryz­mat Eury­dy­ki nie Orfeusza), sym­bole wza­jem­nego przy­wiąza­nia, wzięte pros­to z kart his­to­rycznych roman­sów, nabier­a­ją nowego znaczenia gdy wymieni­a­ją je dwie młode kobi­ety, dla których wspólne uczu­cie jest nie tylko spełnie­niem prag­nień ale także, jedynym momentem prawdzi­wej wol­noś­ci i poczu­cia wspól­no­ty. Zresztą daje to reży­serce możli­wość pokaza­nia kobiecego ciała zupełnie inaczej. Tym co sta­je się najbardziej obra­zobur­cze nie są pier­si czy łono, które prze­cież moż­na dziś zobaczyć wszędzie, ale fakt, że aktor­ki – zgod­nie z realia­mi his­to­ryczny­mi – nie mają ogolonych pach. Reży­ser­ka wyda­je się świadomie prowokować nad­wrażli­w­ców, dla których nieogolone kobiece ciało sta­je się przekrocze­niem jakiegoś tabu. Jed­nocześnie zaś to nie jest film o “prob­lemie” les­bi­jskiego uczu­cia. Ten ele­ment w ogóle się nie pojaw­ia — nie stanowi tem­atu, uczu­cie jest bo jest, nie ma potrze­by komen­towa­nia, pod­kreśla­nia niecodzi­en­noś­ci, czy — w tym kon­tekś­cie — przełamy­wa­nia jakiegoś tabu. A jed­nocześnie — gdy­by ta his­to­ria roz­gry­wała się pomiędzy mężczyzną a kobi­etą nie tylko wyglą­dała­by inaczej ale też była­by pewnie dużo bardziej płas­ka żeby nie powiedzieć banalna.

 

 

Trze­ba tu zaważyć, że nieza­leżnie od społecznych kon­tek­stów, czy tego jak film komen­tu­je miejsce kobi­et w sztuce, to do tego wszys­tkiego „Portret kobi­ety w ogniu” jest po pros­tu fenom­e­nal­nym melo­dra­matem kostiu­mowym. Zaw­iera wszys­tkie niezbędne ele­men­ty – uczu­cie niemożli­we, ogranicze­nie cza­sowe, przy­p­ieczę­towany z góry los kochanków. Do tego pomiędzy gra­jącą Mar­i­anne Noemie Melant a gra­jącą Heloise Adele Haenel jest fan­tasty­cz­na ekra­nowa chemia. Kiedy bohater­ki są razem na ekranie czu­je­my przede wszys­tkim spokój – jest pomiędzy nimi równość – nikt nie jest bardziej zaan­gażowany, bardziej zakochany, domin­u­ją­cy. To jest uczu­cie pełne drob­nych gestów i uważnych obserwacji. Bohater­ki mówią sobie co myślą, nie krygu­ją się, nie flir­tu­ją – osią­ga­ją porozu­mie­nie możli­we głównie dlat­ego, że żad­na z nich nie próbu­je zdomi­nować tej drugiej. Fenom­e­nal­na jest Lau­rana Bajra­mi jako Sophie – służące częs­to pokazy­wane są w his­to­rycznych pro­dukc­jach albo jak ele­ment otoczenia, albo jako jakieś zbędne jego ele­men­ty. Ale Sophie jest obok naszych bohaterek nie stanow­iąc dla nich ani prob­le­mu, ani zagroże­nia. Co więcej dostrzegamy, że to myślą­ca dziew­czy­na, która z fas­cy­nacją słucha his­torii Eury­dy­ki i Orfeusza. Takie dziew­czyny jak ona też znika­ją z his­to­rycznych nar­racji, żyją i umier­a­ją bez portretów.

 

 

 

Intrygu­jące, że w tym samym roku dwie reży­ser­ki opowiada­jąc zupełnie inne his­to­rie właś­ci­wie odniosły się do tego samego tem­atu – zarówno Gre­ta Ger­wig w “Małych kobietkach“jak i  Celine Sci­amma komen­tu­ją kwest­ię obec­noś­ci kobi­et w sztuce. Obie odnoszą się do malarst­wa choć nie da się ukryć, że nietrud­no tu odnieść się do prob­le­mu obec­noś­ci reży­serek w kine­matografii. U Ger­wing jed­na z bohaterek mówi wprost, że w poczet geniuszy moż­na się dostać tylko jeśli drzwi otworzą mężczyźni. Sci­amma przy­pom­i­na, że kobi­etom zamykano drogę do pode­j­mowa­nia niek­tórych tem­atów, zaś te z który­mi zostały – doty­czące kobi­et nigdy nie były uważane za ważne. W obu tych wypowiedzi­ach widać zarówno pewną frus­trację jak i rezy­gnację. Reży­ser­ki wiedzą, że ich sytu­ac­ja wcale nie różni się tak bard­zo od tej w której są ich bohater­ki. I dlat­ego, że są kobi­eta­mi i dlat­ego, że opowiada­ją o kobi­etach. Sci­amma dodatkowo próbu­je odrzu­cić to męskie spo­jrze­nie na kobiecość, poświę­cić się tylko temu jak kobi­ety widzą kobi­ety. Coś co nawet wyko­nane najlepiej na świecie, zawsze będzie dru­gorzędne, wobec tego ja na kobi­ety patrzą mężczyźni. Frus­trac­ja XVIII wiecznej malar­ki sta­je się bard­zo bliska frus­tracji reży­ser­ki z XXI wieku.

 

 

Portret kobi­ety w ogniu” to melo­dra­mat piękny, delikat­ny, ide­al­nie wpisany zarówno w swój kon­tekst his­to­ryczny jak i komen­tu­ją­cy współczes­ność. Korzys­ta­ją­cy ze znanych tropów, ale nada­ją­cy im nową świeżość, nie boją­cy się his­to­rycznego kostiu­mu, ale wyko­rzys­tu­ją­cy go w sposób prze­myślany, a nie tylko po to by bohater­ki zmieni­ały suknie w każdej sce­nie. To film pięknie nakrę­cony, uważnie napisany i fan­tasty­cznie składa­ją­cy się w całość, bez jed­nej zbęd­nej sce­ny. A jed­nak jest to też film, który podzieli los niejed­nego obrazu namalowanego przez kobi­etę. Jak dobry by nie był będzie miał dokład­nie taką wartość jaką nadadzą mu męskie gremia. W tym przy­pad­ku gremia spo­jrza­ły w inną stronę. Ale jeśli ktoś wam znów powie „a może nie robią dobrych filmów” to pokaż­cie im „Portret kobi­ety w ogniu” by udowod­nić, że nawet jak robią filmy wybitne to tak naprawdę nic to nie zmienia.

 

Ps: „Portret” przez pol­skie kina trochę przemknął, ale jest dostęp­ny za dwanaś­cie zło­tych na VOD.PL i naprawdę warto się na ten seans skusić. Moż­na, raz a moż­na kil­ka razy jak niżej podpisana.

 

0 komentarz
1

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online