Mamy z matką zwierza taką tradycję, że ilekroć los rzuci nas do miast obcych (ale jednak wciąż odrobinę znanych) to sprawdzamy co grają w kinach. Bo zdarza się, że człowiek na wyjeździe ma dużo czasu (nawet jeśli czuje się w obowiązku wyrobić spacer na kilkanaście kilometrów) a kina mają szerokie repertuary. Tak Zwierz trafił na „Praziomka” ( po angielsku „Missing Link”). Animację zdecydowanie godną polecenia. Tekst bez większych spoilerów.
Dla niektórych za całe polecenie pewnie wystarczy informacja, że mamy tu do czynienia z kolejną produkcją studia Laika która wcześniej dała nam „Koralinę”, „ParaNormana” czy genialne „Kubo i dwie struny”. To studio które oferuje animacje zachwycająco piękne (wykonane metodą poklatkową) i do tego zmuszające do myślenia i zrywające z wieloma schematami narracyjnymi do których przyzwyczaił nas Disney czy Dreamworks. Inni mogą być jednak nieco sceptyczni bo na pierwszy rzut oka fabuła wydaje się prościutka i nieco przypominająca historie w stylu „W Osiemdziesiąt lat dookoła świata”. Bohaterem jest tu Sir Lionel Frost, podróżnik i odkrywca, który za wszelką cenę chce zostać członkiem znanego brytyjskiego stowarzyszenia podróżników. Aby to zrobić musi jednak dać dowód że na choć jednej ze swoich przygód w poszukiwaniu mitycznych i legendarnych stworzeń istotnie odniósł sukces. Kiedy dostaje list wskazujący miejsce przebywania mitycznego Sasquacza udaje się tam bez zastanowienia tylko po to by zamiast potwora spotkać bardzo sympatycznego stwora (nazwanego przez niego Praziomkiem) który grzecznie prosi czy Frost nie mógłby go zawieść do Tybetu gdzie spotka swoich kuzynów Yeti.
Tym czym Praziomek naprawdę wygrywa z wieloma produkcjami dla dzieci to fakt, że zamiast pokazywać cywilizowanie czy obłaskawianie Praziomka, pokazuje go raczej jako przedstawiciela zupełnie innej kultury. Istotę miłą i inteligentną, która posiadła umiejętność mówienia i przeczytała w życiu niejedną książkę, co nie znaczy jednak że wszystkie niuanse języka są jej znane a wszystkie zachowania oczywiste. Praziomek staje się więc przesympatycznie pokazaniem jak działają różnice kulturowe – co więcej nie ma tu oceniania, bo Frost – jako przedstawiciel kultury brytyjskiej (i to zdecydowanie kolonialnej co film ładnie wytyka) niekoniecznie zawsze sam umie się odnaleźć w sytuacjach społecznych. Obu zaś bardzo łączy potrzeba przynależenia do grupy osób które być może niekoniecznie należą do najmilszych. Zwłaszcza stowarzyszenie do którego pranie dołączyć Frost jest miejscem dość koszmarnym prowadzonym przez typa któremu nie podoba się nic nowego od elektryczności po sufrażystki. Zresztą co ciekawe film ma wątek który rzadko pojawia się w filmach dla dzieci. Oto do Praziomka i Frosta dołącza bardzo przedsiębiorcza Adelina Fortnight. Kiedyś ją i Frosta łączyło uczucie, ale potem Adelina wyszła za mąż za przyjaciela głównego bohatera, który to przyjaciel zginał poszukując Yeti. Film bawi się wątkiem uczucia które mogłoby między nimi się pojawić, ale ciekawsze jest chyba to, że bohaterów bardziej niż wspólna przyszłość łączy wspólna przeszłość. Zresztą film lepiej unika romansowego schematu niż bardzo wiele chwalonych za to filmów Disneya. Kto powiedział, że za każdym flirtem stoi wielka miłość.
Praziomek jest jednym z tych filmów które przynajmniej moim zdaniem należy do tej szlachetnej kategorii produkcji, które można spokojnie oglądać z sześciolatkiem i zarówno rodzic jak i sześciolatek będą się doskonale bawić choć każde z nich dostanie nieco inny film. Zwykle ten efekt osiąga się w produkcjach dwuznacznymi żartami – starając się powtórzyć sukces Shrecka, ale co pewien czas pojawia się taka produkcja która decyduje się, zróżnicować te treści w sposób bardziej zniuansowany. Dziecko pewnie nie wyłapie wszystkich uwag o kolonialnym charakterze działalności Lionela, i być może nie zrozumie jak bardzo postawa jego przeciwników może być komentarzem do współczesności, może pewnie też nie wyłapać dlaczego Yeti odnoszą się do naszych podróżników tak a nie inaczej. Dla dziecka będzie to bardzo ładna opowieść o wzajemnym zrozumieniu, dojrzewaniu i współpracy możliwej bez obowiązkowego dostosowywania drugiej osoby do siebie. A także o tym, że najważniejsi sa ludzie wśród których chcemy być a nie ci wśród których wydaje się nam że powinniśmy być. Przy czym wszystko odbywa się bez grubiańskich żartów, dowcipnie i na tyle lekko dydaktycznie że absolutnie to nie razi. Do tego jest w tym filmie cudowna scena, która może nauczyć dzieci (i przypomnieć dorosłym) że taka rzecz jak imię może funkcjonować zupełnie inaczej niż jesteśmy przyzwyczajeni i jeśli ktoś prosi by zwracać się do niego imieniem nie dostosowanym do płci to należy to przyjąć bez gadania.
Rzadko zdarza mi się zachęcać do szturmowania kin ale w przypadku Praziomka zdecydowanie polecam obejrzeć tą animację w kinie. Po pierwsze dlatego że jest niewyobrażalnie piękna. Sporo jest tu kadrów które nie służą przyśpieszeniu czy posunięciu akcji do przodu – raczej po prostu mają pokazać urodę animacji. Bardzo mnie te sceny cieszyły. PO drugie – to jest całkiem dobry film akcji gdzie sporo się dzieje i naprawdę sceny walk i pogoni chyba najlepiej będą wyglądały właśnie na dużym ekranie. Jedynym minusem jest dubbing. I to nie dlatego, że jest słaby – bo zdecydowanie nie jest ale dlatego, że bardzo chciałoby się posłuchać jak główny bohater mówi głosem Hugh Jackmana a królowa Yeti głosem Emmy Thompson. Na całe szczęście jak podejrzewam Praziomek pojawi się u nas też na płycie albo VOD i będzie można się uradować oryginalną obsadą głosową która jest naprawdę złożona (jak to ostatnio bywa) z samych wspaniałych aktorskich nazwisk. Zresztą oglądając film nie trudno sobie wyobrazić aktorów w poszczególnych rolach. Nie mniej – niezależnie od tego jak bardzo lubię oglądać filmy w oryginalnej wersji językowej – koniecznie idźcie do kina, bo to seans miły, ciekawy, zabawny i przede wszystkim tak napełniający człowieka przekonaniem, że całkiem sporo porozumienia między ludźmi jest możliwe.
Oglądając film miałam cały czas wrażenie, że dokładnie takich fabuł od pewnego czasu mi brakowało i nawet Pixar i jego produkcje nie były w stanie wypełnić tego poczucia braku. To nie jest film, który za wszelką cenę próbuje nas przekonać, że da się zrobić sequel, to nie jest produkcja która ma nas zadziwić jakimś przedziwnym punktem wyjścia, ani też nie porzuca przesłania moralnego na rzecz gagów – co robiło wiele studio filmowych w ostatnich czasach. To film którego siła leży przede wszystkim nie w innych bohaterach niż zwykle ale w innym podejściu do bohaterów. Tu wielki odkrywca ujawnia się jako człowiek w sumie bardzo niepewny siebie, wciąż udowadniający swoją wartość, a odnaleziony w lesie potwór zachwyca łagodnością i ciepłem. Ostatecznie nauka z opowieści o brakującym ogniwie jest taka, że przyszłość leży tam gdzie porozumienie, a każdą różnicę jednak da się zasypać jeśli tylko wyciągamy ku sobie dłonie a nie tkwimy w uprzedzeniach. I to podane tak, że mam skromną nadzieję, że dzieciaki, które zobaczą ten film będą go naprawdę dobrze pamiętały. Bo to idealna opowieść na nasze czasy.
Ps: Przeczytałam gdzieś że Praziomek miał fatalne wyniki w Stanach, nie mam pojęcia czy wasza frekwencja w kinach coś zmieni ale miło byłoby wesprzeć tak doskonałą produkcję.
PS2: Mamie Zwierza też się bardzo podobało.