Home Film Pretensje czyli zwierz o August: Osage County

Pretensje czyli zwierz o August: Osage County

autor Zwierz

hej

Zaczy­na się sezon pokazy­wa­nia w kinach filmów Oscarowych i zwierz zaczy­na po kolei oglą­dać nomi­nowane pro­dukc­je, żeby potem wiedzieć komu kibi­cow­ać w Oscarową noc (to jest jed­nak spo­ra różni­ca czy się  filmy widzi­ało czy nie). Na pier­wszy ogień poszło August: Osage Coun­ty. Film, który ma chy­ba najbardziej gwiaz­dorską obsadę z prezen­towanych w tym roku pro­dukcji i tak niejed­noz­naczne recen­z­je, że nie sposób było go ominąć. Serio, kry­ty­cy dzielą się od tych, którzy uważa­ją że to jed­na z najlep­szych pro­dukcji roku po tych których zdaniem jest to jed­na z najbardziej wypro­mowanych marnych pro­dukcji Zwierz był przeko­nany, że po obe­jrze­niu fil­mu będzie bard­zo dobrze wiedzi­ał co o nim myśleć, Ale nieste­ty pozosta­je równie roz­dar­ty co więk­szość komen­ta­torów. Zwierz postanow­ił napisać recen­zję bez spoil­erów, choć z góry musi zaz­naczyć, że to nie jest pro­dukc­ja w której fabuła jest jakoś niesły­chanie waż­na, wszys­tko roz­gry­wa się w dialo­gach, co bard­zo przy­pom­i­na o teatral­nym pochodze­niu fil­mu.  Przy czym zwierz prag­nie zauważyć (tak na początku), że nigdy nie uznawał brak jed­noz­nacznej opinii o filmie za coś złego, wręcz prze­ci­wnie. Taki zach­wyt bez “ale…” zdarza się prze­cież bard­zo rzad­ko. I przyszło jeszcze zwier­zowi do głowy, że pewnie mógł­by napisać zupełnie inną recen­zję tego fil­mu, która była­by równie prawdziwa.

august-osage-county-poster

  Ten wspani­ały spis nazwisk, na plaka­cie, nieste­ty zdaniem zwierza fil­mowi szkodzi zami­ast poma­gać. Dlaczego? A to musi­cie już przeczy­tać dalej.

 

August Osage Coun­ty ma dość klasy­czną struk­turę. Po lat­ach w domu rodzin­nym spo­ty­ka się rodz­i­na West­onów. Przyg­nana w jed­no miejsce nie tęs­knotą ale tragedią. Ojciec zag­inął, szy­bko dowiadu­je­my się że popełnił samobójst­wo. Poz­na­jąc jego żonę — cier­piącą na raka języ­ka, uza­leżnioną od alko­holu i leków Vio­let wcale mu się nie dzi­wimy. Na pogrzeb zjeżdża­ją się trzy Cór­ki. Przy­jeżdża więc i ta która nie wytrzy­mała ciężkiej atmos­fery w domu i uciekła —  Bar­bara (Julia Roberts)  wraz z mężem (Ewan Mc Greghor) i zbut­ntowaną córką (Abi­gail Bres­lin), ta która uciekła w świat marzeń o innym życiu Karen (Juli­ette Lewis) przy­jeżdża z nowym narzec­zonym (Der­mont Mul­roney), W domu jest też cicha Ivy (Julianne Nichol­son) która została w okol­i­cy i zaj­mowała się rodzi­ca­mi. Na styp­ie pojawi się też sios­tra Vio­let — Mat­tie (Mar­go Mar­tin­dale) z mężem (Chris Coop­er) i łagod­nym, niepo­rad­nym życiowo synem ( Bene­dict Cum­ber­batch). Jak zwyk­le w takich przy­pad­kach bywa, rodzinne spotkanie jest punk­tem wyjś­cia do wywleka­nia rodzin­nych urazów, tajem­nic i tragedii.

Film jest typowym dra­matem z cyk­lu : co się dzieje kiedy rodz­i­na spot­ka się w jed­nym miejs­cu. Przy czym zwierz trochę żału­je, że twór­cy nie prze­nieśli na ekran  (ani nawet nie próbowali prze­nieść) wspani­ałego kon­cep­tu ory­gi­nal­nych fil­mowych deko­racji, gdzie widz­imy jak­by  przekrój domu, co pozwala nam lep­iej zrozu­mieć że zaglą­damy do pewnej bard­zo określonej przestrzeni. Tu dom rodzin­ny odgry­wa jako przestrzeń bard­zo małą rolę.

Ten opis brz­mi trochę jak zapowiedź dys­try­b­u­to­ra ale o dzi­wo taka właśnie jest to his­to­ria, która wyko­rzys­tu­je dość dobrze znane schematy. Wiado­mo, że w teatrze duża ilość  bohaterów przy jed­nym stole nie oznacza nic dobrego. Czym więc his­to­ria różni się od więk­szoś­ci rodzin­nych dra­matów? Zazwyczaj oglą­damy his­to­rie dzieci mają­cych pre­ten­sje do rodz­iców (tu ta postawę prezen­tu­je Bar­bara której zdaniem mat­ka jest tak bard­zo nie do wytrzy­ma­nia że ojciec popełnił samobójst­wo by się od niej uwol­nić), ale autor sztu­ki (i sce­nar­iusza ) Tra­cy Letts się­ga głą­biej. Vio­let rzeczy­wiś­cie jest kosz­marną matką, której uza­leżnie­nie i podły charak­ter odbił się na wszys­t­kich córkach. Ivy właś­ci­wie wyco­fała się z życia, które nic dobrego jej nie zaofer­owało, Bar­bara nie jest w stanie utrzy­mać włas­nej rodziny (przy czym widz­imy, że potrafi się zachować podob­nie jak Vio­let), Karen decy­du­je się na życie w iluzji ignoru­jąc fakt, że  jej życie nie będzie wyglą­dać tak jak sobie wymarzyła. Ale tu na pre­ten­sje córek Vio­let ma odpowiedź. Jej dziecińst­wo też było kosz­marne, kiedy opowia­da o tym jak była wyśmi­ana i fatal­nie trak­towana przez swo­ją matkę przes­ta­je­my się trochę dzi­wić że tak zaw­iodła w wychowa­niu córek. W tym momen­cie zaczy­namy się zas­tanaw­iać nad tym gdzie to się zaczy­na. Czy Vio­let popadła w uza­leżnie­nie z powodu zachowa­nia swoich rodz­iców? Czy jej niewyko­rzys­tane życie, poczu­cie zawodu i braku osiąg­nięć odcis­nęło się na córkach? Czy fakt, że Jean — cór­ka Bar­bary popala trawkę jest kole­jnym ogni­wem tego całego ciągu życiowych nieszczęść? I czy da się prz­er­wać ten łańcuch? A może wza­jemne pre­ten­sje nie mają z tym nic wspól­nego. Mat­tie sios­tra Vio­let trak­tu­je kosz­marnie swo­jego syna Lit­tle Charlesa ale jej zachowanie nie ma nic wspól­nego z dziedz­icznym nieszczęś­ciem. Mat­tie nie cier­pi niepo­rad­nego syna który przy­pom­i­na jej o włas­nych życiowych błę­dach i wyb­o­rach. Bohaterowie fil­mu na swo­je życiowe wybo­ry i decyz­je zawsze maja uza­sad­nie­nie. Ale jed­nocześnie film doskonale pokazu­je jak obwini­an­ie rodz­iców jest czyn­noś­cią jałową. Vio­let oskarża swo­ja matkę, Bar­bara oskarża Vio­let, Jean obraża się na Bar­barę. Ale czy ten ciąg oskarżeń coś zmienia? Nikt w rodzinie nie jest szczęśli­wy, wręcz prze­ci­wnie oskarże­nia toksy­cznie przy­wiązu­ją do rodziców.

august-osage-county-trailer-05102013-094815

Film każe sobie zdawać pytanie czy nieszczęś­cie bohaterów jest wynikiem tylko ich poczy­nań czy dowo­dem na to, że tru­ciz­na raz wsąc­zona w rodz­inę  dzi­ała przez następ­ne pokole­nia, i nie sposób się z tego toksy­cznego kręgu wydostać.

Co ciekawe film w pewien sposób odwraca role. Napastli­we, okrut­nie szczere, nawet agresy­wne są w tym filmie kobi­ety. To one mio­ta­ją się, oskarża­jąc się wza­jem­nie i raniąc. Przed­staw­ieni w filmie mężczyźni są przez dram­atopis­arza potrak­towani zde­cy­dowanie lep­iej. Zwłaszcza Charles mąż Mat­tie wyda­je się pochodz­ić z zupełnie innego świa­ta. Choć będzie wyśmiewał młodą Jean która nie chce jeść mięsa jest w nim cecha której braku­je kobi­etom z rodziny West­onów. Jest w nim życ­zli­wość i zrozu­mie­nie. A także umiejęt­ność wyz­na­nia uczuć. W całym tym filmie przepełnionym gorzki­mi oskarże­ni­a­mi rzu­cany­mi przez ludzi pozornie sobie blis­kich jest jed­na sce­na, w której widz­imy jak relac­je rodzinne powin­ny wyglą­dać — to sce­na między Charlesem a jego synem Lit­tle Charlesem — gdzie ojciec uspoka­ja syna który spóźnił się na pogrzeb wuja. Jak­by sce­narzys­ta spec­jal­nie dawał nam kon­tra­punkt pokazu­jąc jak jego zdaniem win­na wyglą­dać rodz­i­na.  Przy czym to jest dobry moment by zaz­naczyć, że zwierz total­nie nie ma poję­cia dlaczego film rekla­mu­je się jako pro­dukcję raczej dla kobi­et. To jest zde­cy­dowanie film o toksy­cznej rodzinie, który może poruszyć widza bez wzglę­du na płeć. Chy­ba że uznamy że tylko kobi­ety mają wredne matki.

Jak­by wbrew schematom obok tych cią­gle mio­ta­ją­cych się kobi­et, autor pokazu­je nam mężczyzn, którzy nie mają prob­le­mu z łączą­cy­mi ich relac­ja­mi. I choć jak film pokaże jest to przed­staw­ie­nie iron­iczne, to jed­nak widać tu dość jasne odwróce­nie pewnych schematów.

Wyda­je się że na mar­gin­e­sie tych rozważań o dziedz­ic­zonym z pokole­nia na pokole­nie nieszczęś­ciu czy zgorzknie­niu, pojaw­ia się wątek pokrewieńst­wa. Ile tak naprawdę znaczy posi­adanie tej samej krwi i przod­ków. Choć Ivy but­nie stwierdza, że z sios­tra­mi łączy ją tylko przy­pad­kowa układan­ka genów, to jed­nak wyda­je się, ze to raczej postawa życzeniowa. Gdy­by nic poza gena­mi nas nie łączyło moż­na było­by się od tego całego nieszczęś­cia i cier­pi­enia szy­bko odciąć. Ale wyda­je się, że ode­jść od rodziny nie jest tak łat­wo, nawet jeśli człowiek się wyniesie, albo zaplanu­je wyprowadzkę do Nowego Jorku. Zresztą tu ponown­ie sce­narzys­ta pokazu­je nam jak­by dwie strony pokrewieńst­wa — z jed­nej strony mamy trzy siostry które właś­ci­wie niewiele o sobie wiedzą, z drugiej Vio­let i Mat­tie, które wiedzą o sobie wszys­tko i wyda­je się, że ich wza­jem­na więź jest sil­niejsza nawet niż podły charak­ter czy błędy które­jkol­wiek z nich. Przy czym wyda­je się, że nawet jeśli między Vio­let i Mat­tie jest sporo złej krwi to jest to w sum­ie układ lep­szy niż ta obo­jęt­ność, która wchodzi pomiędzy siostry.  Zresztą pokrewieńst­wo od którego nie sposób się uwol­nić ode­gra się na bohat­er­ach jeszcze w jeden okrut­ny sposób (zwierz obiecał nie zdradzać ele­men­tów fabuły), pokazu­jąc, że jed­nak tej podob­nej kom­bi­nacji genów nie sposób ignorować. Nawet jeśli deklaru­je się co innego.

  Trzy fil­mowe siostry teo­re­ty­cznie łączy niewiele, ale z drugiej strony kiedy roz­maw­ia­ją, widać że nawet jeśli nie wiedzą zbyt dużo o swoim życiu to jed­nak zupełnie od pokrewieńst­wa uciec się nie da. 

To co zwierz pisze brz­mi raczej pozy­ty­wnie. Z czym zwierz ma więc prob­lem?  Po pier­wsze zwierz ma wraże­nie, że twór­ca sztu­ki nie za bard­zo wie kiedy przes­tać częs­tować nas kole­jny­mi nieszczęś­ci­a­mi.  Jed­na tajem­ni­ca goni drugą, jed­na trag­icz­na his­to­ria naty­ch­mi­ast okazu­je się zastą­pi­ona przez następ­ną. W pewnym momen­cie zwierz miał wraże­nie, że twór­ca wpa­da a w taki trochę telenow­elowy nurt gdzie w każdym odcinku wychodzi kole­j­na trage­dia. Moż­na było raz czy dwa wstrzy­mać pióro, poz­wolić infor­ma­cji wybrzmieć. A tu jest tego tyle, że widz zaczy­na się w głowie skreślać kole­jne punk­ty z for­mu­la­rza “Co jeszcze trag­icznego może się przy­trafić w jed­nej rodzinie”. Ta prze­sa­da osłabia wydźwięk fil­mu — odd­ala­jąc tych prześlad­owanych West­onów od naszych toksy­cznych rodzin. Z każdą tragedią łączność jest co raz mniejsza. Zwierz, wie że rodzinne tragedie potrafią się nawarst­wiać, ale coś w co uwierzylibyśmy w prawdzi­wym życiu w dra­ma­cie częs­to wyda­je się być nacią­gane, prze­sad­zone, niemożli­we. Zresztą wiele jest w tym filmie wątków zupełnie niepotrzeb­nych czy nieroze­granych. Cho­ci­aż­by zatrud­niona do opie­ki nad Vio­let Indi­an­ka. Zgod­nie z zasadą przed­staw­ia­nia rdzen­nych mieszkańców amery­ki jest ona mil­czą­ca, obser­wu­ją­ca i czu­j­na. Ale właś­ci­wie jej obec­noś­ci w filmie jest trud­na do wyjaśnienia. Czy reprezen­tu­je tych którzy mieszkali tu wcześniej i przyglą­da się z takiej pół his­to­rycznej per­spek­ty­wy na tych rozhis­tery­zowanych Anglosasów, którzy nie umieją się zgrać ze swoim życiem. Może jest dowo­dem na to, że cier­pli­wość może wychodz­ić jedynie od ludzi z nami nie spokrewnionych? Jej obec­noś­ci w filmie jest w jak­iś sposób sztam­powa, nie tyle niepotrzeb­na ale jak­by nieroze­grana. Zwierz cały czas czekał że w stanie i jak stary Dul­s­ki powie jed­no zdanie, człowieka zmęc­zonego roz­gry­wa­ją­cy­mi się wokół niego dramatami.

Zwierz ma wraże­nie, że postać granej przez Abi­gail Beslin cór­ki Bar­bary jest zupełnie nie wyko­rzys­tana. Autor sztu­ki kazał się jej tak dość klasy­cznie bun­tować i wygłaszać zda­nia że jedze­nie zwierząt to jedze­nie stra­chu (które zosta­je wyśmi­ane, w dość okrut­ny sposób przez rodz­inę) ale nie daje jej wystar­cza­ją­co dużo miejs­ca byśmy mogli się przekon­ać czy i ona została wciąg­nię­ta w ten krąg wza­jem­nych pre­ten­sji czy po pros­tu bun­tu­je się z racji wieku.

Jed­nak najwięk­szy prob­lem zwierz ma z aktorstwem. I tu ponown­ie dwie uwa­gi. Pier­wsza doty­czy samej Meryl Streep — zwierz ją naprawdę uwiel­bia, i nie należy do kry­tyków jej aktorskiego kun­sz­tu. Tu jed­nak wyda­je się  grać trochę obok resz­ty zespołu aktorskiego. Doskonale wypa­da w sce­nach gdzie jej bohater­ka jest trochę wycis­zona ( zwłaszcza  kiedy opowia­da his­torię o tym jak poniżyła ją jej włas­na mat­ka) ale kiedy Vio­let sta­je się nieprzy­jem­ną kosz­marną żmi­ją ma się wraże­nie, że Streep jed­nak przekracza ta lin­ię gdzie manieryzmy są dowo­dem na doskon­ałe skon­struowanie roli i sta­ją się iry­tu­ją­cym pokazem aktors­kich możli­woś­ci. Zwierz ma mieszane uczu­cia co do tej roli. I ma dzi­wne przeczu­cie że kry­ty­ka była­by surowsza gdy­by takie szarżowanie przy­darzyło się innej aktorce. Dru­ga sprawa to fakt, że tak gwiaz­dors­ka obsa­da fil­mowi raczej ciąży niż wynosi go na wyżyny. Reżyser zupełnie nie wyko­rzys­tu­je Ewana McGre­go­ra który po pros­tu w filmie jest (jego bohater zresztą wyda­je się tylko dopełnie­niem dra­matu postaci swo­jej żony), zatrud­nie­nie Abi­gali Bres­lin do niewielkiej i dość nie wyraźnej ról­ki wyda­je się po pros­tu błę­dem (dziew­czy­na nie ma co grać, nie ma właś­ci­wie roli a obec­ność znanej aktor­ki tylko to uwy­puk­la), zaś Cum­ber­batch w roli Lit­tle Charlesa wyda­je się zwykłym błę­dem obsad­owym. Nie dlat­ego, że Cum­ber­batch nie sprawdza się w swo­jej malutkiej roli łagod­nego i sym­pa­ty­cznego człowieka. Raczej przy­cią­ga to uwagę do postaci, która powin­na być właś­ci­wie niedostrze­gal­na i wyco­fana. Zwierz ma zresztą wraże­nie, że w tej skłon­noś­ci do obsadzenia znany­mi aktora­mi każdej roli widać, że pro­du­cen­tem był Clooney. Wszyscy wskazu­ją, że bez niego pro­jekt nie został­by zre­al­i­zowany i zwierz ma wraże­nie, że właśnie wpływ akto­ra-pro­du­cen­ta widoczny jest w obsadzie. I zwierz nie sugeru­je że chodz­iło o to by film się zwró­cił, raczej o przeko­nanie, że niesły­chanie istotne jest zebranie gwiaz­dorskiej obsady. Tym­cza­sem paradok­sal­nie mniej znane twarze mogły­by lep­iej się w tej his­torii sprawdzić.

  Ewan McGre­gor po pros­tu w filmie jest. Jego bohater właś­ci­wie nie ma żad­nych cech charak­teru, gra McGre­go­ra nie jest w żaden sposób charak­terysty­cz­na czy wyróż­ni­a­ją­ca się i gdy­by nie znane nazwisko moż­na było­by go aut­en­ty­cznie w tym filmie przegapić

Nie oznacza to, że film jest źle zagrany. Zdaniem zwierza najlepiej wypada­ją z tej gwiaz­dorskiej obsady Mar­go Marindle i  Chris Coop­er. Mar­go Mar­tin­dale gra­ją­ca siostrę Vio­let uda­je się na ekranie doskonale pokazać postać, w której jest dużo więcej niż się wyda­je spoglą­da­jąc na nią po raz pier­wszy. Jej niechęć do syna, słod­ko gorzkie relac­je z siostrą, jakieś życiowe niespełnie­nie, które wyczuwa się w jej postaci. Wszys­tko doskonale roze­grane, zde­cy­dowanie sub­tel­niejsze niż rola Streep. Najlepiej jed­nak wypa­da Chris Coop­er w roli Char­liego, spoko­jnego dobrego człowieka, który nie pasu­je do całej rodziny. Jego przedłuża­ją­ca się mod­l­it­wa to sce­na jed­nocześnie śmiesz­na, ale i peł­na napię­cia. A kiedy w końcu wybucha po raz pier­wszy czu­je się na ekranie prawdzi­we emoc­je. Dobrze obsad­zone są też role sióstr. Juli­ette Lewis zawsze będzie się ide­al­nie nadawała do gra­nia paplą­cych za dużo kobi­et, które same siebie oszuku­ją. Z kolei Julianne Nichols gra­ją­ca wyco­faną i nieco zgorzk­ni­ałą kobi­etę, przed którą rysu­je się mała bo mała ale per­spek­ty­wa szczęś­cia. No i Julia Roberts w niek­tórych sce­nach trochę szarżu­ją­ca (jak­by stara­jąc się udowod­nić, że naprawdę zasłużyła na poważną rolę) w innych jed­nak jest naprawdę doskon­ała (zwłaszcza bliżej koń­ca).  Zresztą zwierz ma wraże­nie, że po raz pier­wszy od lat Julia Roberts wyglą­da na ekranie nor­mal­nie, gra postać w swoim wieku i czu­je się z tym bard­zo dobrze.

  O ile rola Meryl Streep w tym filmie wyda­je się zwier­zowi miejs­ca­mi zde­cy­dowanie przeszarżowana (miejs­ca­mi zaś bard­zo dobra — jak w jej ostat­niej sce­nie) to Mar­go Mar­tin­dale nie popeł­nia aktorsko ani jed­nego błędu.

Zwierz nie wie dlaczego fil­mu reklam­owano jako komedię. Równie zabawnie jest na styp­ie. Zwierz ma pode­jrze­nie, że być może cały humor ule­ci­ał gdzieś pomiędzy przenosze­niem sztu­ki z teatru na kliszę fil­mową. Oczy­wiś­cie raz na jak­iś czas pad­nie z ekranu zabawne zdanie, ale prawdę powiedzi­awszy nad całym filmem unosi się dość ponu­ra i dusz­na atmos­fera. Mało jest w filmie odd­echu, wręcz prze­ci­wnie czuć ten skwar, na który narzeka­ją bohaterowie. W jed­nej ze scen bohater­ka gonią­ca swo­ją otępi­ałą matkę po polu krzy­czy do niej że nie da się nigdzie uciec. I rozu­miemy, że chodzi nie tylko o niekończącą się płaską przestrzeń wokół ale ogól­nie o poczu­cie, że z całej tej toksy­cznej sytu­acji nie za bard­zo jest wyjś­cie. Zresztą im bliżej finału tym bardziej czu­je się, że to film, którego zakończe­nie w dużym stop­niu zależy od nas. To jest aku­rat spory plus fil­mu, który zostaw­ia nam otwarte zakończe­nie i sami musimy zde­cy­dować jaka dro­ga pójdą bohaterowie. Ale nawet to otwarte zakończe­nie nie czyni z fil­mu komedii. Przy czym zwierz trochę żału­je, że braku­je w filmie zda­nia, które kończyło sztukę, nada­jąc całe­mu rodzin­nemu dram­a­towi nieco szer­szej per­spek­ty­wy. Mimo mieszanych uczuć, zwierz musi powiedzieć, że coś w tym filmie musi być. Oglą­da­jąc tych zaw­iedzionych samych sobą, bohaterów zaczy­namy się nad nimi zas­tanaw­iać. Nad tym, dlaczego są tacy źli na siebie czy na świat. Nad tym czy życie im nie wyszło z powodu ich winy, czy może wszechświat się na nich mści. Czy den­er­wu­je ich bardziej to, kim są czy to kim nigdy się nie stali. Bohaterowie pozosta­ją z nami jeszcze po zakończe­niu fil­mu, przy­pom­i­na­ją o sobie, każą domyślać się szczegółów swo­jego życia. Zwierz ma zasadę, że nawet niedoskon­ały film, który zosta­je z widzem na dłużej zasługu­je na uwagę. Bo o to chodzi w dobrych fil­mach — myślimy o nich nawet wtedy, kiedy seans się skończył.  Zwierz trochę do bohat­er­ach myślał i w sum­ie doszedł do jed­nego wniosku. Wszelkie jego wnios­ki, jako wiedza rozbi­ja­ją się o jeden prosty fakt. Zwierz ma zde­cy­dowanie sym­pa­ty­czną rodz­inę, do której nie ma najm­niejszych pre­ten­sji. I choć oso­biste doświad­czenia ponoć nigdy nie powin­ny stawać na drodze recen­zen­ta to jed­nak w tym przy­pad­ku zwierz ma wraże­nie, że posi­adanie wred­nej mat­ki jest wymo­giem by w pełni odpowiedzieć sobie na pytanie czy oglą­damy kawałek prawdy o ludzkiej egzys­tencji czy teatral­ny dra­mat w przy­pom­i­na­ją­cych  życie dekoracjach.

Ps: Zwierz odradza wybieranie się do kina na “Cum­ber­batcha” to zde­cy­dowanie nie jest film w którym aktor ma wiele do zagra­nia i 90% z tego co się w filmie zobaczy moż­na spoko­jnie zobaczyć w Internecie. A nie jest to też pro­dukc­ja która zasługu­je na to by iść tylko po to by zobaczyć jed­ną scenę. Choć oczy­wiś­cie, zwierz wie, że wśród jego czytel­ników więk­szość osób i tak by na film poszła dla całoś­ci, jedynie ciesząc się obec­noś­cią lubianego akto­ra w jed­nej ze scen.

Ps2: Zwierza bard­zo cieszy odzew na wczo­ra­jszy post, zwłaszcza że sporo osób znalazło to czego szukało. Zwierz się nie odzy­wał bo nie miał za bard­zo cza­su przeszukać pamięć w poszuki­wa­niu waszych poszuki­wanych tytułów. Ale widzi­ał, że już sporo odpowiedzi bez zwierza padło. Choć część tytułów brz­mi jak coś o czym zwierz nigdy nie słyszał.

15 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online