Home Film Problem filmu zmarnowanego czyli skutki uboczne średniej reżyserii

Problem filmu zmarnowanego czyli skutki uboczne średniej reżyserii

autor Zwierz

 

Hej

 

 

 Jak wiecie zwierz nie jest wielkim fanem spoil­erów ale zwyk­le przys­tępu­jąc do pisa­nia recen­zji zaz­nacza, że jed­nak pewne ele­men­ty fabuły musi zdradz­ić. Jed­nak dziś zwierz nie pier­wszy raz będzie przys­tępował na swoim blogu do pró­by zre­cen­zowa­nia fil­mu bez spoil­erów. Dlaczego? Cóż w przy­pad­ku fil­mu takiego jak “Side Effects” (zwierz przemil­czy pol­s­ki tytuł “Panaceum” który jest zde­cy­dowanie chy­biony, co widać jak na dłoni zwłaszcza po obe­jrze­niu fil­mu) opisanie akcji odbiera trzy czwarte przy­jem­noś­ci, jeśli nie całą przy­jem­ność z sean­su. Co praw­da oznacza to, że recen­z­ja zwierza będzie nieco sucha a pewne zas­trzeże­nia nie zostaną sfor­mułowane, ale myśl, że ktoś mógł­by sobie przy­pad­kowo zep­suć rozry­wkę jed­nak zwierza boli. Choć ten wstęp może sug­erować, że zwierz ma o filmie bard­zo dobre zdanie i chce by wszyscy go zobaczyli, to w rzeczy­wis­toś­ci praw­da jest nieco bardziej skom­p­likowana. Zwierz uważa bowiem że “Side Effects” to jeden z najbardziej prob­lematy­cznych filmów o jakim zdarzyło mu się pisać. 

 

 Zasada­jąc do pisa­nia recen­zji zwierz miał równie sku­pi­ony wyraz twarzy co Jude na tym zdję­ciu. W końcu to prob­lem opisać film bez spoil­erów zwłaszcza jeśli mamy sporo zastrzeżeń/

 

 

Dlaczego? Widzi­cie, są złe filmy, bard­zo złe filmy i te przynoszące najwięk­szy zawód  — filmy które mogły być znakomite. Nie będzie chy­ba dla was zaskocze­niem, że Side Effects wpa­da w tą ostat­nią kat­e­gorię.  To film, który miał potenc­jał by stać się jed­ną z naj­ciekawszych pro­dukcji tego roku, a przy­na­jm­niej przynoszącą najwięk­szą fra­jdę w cza­sie sean­su (przy­na­jm­niej najwięk­szą fra­jdę bez korzys­ta­nia z wybuchów). Niesz­tam­powy sce­nar­iusz, niezła obsa­da, znany reżyser. Serio, gdzieś tam był znakomi­ty film. Co gorsza ten film, który wyszedł nie jest aż tak strasznie zły jak by moż­na się spodziewać. To jest raczej nie tyle pro­dukc­ja zła, co zmarnowana. I to zmarnowana w taki nieprzy­jem­ny sposób. Nieste­ty, zwierz rzad­ko to pisze ale to przykład fil­mu nie tyle źle napisanego (najczęst­sza wada pro­dukcji) ale źle nakrę­conego. Jak może wiecie Steven Soder­bergh niegdyś cud­owne dziecko amerykańskiego kina nieza­leżnego ogłosił, że tą pro­dukcją żeg­na się z kinem. Choć ta decyz­ja wydała się wielu wid­zom sporym zaskocze­niem (zwłaszcza po zeszłorocznym raczej dobrze przyję­tym filmie Mag­ic Mike), to jed­nak każe się zas­tanow­ić nad for­mą reżysera.

 Jeśli idzi­cie na film tylko po to by sprawdzczy Jude Law nadal jest przys­to­jny i niesamowicie foto­geniczny to rzeczy­wiś­cie się nie zaw­iedziecie. Zresztą trud­no było­by się zawieść.

 

 

 No właśnie, film spraw­ia wraże­nie jak­by reżyser nie do koń­ca panował nad nar­racją — ta to zwal­nia, to  przyśpiesza, ale aż do koń­ca nie jest w stanie zała­pać dobrego ryt­mu. Tam gdzie akc­ja powin­na odrobinę przyśpieszyć zwal­nia, tam gdzie powin­na nieco zwol­nić rap­town­ie przyśpiesza. Pier­wsza część fil­mu jest bard­zo rozwlekła i jest w niej sporo scen, które spoko­jnie moż­na było­by wyciąć. Z kolei im dalej tym wszys­tko toczy się sprawniej ale w pewnym momen­cie zaczy­nam się zas­tanaw­iać czy nie nazbyt sprawnie. Do tego reżyser częs­to korzys­ta ze slow motion co spraw­ia, że film wlecze się jeszcze bardziej. Do tego Steven Soder­bergh bard­zo lubi staty­czne uję­cia i dzi­wne per­spek­ty­wy, które w pewnym momen­cie sta­ją się po pros­tu nudne. Kadry nie są szczegól­nie ładne, a do tego nawet przy bard­zo foto­genicznej obsadzie, człowiek chci­ał­by by w niek­tórych kadrach dzi­ało się więcej. Tym cza­sem ofer­u­je się nam wiele kadrów dzi­wnych, niedo­pra­cow­anych, nieprze­myślanych — co dzi­wi u reży­sera, który zazwyczaj popisy­wał się sztuką dobrego mon­tażu (najlep­szy przykład to sce­na Co z Oczu to Z ser­ca — w tym momen­cie więk­szość z was już wie która). Z kolei ret­ro­spekc­je są nakrę­cone w taki najbardziej trady­cyjny lekko ury­wany zam­glony sposób, od którego powin­no się już dawno ode­jść. W filmie jest więcej takiej reży­ser­skiej niepo­rad­noś­ci, która spraw­ia wraże­nie jak­byśmy oglą­dali pro­dukcję dopiero oswa­ja­jącego się z mater­ią fil­mową debi­u­tan­ta a nie jed­nego z bardziej płod­nych amerykańs­kich reży­serów, o którym prze­cież wiemy, że co jak co ale umie krę­cić dobre filmy (nawet bez dobrego scenariusza).

 

 

Zwierz ma też prob­lem z obsadą. Tak Jude Law jest przys­to­jny i jeśli się ubierze w ładne ubra­nia, to nie ma najm­niejszego prob­le­mu by czer­pać z jego obec­noś­ci na ekranie, całkiem sporo radoś­ci. Jude nie gra źle ale właś­ci­wie nie dosta­je w tym filmie miejs­ca by w pełni rozwinąć aktorskie skrzy­dła. Co praw­da jego bohater jest tak napisany jak­by sce­narzys­ta nie był do koń­ca pewien kogo pisze. Tu właśnie powinien nastąpić spory spoil­er ale by nie psuć rozry­w­ki — zwierz ograniczy się do stwierdzenia, że jeśli wszyscy psy­chi­a­trzy są tacy bystrzy to serio czas zacząć się bać. Przy czym dla zwierza obec­ność Jude’a Law w obsadzie był spoil­erem choć zwierz został poin­for­mowany, że tylko dla oso­by takiej jak on jest to infor­ma­c­ja znaczą­ca. Zwier­zowi nie podobała się Rooney Mara, przy czym wasz bloger  nie do koń­ca rozu­mie pop­u­larność tej aktor­ki. Wszyscy wych­wala­ją ja pod niebiosa a zwierz widzi na ekranie raczej nie wyróż­ni­a­jącą się niczym dziew­czynę. Może reprezen­tu­je ona aktors­ki min­i­mal­izm ale zwierz nie dostrze­ga w jej bohater­ce przez cały film żad­nych emocji. Przy czym rzeczy­wiś­cie aktor­ka gra­ją­ca osobę w depresji nie powin­na zbyt wielu emocji okazy­wać. Ale patrząc na nią zwierz nie widzi nic. przy czym brat zwierza zwró­cił uwagę, że zwierz jest zupełnie nieczuły na urodę Mary i sko­ro zwierz miał Jude’a to on może mieć Marę. Zwierz rzeczy­wiś­cie uzna­je ten argument.

 Obec­ność Chan­ninga Tatu­uma w obsadzie pewnie dla wielu jest zachę­ca­ją­ca ale zwierz ma wraże­nie, że wys­tepu­je on tu raczej jako ozdobnik.

 

 Nato­mi­ast zwierz z przykroś­cią przyglą­dał się grze Cather­ine Zeta Jones. Przez ostat­nie kil­ka lat aktor­ka przeszła bard­zo niepoko­jącą przemi­anę. Zwierz nigdy za nią nie przepadał ale to co się z nią stało jest trudne do uwierzenia. Pomi­ja­jąc kosz­marny, wręcz karykat­u­ral­ny sposób mówienia, oraz jakąś tonę mak­i­jażu który nałożono jej na twarz, ta w sum­ie niezła kiedyś aktor­ka gra po pros­tu źle.  Zwierz nie wie co się stało po drodze z jej tal­en­tem (w końcu ma całkiem zasłużonego Oscara na kon­cie) ale pode­jrze­wa, że za angaż do fil­mu odpowia­da przede wszys­tkim jej się­ga­ją­ca Traf­fi­cu zna­jo­mość z reży­serem. A tak w filmie jest jeszcze Chan­ning Tatum ale zwierz nie ma wobec niego żad­nych uczuć (poza dość sporą dozą zaskoczenia, jak mógł on zostać wybrany najsek­sown­iejszym żyją­cym facetem na rok min­iony), że po pros­tu niczego od niego nie wyma­gał. I to w sum­ie tyle bo trze­ba przyz­nać, że Side Effect nie potrze­bu­je wielu postaci.

 

Tym jed­nak co zwierza najbardziej boli to fakt, że w tym filmie jest strasznie dużo ele­men­tów zbęd­nych. Tak jak­by sce­narzys­ta bie­gał i rozwieszał na wszys­t­kich ścianach nie tyle strzel­by co całe arse­nały. Prob­lem pole­ga na tym, że nie są nawet zmyłką (tych jest w filmie wystar­cza­ją­co dużo), spraw­ia­ją raczej wraże­nie pozostałoś­ci po jakichś poprzed­nich wer­s­jach sce­nar­iusza. Zaląż­ki his­torii, które ktoś chci­ał opowiedzieć ale po drodze z nich zrezyg­nował. Przy czym im bliżej koń­ca tym pojaw­ia się więcej ele­men­tów, które są w swo­jej zbęd­noś­ci wręcz karykat­u­ralne. Zwierz pisał kiedyś o takiej chę­ci krzyknię­cia “stop” do sce­narzysty, kiedy ten zaczy­na prze­sadzać. I tu właśnie w kilku momen­tach człowiek ma ochotę odesłać sce­nar­iusz do popraw­ki z dopiskiem “serio chcesz mieć w tym filmie jeszcze to?”. Poza tym zwierz ma już trochę dość filmów gdzie na potrze­by sce­nar­iusza ludzie ze sobą nie roz­maw­ia­ją. To znaczy wymieni­a­ją się infor­ma­c­ja­mi czy też dysku­tu­ją w cza­sie ter­apii ale nie roz­maw­ia­ją — jest w filmie kil­ka scen roz­gry­wa­ją­cych się między ter­apeutą a jego żoną gdzie człowiek ma ochotę potrząs­nąć bohat­era­mi by po pros­tu poroz­maw­iali. Dali sobie dokończyć zdanie, porozu­mieli się w jakikol­wiek powszech­nie przyję­ty sposób. Strasznie to zwierza den­er­wu­je (nie tylko w tym filmie w ogóle). Podob­nie jak powoli zaczy­na den­er­wować zwierza obra­zowanie upad­ku bohaterów zmi­aną garder­o­by. Serio mam uwierzyć, że człowiek stracił poczu­cie sty­lu w kil­ka dni (łącznie ze zmi­aną kurt­ki). To taki trochę leni­wy wybieg, który zwala­nia akto­ra i reży­sera z pokaza­nia zmi­any środ­ka­mi aktorski­mi prz­erzu­ca­jąc wszys­tko na garder­obę czy fryzurę.

 

Kiedy wczo­raj na face­booku czytel­nicz­ka zapy­tała czy warto obe­jrzeć film zwierz powiedzi­ał nie. Został nieco skar­cony za tak kat­e­go­ryczną ocenę. Ale widzi­cie drodzy czytel­ni­cy, paradok­sal­nie zwierz jest zde­cy­dowanie bardziej łaskawy dla filmów od początku do koń­ca złych niż dla filmów, które mogły być znakomite ale nie są. Tu mamy zmarnowany pomysł na film, zmarnowany potenc­jał częś­ci obsady, zmarnowana możli­wość stworzenia czegoś co by wyróż­ni­ało się pozy­ty­wnie z dziesiątek podob­nych do siebie pro­dukcji. Prawdę powiedzi­awszy oglą­da­jąc film zwierz trochę czuł, że reży­serowi się nie chce. To film zro­biony na pół gwiz­d­ka, zdaniem zwierza leni­wie, bez iskry i pasji. Coś co nawet nie stara się być doskon­ałe. Zwierz wie, że nie wszys­tkie filmy są doskon­ałe ale lubi mieć poczu­cie że ktokol­wiek się po drodze starał. Tu tego uczu­cia nie miał. I to go trochę zabolało.

 Najwięk­szy prob­lem jaki zwierz ma z Side Effect to uczu­cie, że nie obe­jrzał dobrego fil­mu. Nawet ter­az kiedy pisze tą recen­zję zaled­wie kil­ka godzin po sean­sie całość zaczy­na powoli uciekać z jego głowy tyl­ny­mi drzwia­mi — nawet pisanie bez spoil­erów sta­je się łatwiejsze bo pokaźne ele­men­ty fabuły po pros­tu wyparowu­ją z pamię­ci. A prze­cież jest w tej his­torii potenc­jał by została ze zwierzem na dłużej. Zwierz nie lubi filmów żad­nych a takim filmem jest Side Effects, mimo wszys­t­kich swoich dobrze rozłożonych sce­nar­ius­zowych fajer­w­erków braku­je w nim prostej emocji, zaan­gażowa­nia, czegoś co spraw­iło­by, że wró­ci się pamię­cią do jed­nej sce­ny, wyrazu twarzy, dia­logu.  Być może zwierz nie powinien jed­noz­nacznie odradzać sean­su, bo prze­cież to praw­da, że ist­nieje wiele dużo gorszych pro­dukcji. Ale to jest takie frus­tru­jące kiedy film nie wzbudza w człowieku niczego — nawet złoś­ci. Może najwięk­szy prob­lem jaki zwierz ma z pro­dukcją (poza tym że mogła­by być lep­sza) jest taka, że zwierz nie jest aż tak podat­ny na błyskotli­we zakrę­ty sce­nar­iusza. Oczy­wiś­cie fajnie być zaskoc­zonym, ale prze­cież nie kochamy Fight Club dlat­ego, że zaskaku­je nas zakończe­niem. Dla zwierza tzw. “plot twist” jest raczej miłym dodatkiem, prezen­tem od sce­narzysty ale nie może być jedyną wartoś­cią sce­nar­iusza.  W przy­pad­ku Side Effect trochę tak jest.

            Na koniec zwierz musi powiedzieć, że chci­ał­by aby ten film nakrę­cono jeszcze raz z drob­ny­mi zmi­ana­mi w sce­nar­iuszu, może nawet z tą samą obsadą, ale z całą pewnoś­cią z innym reży­serem. Bo zwierz ma wraże­nie, że być może wtedy była­by to pro­dukc­ja zasługu­ją­ca na jego najwyższe pochwały i zach­wyty. Nieste­ty wyda­je się, że to tylko marzenia zgorzk­ni­ałego recen­zen­ta, zaś Side Effect pozosta­je jako dowód, że Steven Soder­bergh chy­ba rzeczy­wiś­cie stracił wyczu­cie i może dobrze że zro­bi sobie na chwilkę prz­er­wę od kręce­nia. Bo nieza­leżnie od tego co mówi uda­ją­cy się na wczes­ną emery­turę reżyser, zwierz jest abso­lut­nie przeko­nany, że wró­ci do kręce­nia filmów. Z reży­sera­mi trochę jak z wybit­ny­mi gracza­mi w koszykówkę. Zawsze wracają.

 

Ps: Sko­ro już zwierz się tak namęczył by było bez spoilerowo to ma prośbę byś­cie dwa razy się zas­tanow­ili przed ujawnie­niem jakiegoś frag­men­tu fabuły w komen­tarzu. Nie psu­jmy innym zabawy. Zwierz dobrze rozu­mie aluzje ;)??

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online