Co pewien czas nawet takiego zwierza jak Zwierz nachodzi ochota by przeczytać cos filmoznawczego (co nie jest poświęcone historii kina – o tym Zwierz czyta w kółko). Trudno wtedy wybrać na co by się tu rzucić. Na całe szczęście „A jak Araki” książka Natalii Gruenpeter ułatwia sytuację. Nie tylko najlepiej widać ja na półce, ale też najłatwiej przeczytać.
Bohaterem opracowania jest Gregg Araki – niezależny amerykański filmowiec, którego produkcje pojawiają się w życiu Zwierza zawsze niespodziewanie. „Kaboom” było filmem wybranym na chybił trafił na Warszawskim Festiwalu Filmowym, Ciastko z Niespodzianką po prostu kiedyś leciało w telewizji i Zwierz z zaskoczeniem obejrzał całość, Splendor Zwierz odkrył szukając filmów o nietypowych romantycznych układach, The Living End polecono obejrzeć Zwierzowi w ramach nadrabiania New Queer Cinema. Co ciekawe dopiero ta książkowa pozycja powiązała te wszystkie filmy w głowie Zwierza – wcześniej istniały one w osobnych przegródkach i prawda jest taka że do dziś dziwi Zwierza że wszystkie wyszły spod ręki tego samego reżysera.
„A jak Araki” jest z jednej strony naukowym opracowaniem filmoznawczym – które prowadzi nas przez twórczość reżysera – analizując tropy, inspiracje i nawiązania (ileż u Arakiego Godarda!). Tu pojawiają się takie zdania jak „Kylo – Patrick R. Hart widzi w nim jednego z niewielu współczesnych autorów filmowych, a także postmodernistycznego brikolera, w subwersywny sposób łączącego elementy mainstreamowe z awangardowymi” (kocham to zdanie całym sercem), ale to nie znaczy że mamy do czynienia z opracowaniem niedostępnym. Wręcz przeciwnie – gdyby miał Zwierz wskazać przyjazną, niemal „wejściową” pozycję filmoznawczą to byłoby to z pewnością „A jak Araki”. Dlaczego? Ponieważ ta poważna treść została umieszczona w otwartej, może nieco niepoważnej, może nawiązującej do specyfiki twórczości Arakiego formie. Dostajemy bowiem swoisty alfabet reżysera. Kolejne hasła od A do Z porządkują twórczość Arakiego, wyróżniając najważniejsze elementy. Nie powinno dziwić że pod H mamy HIV, pod L – LOS ANGELES. Są też kategorie mniej oczywiste jak np. F jak Flaga czy J jak Jedzenie.
Taki alfabetyczny podział ma swoje zalety i wady. Jakie są zalety? Książkę czyta się niesamowicie szybko, zaś autorka dzięki narzuconej przez taki podział dyscyplinie unika nadmiernych dygresji czy popadania w zdarzające się filmoznawcom erudycyjne wodolejstwo. To pozycja krótka (dwieście stron) ale niesamowicie konkretna, nasycona informacjami i interpretacjami. Pod koniec czytania nie tylko mamy wrażenie, że twórczość Arakiego jest nam bliższa ale też – mamy już klucz do jej czytania. Przy czym należy tu dodać, że autorka wyśmienicie radzi sobie z jednym z najtrudniejszych wyzwań – dobrego opisania filmowych scen które przytacza jako przykłady. To jest niestety bolączka bo w sumie do takiej powieści powinno się dołączać albo filmy albo wyimki z filmów (ciekawe czy kiedyś doczekamy się takich multimedialnych książek filmoznawczych – to byłoby super). Do tego układ pozwala na czytanie nie po kolei. I można np. pobiec za sugerowanymi w rozdziałach ścieżkami, albo skoczyć do tych wątków twórczości które najbardziej nas interesują.
Jaka jest wada? Zwierz nie mógł się oprzeć wrażeniu, że niestety niektóre litery są zdecydowanie mniej ciekawe niż inne. Czułość jest dobrym przykładem. To istotnie ważna kategoria w kinie Arakiego ale ten podrozdział czytany zaraz pod doskonałym rozdziale „Bunt” sprawia wrażenie takiego wypełniacza który pozwoli uzupełnić alfabetyczny układ. Druga sprawa – jeśli czytamy książkę na raz (jak Zwierz, który połknął ją za jednym posiedzeniem) widzimy pewne powtórzenia – są konieczne by kolejne części książki mogły funkcjonować autonomicznie ale jednocześnie – niestety prowadzą do wielu powtórzeń tych samych informacji. Co niestety czasem irytuje. Nie mniej – jeśli rozłożycie tą książkę na kilka wieczorów (nie wiem jak bo czyta się ją doskonale) to nie będzie to tak przeszkadzało.
Sama twórczość Arakiego w ujęciu Natalii Gruenpeter jawi się jako przemyślany rozwój twórcy który z jednej strony – korzysta przeróżnych tropów i aluzji filmowych i kulturowych (zwłaszcza w swoich filmach z lat 90, choć nie tylko) z drugiej – znajduje miejsce by korzystając ze schematów kina, dyskutować z problemami społecznymi. Stąd dużo tu Godarda, dużo nawiązań do innych – często bardziej znanych produkcji które podejmowały podobne problemy. Autorka przywołuje kategorię brikolażu i parodii i obie doskonale nadają się do opisu twórczości Arakiego – tam jest wszystko cudownie przemieszane – problemy społeczne, obok nawiązań do najbardziej wyświechtanych schematów gatunku, a zaraz potem sceny które kierowane są do widzów którzy zrozumieją że tu się nawiązuje do Godarda. To wszystko tworzy krajobraz niesłychanie ciekawy i wciągający. A jednocześnie, na tyle skomplikowany, że cieszymy się iż zostaliśmy zaopatrzeni w bardzo dokładny przewodnik. Bo tym jest właściwie książka – przewodnikiem po tym czego możemy nie dostrzec.
Zwierz napisał że to niezła książka na wejście do świata analizy filmoznawczej i przy tym obstaje. Choć Araki nie jest twórcą powszechnie znanym (to zależy oczywiście od środowiska w jakim się obracamy – tu Zwierz zaznacza wyprzedzająco zanim przybiegną ludzie którzy OCZYWIŚCIE znają twórcę) to książka czyni go bardzo przystępnym czytelnikowi. Do tego pokazuje jak wygląda sprawnie i przejrzyście przeprowadzona analiza twórczości reżysera i dlaczego tak ciekawe jest analizowanie nie tyle jednego filmu co całego dorobku twórczego. Jeśli ktoś nie miał wcześniej do czynienia z takim spojrzeniem na twórczość filmową to może w tej krótkiej książce znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego warto rozmawiać o filmach w zupełnie innych kategoriach niż te przyjmowane w recenzjach kolejnych produkcji. Jednocześnie dla wszystkich którzy nie do końca wierzą w sens tego całego filmoznawstwa książka doskonale pokazuje po co są nam ludzie którzy analizują filmy.
Na koniec jeszcze jedna uwaga odnośnie kwestii wydania książki. Po pierwsze – w swojej formie przypomina ona trochę Zwierzowi zachodnie pozycje filmoznawcze które dopuszczają że będą je czytali nie tylko akademicy ale też po prostu zainteresowani wielbiciele kina (jak np. Zwierz). Stąd forma jest ważna i nie wystarczy wydać kolejnej rozprawy w sposób który jest atrakcyjny wyłącznie dla naukowców. I mowa tu nie tylko o tym alfabetycznym podziale, ale też np. cudowny jest fakt że niesamowity różowy kolor okładki wyróżnia także w tekście przypisy czy odwołania do innych części książki. Czytelność tego zapisu jest wspaniała i pozwala cieszyć się tekstem i nie bać się że umknie nam przypis.
Niestety jedyny minus to słaba dostępność książki w księgarniach. No ale od czego mamy Internet. Książkę wydało Silesia Film (wydawajcie tak dalej! Młodych, zdolnych i ciekawych filmoznawców!) i można ją kupić przez Internet – kosztuje 37 zł co jest przyzwoitą ceną za ładnie wydaną, mądrą książkę o niskim nakładzie. Zwierz ma tylko jedną uwagę do wydania – Zwierzowi trochę się rozkleiła okładka (choć książka jest szyta). Ale może to po prostu intensywne użytkowanie. W każdym razie nie lękajcie się i zamawiajcie. A jak nie znacie twórczości Arakiego to możecie obejrzeć a potem przeczytać. Albo najpierw przeczytać a potem obejrzeć. A najlepiej – oglądać z książką w ręku.
Ps: Książka „A jak Araki” została przesłana Zwierzowi przez Silesia Film ale nie jest to wpis sponsorowany.