Mam wrażenie, że są takie seriale, które powinny wywołać wielkie poruszenie i dyskusje a przechodzą gdzieś obok jakby zupełnie nie zauważone. Tak jest z serialem Apple TV+ „Ryk”. To serial antologia – właściwie zbiór krótkometrażowych filmów. Co je łączy? Opowiadają, w bardzo różny, często fantastyczny czy nieco surrealistyczny sposób, o kobietach. O tym jak żyją, czego się boją, z czym się zmagają. To serial z doskonałą obsadą (w pierwszym odcinku gra Nicole Kidman a to tylko początek listy) i ze świetną ekipą realizatorek i scenarzystek. I co ? I choć jest dostępny od kwietnia na platformie to mam wrażenie, że prawie nie było o nim rozmowy.
Czy „Ryk” to dobry serial? Trudno powiedzieć – dosłownie każdy odcinek musi się przed nami obronić sam. Są odcinki lepsze i gorsze, a właściwie – takie, które mogą do nas bardziej trafić i takie, które mogą być tak dalekie naszym doświadczeniom, że zupełnie nie uda się nam nawiązać z nimi jakiejś relacji. Są też takie, które mają swoją metaforę delikatniejszą, bardziej niejednoznaczną i takie, które walą nią po głowie i trochę nie trudno ją odczytać w bardzo bezpośredni sposób. Nie jest to więc serial równy, ale ta nierówność bardzo nie przeszkadza. Niekiedy całość przypominała mi nieco bardziej delikatne, mniej czarnowidzące „Czarne Lustra”, choć z mniejszą spójnością tematyczną – choć ta bliskość to może być złudzenie wynikające po prostu z tego, że mój mózg sam zestawił dwa seriale antologie. Tu z resztą uwaga – nie wydaje mi się, żeby „Ryk” domagał się oglądania za jednym posiedzeniem – wręcz przeciwnie – wydaje mi się całkiem dobrą strategią potraktować go jako zbiór kilku filmów krótkometrażowych i oglądać raczej pojedynczo – by nawet te, które podobają się nieco mniej miały szanse wybrzmieć.
Jeśli sugerować się ocenami poszczególnych odcinków to najwyżej ceniona jest historia o kobiecie, która zwróciła swojego męża. Rzeczywiście to jest jeden z najlepszych odcinków. Choć muszę przyznać, że mnie osobiście najbardziej podobały się dwa inne. Pierwszy z nich opowiada o matce, która po urodzeniu dziecka (poród był dość dramatyczny) wraca do pracy a mąż zostaje w domu. Teoretycznie nic niepokojącego w tej sytuacji nie ma poza tym, że kobieta zaczyna dostrzegać na swoim ciele ślady ugryzień. Nie ma pojęcia skąd się wzięły ale jest ich coraz więcej. Ten odcinek podbił moje serce przede wszystkim tym jak dobrze pokazuje nie tyle przemoc, czy jakąś otwartą wrogość ale milion małych rzeczy, które podgryzają kobietę, która próbuje znaleźć w życiu balans pomiędzy pracą zawodową a macierzyństwem. Plus męża gra Jake Johnson z brodą (dla nie osobna kategoria przystojnego mężczyzny) a matkę doskonała Cynthia Erivo. Z resztą tak na marginesie – ten serial ma kosmicznie dobrą obsadę, w każdym odcinku gra conajmniej kilkoro znanych aktorów i aktorek.
Drugi odcinek, który bardzo mi się spodobał opowiada o kobiecie, która wchodzi w związek z … kaczorem. Tak z takim zwykłym kaczorem. I ten kaczor jest dupkiem. W sumie dlaczego nie miałby być dupkiem, jest kaczorem, kaczki to wredne stworzenia. Ta cała sytuacja jest totalnie surrealistyczna ale … jakoś dała mi całkiem sporo do myślenia. Wiele osób wrzuca w sieci fragmenty odcinka o mężczyźnie, który posadził swoją żonę na półce by móc ją cały czas podziwiać. To z kolei jeden z tych odcinków w przypadku, którego mam wrażenie, że metafora jest tak bardzo oczywista i postawiona na pierwszym planie, że poza bardzo ładną stroną wizualną i niezłym aktorstwem (zwłaszcza Betty Gilpin w głównej roli) niewiele tam dla siebie znalazłam. Z drugiej strony – odcinek o kobiecie, która zjadała fotografie i przeżywała jeszcze raz swoje wspomnienia (z Nicole Kidman) – miał moim zdaniem sporo słabszych momentów, ale też kilka doskonałych. Jednocześnie – to jest taki serial, gdzie rzeczywiście – kobiety są na pierwszym planie nie tylko w samych opowieściach ale też – za kamerą.
Uważam, że ten nietypowy, miejscami dziwny ton serialu (w którym rzeczy zupełnie niezwykłe dość zwyczajnie wpisują się w świat) to akurat dobry pomysł. Opowieści o kobietach i ich miejscu w świecie mają skłonność do wpadania w pewien schemat – nie tylko tego o czym się opowiada ale jak. Taki smutny, ponury realizm wydaje się przypisany do opowieści o kobietach opuszczonych, szukających czy niepewnych. Wprowadzenie do tego świata trochę surrealizmu i humoru – odejście od pewnych schematów opowieści – sprawia, że te problemy widzi się bardziej i ożywia to emocje, które zwykle są już uśpione bo przecież wszyscy znamy te biedne umęczone kobiety, którym bardzo chcielibyśmy pomóc, ale ich życie będzie biedne i umęczone bo są kobietami. Wyrwanie się z tej pułapki robi doskonale naszej wrażliwości bo często pokazuje coś znanego w zupełnie nowy sposób.
Patrząc jak serial przeszedł bokiem nie mogę przestać myśleć o tej niekończącej się dyskusji o tym gdzie są kobiety w filmie – zwłaszcza reżyserki. Dosłownie każdy odcina tego serialu został wyreżyserowany przez inną kobietę. Każda z nich ma na swoim koncie jakieś doświadczenia – aktorskie, scenariuszowe, reżyserskie. Tylko potem jak coś realizują to znów nikt prawie o tym nie rozmawia i nagle znajdujemy się w punkcie wyjścia „Gdyby kobiety umiały reżyserować to umielibyśmy wymienić pięć reżyserek”. Tylko, że jak coś robią to się je może nie ignoruje ale rozmawia się o tym bez porównania mniej. Nawet jeśli to co zaprezentowały wcale nie jest słabsze od wielu produkcji, w które angażuje się mniej lub w ogóle nie angażuje się kobiet. Mam wrażenie, że to jest ta ostatnia rzecz, której nie da się przebić. Bo co masz jeszcze zrobić?
W każdym razie polecam rzucić okiem na „Ryk” – nie mówię, że zakochacie się w każdym odcinku ale niemal każdy odcinek to fantastyczny punkt wyjścia do rozmowy – nawet jeśli miałaby to być krytyka tego jak reżyserka opowiedziała o wybranym przez siebie problemami czy kwestii. No i jak pisałam już dwa razy – obsada jest genialna. Marzy mi się by o „Ryku” pogadano tak jak o „Czarnych lustrach” ale mam wrażenie, że jakoś łatwiej nam mówić o lękach przed technologią czy o pogmatwanej sytuacji kobiet w społeczeństwie. Może jedno jest mniej straszne od drugiego.