Home Seriale Wracając do miasta czyli znów oglądam „Seks w Wielkim Mieście”

Wracając do miasta czyli znów oglądam „Seks w Wielkim Mieście”

autor Zwierz

Jakiś czas temu mój szacowny małżonek opuścił nasze domowe pielesze na jakiś czas dając mi niepowtarzalną szansę przypomnieć sobie moje czasy singielskie kiedy to siedziałam wieczorami w domu i oglądałam seriale nie niepokojona przez nikogo. Jednym z seriali, które oglądałam namiętnie był „Seks w Wielkim Mieście”. Postanowiłam więc wrócić do serialu – który przecież ma już kilkanaście lat i obejrzeć go jeszcze raz z jedną małą różnicą – pierwszy raz będąc starszą od bohaterek a także będąc istotą, której bohaterki przez lata nienawidziły, czyli mężatką

Ten test jest bardziej bardzo długim zbiorem luźnych uwag niż taką bardzo spójną analizą. Chciałabym kiedyś napisać naprawdę spójną analizę SATC (to moje drugie podejście) ale czuję się w tym serialu jak w sklepie z popkulturowymi zabawkami. Ciągle coś mnie rozprasza. To taka uwaga na początek.

 

Nie wchodzi się dwa razy do tego samego serialu

 

Przyznam szczerze, że to jest zabawne, kiedy wraca się do serialu, kiedy jest się kimś zupełnie innym – głównie dlatego, że nagle zwraca się uwagę na co innego. Na przykład na to, że większość małżeństw, które znają bohaterki jest w sumie z góry uznawana za nudne, nieciekawe, albo przedziwne – coś co nigdy wcześniej nie rzuciło mi się w oczy. Małżeństwo czy stały związek jest dla nich celem, ale jednocześnie wydaje się, że żadne małżeństwo nie jest szczególnie ciekawe. Kiedy Carrie spotyka się z facetem, który naprawdę chce wziąć ślub i to co więcej teraz zaraz już wszystkie pary jakie spotyka są po prostu nudne i najpewniej skoncentrowane na dzieciach. To w sumie ciekawe bo małżeństwo pozostaje jakimś celem dla bohaterek – ostatecznie randkują po to by znaleźć sobie idealnego faceta ale jednocześnie-  samo małżeństwo pokazywane jest jako układ co najmniej nudny i nieciekawy (poza związkami bohaterek). W ogóle to niesamowite jak ten serial, który teoretycznie ma dotyczyć związków niezależnych kobieta tak naprawdę ma z góry jasno oznaczony cel. Nie patrzymy czy nasze bohaterki będą szczęśliwe tyko czy uda im się złowić ostatecznie tego faceta, który im się marzy czy nie. Więcej, kiedy kobiety mają już dość szukania facetów jak np. Miranda, wtedy pojawia się ten jedyny.

 

O czym myśli Carrie kiedy nie myśli o mężczyznach?

 

Jednak tym co mnie najbardziej zainteresowało to jak na przestrzeni serialu bohaterki nie tylko nie stają się jakieś dojrzalsze, ale też stają się mniej a nie bardziej ciekawe. To w sumie intrygujące jak na przestrzeni sześciu sezonów z czterech bohaterek z potencjałem nie udało się wycisnąć nic więcej poza prostymi charakterystykami. Więcej, z każdym sezonem coraz mniej stawały się one jakimiś niezależnymi jednostkami a coraz bardziej postaciami kobiecymi w konkretnej relacji do mężczyzny. Matka, rozwódka, kochanka, mentorka – można wyliczać, ale w ostatecznym rozrachunku, bohaterki zawsze definiowali mężczyźni. Do tego stopnia, że oglądając serial można zdać sobie sprawę jak mało o nich wiemy. Nie mają za bardzo rodziny – przynajmniej takiej, którą poznajemy (pojawia się raz brat Charlott ale jest to postać trzecioplanowa). Nie wiemy czym się interesują (w pierwszych sezonach pojawiały się jakieś przebłyski zainteresowań – Miranda lubiła baseball, Samantha jazz ale potem jest tego coraz mniej), praca staje się często czymś drugorzędnym (lub nawet kłopotliwym). Na swoich spotkaniach streszczają sobie przygody sercowe, ale nie wiemy co czytają, co oglądają, jakie mają konkretnie poglądy. Są tak przezroczyste, że definiują je głównie różne spojrzenia na związki. Gdyby wyciąć z serialu wszystkich facetów nie byłoby o czym zrobić tego serialu. Przez lata jedyne czym są to kobietami w poszukiwaniu mężczyzn. Kiedy w drugi sezonie Miranda buntuje się przeciwko gadaniu tylko o mężczyznach – w tym samym odcinku scenarzyści sprowadzają ją na dobrą drogę. Była głupia pragnąc rozmawiać o czymś innym. Jest tylko jeden temat – faceci. Zresztą im dłużej oglądałam serial tym bardziej się zastanawiałam. Czy gdyby bohaterki miały rozmawiać o czymkolwiek innym to czy nadal by się przyjaźniły. Mimo wielkich zapewnień o przyjaźni do grobowej deski można było odnieść wrażenie że bohaterek nic nie łączy poza ciągłym poszukiwaniem partnera.

 

To ten czas w moim życiu w którym muszę się skoncentrować na mojej pracy

 

To ciekawe o tyle, że przecież twórcy dali im dość ciekawe zawody. Nawet raz na jakiś czas orientują się, że ich zawody mogą przynieść jakieś problemy. Ale nigdy nie widzimy jak dobrą prawniczką jest Miranda. Najwięcej o pracy Samanthy dowiadujemy się kiedy sypia ze swoim szefem, Charlott może i jest doskonałą pracowniczką galerii ale o sztuce opowiada w scenach w których stara się jakoś zagłuszyć ból po rozstaniu z facetem, zaś Carrie cały czas słyszy jak doskonale pisze i jaka fajna jest jej kolumna, ale co ciekawe sami scenarzyści zestawiają ją zwykle z twórcami ważniejszymi, ciekawszymi, bardziej istotnymi. Może kolumna Carrie nie jest taka mała jak jej się wydaje, ale czasem można dojść do wniosku, że scenarzyści nie traktują pracy Carrie bardzo poważnie. Zresztą, jeśli chodzi o rywalizację zawodową – nigdy nie byłam w stanie uwierzyć, że Carrie nie zerwała od razu z facetem ewidentnie zazdrosnym o jej sukces zawodowy. Nie wiem, jak scenarzyści mogli choć przez chwilę uznać, że bohaterka próbowałaby nad tym przejść do porządku dziennego. Ogólnie – tak na marginesie – postać Burgera to jedna z najbardziej toksycznych postaci w tym serialu, nic dziwnego, że ten wątek przycięto wcześniej.

 

 

Kto zapłaci za mieszkanie?

 

Kolejna rzecz, która mnie ruszyła po latach to kwestia dojrzałości bohaterek. Zwłaszcza Carrie. Chyba najbardziej uderzyło mnie to w odcinku, w którym bohaterka musi odkupić swoje mieszkanie. Już pomijam fakt, że w tym jednym serialu co chwila jakiś facet płaci za mieszkanie Carrie (najpierw odkupuje je Aidan, potem przed wyjazdem do Paryża płaci za nie jej kolejny facet) ale to, że bohaterka nie ma żadnej kontroli nad swoimi finansami. Kiedy bank nie chce jej dać pożyczki, w czasie rozmowy z przyjaciółkami proponują jej one wsparcie. Poza Charlotte. Kiedy Carrie ją konfrontuje przyjaciółka słusznie mówi, że nie jest odpowiedzialna za jej finanse. Ostatecznie jednak kto pożycza Carrie pieniądze – Charlotte. Nie ukrywam, że ilekroć w serialu pojawiała się kwestia finansów Carrie czułam pewne zażenowanie. Nie każdy musi mieć wielkie oszczędności i wiem, że czasem się nie da. Ale bohaterka zadawała się w ogóle nie myśleć o pieniądzach w jakikolwiek logiczny sposób, wydając wszystko na buty. To nie kwestia płci, ale jakiegoś prostego myślenia co właściwie zrobić ze swoim życiem. Carrie z dystansem odnosi się do dwudziestoparolatek ale jednocześnie – sprawia wrażenie jakby było dla niej zaskoczeniem że jest dorosła.

 

Jeśli wszystko jest okej to nie jesteś w związku

Skoro o dojrzałości mowa, w czasie oglądania serialu zdałam sobie sprawę, że przez większość czasu bohaterki w kontaktach z mężczyznami starają się nie być sobą. Jest taki jeden odcinek, w którym Carrie nie może przeżyć, że puściła bąka przy facecie i jest to odcinek bardziej żenujący niż śmieszny. Ale też symptomatyczny – bohaterki robią właściwie wszystko by facetom wydać się istotami, które nie mają żadnych realnych potrzeb. Ubierają się na randki, udają, że nie przeszkadzają im ewidentne różnice w światopoglądzie czy chamskie zachowania. Nie chcą się pokazywać w ubraniach, które nie są idealnie dobrane na randkę, i nawet kiedy już mają z kimś zamieszkać czują się niezręcznie. Serial nie mówi tego wprost, ale wychodzi z niego wizja tych kobiet które w obecności mężczyzn (zwłaszcza mężczyzn na których im zależy) nigdy nie mogą być tak naprawdę sobą. Co sprawia, że kiedy już stoją na granicy intymności czują się przerażone. To jakaś nieprzyjemna wizja, że przebywanie z drugą osobą, która nam się podoba zawsze musi się wiązać z dyskomfortem.

 

 

Seks jest ale czy jest moralność?

 

Druga sprawa, która mną do dziś wstrząsa to właściwie jak gładko serial przechodzi nad tym, że Carrie zdradza Aidana z Bigiem. Serial ma tu problem. Bohaterka zachowuje się niemoralnie – ale jednocześnie – twórcy wcale nie chcą jej za bardzo potępiać. Ostatecznie więc w sumie wszystko rozchodzi się dosłownie po kościach. Carrie jest potem przykro, że żona Biga źle o niej myśli, ale wszystko jest skoncentrowane tylko na jej emocjach. To jest w ogóle niesamowite jak Carrie mówi o całej sytuacji – bo można dojść do wniosku, że jej się ten romans w ogóle przytrafił i nie miała na to żadnego wpływu. Żeby było zabawniej – scenarzyści piszą ją jako dość zazdrosną kobietę, która bardzo wyraźnie źle by się czuła, gdyby ktokolwiek dopuścił się zdrady w stosunku do niej. Przyznam szczerze, że to jest ten moment, w którym trudno już kibicować bohaterce – która rani ludzi wokół siebie w sposób zupełnie pozbawiony autorefleksji. Zresztą nie ukrywam – kilkanaście razy w tym serialu powtarza się scena, w której przyjaciółki Carrie mają swoje problemy, ale jej to zupełnie nie obchodzi, bo musi przeanalizować swój najnowszy związek na poziomie nastolatki. Nie wiem, czy twórcy chcieli stworzyć nieznośną bohaterkę, ale do pewnego stopnia im się udało. Głównie nieznośny jest jej narcyzm, który sprawia, że w każdym momencie i każdej sytuacji widzi tylko siebie. Kiedy okazuje się, że to nie ona była najważniejsza często kończy się fochem.

 

Szukając świętego Graala

 

No właśnie tym co mnie uderzyło, po latach to fakt, że tak naprawdę egzystencja naszych bohaterek polega na szukaniu faceta. Albo do związku, albo do małżeństwa, albo do seksu. Robienie czegoś bez faceta czy odpuszczenie sobie szukania faceta, wydaje się jakąś dziwną wyrwą w jednym słusznym sposobie spędzania czasu i życia. Przy czym jak wspomniałam – jakieś majaczące na horyzoncie małżeństwo niekoniecznie jest idealnym rozwiązaniem. Liczy się, żeby randkować, poznawać nowych ludzi albo przynamniej móc o nich gadać. Zastanawiam się do jakiego stopnia ten serial wprawił w kompleksy dziesiątki młodszych i starszych kobiet, które wcale nie miały ochoty spędzać czasu na poznawaniu co chwila kogoś nowego. Zresztą co ciekawe, jak na skargi bohaterek, że nie ma już żadnych porządnych mężczyzn w Nowym Jorku, każdej z niej udawało się podrywać facetów w ilościach nie śniących się zwykłym śmiertelniczkom. Cóż rozumiem formułę serialu – ostatecznie bez seksu i wielkiego miasta by się nie dało, ale trudno się patrzy na narzekania bohaterek zdając sobie sprawę, że jak ci się uda pójść z kimkolwiek na więcej niż jedną randkę to już jest jakiś sukces. Inna sprawa, że z czasem zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę to nie jest serial o czterech singielkach. W SATC singielką jest tylko Samantha – tylko ona jest zadowolona z tego, że nie ma faceta na stałe i nie szuka sobie faceta na stałe, reszta bohaterek cały czas jest na łowach. To, że są same jest ich porażką a nie domyślnym stanem, w którym chętnie przebywają. Tylko Samantha ma odwagę powiedzieć, że nawet mając faceta można być samą. Choć jednocześnie nawet Samantha musi się zakochać i w tej miłości musi się okazać, że jest taka jak wszystkie – żądna uwagi, zazdrosna i podatna na zranienie.

 

 

Mężczyźni są z Marsa a kobiety nie

 

Zresztą oglądając serial uderzyło mnie jak bardzo koncertuje się on na podziale tego co jest męskie i żeńskie. Zaskakującymi puentami niektórych odcinków jest dostrzeganie, że facet też człowiek, ale ogólnie – świat kobiet i mężczyzn jest równoległy. Przy czym nie da się ukryć – serial przez pierwsze sezony nie traktuje mężczyzn do końca poważnie. Wydają się zdziwaczałymi lub zamkniętymi w sobie albo nadmiernie pewnymi siebie, przedmiotami. Mają być egzemplifikacją pewnych serialowych tez – że każdy facet to idiota, dupek, albo że nawet z miłym facetem może być coś nie tak. Oglądając serial teraz miałam poczucie, że to jak traktuje postacie mężczyzn jest dość toksyczne. Nawet tych, do których pała jakąś sympatią. W jednym odcinku Big chce porozmawiać z Carrie o jej emocjach – zdał sobie sprawę, że postąpił źle, tymczasem nasza bohaterka chce się tylko z nim przespać. Komizm na wynikać na odwróceniu sytuacji, ale ostatecznie jest w tym jakaś irytacja. Faceci nie są po to by mówić o emocjach. To jest w ich wykonaniu śmieszne (choć jednocześnie na brak rozmów o emocjach skarżą się bohaterki). Kiedy Aidan narzeczony Carrie chce koniecznie wziąć ślub, Carrie czuje się atakowana, wycofuje się, odmawia podania daty, ostatecznie zrywa zaręczyny. Mamy kibicować Carrie ale jednocześnie – serial ponownie uważa że mężczyźni ze swoimi uczuciami i emocjami się narzucają. To nie ich poletko. Nawet ostateczne zejście się Biga z Carrie nie jest w sumie poprzedzone jakimś poważnym emocjonalnym rozliczeniem. To nie pasuje do wizji mężczyzny.

 

Tykają zegary biologiczne

 

Kolejna sprawa, którą dostrzegłam po latach, to pewna fiksacja na dzieciach. Bohaterki serialu są po trzydziestce i twórcy uznali, że nie ma takich, że nie chcą dzieci – coś musi się wydarzyć. Miranda zachodzi w ciążę przypadkowo (ale nie dokonuje aborcji bo wciąż w telewizji amerykańskiej to jest problem by bohaterka po prostu dokonała aborcji – w brytyjskiej zdarza się to częściej), Charlotte spędza niemal trzy sezon starając się o dziecko, Samantha dzieci nie chce mieć i jest tego absolutnie zdecydowanie pewna, ale oczywiście ma różne około dzieciowe refleksje kiedy dostaje raka, no i na koniec Carrie która dostaje aż dwa odcinki w serialu kiedy musi się zastanowić czy chce mieć dzieci. Dzieci i ich posiadanie jest w tym serialu tak obecne – że widać, że nikt sobie na początku lat dwutysięcznych nie umiał wyobrazić narracji o kobietach bez narracji o macierzyństwie. I żeby było jasne, ja też myślę o macierzyństwie, ale to jest niesamowite jak bardzo narrację o kobietach po 30 dominuje pytanie czy będą miały dziecko.  Zresztą w ogóle to jaką ten serial ma obsesję wobec wieku wydaje się bardzo charakterystyczne. Niemal w każdym odcinku bohaterki przypominają sobie i widzom, że są po trzydziestce. Oglądając SATC przestaję się dziwić, dlaczego tyle dziewczyn zaczyna traktować 30 urodziny jako ostatnie w swoim życiu i potem osuwa się w mroczne przekonanie, że zaczęła się starość. Patrząc na ten serial można dojść do wniosku, że po trzydziestce to już mrok, niepamięć i zatrata. Cóż z tego, że chodzisz na randki, skoro masz ograniczony czas przydatności do spożycia.

 

Jest tylko jedno dobre zakończenie

 

Nie ukrywam też, że z wiekiem niesamowicie trudno oglądało mi się bohaterki, które nawet przez chwilę nie próbowały po prostu przystanąć i być szczęśliwe same ze sobą. Serial niby nie mówi tego wprost, ale wychodzi z niego, że żeby być szczęśliwym trzeba znaleźć faceta. Tak po prostu – nie biorę pod uwagę późniejszych filmów, bo mam trochę godności i nie wracam do tego chłamu – jest facet na stałe jest szczęście. Każda z bohaterek serialu kończy z facetem. Nawet Smantha która przecież jako jedyna umiała jakoś żyć sama ze sobą, dostaje pod koniec związek. Bo domyślne jest, że inaczej nasze bohaterki byłby smutne czy wręcz żałosne. W jednym z ostatnich odcinków serialu Carrie przedstawia redaktorce Vogue, faceta który oczywiście nie jest ciekawy, nie jest przystojny, nie jest wysoki, nie pasuje do schematu. Ale redaktorka Vogue musi się z nim pokazać na kolejnej imprezie. Bo możesz być redaktorką Vogue ale musisz kogoś mieć. Nawet jeśli faceci są już „przebrani” (serial ma jakąś obsesję na punkcie tego, że facetów jest jakaś skończona pula i wszyscy dobrzy szybko spadają z rynku – to jest takie odczłowieczające podejście) to facet jest lepszy od braku faceta.

 

Każdy facet to tylko początek projektu

 

Wrócę jeszcze na chwilę do sposobu pokazywania mężczyzn w serialu, bo wydawał mi się on zawsze fascynujący. Produkcja jest zdecydowanie nastawiona na wizję „Każdy mężczyzna to tylko początek projektu”. Bohaterki starały się na przestrzeni serii zmieniać swoich facetów zarówno pod względem wyglądu (w sumie dość opresyjny wątek w którym Charlott stara się dopasować swojego przyszłego męża do jakiejś wizji faceta z którym powinna się umawiać), jak i zachowania czy nawet zawodu (Smith ostatni facet Samanthy to przecież jej projekt niemalże zawodowy). Carrie też kręciła się wokół swoich facetów zawsze z jakąś wizją jakby tu ich zmienić. Czy to wymusić na Bigu większą emocjonalność, czy sprawić by Aidan stał się równie rozrywkowy co ona, czy …. w sumie nie wiem jaki był plan Carrie odnośnie jej rosyjskiego artysty. Zmienianie mężczyzn, dostosowywanie ich do siebie, zawsze wydawało mi się takim bardzo toksycznym elementem kultury. Niby się z kimś umawiasz, ale naprawdę umawiasz się z jakąś wersją tej osoby, którą dopiero stworzysz. Faceci oczywiście nie mają wiele do powiedzenia – jeśli poddają się zmianie są OK, jeśli protestują – wykazują się zupełnym brakiem zrozumienia. Wciąż jednak jakaś domyślna praca spada na kobiety, które są odpowiedzialne za to kim jest człowiek, z którym się spotykają.  Bo też nie ukrywajmy, bohaterki wciąż i wciąż mają w głowie „Co ludzie powiedzą”.

 

 

Najmniejszy Manhattan świata

 

Inna sprawa, dopiero po latach jestem w stanie spojrzeć na ten serial przez pryzmat zupełnie inny, czyli tego jak pokazuje bohaterki. Ostatecznie, mamy uwierzyć, że to cztery dobrze radzące sobie dziewczyny z Manhattanu. W istocie jednak to cztery dobrze sytuowane, prawie nigdy (poza Carrie) nie przejmujące się kasą kobiety, który mają stabilne prace. Mają wyłącznie białych znajomych (serio ten serial jest niewyobrażalnie biały – tak jak seriale już nie są), chodzą na przyjęcia do olbrzymich mieszkań, mogą spotykać się z milionerami, bo obracają się w tych samych kręgach i zawsze jakichś z ich znajomych ma dom w Hamptons. Zwykłe życie naszych bohaterek jest w istocie życiem bardzo uprzywilejowanej wąskiej grupy osób, które stanowią jakiś mikroprocent społeczeństwa. Kiedy się człowiek nad tym zastanowi to nawet nie byłby problem, gdyby serial gdziekolwiek to komunikował. Tymczasem niby oglądamy, zwykłe życie niezależnych kobiet z NY ale w istocie oglądamy życie bardzo specyficznej i ekstremalnie wąskie grupy społecznej. Zwróćcie uwagę, że życie bohaterek tak naprawdę jest ograniczone nie tyko do Manhattanu, ale też do kilku przestrzeni. Wyprowadzka na Brooklyn jest traktowana jako największe poświęcenie.

 

Wszystko kiedyś będzie nieaktualne

 

Oczywiście każdy serial może się zestarzeć w sposób chyba trudny dla twórców do przewidzenia. To co na początku XXI wieku wydawało się postępowe dziś często jest zaskakująco konserwatywne. Nie mówiąc już o odcinkach, gdzie pojawiają się wątki co najmniej problematyczne. Ten w którym Carrie nie dowierza, że istnieje coś takiego jak biseksualizm, czy taki w którym okazuje się, że były chłopak Carrie leczy się psychiatrycznie co jest pokazane jako mieszanina czegoś zabawnego z czymś porażająco odrzucającym. Nie jest też niesamowicie zabawny odcinek, w którym facet wraca do picia bo było mu tak dobrze w łóżku z Carrie. Och dobrze, że lata 90 przeminęły i pewne żarty odeszły do lamusa.  Jednocześnie to niesamowite jak analogowy jest to serial. Czy ktokolwiek współcześnie będzie w stanie oglądać serial gdzie biegnie się do domu odsłuchać  wiadomości na automatycznej sekretarce. Nie mam żalu, że rzeczy się zmieniają – jestem historyczką, nie trzeba mi tłumaczyć. Ostatecznie oglądam serial raczej jako źródło historyczne do dziejów obyczajowości przełomu wieków. A właściwie tego jak po powierzchnią postępowości kryła się dość klasyczna narracja o kobiecych potrzebach. Choć serial tego nigdy nie wyrażał wprost bohaterki szukając mężczyzny idealnego szukały mężczyzny klasycznego. Przystojnego, bogatego, emocjonalnie nie nadmiernie wylewnego, takiego który się nimi zaopiekuje, ale też będzie miał sporo kasy by zapewnić im życie na odpowiednim poziomie. Domyślnie też – nieco starszego. To właśnie takiego faceta dostaje Carrie, której jako jedynej udaje się złowić pana Biga – faceta, który jest tym ideałem. I ten ideał jest przecież niewyobrażalnie konserwatywny.

 

 

A jednak komedia romantyczna

 

Zwróciłam też uwagę, że po drugim sezonie zmienia się formuła serii. Najwyraźniej pomysł robienia z tego programu z szerszą refleksją o seksualności nie zdało egzaminu. Od trzeciego sezonu serial właściwie zamienia się w jedną bardzo długą komedię romantyczną, z tą uwagą, że końcówka wydaje się dość zaskakująco przyśpieszona. Wydawać by się mogło, że po latach tworzenia skomplikowanej relacji pomiędzy Bigiem a Carrie pojawi się jakieś ciekawsze rozwiązanie, ale w sumie – emocjonalnie serial przeskakuje do rozmów telefonicznych i przyjaźni do związku na całe życie. Niemal słychać, jak scenarzyści jęknęli, kiedy nie dostali kolejnego sezonu. Choć jednocześnie – Seks w Wielkim Mieście musi się skończyć dokładnie w momencie, w którym zwykle kończą się produkcje o ciekawych ludziach koło trzydziestki. Zanim przekroczą czterdziestkę i przestaną być ciekawe. Jedna bohaterka po czterdziestce jest ciekawym dodatkiem. Cztery przenoszą serial do świata telewizyjnej geriatrii. Przynajmniej tak było na początku lat dwutysięcznych. Oprócz stylistycznej zmiany serial przeszedł także odrobinę zmianę w podejściu do tematu – po dwóch sezonach historii pojedynczych randek i krótkich związków serial skupił się na bardziej długodystansowych relacjach. Nie mogę przestać się zastanawiać – czy to dlatego, że jednak nikt nie chce widzieć kobiet, które randkują zbyt długo i zbyt dużo. Jednocześnie ta zmiana formatu okazuje się pułapką. Serial z ogólnej refleksji nad seksualnością nowojorczyków staje się ostatecznie produkcją obyczajową. Te zaś mają bardzo zamkniętą pulę rozwiązań. O ile ogólne refleksje można snuć bez żadnej znaczącej puenty, o tyle kiedy wkroczy się na drogę poważnych związków pozostaje jedynie mnożenie perypetii i próba znalezienia odpowiedzi na pytanie – będą razem czy nie będą. To zdecydowanie mniej ciekawe niż refleksja nad różnymi, czasem absurdalnymi aspektami związków.

 

Inne żony ze Stepford

 

Mam poczucie, że tak naprawdę czytanie tego serialu nie ma nic wspólnego z moim feminizmem. Tzn. nie chodzi o to by stworzyć jakąś złośliwą feministyczną krytykę. Myślę, że wiele kobiet nawet w bardziej opresyjnych czasach nigdy nie miało takiego życia i cieszyły się paradoksalnie większą swobodą niż potencjalnie wyzwolone bohaterki SATC. To jest zresztą pewna pułapka SATC – to nigdy nie był serial realistyczny pod tym względem, że większość kobiet jednak chyba aż tak nie randkowała i nie kupowała nowych butów na każdą randkę. To jest wyzwolony komentarz nie tyle do rzeczywistości co do kulturowej wizji powinności kobiecych sięgających jeszcze lat pięćdziesiątych. Bohaterki SATC z jednej strony nie mają szans na zostanie żonami ze Stepford z drugiej – trochę istnieją w tym samym uniwersum amerykańskiej popkultury. Tym samym które kilka lat później pokaże nam „Gotowe na Wszystko” dopełniając pewnego przesadzonego, ale wciąż w swoich podstawach zaskakująco konserwatywnego wizerunku, kobiecego życia. Pod tym względem SATC jest w sumie innym sposobem zagonienia kobiet tam, gdzie powinny być – u boku mężczyzny. Tylko, że droga jest ciekawsza i po drodze jest więcej seksu. Dlatego, uważam, że warto serial czytać przede wszystkim jako komentarz popkultury do samej siebie. To reinterpretacja tej klasycznej kobiecej bohaterki

 

Zwróćcie uwagę na samo zakończenie serialu – Carrie porzuca wszystko co ma – dom, pracę, przyjaciółki by podążyć za facetem do Paryża. Nie chce słyszeć żadnych uwag odnośnie tego, że to się jej nie spodoba. Choć Carrie nie ma wiele wspólnego ze swoim rosyjskim artystą, choć nie zna środowiska, języka i nawet nie wie do końca jakie prace będzie wystawiał jej słynny ukochany, jednak rzuca wszystko i jedzie. Oczywiście nie jest w stanie znieść sytuacji w jakiej się znalazła – ostatecznie już nie jest tą bohaterką, która może być tylko u boku mężczyzny (nie da się jednak ukryć, że denerwuje fakt jak bardzo nie przemyślała swojej decyzji). Co się więc dzieje? Zagubioną Carrie która o mało nie wskoczyła w tradycyjną rolę, ratuje inny mężczyzna. Bohaterka o mało się nie zgubiła, ale znajduje właściwą drogę. Ale to nie jest droga do mężczyzny. I nie ma nic złego w zakochiwaniu się w kimkolwiek. Raczej to fajnie pokazuje, gdzie mieszczą się bohaterki na szerokim spektrum popkuturowej niezależności.

 

 

 

Serial na każde (życiowe) czasy

 

Wiele osób pyta mnie czemu powracam do seriali które już kiedyś widziałam. Ostatecznie codziennie jest tyle nowych premier, że oglądanie czegoś co już się zna wydaje się stratą czasu. Ale właśnie powrót do serialu, kiedy jest się kimś zupełnie innym sprawia, że widzi się pewne sprawy inaczej. Nie dostrzegłabym tego jak w sumie serial nie umie się ustosunkować do małżeństwa gdybym nie była mężatką. Nie dostrzegłabym tego jak bardzo bohaterki czują się niekomfortowo (a właściwie jak same na siebie sprowadzają ten dyskomfort ciągłego udawania kogoś lepszego niż się jest) w stałych związkach gdybym się w takim nie znalazła. Nie miałabym dystansu do ich przemyśleń i poczynań gdybym nie doszła w końcu do tego samego wieku co one. To nie jest ten sam serial, który oglądałam będąc dwudziestoparoletnią dziewczyną, która mieszka sama w niewielkim mieszkaniu w wielkim mieście tylko zastanawia się skąd wziąć randkę. Zresztą jeśli już mam wam przyznać, to kolejni partnerzy Carrie nigdy nie wydawali mi się szczególnie atrakcyjni.

 

Wracając do źródeł

 

Jednocześnie wydaje mi się konieczne by podkreślić, że nie kiedy czyta się serial po latach – nawet krytycznie, to wcale nie znaczy, że jest on zły. To jak z czytaniem źródeł historycznych – czasem czyta się zupełnie co innego niż jest w tekście i to jest dużo ciekawsze. Podobnie z Seksem w Wielkim Mieście. Nie oglądam go zastanawiając się którą bohaterką jestem, czy jaki sens mają kolejne przygody bohaterek. Emocjonalnie produkcja nie ma mi już nic do zaoferowania. Ale nie zmienia to faktu, że widzę ją jako pomnik pewnej wizji wyzwolonej kobiecości przełomu wieków. Wizji, która z dzisiejszego punktu widzenia pokazuje, jak bardzo w pewnej opresji nie chodzi o to z iloma facetami się sypia i kiedy znajdzie się tego jedynego. Serial jak na tamte czasy był przełomowy, ale dziś doskonale pokazuje, że tak naprawdę nie przełamał wielu istotnych barier – dotyczących czegoś zupełnie innego niż seks. Przez wiele lat myślałam sobie, że to dziwne, że producentem i właściwie twórcą tak kobiecego serialu był mężczyzna. Ale po latach mnie to nie dziwi. To wyzwolona kobiecość oglądana przez szybkę. Wciąż jednak nie docierająca do sedna.

 

 

 

Z Seksem w Wielkim Mieście jak tak. Najpierw oglądasz go u progu jakiejś dorosłości i patrząc na życie bohaterek myślisz „Ach to tak wygląda życie”, potem zbliżasz się nieco do ich wieku i myślisz „Chyba jednak życie tak nie wygląda” a potem z ulgą rozsiadasz się w dresach na kanapie i z całym swoim zapleczem intelektualnym i emocjonalnym możesz westchnąć z ulgą „ Na szczęście życie tak nie wygląda”.

0 komentarz
17

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online