?
Hej
A więc nadszedł ten wielki dzień kiedy zwierz w całej swojej blogowej wspaniałości został zaproszony do odebrania nagrody za bycie blogiem blogerów. Zwierz nie jest jeszcze do końca pewien co ten tytuł oznacza, ale został zapewniony, że dostał wielką szansę, którą, może wspaniale wykorzystać. Zwierz który dotychczas był do nagrody nastawiony wyłącznie entuzjastycznie trochę się przestraszył, bo z wielkimi szansami nigdy nic nie wiadomo i przecież widziało się te wszystkie filmy, gdzie młodego ambitnego człowieka zjadł zły świat. Zwierz co prawda aż tak młody już nie jest ale co będzie jak się zdeprawuje i popadnie w nałóg alkoholowy albo jeszcze gorszy i któregoś dnia nie napisze notki. Aż strach się bać.
Z resztą sama gala była w dużym stopniu testem tego czy zwierz rzeczywiście wyróżnia się na tyle by opłacało się go nagradzać. zacznijmy od lokalizacji. Zwierz nie będzie przed wami ukrywał. Gala odbywała się niesamowicie blisko zwierza. Tak blisko, że zwierz zgodnie ze wszystkim zasadami pobłądził. I to straszliwie – nazwa Tęcza każdemu mieszkańcowi Żoliborza kojarzy się jednoznacznie – z Kinem Tęcza. Zwierz radośnie pognał więc pod kino Tęcza by zdać sobie sprawę, że nadal stoi ono zamknięte na głucho (trochę szkoda zwierz ma bardzo mile wspomnienia z wycieczek szkolnych na filmy edukacyjne) zaś cała zabawa odbywa się w pofabrycznej hali tuż obok Instytutu Chemii Przemysłowej. Oznaczało to konieczność zawrócenia w miejscu, wyciągnięcia telefonu z kieszeni i ku własnej kompromitacji poruszania się z telefonem wyciągniętym przed siebie po ulicach, na których spędziło się całe swoje życie. Co więcej okazuje się, że lokalizacja była tajemnicą nie tylko dla samego zwierza, ale także dla całego tłumu blogerów, którzy przerażeni i odłączeni od sieci błąkali się jak biedacy po ulicach przemysłowego Żoliborza. Nawet tablica z nazwą bloga roku okazała się myląca ponieważ wskazywała dokładnie to miejsce gdzie gala się nie odbywała. Im bliżej zwierz i całkiem spora gromadka znajdowali się miejsca gdzie miała się odbyć gala, tym głośniej słychać było groźby na pograniczu karalnych pod adresem tych, którzy wyrysowali mapkę. Ganiający po uliczkach razem ze zwierzem blogerzy piszący o podróżach sugerowali nawet, że to zemsta organizatorów za bunty przeciwko wcieleniu podróży do kategorii lifestyle.
Zwierz nie spóźnił się jednak, wręcz przeciwnie pojawił się nawet nieco wcześniej, prosto z szatni odesłano go do stoliczka gdzie podpisał, że można mu robić zdjęcia, filmować go, korzystać z jego imienia przy podrabianiu czeków i typ podobne. Zwierz podpisywanie takich rzeczy traktuje bezstresowo, bo anonimowy to zwierz przestał być wieki temu czego wielu użytkowników Internetu ku zaskoczeniu zwierza nie zauważyło. Niestety zwierz pozostał także anonimowy dla samych organizatorów konkursu ponieważ radośnie wystawili mu dyplom na kogoś zupełnie innego. Zwierz jednak niezrażony tym drobnym błędem radośnie pogalopował na salę i zajął miejsce, które wydawało mu się bardzo sympatyczne. Nic dziwnego bo okazało się, że usiadł w miejscu ewidentnie skażonym kulturalną blogosferą, jak inaczej wytłumaczyć, że osobą która zwróciła się do zwierza (po uprzednim zlustrowaniu koloru jego paznokci) jako pierwsza była autorka Miasta Książek, że zwierz po swojej prawicy siedział z autorami e-kundelka poświęconego wszelkiego rodzaju ebookom, zaś w zasięgu wzroku siedział nikt inny jak sam Zuch, który rysuje. Najwyraźniej zwierz ma naturalne ciągoty by siadać w miejscach miłych. Miejsce okazało się bardzo miłe – pełne ludzi, których stosunek do gali był podobny do zwierzowej.
Bo widzicie z galami jest trudno. To taka konstrukcja, która z jednej strony zakłada radosne emocje (oczywiście tych którzy wygrali) z drugiej, że nikt nie będzie mówił za długo i te emocje nikogo nie poniosą. Do tego, zwierz który był jedynym świadomym wcześniej otrzymania nagrody nie denerwował się jak zapewne wielu blogerów, którzy siedzieli na sali i musieli wysłuchiwać zarówno konferansjera jak i przerywników muzycznych. Żeby było jasne – muzycznie przerywnik dawał radę, zwierz wie, że sporo osób lubi taką muzykę. Gorzej tylko kiedy ów przerywnik widowni jest zupełnie nie na rękę, bo kiedy ważą się losy blogowej przyszłości, to słuchanie radosnego bulgotania nie jest dokładne tym czego się pragnie. Wręcz przeciwnie niezależnie od tego czy się wygrywa czy przegrywa chce się mieć to wszystko jak najprędzej za sobą. To zasada wszystkich rozdań nagród i zwierz podejrzewa, że także na Oscarach nominowani do kolejnych nagród przewracają oczyma na tą Adele, która wydłuża imprezę.
Zwierz nie do końca rozumie też natury konferansjerki na tego typu imprezach. To taki twór, który właściwie w przyrodzie nie występuje. To znaczy występuje, ale nigdy nie wypada dobrze i naturalnie. Wychodzą dwie osoby, które mają na karteczkach zapisane dosłownie każde dowcipne wtrącenie i przez godzinę udają, że są tacy fajni i naturalni. Innymi słowy udają, że nie mają niczego na tych karteczkach czy Ipadach spisanego. Istnieje nawet specjalny ton głosu, którym posługuje się konferansjer, którego nie sposób pomylić z żadnym innym, a który zwiastuje marne żarty i marną próbę mitygowania tych żartów. Jest to specjalny ton udawania, że mówi się naturalnie, który jest najmniej naturalnym tonem głosu jaki człowiek może z siebie wydać. Istnieje możliwość, że gdyby wyciszyć całą muzykę słuchać byłoby rytmiczny facepalm części widowni. Być może dlatego, blogerka nagrodzona za najdowcipniejszy blog poczuła w obowiązku dogryźć prowadzącemu, który wydawał się być zafiksowany, że gala bloga roku odbywa się tego samego dnia co abdykacja papieża. Jak sami czujecie porównania rodzą się same. Plusem jest natomiast to, że zwierz miał niespotykaną okazję zaobserwować socjologicznie jak publiczność klaszcze bo musi nawet wtedy kiedy połowa sali lekko przewraca oczyma, zaś druga stara się powstrzymać chichot nad czymś co wyczytała na ekranie swojego smartfona.
O ile konferansjerka wołała o pomstę do nieba o tyle sami nagrodzeni wydali się zwierzowi grupą wielce sympatyczną. Zwierz miał wrażenie, że właściwie każdy blog mógłby spokojnie wygrać w kategorii pasje i zainteresowania bo była to z pewnością ta cecha, która łączyła wszystkich ludzi pojawiających się na scenie. Tym co przykuło uwagę zwierza już od razu było takie lekkie przechylenie ciała jakie towarzyszyło kolejnym nagrodzonym. Zwierz miał wrażenie jakby nagle znalazł się na chwilę na Oscarowej gali gdzie każdy nagrodzony komentuje wagę statuetki. Dopiero kiedy prowadząca radosnym głosem oświadczyła że ten kawałek szkła który dostaje każdy nagrodzony waży sześć kilo groza zajrzała w oczy zwierza. Sześć kilo statuetki to mniej więcej o pięć za dużo by zwierz mógł trzymając ją w ręku posiadać jeszcze jakąkolwiek chęć do życia. Zwierz musi się wam przyznać, że przez większość gali (jego nagroda była prawie na samym końcu po wszystkich niespodziewanych dodatkowych wyróżnieniach dla całej masy blogów) kombinował co zrobi z tą statuetką kiedy znajdzie się już na podium. Być może to dobrze, bo zwierz nie znalazł czasu na przejmowanie się tym co powie kiedy już tam trafi. A wyglądało na to, że będzie musiał coś powiedzieć i samo ukłonienie się nie wystarczy. Co więcej zaskoczenie i wzruszenie też nieco odpadało. Zwierz zaczął lekko wewnętrznie panikować.
Na całe szczęście okazało się, że nagrodę zwierz odbierze od całego tłumu blogerów. Zanim to się stało zwierz został zakwalifikowany jako chomikomrówkoorzeł – gatunek nowy i jeszcze nie odkryty, który łączy najlepsze cechy wszystkich gatunków, choć powiedzmy sobie szczerze, uwaga o pracowitości zwierza jest nieco na wyrost bo trudno o istotę bardziej od zwierza leniwą, natomiast orzeł zwierza zaskoczył bo wszak nigdy nie podejrzewał się o popkulturalną drapieżność, jedynie chomik wydawał się zwierzowi zupełnie naturalny bo wszak zwierz jest patologicznie wręcz chomiczy z natury i chciałby mieć wszystko, widzieć wszystko i wiedzieć wszystko. Nie mniej kiedy ktoś zapyta zwierza jakiego jest gatunku będzie zawsze miał gotową odpowiedź w kieszeni. Ale wróćmy do wspaniałego momentu zwierza kiedy to otrzymał statuetkę, którą od razu oddał wręczającym i dorwał się do mikrofonu. Jeśli widzieliście przemowę zwierza przez Internet to właściwie nie ma o czym mówić – sam zwierz miał rzecz jasna ułożoną zdecydowanie bardziej błyskotliwą mowę, ale ostatecznie zachowa ją sobie na Oscary. Ci którzy nie oglądali niech wiedza, że zwierz podziękował przede wszystkim swoim czytelnikom , bo prawdą jest że to dal nich zwierz przede wszystkim pisze bloga i że to oni stanowią ten głos z którym zwierz wdaje się w dyskusje kiedy pisze blog. Zwierz musiał wspomnieć też o wazonie bo blogów jest setki a wazon tylko jeden i na dodatek zwierzowy.
Zapewne nie wiecie co działo się po zejścia zwierza ze sceny. Otóż został on porwany wraz z wszystkimi cennościami, które nie mieściły się w zwierzowych dłoniach na wywiad, którego zwierz udzielał bardzo chętnie i wyczerpująco. Tak chętnie i wyczerpująco, że wziął i przegapił wszystkie najważniejsze nagrody a także zbiorowe zdjęcie wszystkich laureatów. Kiedy w końcu przebijając się przez tłum (znakomite zastosowanie olbrzymiego dyplomu i ciężkiej nagrody pozwoliło przedrzeć się przez tłum w miarę szybko i bezboleśnie) zostało mu tylko wysłuchanie ostatnich taktów My Myself and I udanie się w kierunku gdzie odbywać miał się bankiet.
Widzicie jedna z zasad bankietowych jest to, że osoba pragnąca wynieść z takiego doświadczenia jak najwięcej winna krążyć po sali trzymając w jednej ręce drinka w drugiej talerzy z jedzeniem, kłaniać się wszystkim, nawiązywać szybkie i przyjemne konwersacje, odbierać gratulacje i wymieniać się wizytówkami. Niestety zwierz obarczony sześcioma kilogramami szklanego szczęścia i półmetrowym dyplomem dotransportował się do najbliższego stolika gdzie osiadł i postanowił, że nie będzie już więcej podróżować. Wybór okazał się niesłychanie trafny bo już po chwili wokół stolika zgromadziło się wielce zacne towarzystwo, w tym Agnieszka Kaluga, która jest prawie osobiście odpowiedzialna za sukces zwierza w konkursie. Zwierz mógł więc popijając przepyszne drinki i jedząc pyszne jedzonko (w tym przewspaniałe desery) prowadzić inteligentną konwersację, co jakiś czas przerywaną gratulacjami, glosami zaskoczenia, że zwierz nie jest mężczyzną czy dobrymi radami co z tak niespodziewanym sukcesem zrobić. zwierz bawił się naprawdę dobrze, a plastikowy dyplom idealnie nadawał się na podstawkę do drinków(stoliki były podejrzanie miękkie), zaś nagroda stabilizowała rozchwiany stolik i jedynie brak krzeseł budził w zwierzu pewien smutek. No ale imprezy na których można siedzieć zamiast stać to wyższa szkoła jazdy i zwierz pewnie długo do nich nie dorośnie. W każdym razie na pewno kiedyś dorośnie do założenia butów nie na obcasie. Co jest kolejnym przejawem nieuleczalnej głupoty zwierza.
Stojąc przez faktem konieczności powrotu do domu po nocy, w niewygodnych butach i z sześcioma kilogramami dobra oraz torbą pełna gratisów, zwierz zwinął się nieco wcześniej (wszak wpis też napisać trzeba) i uszedł dokładnie do skrzyżowania dwóch niesłychanie blisko położonych od zwierza dróg, po czym stwierdził, że tu kończą się jego możliwości dalszego poruszania się po mieście. I tak wasz wielki zwierz bloger, spędził dziesięć minut swojego wielkiego blogowego wieczoru siedząc jak ta sierotka w środku niczego z wielkim dyplomem i szklaną statuetką. Potem przyjechała taksówka. Tak więc jeśli zwierz kiedykolwiek miałby popaść w samouwielbienie to koleje jego losu szybko sprowadzą go na właściwą drogę. nie musicie się więc raczej bać. Zwłaszcza, że po powrocie do domu i przeczytaniu przekomicznej relacji z gali jaką urządzili sobie czytelnicy zwierza na 140 postów, zwierz zrobił to co takiego wieczora każdy zwierz z gatunku chomikomrówkoorłów uczynić powinien – obejrzał sobie odcinek serialu.
A i jeszcze jedno – moi drodzy kochani czytelnicy – zwierz nie może się powstrzymać by nie ogłosić plebiscytu na wykorzystanie i ustawienie statuetki. Zwierz myślał, że wstawi ją do gablotki gdzie stawia różnego rodzaju szpargały (figurkę Wolverina, popiersie Fryderyka Wilhelma, nagrodę w konkursie poetyckim, dyplom ukończenia studiów z wyróżnieniem) ale gablotka ma szklane półki i pewnie się załamie pod nadmiarem wspaniałości. Co więc waszym zdaniem zwierz powinien zrobić ze statuetką? Trzymać na biurku jako przypomnienie jaki jest wspaniały? W kuchni by podnosić swoje ambicje, przy wejściu? Zwierz radośnie posłucha waszych propozycji.
Ps: Zwierz oczywiście chciałby bardzo pogratulować wszystkim zwycięzcom zwłaszcza from Movie to the Kitchen – czyż to nie miło kiedy blog sympatyczny, kulinarno- kulturalny dostaje główną nagrodę. Zwierz podpowiada, że miło.
ps2: Zwierz oczywiście po powrocie do domu rzucił okiem na komentarze na Onecie – pojawiająca się na początku gali gala zapowiadająca, że tu brak hejterów, rzeczywiście odnosiła się li tylko i wyłącznie do onetowej gali.
ps3: Gdzieś będzie wideo ze zwierzem, słowem, kapeluszem i wypowiedzią ale ponoć właśnie ktoś je gdzieś montuje.